Była już pomroczność jasna i choroba filipińska. Teraz alkoholizm zyskał nową nazwę.

– Mam problemy z chodzeniem. Nie jestem pijany. Mam rwę kulszową. Wolałbym być pijany! – dowcipkował podczas szczytu NATO uśmiechnięty od ucha do ucha Jean-Claude Juncker. Chociaż powinien skręcać się z bólu.

To nie pierwsza taka wpadka szefa Komisji Europejskiej. Nie sposób byłoby je wszystkie wyliczyć. Od dawna jest bowiem znany z nieokiełznanego zamiłowania do alkoholu. W 2014 roku otwarcie powiedział o tym ówczesny szef eurogrupy Jeroen Dijsselbloem, który stwierdził, że Juncker dużo pije i pali, a także ma inne problemy obyczajowe.

Nie da się tego zamieść pod dywan. Niemniej liberalne media udają, że nic się nie dzieje. Usiłując chorobę alkoholową nazywać „swobodnym stylem bycia polityka”.

Jeden z największych polskich portali napisał o ostatnim wybryku polityka: „Zachowanie Junckera wywołało niezręczność”. Gdyby podobnie zachował się Andrzej Duda, to by pisali, że miał miejsce międzynarodowy skandal. Ale jeśli Juncker był nawalony, to wywołał jedynie niezręczność. Być może dziennikarze Wirtualnej Polski też łoją w pracy gorzałę od rana? Zatem nie dziwią ich pijackie standardy? Czytając niektóre ich teksty, utwierdzam się jedynie w tym przekonaniu.

Znajdują się też obrońcy wśród czytelników: „Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Wielu z tych, którzy potępiają Junckera, sami nie wylewają za kołnierz, ale to takie super dołożyć komuś innemu” – to tylko jeden z podobnych komentarzy. Juncker raczej sam sobie dokłada, tym „niewylewaniem za kołnierz”. Nie chodzi nawet o to, że pije. Bo takich rzeczywiście osób jest wiele. Problem jest w tym, że pijany przychodzi do pracy. I w zamroczeniu alkoholowym podejmuje decyzje istotne dla całej Europy i nie tylko dla niej. Jakie one są, nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć.

Moim zdaniem powinni go natychmiast dyscyplinarnie zwolnić z pracy. Tak z notorycznym pijakiem zrobiono by w każdej szanującej się firmie. Ale widać UE się nie szanuje, skoro trzyma takiego moczymordę na jednym z najważniejszych stanowisk.

I na koniec taki pijak dostanie unijną emeryturę 160 000 złotych miesięcznie. Na którą złożymy się wszyscy – pijacy i abstynenci.

Janusz Szostak

Zobacz również: