Zaginięciem 19-letniej mieszkanki Trójmiasta żyła cała Polska. Szczegóły ustaleń śledczych w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek, ujawnia magazyn Reporter. Ustalenia dziennikarzy rzucają nowy cień na sprawę. Poniżej publikujemy fakty, do których dotarł jeden z najlepszych magazynów śledczych i kryminalnych w Polsce „Reporter”.

Iwona Wieczorek, wówczas 19-letnia blondynka, której zdjęcie obiegło niemal wszystkie media, zaginęła w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku w Gdańsku. Pomimo że to jedno z najbardziej głośnych zaginięć, to do tej pory nie udało się odpowiedzieć na pytanie: Co stało się z dziewczyną? Iwona jakby rozpłynęła się w powietrzu. Zaś żadnej wersji jej zniknięcia nie udało się potwierdzić, ani żadnej wykluczyć. Pomimo szumu medialnego, przez pięć lat nie ukazała się ani jedna publikacja, przedstawiająca rzetelnie chociażby przebieg feralnej nocy. Akta sprawy, z którymi się zapoznaliśmy, rzucają nowe światło na tę historię.

Po południu Iwona Wieczorek poszła przygotowywać się na piątkowe wyjście, u swojej młodszej koleżanki Adrii, która mieszkała na tym samym osiedlu. Wraz z trójką kolegów: Pawłem, Markiem i Adrianem planowały spędzić ten wieczór w dyskotece Dream Club na popularnym „Monciaku” w Sopocie. Iwona znała chłopaków krótko, tym bardziej wieczór zapowiadał się ekscytująco.

Ok. 22:30 wyjechali toyotą, należącą do matki jednego z nich, z osiedla Jelitkowski Dwór, na którym mieszkały dziewczyny. W Żabce na al. Niepodległości w Sopocie, kupili między innymi whisky i udali się na działkę babci Pawła przy ulicy Reja. Tam zostawił on znajomych i pojechał odstawić auto pod dom dziadków, ponieważ miał u nich nocować. Pieszo wrócił do towarzystwa i rozpoczęli typową, młodzieżową rozgrzewkę przed nocną imprezą, aby nie przepłacać za drinki w klubie. Była altanka, był ciepły letni wieczór, był alkohol, czyli wszystko czego potrzeba, aby wprawić się w imprezowy nastrój.

Wieczór pełen wrażeń

Już wtedy Iwonie zaszumiało w głowie, czuła się pijana, bo dokładnie tak relacjonowała swój stan w sms-ie do koleżanki, która bawiła się tej nocy na innej imprezie. Pomimo że miała towarzystwo, tego wieczoru często zerkała na telefon, pytała innych znajomych, gdzie się znajdują i co robią. Około północy pytała sms-em kolegę: „Co robisz?”, na którego od razu odpowiedział: „Jestem w Krynicy”. Około 0:40 do drugiego chłopaka, z którym znała się od dwóch miesięcy, napisała: „Gdzie jesteś?”, odpowiedział: „Jestem we Wrzeszczu, a Ty?”. Na to, już nic nie odpisała.

Około 0:30 cała paczka wyruszyła taksówką do Dream Club’u w Krzywym Domku w Sopocie – popularnej, trójmiejskiej dyskoteki, gdzie bawią się turyści, bananowa młodzież, ale też miejscowa śmietanka towarzyska. W lokalu nie kupowali już alkoholu, Iwona nie zamawiała też nic do picia, więc nie ma możliwości, żeby ktoś jej czegoś dosypał. Początkowo grupa bawiła się wspólnie, jednak po jakimś czasie widać było, że chyba niezbyt dobrze czują się w swoim towarzystwie. Po godzinie pierwszej, jeden z kolegów udał się do znajomego, który bawił się w pobliskim lokalu, Club 70. Jednak, po sms-ie z pytaniem od reszty towarzystwa: gdzie jest, wrócił do grupy. Kiedy przyszedł, zauważył, że Iwona bawiła się w gronie innych mężczyzn. Zdziwiło go jej zachowanie, gdyż tańczyła z kim popadnie. Drugi z chłopaków też to zauważył i również był tym zaskoczony.

Po jakimś czasie, między Iwoną a Adrią doszło do sprzeczki. Poszło o zazdrość Iwony. Koleżanka powiedziała jej, że zakochała się w jednym z kolegów i wykazywała nim nadmierne zainteresowanie. Paweł natomiast – mimo że oficjalnie przyszedł jako partner Iwony – nie zajmował się nią tak, jak zapewne tego oczekiwała. Praktycznie z nią nie rozmawiał i nie tańczył wyłącznie z nią.

Wtedy Iwona pierwszy raz zdecydowała się opuścić klub sama. Wyszła na deptak, gdzie spotkała kolejnego znajomego, który również przebywał w pobliskim klubie. Zaczęła z nim rozmawiać, żalić się, że towarzystwo ją denerwuję, że się popisują. Po krótkiej rozmowie wróciła jednak do grupy, wyjaśniła sobie z koleżanką nieporozumienie i pogodziły się. Niestety nie na długo, około 2:50 Iwonie ponownie puściły nerwy. Tym razem dlatego, że Adria tańczyła na parkiecie, a Paweł zbyt bacznie jej się przyglądał. Po chwili ponownie opuściła lokal. Paweł i Adria wyszli zaraz za nią, a po chwili – gdy zauważyli, że zostali sami – wyszli też dwaj pozostali koledzy. Paweł usiłował zatrzymać Iwonę próbując ją przytulić, ale ona krzyczała, żeby ją puścił. Była wyjątkowo agresywna.

Wszyscy starali się jej wytłumaczyć, że wrócą wspólnie. Jednak bez powodzenia. Dziewczyna w końcu sama oddaliła się w kierunku molo. Jeden z chłopaków, mając już chyba dość całego zajścia, odłączył się od pozostałych i stwierdził, że idzie do lokalu Atelier, gdzie miała przebywać jego koleżanka. Natomiast Adria z chłopakami poszła w boczną uliczkę, skąd przez telefon bezskutecznie próbowała namówić koleżankę do powrotu. Iwona oszukała ją mówiąc, że jest już pod domem, podczas gdy minęło dopiero kilka minut, i oznajmiła, że mają na nią nie czekać.

Adria nadal do niej dzwoniła i wysyłała wiadomości, Iwona miała na koncie doładowanie sms, więc jedynie pisała, ale była obrażona i odrzucała każdą próbę nawiązania porozumienia. W końcu cała trójka znajomych zdecydowała, że pójdą w górę ulicy Bohaterów Monte Cassino, bo być może Iwona ostatecznie poszła na kolejkę i tam ją spotkają. Wydawał im się to jedyny, racjonalny środek lokomocji dla dziewczyny, która została bez kasy na taksówkę. Gdy byli już w okolicy dworca PKP w Sopocie, Adria ponownie zadzwoniła do Iwony i bezskutecznie starała się dowiedzieć, o co chodzi.

„O gówno mnie zaczepiają”

Ostatecznie – mając już zapewne dość całej sytuacji – zdecydowała się wrócić sama do domu taksówką. Jadąc nadal wymieniały się sms-ami, Adria dzwoniła również do Iwony. Ta mówiła, że jest przy drugim lub trzecim wejściu na plażę od strony molo w Sopocie, pisała też, m.in. „czek. Drugie wejście od molo, czekam”, a później o 3:33: „o gówno mnie zaczepiają”.

Adria była już w tym czasie w drodze do domu. W rozmowie o godzinie 3:36 dziewczyny ustaliły, że torbę z rzeczami Iwony, w tym jej klucze do mieszkania, Adria wystawi na balkon, żeby mogła je odebrać po drodze do domu. Iwona bowiem miała wtedy nocować u koleżanki i tam też zostawiła swoje rzeczy z popołudniowych przygotowań. Dziewczyny kłóciły się jeszcze chwilę gdy Adria była już pod klatką schodową swojego bloku – Iwona zarzucała jej, że zostawiła ją samą w Sopocie.

Ojczym Iwony zeznał, że obudził się około 4 i usłyszał przez otwarte okno głos Adrii. Pomyślał, że rozmawia ona z Iwoną i razem wracają do jej domu, gdzie miały nocować. Z analiz billingów dziewczyn wynika, że ostatnia rozmowa oraz ostatnie sms-y między nimi, miały miejsce o 3:42 – 3:43. O 4:00 Adria wysłała jeszcze koleżance sms-a z potwierdzeniem, że rzeczy są na balkonie- mieszkała na parterze. Ale ten sms nie dotarł już do Iwony. Wcześniej jednak uprzedzała, że rozładowuje jej się telefon, więc koleżanka nie była zdziwiona, że kontakt się urwał. Około 7. mama Adrii zastała śpiącą w łóżku córkę oraz stojącą na balkonie reklamówkę i damską torebkę. Zabrała te rzeczy i poszła zapytać, czy mają one stać na balkonie. Wtedy Adria odpowiedziała, że przyjdzie po nie Iwona. Analiza logowań również potwierdza, że o 3:40 koleżanka Iwony była już w okolicy domu, a później już się nie przemieszczała.

W Sopocie jednak zostało jeszcze trzech towarzyszy wieczoru. Gdy Adria wsiadła do taksówki, chłopcy zadzwonili do kolegi, który wcześniej się odłączył, z pytaniem gdzie on jest. Powiedział, że już do nich wraca. Okazało się bowiem, że tam gdzie poszedł – to znaczy do koleżanki, do lokalu Atelier – znajduje się teatr a nie klub. Przesłuchiwana dziewczyna potwierdziła, że brała wtedy udział w promocji w teatrze Atelier w Sopocie. Z chłopakami Iwona również wymieniała sms-y. O 3:49 padł jej – mocno tego wieczoru eksploatowany – telefon. I już nikt nie miał z nią kontaktu.

Po chłopaków przyjechał natomiast kumpel, białym bmw. Około 3:50 odebrał ich spod baru Kebab, obok dworca PKP w Sopocie. Według jego zeznań, właśnie około tej godziny zadzwonili po niego, czy może przyjechać, gdyż są przy dworcu w Sopocie. Adrian poinformował go przez telefon, że są z nim też dwaj koledzy – wszyscy się znali, ponieważ brali udział w wyścigach samochodowych na terenie Trójmiasta. Najpierw odwiózł Pawła pod dom babci w Sopocie, jak zeznał, był w domu około 4., potem pozostałych kolegów: na osiedle Nowiec i na ul. Słowackiego, po czym – około 4:25 – wrócił do domu na Stogi, co potwierdza jego dziewczyna. Z analizy miejsc logowania i billingów wynika, że w godzinach nocnych poruszał się na terenie Gdańska, Sopotu i Rumi, pokrywa się to z jego zeznaniami, że bierze udział w wyścigach samochodowych.

Analiza ta potwierdziła również, że około 4:00 odbierał kolegów, jak i to, że po 4:25 przebywał w miejscu zamieszkania. Paweł, będąc już u babci sprawdził, czy Iwona nie kontaktowała się z nim na numer służbowy, pozostawiony w mieszkaniu. Przełożył baterię do aparatu, który miał ze sobą, a który się rozładował, ponieważ nie miał tam ładowarki i wtedy odczytał oczekujące wiadomości. Bezskutecznie próbował się z skontaktować z Iwoną – jej telefon już nie działał. Wiedział o tym, że lada moment może paść jej bateria, więc nie zdziwiło go to i poszedł spać. Godzinę powrotu Pawła do domu, potwierdził jego dziadek, z logowań telefonu wynikało, że o 4:14 uruchomiony w domu telefon ponownie pojawił się w sieci.

W toku śledztwa, badane były ślady biologiczne, zarówno w białym bmw, jak i w toyocie – bez pozytywnego rezultatu.

Ognisko przy stawach

Tego samego dnia w Parku Reagana, czyli na trasie, którą miała do pokonania zaginiona 19-latka, odbywała się też inna impreza. Było to ognisko nieopodal stawów, z okazji urodzin kolegi – wspólnego znajomego Iwony oraz jej przyjaciółki Kasi. Jubilat zapraszał też Iwonę, ale ona stwierdziła, że jest już umówiona na wyjście do Sopotu. W dzień imprezy napisała mu tylko sms-a z życzeniami, podziękował jej i tego dnia już nie rozmawiali. Ognisko rozpoczęło się około godziny 21, a zakończyło po północy. Część osób postanowiła jednak kontynuować wieczór w klubie Banana Beach. Jest to knajpka przy nadmorskim deptaku, dokładnie przy wejściu numer 69 na plażę. Idąc z Sopotu do Gdańska, Iwona musiała mijać to miejsce i to w czasie, kiedy prawdopodobnie bawili się tam jeszcze urodzinowi goście, ponieważ niektórzy z nich przebywali tam do godziny 4. Właśnie wtedy zaczęli rozchodzić się do domów, a część z nich pojechała autem kolegi. Jeden z przesłuchiwanych imprezowiczów, był pod znacznym wpływem alkoholu i przebiegu wieczoru nie pamiętał, ale analizy billingów rozmów telefonicznych potwierdziły ich zeznania.

Na urodzinach był między innymi chłopak, którego Iwona poznała weekend wcześniej, właśnie w klubie Banana Beach. Wymienili się wtedy telefonami i kontaktowali się ze sobą, ale na żadne spotkanie się nie umówili. Chłopak ten ostatni raz widział Iwonę 16 lipca na meczu piłki plażowej w Gdańsku – Stogach, czyli tuż przed feralnym wieczorem. W turnieju tym grali znani im obojgu bracia. Jak udało nam się ustalić, jednym z nich był Marcin – policjant, dobry znajomy Iwony, który wraz z bratem grywał w piłkę plażową. Według naszych informacji, w czasie zaginięcia Iwony Wieczorek podobno był na służbie. Po zaginięciu Iwony, matka dziewczyny przypomniała sobie o nim dość późno. Twierdziła, że gdy spotykał się z jej córką, nigdy nie wchodził do ich domu. Podjeżdżał pod budynek, a Iwona do niego schodziła. Ich znajomość miała się jednak zakończyć kilka tygodni przed zaginięciem. Wygląda jednak na to, że nie do końca tak było, ponieważ Iwona zdecydowała się pójść na turniej, w którym grał Marcin.

Ze swoją przyjaciółką Kasią, która była na ognisku w Parku Reagana, Iwona również kontaktowała się tej nocy. To właśnie do niej – jeszcze z działki – pisała sms-a, że jest pijana. Wcześniej, zaraz po przyjeździe do altanki, również do niej dzwoniła. Przyjaciółka Iwony nie pamięta dokładnie, o której skończył się grill, ale w domu była około 2. i położyła się spać. Dopiero rano odczytała kolejne sms-y od Iwony z godziny 2:56 i 3:02, obydwa o takiej samej treści: „zadz”. Można zatem przypuszczać, że po opuszczeniu klubu i kłótni ze znajomymi, szukała kontaktu z Kasią, być może chciała jeszcze dołączyć do urodzinowej imprezy.

Przyjaciółka zaginionej okazała się też być pomocna przy wytypowaniu prawdopodobnej drogi Iwony do domu. Raz wracały właśnie z Banana Beach na piechotę tym samym deptakiem, którym szła w dniu zaginięcia Wieczorek. Według Kasi, jej koleżanka mogła skręcić w stronę domu na wysokości wejścia na plażę numer 57. Właśnie tędy szły wtedy razem.

Biały ręcznik w oku kamery

Po opuszczeniu klubu, Iwonę widać najpierw na monitoringu przy ulicy Grunwaldzkiej w Sopocie. Jest godzina 3:07, czyli chwilę po odłączeniu się od grupy, a następnie przy wejściu na plażę numer 63 w okolicy knajpy Chilly Willy, potocznie zwanej Bacówką. Tutaj widać ją o 4:12. Od domu dzielił ją kawałek promenady oraz pas Parku Reagana. Nadal idzie boso i właśnie głównie to nagranie obiegło media. Pomimo że twarz dziewczyny jest na nim zamazana i niewyraźna, to obszerna ekspertyza kryminalistyczna dowiodła, że z bardzo dużym prawdopodobieństwem, zbliżonym do pewności, można stwierdzić, iż na obu filmach została zarejestrowana ta sama kobieta, rozpoznana przez rodzinę i znajomych jako Iwona Wieczorek. Buty w ręku, dwubarwny strój, bransoletka na prawym nadgarstku, torebka, dynamiczny chód, to między innymi te elementy, które były porównywane i które się zgadzały.

– Ten monitoring z okolicy wejścia na plażę numer 63, to ostatni jakikolwiek ślad po Iwonie. Po ujęciu z kamery, do dnia dzisiejszego nie wiadomo, w którą stronę poszła i dokąd doszła. Mogła pójść w dowolnym kierunku, co potwierdził eksperyment na podstawie cyklu obrotowego kamery. Monitoring z klubu Banana Beach, nie zarejestrował natomiast zaginionej – mówi w rozmowie z Reporterem prokurator Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Jednak to, że nie ma jej na nagraniu z Banana Beach nie oznacza, że idąc deptakiem nie mogła spotkać w okolicy tego klubu kogoś znajomego, np. z urodzinowej imprezy. Tym bardziej, że z ekspertyzy kryminalistycznej płynie wniosek, iż – pokonując drogę z Sopotu do wejścia numer 63 – prawdopodobnie gdzieś się zatrzymała. Wynika to z oceny odległości i czasu przejścia tego odcinka przez dziewczynę – o tej godzinie powinna być już około kilometr dalej.

Przesłuchiwano osoby widoczne na obu nagraniach, na których zarejestrowano Iwonę. Najważniejszą z nich może być mężczyzna z białym ręcznikiem, idący w odległości około 10-20 metrów za zaginioną i zmniejszający dystans. Niestety do tej pory nie został odnaleziony. Jest poszukiwany jako bardzo ważny świadek. Wykluczono natomiast jego związek z zaginięciem. Jako powód podano fakt, iż ta sama kamera zarejestrowała go jak wracał po… ponad dwóch godzinach, tj. o 6:22! Tym razem bez ubranej koszuli, z zarzuconym ręcznikiem.

Na jednym z kadrów nagrania z klubu Banana Beach, widać łudząco podobnego do niego mężczyznę. Charakterystyczna sylwetka, również w jasnej koszuli i z białym ręcznikiem, który trzyma w rękach. Prokurator Grażyna Wawryniuk, zapytana czy jest to ten sam mężczyzna, odpowiada: – Nie wygląda na to, żeby to była ta sama osoba. Aczkolwiek bez przesłuchania tego pana, nie można tego stwierdzić z całą pewnością.

Sprzątał i widział Iwonę

Być może to pech (mężczyzna może nie wiedzieć, że jest poszukiwany), a może celowe unikanie przesłuchania, w konsekwencji czego brakuje zeznań tej bardzo ważnej dla sprawy osoby.

Śledczy przesłuchiwali natomiast pracowników firmy sprzątającej, która tej nocy porządkowała nabrzeże. Kilku z nich kojarzyło, że kiedyś podczas rozmów w bazie firmy jeden z kumpli opowiadał, że widział wtedy tę dziewczynę, która zaginęła.

Do jego przesłuchania doszło nieco ponad rok od zaginięcia dziewczyny. Z jego relacji wynika, że pracował tej nocy na zmianie z trzema kolegami, on był jako czwarty – pełnił rolę kierowcy. Około godziny 4:00 ekipa była przy ulicy Jantarowej w Gdańsku i oczyszczała deptak w kierunku Gdańska – czyli na tej samej trasie, którą pokonywała Iwona. Podczas sprzątania przemieszczali się samochodem marki Lublin, jego koledzy szli przed nim, a on jechał zaraz za nimi.

Gdy minęli wejście numer 63 (czyli to, gdzie była kamera oraz nagrana na filmie Iwona) i byli na wysokości kolejnego wejścia, mężczyzna zauważył kobietę: – Zwróciłem na nią uwagę, bo była ładna. Pamiętam, że w ręku niosła buty. Zażartowaliśmy nawet, że ładna dziewczyna i fajnie by było ją poderwać. Minęliśmy ją, a ona siedziała na ławce z tym mężczyzną z ręcznikiem, którego pokazywali w telewizji. Potem, gdy jechaliśmy dalej w kierunku Brzeźna, a jechałem wolno, jakieś 5 km/h, to ona nas minęła. Nawet dwukrotnie, gdyż co chwilę się zatrzymywaliśmy, aby na przykład opróżnić kosze – relacjonuje w zeznaniach pracownik firmy sprzątającej.

Początkowo mężczyzna z ręcznikiem miał iść za Iwoną, jednak ona w końcu skręciła w Park Reagana, w alejkę numer 58 – prowadzącą w stronę ulicy Obrońców Wybrzeża. Mężczyzna idący za nią, miał natomiast pójść dalej prosto. Według zeznań kierowcy, dziewczyna szła już wtedy sama. Nikt za nią nie podążał, a i na samej alejce nikogo nie było. Więcej Iwony nie widział. Dopiero z komunikatu w telewizji dowiedział się, że zaginęła. Jednak – po okazaniu zdjęć Iwony i kadru z monitoringu z wizerunkiem pana z ręcznikiem – świadek ten nie miał wątpliwości, że widział właśnie ich. Nie zgłosił się wcześniej na policję, ponieważ w jego ocenie nie wiedział o niczym istotnym i nic podejrzanego wtedy nie zaobserwował. Przesłuchiwane dwie osoby z ekipy sprzątającej zaprzeczyły, jakoby widziały wtedy samotnie idącą dziewczynę. Nie pamiętali również, żeby kolega zwracał wtedy na nią ich uwagę.

Dodatkowo, około miesiąc po zaginięciu Iwony, na policję zadzwoniła kobieta, która chciała pozostać anonimową. Poinformowała, że podczas spaceru usłyszała rozmowę panów porządkujących pas nadmorski. Jeden z nich opowiadał, że – w dniu zaginięcia dziewczyny – podwoził pojazdem którym dysponują, kilka przejść dalej mężczyznę, widocznego na monitoringu mężczyznę z ręcznikiem. Nie udało nam się ustalić, czy chodziło o firmę, której pracownik zeznawał, że widział Iwonę, czy też drugą – konkurencyjną, która również wtedy sprzątała pobliski rejon, a której samochód widoczny jest na kadrze z monitoringu spod wejścia 63 o godzinie 4:26.

Patrol policji na deptaku

Na podstawie kolejnych ujęć z kamery przy Bacówce wiemy również, co działo się przed i po przejściu Iwony. Około siedmiu minut przed dziewczyną, w tym samym kierunku szło dwóch mężczyzn. Zostali oni jednak zarejestrowani na nagraniu przy molo na Zaspie o godzinie 4:24, więc wątpliwe, żeby dziewczyna zdążyła ich po drodze minąć.

Po przejściu zaginionej, w jej kierunku poruszali się kolejni piesi oraz rowerzyści. Dziesięć minut później – z kierunku, w którym poszła Iwona – idzie młoda kobieta i skręca do namiotu baru „Bacówka”, natomiast o 4:24 w tym samym kierunku co Iwona, jedzie po ścieżce rowerowej oznakowany patrol policji.

Iwonę, do ścieżki prowadzącej ku ulicy Dąbrowszczaków, dzieliło od kamery około 800 metrów (około 13 minut), do kolejnej – w kierunku ulicy Czarny Dwór – było to około kilometra (około 16 minut). Bez względu na to, czy skręciłaby w alejkę pierwszą, czy drugą, to powinna być w kontakcie wzrokowym ludzi, którzy podążali za nią pieszo, a tym bardziej osób na rowerach – oni powinni ją mijać, gdyby dalej w tym samym tempie poruszali się deptakiem. Patrol policyjny z kolei – w przypadku, gdyby dziewczyna skręciła w pierwszą alejkę – nie zdążyłby jej dostrzec. Natomiast, gdyby szła dalej – do alejki prowadzącej do ulicy Czarny Dwór – powinien ją minąć.

Jak wynika z notatki Komendy Głównej Policji z września 2013 roku, do tamtej pory nie ustalono tożsamości mężczyzny z ręcznikiem oraz kilku innych osób, które w zbliżonym czasie poruszały się w tym samym rejonie, co zaginiona. Jeżeli, przy tak nagłośnionej sprawie, żadna z tych postaci nie zgłosiła, że była świadkiem czegoś podejrzanego, to można przypuszczać, że na odcinku od kamery przy Bacówce do pierwszego i drugiego zejścia w Park Reagana – czyli odpowiednio w alejki prowadzące do ulicy Dąbrowszczaków oraz Czarny Dwór – nie doszło do zdarzenia związanego z zaginięciem dziewczyny. Mogło do niego zatem dojść na wymienionych ścieżkach, prostopadłych do deptaka przy plaży. Jak czytamy dalej w notatce KGP, nadal jednak należy uwzględnić możliwość, że coś stało się bezpośrednio w okolicy domu. Tym bardziej, że na całym deptaku i w alejkach prostopadłych jest zakaz wjazdu pojazdów (z wyłączeniem służb porządkowych), co znacznie utrudnia sprawę, a oprócz tego istnieje ryzyko zauważenia przez patrol policji, który w tym czasie przebywał w okolicy. Poza tym w przypadku zaatakowania Iwony na którejś z alejek, trzeba wziąć pod uwagę, że miała ona w ręku przedmioty (torebka, buty), których nie znaleziono podczas przeszukiwań terenu. Mało prawdopodobne jest też, aby dziewczyna na atak nie zareagowała krzykiem. Wykonano próbę głosową, która wykazała, że w podobnych warunkach taki odgłos niesie się w promieniu około 200 metrów. Ponadto, oprócz osób postronnych znajdujących się w tej okolicy, byli tam również uczestnicy imprezy urodzinowej a także jej były chłopak. Widocznie do tej pory żadna z tych osób nie wniosła nic nowego w sprawie, ponieważ zarówno Iwony, jak i pana z ręcznikiem do tej pory nie odnaleziono.

W audi z Arabem

To, że ich nie odnaleziono, nie oznacza jednak, że nie zgłaszały się osoby, które twierdziły, że widziały dziewczynę lub poszukiwanego mężczyznę. Sygnałów było mnóstwo. Dotarliśmy do zeznań, które brzmiały bardzo wiarygodnie, ale też do luźnych opowieści i gdybań. Nie sposób streścić wszystkich.

Jednym z pierwszych kierunków było pole namiotowe w Jastrzębiej Górze. Po wizji Krzysztofa Jackowskiego, mówiącej o tym, że zaginiona przebywa właśnie tam, znajomi dziewczyny pojechali do wskazanej miejscowości rozwieszać ulotki o zaginionej koleżance. Na miejscu dotarli do informacji, że Iwona przebywa na jednym z kempingów wraz ze starszym mężczyzną o arabskiej karnacji. W związku z tym powiadomili patrol policji i razem udali się pod wskazany adres. Okazało się, że poszukiwani opuścili niedawno jeden z domków. Zrobili to, mimo że ten zarezerwowany był na dłuższy okres, i odjechali w kierunku Władysławowa ciemnym audi A3. Ponadto, mniej więcej w tym samym czasie, do matki zaginionej zadzwoniła kobieta, która twierdziła, że widziała Iwonę w dniu zaginięcia między godziną 4:00 -5:00, jak uciekała przed mężczyzną w czarnej skórze o arabskiej karnacji. Ten miał ją złapać i razem mieli odjechać, właśnie ciemnym audi A3. Ktoś inny zgłosił z kolei na policję, że na portalu YouTube – pod hasłem „Wesoły Romek” – odnalazł informację, że zaginiona ma przebywać na polu namiotowym Na Skarpie w Jastrzębiej Górze.

Według relacji świadków z kampingu, z Iwoną i wskazanym mężczyzną miała przebywać jeszcze jedna kobieta – brunetka oraz kilka innych osób. Mężczyzna ten podszedł ponoć do plakatu z wizerunkiem zaginionej. Powiedział: – O kurwa!- po czym wrócił do domku, spakował swoje rzeczy, oddał klucz i opuścił ośrodek. Z relacji świadków wynika, że kobieta podobna do Iwony chodziła z nim za rękę, a po kampingu poruszała się swobodnie. Po okazaniu recepcjonistce zdjęć Iwony, stwierdziła ona, że osoba na zdjęciu jest bardzo podobna do jednej z dziewczyn, które wtedy przebywały ze śniadym mężczyzną. Dziewczyna ponoć zachowywała się naturalnie, nie była do niczego przymuszana, w każdej chwili samodzielnie mogła opuścić teren ośrodka.

Odnaleziono właściciela audi. Oświadczył on, że przebywał w tym czasie na kampingu Na Skarpie ze swoją dziewczyną oraz grupką znajomych, a po opuszczeniu ośrodka udał się do Płocka. Twierdził, że nie znał Iwony, ani nie kojarzył jej nazwiska z żadnym zdarzeniem, w którym mógł uczestniczyć.

Porwana do burdelu

Ustalono też między innymi, że w rejonie, gdzie ostatni raz widziana była Iwona, zamieszkuje recydywista, dwukrotnie karany za gwałty i bezprawne pozbawienie wolności. Kilka miesięcy przed zaginięciem, opuścił zakład karny w Czarnym. Jednak również ten trop nie dał żadnych efektów.

Kolejnym świadkiem, który twierdził, że widział Iwonę, był sąsiad mieszkania, gdzie w niedzielę – czyli dzień po zaginięciu – odbywać miała się impreza. Jest to lokal często wynajmowany studentom: – Początkowo było spokojnie. Po 22. na balkon wyszła grupka osób. Zachowywali się bardzo głośno, sąsiadka zaczęła ich uspokajać. Wyjrzałem i zobaczyłem na balkonie młodą kobietę oraz dwóch mężczyzn. Gdy w telewizji zobaczyłem jej zdjęcia, od razu byłem pewny, że wtedy na balkonie widziałem właśnie Iwonę Wieczorek. Jestem pewny, że na balkonie padło imię Iwona. Miała chyba jakąś sukienkę, a na szyi łańcuszek albo korale – relacjonuje świadek. Słyszał też rozmowę młodych ludzi. Kobieta miała powiedzieć: – Jedziemy do Berlina – na co jeden z mężczyzn zapytał: – A, co na to mama?

– Mam wyrozumiałą mamę – odpowiedziała dziewczyna. Świadek poszedł to wtedy zgłosić dzielnicowemu, ale nie zastał go.

Potem sprawa przycichła i pomyślał, że Iwona się odnalazła. Dopiero później w telewizji znowu usłyszał o poszukiwaniach i ponownie udał się na policję. Ludzie, których wtedy widział, mieszkali tam około 5-6 dni. Później już ich nie spotkał.

Były też sugestie, że Iwona przetrzymywana była przez około miesiąc w budynku w Duninowie koło Słupska. Jeden ze świadków zeznał, że w latach 90. kupił część pałacyku, ale nie mieszkał już w nim, bo lokale zabrał mu komornik. Nad nim miał mieszkanie pewien mężczyzna. Nie pamięta kiedy, ale któregoś dnia spotkali się w Ustce. Były sąsiad wręczył mu potajemnie gazetę, w której była opisywana sprawa Iwony. Wyznał też, że opiekuje się tą dziewczyną na zlecenie znajomego, którego syn ma dom publiczny w Rumi albo w Redzie. Gdy spotkali się ponownie, mówił mu, że panicznie boi się tego mężczyzny i jego ludzi, dlatego zapuścił brodę. Wiedział, że zajmuje się on werbowaniem dziewczyn do domów publicznych. W Duninowie każdy się go bał.

Wcześniej zdarzyło się, że ten mężczyzna przywiózł do Duninowa dwie dziewczyny, w tym jedną Wietnamkę. Przenocował wtedy te dziewczyny na jego prośbę, a rano wywiózł je na trasę do Gdańska i tam zostawił, tłumacząc im, że tak będzie lepiej. Znajomemu powiedział, że kobiety w nocy uciekły.

Iwona miała być rzekomo uwięziona w tym mieszkaniu, a jej „opiekun” pojawiał się tam co jakiś czas i dostarczał jej jedzenie oraz picie. Tak zeznawał świadek, który nie wiedział jednak, czy nastolatka przyjechała tam dobrowolnie, czy też została porwana: – Nie wiem też, co dalej się z nią stało – zeznał.

Gdy w lutym 2012 roku przyjechał do Duninowa, dowiedział się, że w kamienicy był pożar, w którym spalił się mężczyzna, zamieszany według niego w porwanie Iwony.

– Jeszcze przed śmiercią rozmawiałem z nim telefonicznie. Powiedziałem mu, iż wiem, że stoi za porwaniem Iwony. Odpowiedział, że to nie moja sprawa i żebym trzymał mordę na kłódkę – stwierdził świadek.

Wywieziona do Rosji

To tylko niektóre z historii, które opowiadali świadkowie. Jeszcze więcej osób kojarzyło mężczyznę z ręcznikiem. Miał być rozpoznany jako osoba, która często podjeżdżała na parking w pobliżu deptaka. Dziwnie się zachowywał i często w nocy chodził się kąpać w morzu. Zapytany przez pracownika parkingu, czemu kąpie się nocami, odpowiedział, że należy do grupy „morsów”. Poszukiwany mężczyzna – który na nagraniu z monitoringu idzie za Iwoną – rozpoznany miał być też m.in. jako pracownik zakładu w Turowie, uczestnik kongresu brydżowego, mężczyzna onanizujący się na plaży, czy jeden z gości hotelu, który mieści się przy ulicy Bitwy Pod Płowcami.

Znajomi Iwony, również – niedługo po jej zaginięciu – napotkali mężczyznę, który według nich odpowiadał postaci z zapisu monitoringu. Okazał się nim być piekarz, który tak opisuje całe zajście: – Skończyłem pracę o godzinie 6, wróciłem do domu i położyłem się spać. Wstałem około 10., wziąłem koc i poszedłem na łąkę, bo chciałem się poopalać. Kupiłem sobie trzy piwa i tam je wypiłem. Gdy usiadłem na ławce, w pewnej chwili podjechał samochód, chyba bmw, a po chwili drugi samochód, nie wiem jakiej marki. Wysiadło dwóch przypakowanych mężczyzn, powiedzieli do mnie, abym się nie ruszał. No to siedziałem na ławce, aż przyjechała policja. Pojechaliśmy na komisariat. Pytali mnie, czy mam coś wspólnego z zaginięciem tej dziewczyny. Powiedziałem, że absolutnie nie. Byłem trochę pijany od tych piw. Po tych rozmowach, policjanci odwieźli mnie do domu.
Człowiek wytypowany przez znajomych Iwony, również okazał się nie być tym właściwym. Mężczyzna w czasie zaginięcia nastolatki był w pracy.

Na policję w Krakowie zgłosił się natomiast świadek, który, na portrecie pamięciowym zamieszczonym w gazecie, rozpoznał poszukiwanego świadka – mężczyznę z ręcznikiem. Do sklepu, w którym pracował, miał wejść właśnie ten człowiek i pytać o perfumy. Sprzedawca poprosił, żeby chwilę poczekał, bo musi sprawdzić na liście. Według opisu, klient ten miał około 40-50 lat, ubrany był elegancko, w ręku miał teczkę i wymiętą reklamówkę. Podczas wizyty w sklepie, zadzwonił mu telefon. Mężczyzna miał powiedzieć: – Dopiero przyjechałem do Krakowa. To, co miało być załatwione, już zostało – po czym przerwał rozmowę. Kupił tylko dwa puste flakoniki i zapytał, czy jeśli będzie miał je napełnione na lotnisku bez naklejek, to zostaną mu skonfiskowane. Dodał, że wróci po perfumy, po czym opuścił sklep i więcej się w nim nie pojawił. Sprzedawca zauważył na jego szyi wyraźne ślady zadrapania, lekko rozciętą wargę oraz przysłonięty mankietem marynarki tatuaż – wzoru nie dało się dostrzec. Na okazanym portrecie pamięciowym, ze stuprocentową pewnością rozpoznał właśnie tego klienta. Portret mężczyzny został przesłany na lotniska w Krakowie i Katowicach. Sprawdzony został też okoliczny monitoring, jednak w konsekwencji tych działań, nie udało się uzyskać żadnych informacji, mogących przyczynić się do odnalezienia Iwony.

Do Fundacji Itaka zgłosiła się natomiast kobieta, która twierdziła, że gdy kilka dni po zaginięciu Iwony Wieczorek, bawiła się z koleżanką w klubie Dream Club. Zaczepił je mężczyzna, który oferował im sesję do jednego z rozbieranych magazynów oraz proponował wyjazd za granicę. Przedstawił się tylko z imienia, a z relacji dziewczyny wynika, że był bardzo namolny, jednak gdy odmówiły, dał im spokój. Natomiast nadal bacznie im się przyglądał. Stwierdziła, że był bardzo podobny do mężczyzny z ręcznikiem z zapisu monitoringu, a tego dnia był nawet niemal identycznie ubrany.

Kolejna zeznająca osoba – mężczyzna obsługujący dmuchaną poduszkę na plaży – twierdził, że człowiek z ręcznikiem to Rosjanin. Kojarzy go, jest niemal pewien, że to właśnie jego widywał w tych dniach razem z grupą innych, czterech – pięciu mężczyzn. Opisał jego strój: skórzana kurtka, jeansy, biała koszulka, łańcuch na szyi.

– Ja mam bardzo dobrą pamięć do twarzy i jak później zobaczyłem jego zdjęcie rozwieszone na słupie, to go skojarzyłem – relacjonuje mężczyzna. Raz z nim nawet rozmawiał – miał go pytać o ten materac do skakania. Mówił trochę po polsku, ale z rosyjskim akcentem. Jego koledzy byli w podobnym wieku, umięśnieni, jeden z tatuażem pajęczyny na szyi. Bywali na piwie w pobliskim ogródku, obserwowali ludzi, ale świadek nie zauważył, żeby kogoś zaczepiali. Mężczyzna opowiadał również, że kilka razy widział go nawet z białym ręcznikiem, jak szedł się kąpać na plażę – sam bez kolegów: – Wchodził wejściem koło Bacówki, nie jestem pewien numeru tego wejścia. Widywałem go w tym tygodniu, kiedy zaginęła dziewczyna, ze trzy – cztery razy. Ja przypuszczam, że Iwona żyje. W tym okresie bywało tu wielu Rosjan. Moim zdaniem ona została wywieziona do pracy w agencji towarzyskiej w Rosji. To takie moje przypuszczenia.

To tylko niektóre z relacji osób, które miały widzieć mężczyznę podobnego do poszukiwanego świadka. Jeżeli faktycznie był on obcokrajowcem, to istnieje mała szansa na odnalezienie go. Jeśli nawet nie ma związku ze sprawą zaginięcia gdańszczanki, to może nie wiedzieć, że jego wizerunek był w polskich mediach.

Milion za informacje

Przy okazji tej sprawy w mediach nie zabrakło natomiast Krzysztofa Rutkowskiego i jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Ten pierwszy, na przykład zabezpieczył telefon zaginionej oraz dwa dyski do jej komputera, zanim zrobiła to policja. Następnie we własnym zakresie oddał je do firmy, która zajmuje się odzyskiwaniem danych. Jak twierdził, szukano m.in. informacji o potencjalnym planowanym wyjeździe dziewczyny. Jednak ich nie znaleziono. Następnie dyski wraz z analizą zostały przekazane matce Iwony. Rutkowski zapewniał, że dyski są w nienaruszonym stanie, a osoby, które zajmowały się odzyskiwaniem informacji, nigdy nie uszkodziły baz danych znajdujących się na nośnikach, które im powierzano.

Zarówno on, jak i Jackowski skupili się głównie na Pawle – chłopaku, w towarzystwie którego Iwona Wieczorek bawiła się w noc przed zaginięciem. Właściciel biura detektywistycznego zeznaje na jego temat: – W mojej ocenie był on osobą najbardziej zainteresowaną sprawą, zadającą mi najwięcej pytań. Chciał wszędzie być. Miał bardzo dobre relacje z policjantem z Sopotu, prowadzącym sprawę. Zdziwiło mnie, że funkcjonariusz rozmawiał z nim na płaszczyźnie towarzyskiej. Kiedy ja na przykład byłem przy ich luźnej rozmowie telefonicznej i sam chciałem wziąć słuchawkę, żeby przekazać policjantowi jakieś informacje, usłyszałem od niego, że ze mną nie będzie rozmawiał.

Według zeznań detektywa, chłopak był bardzo aktywny do czasu zorganizowanych poszukiwań. Gdy zapytał go, czy będzie brał w nich udział, stwierdził że nie, bo mama go do czegoś potrzebuje. Natomiast od matki Iwony dowiedział się, że Paweł miał organizować tego dnia grilla. Nie obyło się też bez prowokacji. Rutkowski blefował, że w Sztokholmie znalazł się świadek, który widział zdarzenie. Od tego momentu Paweł miał zacząć intensywniej do niego dzwonić, dowiadywać się co i jak. Martwił się, że wszyscy go podejrzewają, że jeszcze w końcu zostanie zatrzymany, wykazywał nerwowość. – Wcześniej przed Sztokholmem, było puszczenie przeze mnie informacji o biznesmenach, którzy dają za wskazanie miejsca pobytu Iwony nagrodę miliona złotych. To nie zrobiło na nim wrażenia. Mógł się domyślać, iż to był blef. Zareagował nerwowo właśnie na informację o świadku ze Szwecji – zeznaje Rutkowski.

Jasnowidz na działce

W niedzielę tuż po zaginięciu Iwony, jej matka zgłosiła się do Jackowskiego. Przywiozła rzeczy córki i zdjęcie. Na podstawie swojej wizji ocenił on, że dziewczyna żyje, a z miejscem zdarzenia kojarzył altankę ogrodową, przy której znajduje się jakiś ciek wodny oraz betonowe elementy o prostokątnym kształcie, wypełnione wodą.

Po kilku dniach, zadzwonił wujek Iwony i poprosił jasnowidza o przyjazd do Gdańska. – Zgodziłem się. Zabrałem swoją córkę oraz partnerkę i swoim samochodem pojechaliśmy do Gdańska, chyba przez Żukowo albo Kartuzy, gdzie miał na nas czekać ten wujek zaginionej, aby doprowadzić nas na miejsce. Przyjechał jakimś drogim samochodem, a razem z nim był jakiś chłopak. Pojechaliśmy na osiedle Iwony, skąd odebraliśmy jej matkę i razem udaliśmy się na deptak, w miejsce gdzie kamera ostatni raz zarejestrowała dziewczynę.

Wtedy jasnowidz miał kolejne doznanie, z którego wynikało, że poszukiwana już nie żyje. Poinformował o tym obecne tam osoby. Nie podobało mu się zachowanie wujka podczas marszu deptakiem. W ocenie Jackowskiego, był mało przejęty i zainteresowany sprawą. Po wizycie w Gdańsku, jasnowidz wrócił do domu i miał zamiar więcej się nie angażować, gdyż w jego ocenie wydarzenie to stało się już za bardzo medialne i mogło to negatywnie wpływać na jego wizje.

Jednak kilka dni później zadzwonił do niego dziennikarz z telewizji Polsat, informując, że planuje przygotować materiał o zaginięciu, proponując Jackowskiemu, aby pojechał razem z nim. Jasnowidz zgodził się i za kilka dni ponownie udali się w okolice wejścia 63.
– Byłem zaskoczony, ponieważ było tam dużo osób oraz Krzysztof Rutkowski, który ustawił tam krzesła, jakby szykował jakąś konferencję prasową i zachowywał się niczym wodzirej. Zauważyłem, że przy detektywie stoi dwóch chłopaków. Jeden bardzo blisko, tak jakby chciał usłyszeć rozmowę, natomiast drugi zachowywał się tak, jakby kontrolował tego pierwszego – opowiada jasnowidz.

W momencie, gdy Jackowski zaczął mówić o swojej wizji związanej z altanką, ten, który stał blisko, zaczął proponować, że on może wszystkich tam zaprowadzić, bo wie, gdzie jest ta altanka. Wskazał jakiś domek letniskowy, jednak to nie o ten budynek chodziło w wizji. Wtedy Rutkowski powiedział, że przecież całe towarzystwo piło alkohol na działce w altanie, przed imprezą. Wiadomo już było, że chodzi o działkę Pawła, czyli jednego z obecnych tam chłopaków.

– Odniosłem wówczas wrażenie, że tak, jak dotychczas był pomocny, tak teraz zaczął mieć jakieś opory. Wykręcał się, że nie ma kluczy, że to działka dziadków, że jak po nie pojedzie, to babcia będzie się denerwowała – kontynuuje zeznania Jackowski. Zdziwiło go, że chłopak tak dobrze pamięta, co mówił akurat o altanach, ponieważ zaczął tłumaczyć, że tam są bardzo bogate altany, a w wizji jest przecież mowa o skromnych. Ostatecznie Paweł zgodził się tam pojechać, ale nadal zniechęcał, że trzeba daleko iść, bo brama wjazdowa jest zamknięta. Powiedział też zdanie, które bardzo zaskoczyło Jackowskiego: – Uznał, że mój przyjazd na działki jest właściwie bez sensu, bo do tej altany trzeba iść pieszo jakieś 800 metrów, więc kto by ją tam zaniósł? Bardzo zwróciłem uwagę na te jego słowa: „kto by ją tam zaniósł”.

Jasnowidz w zeznaniach relacjonuje, że na działki pojechał swoim autem, Polsat swoim, a chłopaki swoim – chyba vw golfem. Pamięta też, że gdy Paweł poszedł do dziadków po klucze, ten kolega został pod blokiem i bacznie przyglądał się Jackowskiemu, tak, że zaczął się go nawet bać. Potem młodzi ludzie ruszyli z piskiem opon, wtedy uświadomił sobie, że byli chętni do pomocy, dopóki nie padł pomysł pojechania na działkę. Stali się wtedy nerwowi, obrażeni. Na działki jechali jakieś 10 minut – wcale nie tak daleko. Brama wjazdowa faktycznie była zamknięta, weszli furtką. Do altany było jakieś 400 metrów. Gdy jasnowidz zadawał Pawłowi pytania, jego kolega reagował nerwowo, tak jakby nie był pewny tego, co odpowie przyjaciel. Z młodymi ludźmi na działki przyjechały także dwie dziewczyny, na oko 17- 18-letnie. Wcześniej prawdopodobnie siedziały w aucie, gdyż Jackowski zauważył je dopiero na miejscu. Paweł otworzył altankę, jakby niczego się nie obawiał. W domku był porządek, wszystko było pochowane do szafek. Usiedli przy stole, a reszta została na zewnątrz. Chłopak odpowiadał na pytania. Mówił, że pili wtedy mało, że nie jeździł już potem autem tego wieczoru. Wyraźnie się wyluzował, ale widać było, że ma żal, że się go czepiają. Zaczął być bardziej pewny siebie, jakby wiedział, że Jackowski nie poszedł właściwym torem. Następnie zaczęli dyskutować o telefonach Pawła. Dlaczego na dyskotekę zabrał jeden telefon, skoro ma dwa. Wyjaśniał, że jeden jest służbowy, że nie nosi go na imprezy. Prywatny telefon był na kartę, a służbowy na abonament. Jackowski zapytał go, czy zmieniał kartę w tym prywatnym, odpowiedział że tak, że dzień po zaginięciu. Wtedy zaczął być nerwowy, jakby nie chciał kontynuować rozmowy. Jackowski wyszedł na zewnątrz i pokazał wszystkim dwa telefony chłopaka, mówiąc że coś kręci, bo jak się ma dwa telefony, to nosi się ze sobą obydwa. Paweł zdenerwował się, stwierdził, że jak tak dalej będą go wszyscy podejrzewać, to w końcu wyjedzie za granicę i już nie będzie w niczym pomagał. Wtedy Rutkowski wziął go na bok i zaczął go uspokajać, według oceny jasnowidza chłopak czuł, że ma w nim oparcie.

Na koniec Jackowski podsumowuje: – Od tamtego zdarzenia minęło już dużo czasu, jednak bardzo często zachowanie tych chłopaków stawało mi w pamięci, było bardzo wymowne. W moim mniemaniu, bali się tej wizyty na działce. Wyglądało to dla mnie bardzo dziwnie i podejrzanie.

Przepadła bez śladu

Śledztwo w sprawie pozbawienia wolności Iwony Wieczorek, umorzono w grudniu 2011 roku, ze względu na brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa. Jednocześnie dowody rzeczowe w sprawie, przechowywane będą przez okres 30 lat. Analitycy wytypowani do sprawy, zakończyli już pracę nad materiałami zgromadzonymi przez prokuraturę i nie znaleźli w nich punktu zaczepienia.

Jednak na tym działania śledczych się nie zakończyły. Jak dodaje prokurator Grażyna Wawryniuk: – Nadal sprawdzane są różne sygnały, np. ostatnio badano filmik, który pojawił się w sieci i nawiązywał do zaginięcia Iwony Wieczorek. Te czynności leżą już jednak po stronie policji, jeśli na coś trafią i będzie jakikolwiek punkt odniesienia, to prokuratura podejmie ewentualne czynności. Nie wykluczono żadnej z wersji, żadnej też nie udało się potwierdzić. Natomiast najmniej prawdopodobną z nich jest dobrowolne oddalenie się od domu.

Podczas postępowania przygotowawczego, przesłuchano przy pomocy wariografu cztery osoby. Zabezpieczono również szereg zapisów z monitoringów. Dwa dni po zaginięciu zaczęto ustalać, gdzie rozmieszczone są pierwsze z nich. W toku czynności udało się uzyskać te z ulicy Grunwaldzkiej w Sopocie, z okolicy lokalu Bacówka – te dwa dostępne były w mediach i był na nich wizerunek Iwony. Oprócz tego były to m.in. nagrania: z kompleksu Centrum Haffnera, ulicy Dąbrowszczaków, Jana Pawła II, Jantarowej, z molo na Zaspie, z klubu Banana Beach, ze stacji benzynowych oraz szereg zapisów z prywatnych kamer. Pomimo nierozpoznania zaginionej przez pracowników lokalu Dream Club, gdzie bawiła się młodzież, zabezpieczono również ten monitoring, jednak jest on bardzo słabej jakości. Badano około 375 kadrów ze zdjęciami pojazdów przejeżdżających o tej porze w okolicy, przesłuchiwano m.in. załogę ambulansu, który nagrał się na jednej z kamer. Sprawdzano lotniska oraz porty. Nigdzie nie natrafiono na ślad Iwony. Oględzinom poddano kilka pojazdów, łącznie z badaniami osmologicznymi na podstawie buta Iwony. Pobrano DNA ze szczotki dziewczyny, aby porównać je m.in. do ewentualnych śladów biologicznych w sprawdzanych autach. Analizowano billingi osób, które w ostatnim czasie kontaktowały się z zaginioną.

W rozmowie z Reporterem prokurator Grażyna Wawryniuk stwierdziła: – Wszystkie okoliczności związane z osobami, w których towarzystwie bawiła się Iwona Wieczorek, oraz z którymi w ostatnim czasie przebywała, jak i tych powiązanych z nią bardzo blisko, były sprawdzone. Nic nie wskazywało na to, aby miały jakikolwiek związek z tym zaginięciem.
Podjęto czynności poszukiwawcze z udziałem psów tropiących, w rejonach pasma plaży, w tym terenów od Sopotu (okolice Łazienek) do miejsca zamieszkania zaginionej oraz okolic Brzeźna. Przeszukano stawy oraz pobliskie stacje uzdatniania wody, studnie i studzienki, oraz miejsca wskazane przez powołanego biegłego, gdzie – w kontekście panujących warunków – zwłoki mogły ewentualnie wypłynąć.

Weryfikowano też wszystkie sygnały, płynące z Internetu oraz telefoniczne zgłoszenia różnych osób. – Dostaliśmy również kilka informacji, że zaginiona nie żyje, a ciało ukryte jest w danym miejscu. Dokonywano przeszukań takich obszarów, wraz z przekopywaniem wskazywanego miejsca – dodaje prokurator Grażyna Wawryniuk. Przeszukiwano także kilka mieszkań wytypowanych przez świadków, a w których mogła przebywać Iwona Wieczorek.
Sprawdzano także – pod względem genotypu – ujawniane w Polsce zwłoki kobiet o nieustalonej tożsamości, w zbliżonym do Iwony wieku – z wynikiem negatywnym. Iwony szukano poprzez Interpol oraz system SIS.

Żadne z tych działań nie przyniosły wyjaśnienia sprawy. Nie zdołano podjąć jakiegoś konkretnego tropu. Według prokuratury nie można też w sposób jednoznaczny wykluczyć, że Iwona sama lub za namową innych osób postanowiła opuścić miejsce zamieszkania i zerwać kontakty z rodziną, pomimo iż wersja ta jest bardzo mało prawdopodobna.

Marta Bilska

Wszelkie informacje związane z zaginięciem Iwony Wieczorek można przekazywać fundacji Na Tropie mailem: reporter@exmedia.pl oraz telefonicznie: 46 86215 82 lub 502 226 215. Gwarantujemy dyskrecję.

Zobacz również: