Od zaginięcia dziewiętnastoletniej  Iwony Wieczorek z Sopotu minęło już niemal 6 lat. Mało kto wierzy, że tę zagadkę uda się jeszcze rozwikłać. Co pewien czas pojawiają się mniej lub bardziej wiarygodne hipotezy, dotyczące jej zniknięcia. Jednak nic nie wskazuje, abyśmy zbliżali się do rozwiązania tej tajemniczej zagadki. Choć – według słów jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego – jest ono na wyciągnięcie dłoni.

 Co pewien czas – dzięki mediom – sprawa Iwony Wieczorek powraca. Opinia publiczna interesuje się tym zaginięciem, jak mało którym.

Tak ogromne zainteresowanie mediów tą sprawą, może utrudniać działania policji – twierdzi Krzysztof Jackowski – Każdy ruch policji śledzą media i trudno jest policji podjąć jakieś niekonwencjonalne, zdecydowane działania w tej sprawie. Ale ja myślę, że policja wie co się stało, tylko szuka mocnych dowodów.

– To prawda, że rozgłos, jaki ma ta sprawa, nie ułatwia nam pracy. Musimy się ciągle tłumaczyć, z tego co robimy – mówi  jeden z policjantów zajmujących się zaginięciem Iwony.

 Cała Polska z Iwoną

W nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku, 19-letnia wówczas Iwona bawiła się z przyjaciółmi w sopockim Dream Clubie w Krzywym Domku. Po dyskotece mieli razem  wrócić do domów. Jednak około godziny 3 nad ranem doszło do sprzeczki, której przyczyny jej uczestnicy nie są w stanie sobie przypomnieć.

– Nawet nie pamiętam o co poszło, to był jakiś drobiazg – twierdziła koleżanka Iwony. Pozostali uczestnicy zabawy też narzekali na luki w pamięci. Nikt nie pamięta, czemu Iwona wyszła sama z klubu. Jednak Iwona Kinda, matka zaginionej nastolatki uważa, że sprzeczka w Dream Clubie może być kluczem do rozwiązania zagadki zniknięcia jej córki:  – Gdyby poszło o jakąś bzdurę, to Iwona na pewno sama by nie wyszła. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywała.

Faktem jest jednak, że dziewczyna postanowiła wrócić sama do domu. Miała do pokonania ponad sześć kilometrów. Nie miała pieniędzy na taksówkę, szła pieszo. Nieco po godzinie trzeciej nad ranem był z nią jeszcze kontakt telefoniczny.  Niedługo  potem, zaginął po niej wszelki ślad.

20 lipca 2010 roku czytelnicy Dziennika Bałtyckiego otrzymali lakoniczną informację: „W nocy z 16 na 17 sierpnia zaginęła dziewczyna. Ma 19 lat, 164 cm wzrostu i piwne oczy. W dniu zaginięcia ubrana była w biało-granatową bluzkę w paski, granatową spódniczkę i niebieskie zamszowe szpilki. Wyszła z dyskoteki Dream Club, odłączyła się od znajomych i postanowiła sama wracać do domu”. Czyli typowe „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”.

Komunikat odróżnia się jedynie tym, że zamiast dotkniętej amnezją emerytki, ze zdjęcia uśmiecha się atrakcyjna blondynka.

To pierwsze ogłoszenie, to jakby prolog. Zwiastun burzy.

Mama Iwony –  fryzjerka z Sopotu – rozwiesza na drzewach przy plaży ogłoszenia ze swoim numerem telefonu i zdjęciem bardzo ładnej dziewiętnastolatki. Zdążający nad morze wczasowicze niespiesznie przystają, czytają. Rozglądają się wokół… Zaginęła? Gdzieś tu?

Mija tydzień. Z poszukiwań zaginionej Iwony temat robi trójmiejska Gazeta Wyborcza. Dziennikarze mają „jedynkę” – i strzał w dziesiątkę. Temat chwyta, i to jak!

Sprawą Iwony żyje wkrótce cała Polska. I cała Polska podziwia determinację matki, poszukującej ukochanej córki. W poszukiwania włączają się detektyw Krzysztof Rutkowski i jasnowidz Krzysztof Jackowski.

Po kilku dniach i awanturze Rutkowskiego z policją, znane są już dwa nagrania z monitoringu, na których widać przechodzącą dziewczynę w mini spódniczce. Pierwsze jest sprzed restauracji Sanatorium w Sopocie, drugie z Jelitkowa, a dokładniej – z miejsca oznaczonego jako wejście na plażę nr 63.

To, jak na razie, najwyraźniejsze ślady, jakie pozostawiła po sobie Iwona Wieczorek.

Na ekranie nuda

Iwona żyje w sieci – życiem wirtualnym. Tu temat nie umarł, przynajmniej w gronie uczestników licznych for poświęconych jej zaginięciu. I opinie są różne. Począwszy od obelg, dotyczących najczęściej prowadzenia się zaginionej, skończywszy na bardzo skrupulatnych analizach materiału udostępnionego opinii publicznej.

Kamery zarejestrowały Iwonę przy restauracji Sanatorium o godzinie. 3.07. Wiadomo zatem, że szła Monciakiem w stronę morza, doszła do ul. Grunwaldzkiej i skręciła w prawo, jakby w stronę Gdańska.

Na filmie idzie chodnikiem, wokół stoją młodzi ludzie, inni przechodzą, jeszcze jest ciemno, wakacyjny Sopot się bawi. Kilkuosobowe grupy młodzieży. Spory ruch na ulicy. Iwona jednak nie zwraca uwagi na to, co dzieje się dokoła, trzyma w ręku szpilki (tego dokładnie nie widać, taka jest interpretacja śledczych i Rutkowskiego) i idzie boso w stronę przejścia dla pieszych, pokonuje ul. Grunwaldzką, przy klubie „Papryka” wchodzi do nadmorskiego parku. Koniec nagrania.

Mija godzina. Drugie nagranie pochodzi z Jelitkowa, z godz. 4.40. Jest już widno. Deptak ciągnie się wzdłuż plaży. Przy deptaku knajpa – duża drewniana parterowa buda, zwana potocznie „Bacówką”. W środku pewnie dogorywa impreza.

Jest Iwona. Nadchodzi od strony Sopotu, dalej niesie w ręku niebieskie zamszowe szpilki (to również interpretacja – nie da się jednoznacznie tego rozstrzygnąć na podstawie zapisu z monitoringu). Jest sama, idzie pewnie, szybko, chyba jest zamyślona, w każdym razie również i tu nie zwraca uwagi na to, co dzieje się wokół. Nie jest ani pusto, ani groźnie, ani niebezpiecznie.

Wakacyjny wczesny poranek zapowiadający plażowy dzień. Bohaterowie tego dziwnego filmu albo pójdą zaraz spać i będą spali do południa, albo wyspali się już i zaczną ciężki dzień pracy, na przykład przy stoiskach, które zaraz pojawią się przy deptaku.

Na ekranie nuda, nic się nie dzieje.

Iwona zbliża się, w końcu jest tuż pod samą kamerą. Tak, jakby skręcała w stronę plaży i… Znika. Nikt nie biegnie, nie krzyczy, nie woła na alarm. Tak, jakby nic nadzwyczajnego się nie stało.
A jednak są tacy, którzy odnajdują tu dramaturgię mogącą zwiastować nadchodzący dramat.

W sieci hipotez

Mężczyzna w spodniach do kolan i w koszuli wyłożonej na spodnie, został okrzyknięty „człowiekiem w bermudach”. Zdaniem części internautów pojawia się na nagraniu za Iwoną już w Sopocie, jednak najlepiej widoczny jest na nagraniu z Jelitkowa. Widzimy go na filmie spod „Bacówki” trzykrotnie. Idzie w stronę deptaka, zawraca, przystaje, jakby miał schować się za parasolami „Bacówki”, kiedy Iwona jest blisko, szybko oddala się w stronę, z której przyszedł.

Tomasz Matkowski, pisarz i dziennikarz, wysnuł tezę, że jest to znajomy Iwony – obawiał się rozpoznania i śledził ją „punktowo”. „Może jej były chłopak lub ktoś z kim się spotykała, do szaleństwa w niej zakochany?” – spekuluje pisarz.

Policja sprawdziła także ten trop i okazało się, że mężczyzna w bermudach nie ma nic wspólnego ze zniknięciem Iwony. Podobnie, jak Maciej S. student z Radziejowa, który w styczniu 2011 roku popełnił samobójstwo. A którego o udział w uprowadzeniu zaginionej 19-latki podejrzewał Krzysztof Rutkowski. Mylnych tropów i szalonych hipotez było zresztą więcej. Niektóre z nich funkcjonują do dziś.

W sieci pojawi się również hipoteza, że Iwonę śledziła zorganizowana grupa porywaczy. Internauta Krzysztof zwraca uwagę na jeden fakt: na obydwu nagraniach – tym z Sopotu z godziny 3.07, i tym z Jelitkowa z godziny  4.12, kiedy pojawia się Iwona, osoby w jej otoczeniu chwytają za telefony komórkowe. A przecież jest środek nocy, wcześnie rano, wówczas zdecydowana większość ludzi śpi. Więc do kogo i po co dzwonią?

„Jeśli przyjąć taki tok myślenia, że to nie są dziwne zbiegi okoliczności, można odnieść wrażenie, że Iwona jest obserwowana i przekazywana dalej pod obserwację, a osoby zaangażowane w tę akcję to profesjonaliści, którzy obserwują, ale wiedząc, że są nagrania z kamer monitoringu robią sobie alibi” – czytamy w analizie Krzysztofa.

Jeszcze dalej poszedł bloger podpisujący się pseudonimem Hzinfo, dowodzi on (na stronie http://natropie-iwieczorek.blogspot.com), że dziewczyna z monitoringu w Sopocie jest kimś innym niż dziewczyna z monitoringu w Jelitkowie. A one obydwie, to ktoś inny niż zaginiona Iwona Wieczorek. Zdaniem HZinfo, dziewczyna, którą zarejestrowały kamery monitoringu, jest inaczej ubrana w Sopocie, inaczej w Jelitkowie.

Mama Iwony dokładnie opisała ubiór, w jakim była Iwona w dniu zaginięcia. Bluzka była białego koloru, na którym znajdowały się czarne paski. Tymczasem na żadnym nagraniu – ani tym z Sopotu, ani tym z Jelitkowa – żadnych pasków nie widać.

Czyżby na żadnym z nagrań nie było Iwony Wieczorek?
Ale to nie jedyna wątpliwość. Zdaniem HZinfo jest ich więcej. Dotyczą fryzury (inna w Sopocie, inna w Jelitkowie), butów – jego zdaniem żadna z dziewczyn na filmach nie niesie w ręku butów – niebieskich szpilek, o których mówiła matka Iwony. Dziewczyny z Sopotu i Brzeźna mają różne torebki.
Te wszystkie argumenty spotykają się z żywą reakcją internautów – większość krytykuje „rewelacje”  blogera. Zasadnicza uwaga jest taka – filmy są słabej jakości, szczególnie ten z Sopotu, z godziny 3.07, kiedy było jeszcze ciemno. Dlatego nie widać pasków na sukience, dlatego wydaje się, że bluzka nie ma dekoltu itd.
Wierzy w powrót córki
Raczej mało prawdopodobne, żeby specjaliści policyjni popełnili tak ogromny błąd, nie dostrzegając różnic w ubiorze dziewczyny (dziewczyn?) z nagrania. A jeśli chodzi o same hipotezy internautów, to z dość oględnej wypowiedzi oficera prasowego z Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku wynika, że są one znane policjantom.
– Wykorzystujemy każde dostępne narzędzie do prowadzonych poszukiwań. Jak dobrze wiadomo, jest to dla nas sprawa priorytetowa. Policjanci na bieżąco weryfikują wszystkie informacje w tej sprawie, także te, które pojawiają się na forach i stronach internetowych – poinformował nas Błażej Bąkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
Przesłaliśmy pani Iwonie Kindzie – Wieczorek odnalezione w Internecie hipotezy. Na matce zaginionej dziewiętnastolatki nie robią wrażenia.
– Te hipotezy są wałkowane od dawna. Na przykład „mężczyzna w bermudach” sam się zgłosił na policję, wyjaśnił, co tam robił. A jeśli chodzi o to, czy na nagraniach jest Iwona – biegły przeanalizował ten materiał i stwierdził, że to Iwona. Zresztą ja sama na tych filmach rozpoznaję Iwonę i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Po prostu ją poznaję. Wiem, że to Iwona, ten sam chód, to jej sylwetka… Dla mnie podobne hipotezy, to jest głupota – podsumowuje mama Iwony.
Pani Iwona przyznaje, że nic nie wskazuje na to, żeby policjanci mieli jakiś konkretny, nowy ślad.
– Przynajmniej nic mi nie wiadomo, żeby coś mieli. Chociaż oni sami przyznają, że cały czas pracują, i że ciągle jest to dla nich sprawa priorytetowa. Ja chcę w to wierzyć i wierzę, bo cóż innego mi pozostaje?
Kilka tygodni po zaginięciu córki Iwona Kinda napisała prośbę o interwencję do premiera Donalda Tuska: „Policja i prokuratura nie umieją mi pomóc. Panie premierze, proszę o interwencję. Liczę, że pan premier zrozumie moją sytuację, sam mieszka niedaleko miejsca, gdzie zaginęła Iwona, sam ma dzieci w podobnym wieku (…)”. Jednak i to nie pomogło w wyjaśnieniu zniknięcia nastolatki.
Złudzeń co do jej losu nie mają osoby, które pomagały w jej poszukiwaniach.
Krzysztof Rutkowski nie jest w tej sprawie optymistą: – Po zgłoszeniu przez matkę zaginięcia Iwony Wieczorek, nie działo się właściwie nic. Policja nie podejmowała działań, być może uważała, że dziewczyna poszła gdzieś zaszaleć. Notoryczny błąd policji – nie traktuje serio poszkodowanego. Okradli cię – a skąd ty miałeś dwa miliony? Ktoś zaginął – na pewno gdzieś baluje. Tymczasem ta dziewczyna dbała o siebie, była rozsądna, myślenie więc, że nagle się całkowicie zapomniała, to błąd. – mówi detektyw redakcji Reportera.
Według Rutkowskiego stracony czas sprawił, że bardzo dużo śladów znikło: – Nasza ekipa przejrzała zapisy monitoringu, prześledziliśmy całą jej ostatnią drogę. Dziewczyna nie była pijana, zarejestrowały to kamery monitoringu, ostatnia przy wejściu nr 63. Niosła buty w ręku. Była najwyżej na lekkim rauszu. Bardzo ważna byłaby kamera zainstalowana centralnie na wprost głównego wejścia. Niestety – nie działała.
Rutkowski jest zdania, że zaginięcie Iwony to był przypadek a nie zaplanowana akcja: – Według mnie, Iwona znalazła się w niewłaściwym czasie i w niewłaściwym miejscu. Po kłótni z kolegami wyszła z dyskoteki w Krzywym Domku w Sopocie. Wzięła szpilki w rękę i boso ruszyła deptakiem. Wyszła na ulicę. I tu zakładam dwie wersje: przypadkowe osoby wciągnęły ją do samochodu i wywiozły, albo wsiadła do kogoś znajomego. Niestety, według mnie nie szukamy już Iwony żywej. Chciałbym się mylić. – dodaje.
Jasnowidz Jackowski nie ma złudzeń, że wersja o wyjeździe Iwony za granicę, która pojawia się od czasu do czasu,  jest mało prawdopodobna: – Po co miałaby to robić w tajemnicy przed matką? Gdyby ją uprowadzono, to pewnie ktoś gdzieś by ją już zobaczył.
Altana kryje tajemnicę?
Według Krzysztofa Jackowskiego – jasnowidza z Człuchowa, który w swojej karierze wyjaśnił ponad 600 spraw – Iwona Wieczorek została zamordowana.  Jego zdaniem w tej sprawie istotna jest  kłótnia Iwony z chłopakiem, z którym wcześniej, w towarzystwie innych osób – przed pójściem na dyskotekę – piła alkohol w altance na działkach w Górnym Sopocie, przy ulicy Reja. Ta altana należała do babci mężczyzny.
I tam, na tych działkach, w tej altanie policja powinna od razu szukać śladów – mówi Reporterowi Jackowski – Ale zarówno policja, jak i Rutkowski, koncentrowali się na tym, co było widoczne, a nie na tym, czego trzeba szukać. Skupili się na zapisie z monitoringu. I to był błąd i strata czasu. Przeszedłem tę samą drogę co Iwona, tylko że w deszczową noc, ale nawet wówczas było tam pełno ludzi. Gdy przemierzała ją Iwona było jasno i porwanie jej siłą z ulicy, tak aby nikt tego nie zauważył, nie wydaje mi się realne. Prawdopodobnie, tamtego lipcowego poranka doszła aż pod swój dom. Tam, ktoś na nią czekał, ktoś kogo znała. To były raczej dwie osoby. Dziewczyna wsiadła z nimi do samochodu, którym przyjechali. Oni prawdopodobnie zabrali ją na teren ogródków działkowych w Górnym Sopocie. Tam rozegrała się tragedia. Wiem, że te działki nie były przez policję sprawdzane w pierwszych dniach poszukiwań.
Jackowski twierdzi, że jej ciało jest na terenie Gdańska. Jego zdaniem nie ma jednak szans na znalezienie zwłok dziewczyny. Gdyż jej zabójcy nie zostawili żadnych śladów: Rozgłos medialny wokół tej sprawy spowodował, że zabójcy bardzo się postarali, aby nikt nie znalazł szczątków dziewczyny – twierdzi jasnowidz.
Miesiąc po zaginięciu Iwony, redakcja magazynu „Interwencje” TV Polsat zaprosiła Krzysztofa Jackowskiego, do udziału w wizji lokalnej dotyczącej  zaginięcia Iwony. Wieczorem, jasnowidz poprosił, aby zabrać go na teren ogródków działkowych. Tam przeprowadził rozmowę z kolegami Iwony, którzy w tym miejscu pili z nią alkohol i byli razem na dyskotece. Jackowski pyta chłopaka o telefon, z którego rzekomo chciał dzwonić do Iwony po jej wyjściu z klubu, ale był rozładowany. Chłopak wyraźnie się denerwuje.
Krzysztof Jackowski: – Dobrze. I zacznę cię gnieść, bo to następne kłamstwo. Kolega nam teraz głośno powie, dlaczego wyjął dwa telefony, i dlaczego, skoro ci się rozładował telefon, to niby nie dzwoniłeś, chociaż miałeś drugi.
Kolega Iwony: Bo drugi był w domu.
Krzysztof Jackowski: – Szybko myśl, drugi był w domu, a teraz masz dwa.
Kolega Iwony: – Na imprezy nie chodzę z dwoma telefonami.
Krzysztof Jackowski: – A poza imprezą z dwoma. Bzdura!
Kolega Iwony: – W życiu nie chodziłem na imprezy z dwoma telefonami. Jeden mam służbowy i nie interesują mnie sprawy firmowe, jak się bawię.
Krzysztof Jackowski: – A teraz nosisz? A na imprezie miałeś jeden. Ja ci nie wierzę.
Kolega Iwony: – Słuchajcie, ustalmy jedną rzecz. Jeżeli macie jej szukać wokół mojej osoby, to mam to w pi…. Jutro jadę do Hiszpanii i mam wy… w to wszystko. K…, paranoja, do ch… pana!

Jackowski nie ma wątpliwości, że koledzy Iwony muszą coś wiedzieć o jej zniknięciu: – Podczas tego nagrania oni byli bardzo zdenerwowani, to było dziwne zachowanie. – wspomina w rozmowie z Reporterem  Krzysztof Jackowski – Jeden z nich wpadł w szał. A przecież wiadomo, że oni wcześniej w tym samym miejscu pili alkohol z Iwoną. Potem doszło pomiędzy nim do kłótni na dyskotece.

W lutym 2012 roku policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku przesłuchali Krzysztofa Jackowskiego między innymi na okoliczność nagrania dla Polsatu. Kilka miesięcy później, media obiegła sensacyjna wiadomość, że  w śledztwie nastąpił  przełom.

Przed wakacjami 2012 roku funkcjonariusze odwiedzili matkę Iwony. Mieli ją prosić o to, aby w najbliższym czasie nigdzie nie wyjeżdżała. Rzekomo sugerowali, że sprawa wyjaśni się niebawem. Ponoć powiedzieli matce Iwony, że sprawca zniknięcia jej córki jest im znany.

– Oni wiedzą,  kto to zrobił, ale nie mają dowodów. Moim zdaniem, ta wizyta w domu matki Iwony była  prowokacją i ta prowokacja nie powiodła się – ocenia Krzysztof Jackowski.

Policja szybko zaprzeczyła, aby w sprawie miał nastąpić jakikolwiek przełom.

Prokuratura Okręgowa w Gdańsku umorzyła śledztwo w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek. Podstawą umorzenia postępowania przez prokuraturę jest brak dowodów na popełnienie przestępstwa. Jednak jest ona nadal poszukiwana.

Czy sprawa Iwony Wieczorek ma szansę wyniesienia?

CZYTAJ TU

Co kryją akta sprawy Iwony Wieczorek?

ZOBACZ

Janusz Szostak

współpraca:Tomasz Słomczyński i Tomasz Połeć

Wszelkie informacje związane z zaginięciem Iwony Wieczorek można przekazywać fundacji Na Tropie mailem: reporter@exmedia.pl oraz telefonicznie: 46 86215 82 lub 502 226 215. Gwarantujemy dyskrecję.

 logo REPORTER

Zobacz również: