Po latach, które minęły od zabójstwa biznesmena Piotra Głowali sprawa wróciła na wokandę Sądu Okręgowego w Warszawie. Głowala miał zginąć  na zlecenie Janusza Lazarowicza.  Kilerów miał znaleźć Janusz G. „Graf”, związany przed laty z „Pruszkowem”. Jak było naprawdę? Czy sąd jest bliżej poznania prawdy i co do tej pory wnieśli liczni świadkowie?

Piotra Głowalę znaleziono 27 maja 2004 roku z niemal odciętą głową, na ścieżce w miejscowości Brzeście. Za porwanie biznesmena najwyższy wyrok usłyszał Robert R.  „Kot” (pierwotnie miał zarzut zabójstwa). Fizycznie zlikwidować Głowalę miał Czeczen, Sułtan S. „Artur” oraz nieustalona dotąd osoba. „Sułtan” sam zginął w niejasnych okolicznościach w wypadku samochodowym w warszawskim tunelu biegnącym wzdłuż Wisły.

Głowala miał zginąć, ponieważ szantażował szefa XIV Narodowego Funduszu Inwestycyjnego, Janusza Lazarowicza kompromitującymi go dokumentami. Miał być do Lazarowicza wysłany przez byłego szefa PZU Grzegorza Wieczerzaka. Ten zdecydowanie temu zaprzecza.

Znamy się z widzenia

 Przed warszawskim sądem co i rusz pojawia się kolejny, ciekawy świadek.

Jednym z nich jest Marcin O. „Filo”. Ten 39–letni dobrze zbudowany mężczyzna twierdził, że zna „Grafa”  bardziej z widzenia np. z restauracji Czarny Kot (należącej swego czasu do Roberta R. „Kota”) niż z jakiejś wspólnej działalności przestępczej. Był, owszem, na weselu „Grafa”, ale w pracy.

„Filo”, według słów innego świadka (tzw. sześćdziesiątki, czyli małego świadka koronnego) Mirosława J. „Józka” był doskonałym handlarzem narkotyków, działającym najpierw dla „Grafa”, następnie dla „Szkatuły”.

Sam „Filo” nieszczególnie miał ochotę na potwierdzanie wersji prokuratury o swojej przynależności do tzw. grupy „Grafa”; w ogóle zaprzeczał jej istnieniu. Został pomówiony, podobnie jak cała reszta chłopaków kojarzonych z tą grupą przez nieżyjącego już Andrzeja L. „Rigodonka” vel „Rybusa” (był świadkiem koronnym do grupy „Grafa” i  powiesił się w Zakładzie Karnym na Mokotowie) oraz Adama J. „Pojeba”, który swoimi zeznaniami dość mocno zalazł za skórę Januszowi G.

Pan prokurator mówił, że ładnie byśmy razem wyglądali na sali sądowej – zwrócił się z nieskrywaną niechęcią do prokuratora Dariusza Romańczuka, sygnalizując sądowi, że wszystko to ustawka i zmowa świadków.

Ładnie na sali sądowej „Filo” miałby wyglądać zaś z Arturem K.  „Drzewko”, z którym przed laty ot po prostu chodzili razem na siłownię. Za tę „niesiniejącą” grupę został skazany na 3,5 roku więzienia. Artur K. siedział za zabójstwo (uduszenie swojej narzeczonej); na rozprawę przybył odziany w czerwień świadczącą, że wciąż definiowany jest jako więzień niebezpieczny. Tymczasem czuje się poszkodowany pomówieniami świadka koronnego i wspominanego już „Pojeba”.

O „Grafie” usłyszałem na rozprawie i  od prokuratora Romańczuka – zżymał się się. Co nieco samego prokuratora rozbawiło.

Co do zachowania względem Romańczyka, to pamiętaj, że to stary wyjadacz, cwany gracz. Podpuszcza ich, a ci się dają w to wciągnąć jak dzieci. Takie zachowanie rozmydla całą sprawę przed sądem – komentuje tę wymianę uprzejmości Roman Olszewski „Sproket”, związany przed laty z „Pruszkowem”.

  W przypadku Artura K. solą w oku jest ponadto „mały świadek koronny”, czyli popularna wśród prokuratorów „sześćdziesiątka”, Piotr K., który niebawem będzie zeznawał.

Robert R. „Kot” odsiaduje wyrok z artykułu 189 kk, czyli za porwanie Piotra Głowali.

Z tego co pamiętam z „Grafem” poznaliśmy się w latach 90. była to czysto towarzyska relacja – zaklinał się. „Graf” miał dokonywać wymiany walutowej w prowadzonych przez niego kantorach, których posiadał cztery. Prokuratura zaliczyła go do tzw. kantorowców. Ci mieli być związani z jednym z funduszy, z 14 oddziałem NFI. O tym, że uprowadził Głowalę mówił „Riggodonek”, który sam także w tym porwaniu uczestniczył; do tego jego brat oraz „kontrowersyjna” osoba czyli Robert R. „Kot”.

Przypomnijmy,  Robert R. odsiaduje 8–letni prawomocny, wyrok za ten czyn.

Wszyscy powyżsi panowie przyjęli wspólną wersję negowania faktu istnienia grupy i wskazują te same osoby, które jakoby ich pogrążyły. Ich rola ogranicza się jednak do czysto kryminalnych działań, za które usłyszeli wyroki. Sprawa zabójstwa Głowali oraz osób wokół Janusza G. „Grafa” jak w soczewce skupia świat klasycznego kryminału z biznesem dokonującym wielomilionowych transakcji.

Agresywne przejęcia

Kolejni świadkowie zeznawali na tematy powiązań finansowych między porwanym biznesmenem a szefem NFI oraz aspirującym do świata biznesu „Grafem”.

Piotr Głowala

Ostrzegałem Piotra (Głowalę – przyp. red.) przed Lazarowiczem – zeznawał Dariusz Z. Były pracownik Raiffaisen, podległy Lazarowiczowi. Co do biznesowych negocjacji panów Głowali i Lazarowicza, zapewniał, że według niego daleko im było do biznesowo rozumianych „negocjacji”, bo jedna strona była do nich zmuszana.

Lazarowicza postrzegałem z jednej strony jako przyjacielsko nastawioną osobę, z drugiej, jako safandułę – mówił. – Próbował zmusić mnie do kilku transakcji. Wówczas przez chwilę tej rozmowy spadła mu maska lojalności. Zorientowałem się, że udaje tylko niewiedzę, że doskonale gra. Nabrałem przekonania, że to jest człowiek, który może zrobić wszystko. A prasa miała za zadanie w tym czasie ostro dyskredytować Głowalę – wspominał.

Dariusz Z. także ma na swoim koncie odsiadkę, zresztą z Grzegorzem Wieczerzakiem w jednej celi. Według niego obie instytucje – prowadzony przez Wieczerzaka PZU oraz Raiffaisen Bank, na czele którego stał Lazarowicz, zostały wykorzystane do przejęcia NFI.

Grzegorz Wieczerzak miał poznać Głowalę po wyjściu z aresztu w 2004 roku.

 – Głowala chciał robić interesy ze mną – zeznawał przed sądem na majowych rozprawach. – Wiedział, że dysponuję wiedzą na temat dokumentów dotyczących Lazarowicza. Miał interesy z Lazarowiczem, ja mu od razu mówiłem, że nie będę się z nim kontaktował – opisywał te relacje Wieczerzak.

 – Co to były za dokumenty?– dopytywał sąd.

 – Dotyczące uzyskania i kupienia NFI za ich własne pieniądze. Oceniam, że Lazarowicz zarobił na tym od 50 do 80 milionów złotych.

Po czasie Wieczerzak miał się upominać od Lazarowicza pieniędzy, rzekomo od niego przejętych, kiedy siedział w areszcie.

To było jawne oszustwo i przekręt na szkodę NFI – dodawał. Kiedy Głowala umówił się na spotkanie z Lazarowiczem, miał spotkać się z Wieczerzakiem o 17:00. Ale na to spotkanie „Maklerek” już nie dotarł, a jego telefon był wyłączony. W tym dniu zginął. – Nigdy nie wysuwałem roszczeń w stronę Lazarowicza, nie wysyłałem  Głowali do niego w żądnej sprawie – zapewniał Wieczerzak.

Głowalę, opisał go przed sądem Wiesław M., kolejny świadek znający meandry tych piramidowych powiązań finansowych:   – Głowalę znałem, był inteligentny, miał szerokie kontakty wśród maklerów, biznesmenów. Charakter miał ryzykancki. Kupował akcje pokryte dużym ryzykiem – wspominał. Według jego słów, w 1998 roku wydał dużo pieniędzy na rezydencję na Majorce oraz dzieła sztuki. U Wiesława M. zapożyczył się na niecałe 6 milionów złotych. I twierdził, że nie ma z czego oddać, choć – jak zarejestrował Wiesław M. jeździł w tym czasie nowym jaguarem. Wiesław M. upomniał się zatem o swoje, na co Głowala miał mu zagrozić pobiciem i wywiezieniem do lasu.

 – Najważniejsze stały się dla niego pieniądze, stał się bezwzględny. Dużo osób mu źle życzyło. Plotka chodziła, że szantażował i brał łapówki za informacje dotyczące kredytów, że miał mieć wiedzę na ten temat. Znał ludzi z PZU – wyrzucał z siebie Wiesław M. – Był naiwny, ale też zimny i wyrachowany. Znał ludzi z tak zwanego miasta – dodawał. – Myślę, że jego zabójstwo zlecił Lazarowicz – podsumował świadek.

Rozmiękczanie wiertarką

Przesłuchiwani byli już bracia P., kojarzeni jednoznacznie z grupą pruszkowską oraz jako biznesmeni od nieruchomości. Niemałych emocji przysporzył zarówno sobie jak i sądowi Mariusz P., który wjechał na zeznania w warszawskim sądzie na wózku inwalidzkim. Ten 62-letni mężczyzna wygląda na co najmniej 10 lat starszego, jest dziś jednym z tych świadków którzy wprost wskazują na „Grafa”, jako organizatora zabójstwa Głowali.

– „Graf” mówił, że robił różne rzeczy dla Lazarowicza. Albo, że Wieczerzak to świnia, bo kiedy siedział w więzieniu, to Lazarowicz kupił jego żonie jakieś nieruchomości. A potem, już po wyjściu z pierdla Wieczerzak, upominał się o zwrotu pieniędzy za przejęte przez Lazarowicza spółki. Kiedyś pojechał za mną do Egiptu i  wypił za dużo, bo pił wszystko, co było z alkoholem, i  opowiadał o porwaniu Głowali. Jak wyszli z knajpy, „Graf” podszedł do niego i pyk, Głowala był już w bagażniku, że nawet nikt nic nie widział, nikt się nie zorientował – opowiadał rozemocjonowanym głosem Mariusz P. Celem spotkania Lazarowicza, „Grafa” i Głowali miało być zmuszenie Głowali do oddania spornych dokumentów i przejście „Maklerka” na ich stronę. Koniec końców został zawinięty i wywieziony do jakiegoś „chlewika”, co jak zrozumiał później P. miało być po prostu ustronnym miejscem. Tam rozmiękczali Głowalę wiertarką, torturowali, aż do momentu, kiedy Głowala zgodził się donosić na Wieczerzaka.

Zapytałem „Grafa”,  czy odcięli mu głowę maczetą, na co Janusz G. miał uściślić: „Co ty, małym kindżałem”. Po prostu pyk i główka leci! – entuzjastycznie donosił Mariusz P. Obrońca „Grafa” dopytywał go, czy jego klient  kiedykolwiek wskazywał na Lazarowicza, jako zleceniodawcę?

Wprost nigdy o tym nie powiedział– wyznał  świadek.

 Czy możliwe, żeby „Graf” chwalił się przez P. zabójstwem Głowali?

Roman O. „Sproket” pytany przez nas powątpiewa, aby „Graf” miał się po pierwsze Mariuszowi P. spowiadać, a już zwłaszcza z zabójstwa.

 – Mariusz P. to kurwa, wywalił „Grafa” na niemałą kasę. Napożyczał około 6-7 milionów. Zresztą w tym czasie zarówno od „Grafa”, jak i  od „Masy” –  wspomina  „Sproket”. –  Nie dziwne więc, że „ Graf”  mu w końcu firmę przyjął. Mariusz P. to stary chachmęt, żył z oszustw, oszukiwał ludzi na kasę – zauważa „Sproket”.  – Co do opowiadania przez „Grafa” o zabójstwie Głowali; przy alkoholu można o panienkach pogadać, samochodach, taki doświadczony zawodnik jak „Graf” nie chlapałby  komuś takiemu jak Mariusz P. o zabójstwie!

Pod dyktando „Masy”?

 Zeznania Mariusza P. po raz pierwszy od dłuższego czasu wywołały żywą reakcję „Grafa”, który to z niedowierzaniem wsłuchiwał się w wersję świadka. Ten chętnie wprowadzał sąd w meandry przejęcia jego firmy Mardeks, ustawiania przetargów nieruchomościowych, przekrętach finansowych NFI i o rozwiązaniach siłowych wobec dłużników, czy o szantażowaniu oraz zastraszaniu go przez „Grafa”.

 „Graf” postanowił nie być mu winnym i po raz pierwszy od kilku rozpraw zadał pytanie: – A ile świadek wyprowadził pieniędzy z firmy?

 Na co Mariusz P. wyprowadzony całkowicie z równowagi, wykrzyczał:

  – Wyprowadziłem dla ciebie i dla Lazarowicza, ty bandyto, kurwo jedna ty!

Graf” pozwolił sobie jeszcze na uwagę, że zeznania P. są składane w uzgodnieniu i pod dyktando Jarosława  S. „Masy”. I z powrotem powrócił do niewzruszonej pozy.

Chcąc dodatkowo wzmocnić swój przekaz, Mariusz P. dodawał: – Mój syn mówił, że dla „Grafa” wszyscy pracują, handlują narkotykami.

 Sam P. miał być  z kolei świadkiem, jak do domu „Grafa” (mieszkali od siebie w odległości kilkunastu metrów przy ulicy Kajki w Międzylesiu – przyp. red.) poszczególni członkowie grupy przywozili kanapki, czyli pliki pieniędzy pochodzących z narkotyków.

 „Graf” rzadko kiedy się odzywa. Na rozprawy stawia się regularnie, mimo poważnych problemów ze zdrowiem.

 – Nie są one udawane – zapewnia „Sproket”, który siedział z „Grafem” dwa lata pod celą na Mokotowie. W związku z pogarszającym się zdrowiem „Graf” miał do dyspozycji m.in. doposażoną w normalną toaletę celę, co na mokotowskich  „N” normą nie było.

Pamiętam go jako uprzejmego i miłego, nie miał charakteru „chachmęta” (oszusta, krętacza –przyp. red.), mendy. „Graf” nie miał szczęścia do ludzi. Ja także musiałem złożyć, jako koronny, zeznania przeciw niemu. Ale wspominam go dobrze – wyznaje dziś Roman O.

Kiedy z nim siedziałem, był wtedy w dobrej formie, ale zgłaszał już wówczas problemy zdrowotne. „Graf” siedział zresztą już w latach osiemdziesiątych, a  wtedy to była rzeźnia Co do problemów z plecami, myślę, że uszkodził sobie kręgosłup wskutek dwukrotnie podejmowanych prób samobójczych – dodaje  „Sproket”.

Przed sądem jeszcze wielu świadków. Czy po tylu latach uda się w końcu doprowadzić do skazania za zlecenie zabójstwa Piotra Głowali? Czas pokaże.

 Gabriela Jatkowska

Zobacz również: