Jak wskazuje sondaże,  zdecydowana większość osób biorących w nich udział nie ma żadnych noworocznych postanowień. Kiedyś było to nie do pomyślenia, aby zaczynać rok bez zadeklarowania czegoś, co na co dzień raczej nie przyszłoby nam do głowy. A jeśli nawet by przyszło, to zostałoby skrzętnie przemilczane. Co innego otwierając nowy rok, wtedy można sobie wmówić nawet największą mrzonkę.

Inna kwestia to realizacja noworocznych postanowień. Zwykle silna wola, aby w nich trwać, kończy się po 2-3 dniach. Na szczęście za rok jest znowu nowy rok. Zatem możemy od nowa snuć marzenia nie do wykonania. Ale, ile razy można sobie obiecywać, że rzuci się palenie, alkohol, nauczy języka obcego, będzie uprawiać sport czy schudnie? Każde marzenie ma prawo z czasem spowszednieć, zatem nie dziwi mnie, że coraz mniej osób ma noworoczne postanowienia.

Pewna moja znajoma wyznała mi szczerze, jaki ma sposób na noworoczne zobowiązania: – Nigdy nie udało mi się dotrzymać postanowień noworocznych. Dlatego w tym roku wyznaczam sobie cele adekwatne do mojej siły woli i zainteresowań. Kupię sobie coś ładnego, najem się porządnie i wydudnię dużo czerwonego wina.

Niewątpliwie jest to sposób, który sprawia, że realizacja noworocznych deklaracji staje się łatwa i przyjemna zarazem.

Ja jednak należę do ambitnych tradycjonalistów, i z początkiem roku zwykle podejmuję niezbyt proste do wykonania zobowiązania. I z roku na rok coraz trudniej jest mi znaleźć jakiś sensowny i realny do realizacji cel. Palić nie palę od 20 lat, spożyciem alkoholu znacznie zaniżam krajową normę, schudnąć już więcej się nie da. Zaś stosunek do języków obcych mam podobny do Jana Himilsbacha, którego podobieństwo do Spencera Tracy, jak niesie legenda, sprawiło, że otworzyła się przed nim wielka kariera w Hollywood. Ponoć rolę w filmie zaproponował mu sam Steven Spielberg. Pod jednym warunkiem: musiał nauczyć się angielskiego. – I co, uczysz się? – pytali znajomi. – Nie. Jeszcze nie. Spielberg się rozmyśli, a ja z tym angielskim zostanę jak ten ch…! – odpowiadał Himilsbach.

W moim przypadku jest to hiszpański, którego naukę odkładam na lepsze czasy. Może za rok wrócę do poznawania tajników języka Cervantesa. Tymczasem pozostaję w kręgu języka ojczystego.

Zatem na początku minionego, 2017 roku postanowiłem, że przeczytam w ciągu niego 52 książki, po jednej tygodniowo. Przeczytałem 67 książek. I po tej lekturze stwierdziłem, że właściwie mógłbym sam zobowiązać się, wraz z nowym rokiem, do napisania kilku książek. Może nie 52 czy 67, ale pięć jestem w stanie w takim czasie stworzyć. Zatem takie właśnie jest moje tegoroczne postanowienie noworoczne. Trudno będzie mi się z niego wycofać, bowiem znalazł się nawet wydawca, który chce zainwestować, i to niemało, w moją twórczość. Co gorsza podpisałem umowę, a nawet zaliczkę roztrwoniłem.

Nie mam zatem odwrotu, przyjdzie mi spełnić noworoczne postanowienie. Czego i Państwu życzę.

Janusz Szostak

Zobacz również: