Z Pawłem Futiakiewiczem, trenerem psów tropiących ludzkie zwłoki, rozmawia Anna Irma Stelmaszek
 Jak wygląda Pana praca na co dzień? Czy łączy się ona bezpośrednio z pracą ze zwierzętami?
Na co dzień zajmuję się zupełnie czymś innym. Chociaż też nie do końca. Jestem pracownikiem ochrony w grupie interwencyjnej oraz Inspektorem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Zdałem egzamin, ukończyłem wymagane kursy. Ale nie to w tym wszystkim jest istotne. Najważniejsze, by interesować się zwierzętami i mieć o nich bogatą wiedzę.
Dlaczego wybrał Pan akurat labradora zamiast na przykład  owczarka niemieckiego?
To był tak naprawdę pomysł córki. Ona zawsze marzyła, by mieć psa, co wabił by się Klifford, jak z tej bajki „Clifford – wielki, czerwony pies”. Najbardziej do charakteru tej bajkowej postaci pasował właśnie labrador ze względu na swoje cechy osobowości.
W jaki sposób wpadł Pan na pomysł, aby swojego pupila zacząć trenować pod kątem odnajdywania zwłok?
Labrador jest bardzo wymagającą rasą. Nie jest to pies, który może siedzieć w budzie przypięty do łańcucha lub w domu na kanapie i nic nie robić. Zacząłem więc myśleć, jak naszemu przyjacielowi zagospodarować czas i sprawić, aby rozładował drzemiące w nim ogromne pokłady energii. Doszedłem do wniosku, że może funkcja psa tropiącego byłaby dobrym pomysłem. Jak widać, nie tylko psy mają „nosa”. (śmiech). Muszę też dodać, że zawsze interesowałem się ratownictwem. Ukończyłem szkolenia zawodowe w tym właśnie kierunku, stąd jako pierwszy zrodził się pomysł z psem – tropicielem. Klifford na początku przygotowywany był do poszukiwania osób żywych, ale ta funkcja nie do końca mu wychodziła. Nie podjąłem się więc szkolić go w systemie duo. Postanowiłem „przekwalifikować” psa na tropiciela zwłok. Tutaj pies zdecydowanie się sprawdził.
Czy taki pies tropiący zwłoki musi zostać gdzieś zarejestrowany?
Każdy pies tropiący musi być certyfikowany. Klifford należy więc do Polskiego Związku Instruktorów i Przewodników Psów Służbowych. Dwa razy do roku wyjeżdżamy na wspólne szkolenia z innymi psami, w tym na jego certyfikowanie.
W jaki sposób przebiega szkolenie takiego psa? Są jakieś specjalne metody, by pies mógł poradzić sobie z odnalezieniem zwłok?
Każda nauka psa, począwszy od szukania osób żywych, narkotyków czy też zwłok, jest nauką poprzez zabawę. Ludzie myślą, że psa uczy się poszukiwania narkotyków poprzez ich podawanie. Jest to kompletną bzdurą. Za odnalezienie konkretnego bukietu zapachów, pies dostaje nagrodę. Podajemy mu smakołyki, bawimy się z nim, skupiamy na nim całą swoją uwagę. Wtedy taki „tropiciel” kojarzy swoją „pracę” z zabawą, na zasadzie: znalazłem czyli będziemy się bawić.
Jakie Pan stosuje sposoby, aby przygotować Klifforda do poszukiwania zwłok?
Aby przygotować psa do funkcji tropiciela zwłok, wykorzystuje się odpowiednie próbki zapachowe. Są to związki chemiczne, których zapach przypomina fetor rozkładającego się ciała. Prócz tego zabiera się psa w miejsce, gdzie kiedyś były odnalezione zwłoki. Ewentualnie stosuje się też inne, trochę niestandardowe metody typu: chodzenie z psem po ziemi cmentarnej, gdzie grób był rozkopywany i przekopywany. Później bierze się garstkę tej ziemi, aby pies poczuł zapach i zaczął go kojarzyć.
Czy łatwo pozyskać takie materiały treningowe? Polska przecież nie należy do krajów, gdzie system szkolenia psów jest rozpowszechniony.
Próbki są dostępne przez Internet, bądź udostępniane przez innych trenerów psów. Od razu muszę jednak powiedzieć, że w Polsce takie próbki dostać jest bardzo trudno. Szybciej je można pozyskać od słowackich trenerów, gdzie cały ten proces wyszkolenia jest bardziej rozwinięty. Wynika to może stąd, iż w Polsce niewiele jest takich psów jak mój. W Sułkowicach są prowadzone szkolenia psów, ale tylko dla policji i straży, i tylko pod kątem odnajdywania osób żywych, środków psychoaktywnych czy materiałów wybuchowych.
Jakie cechy musi posiadać pies odnajdujący zwłoki ludzkie?
Takie psy muszą być zupełnie pozbawione agresji. Wymaga się, aby były łagodne względem wszystkich ludzi i zwierząt. Pies musi umieć kontaktować się ze swoim trenerem i słuchać uważnie komend. Powiem teraz istotną rzecz: dla mnie pies nie musi wykazywać się stuprocentowym posłuszeństwem. Stanowi to ograniczenie swobody psa, a ja go nie chcę przecież ograniczać w poszukiwaniach. Dodatkowo oznaczenie zwłok przez psa często wiąże się z jego irracjonalnym zachowaniem. Nie jest to tak jednoznaczne, jak przy wykrywaniu narkotyków, że pies drapie daną rzecz; czy przy znalezionych środkach wybuchowych, obok których siada. Niedaleko miejsca, gdzie znajduje się ciało, pies może zacząć wyć, tarzać się, albo nie robić zupełnie nic. Położy się wtedy i czeka na mnie. Nie możemy w związku z tym powiedzieć tu o utartych zachowaniach. Trzeba nauczyć się rozumieć własne zwierzę i sygnały przez niego wydawane. Najważniejszy jest kontakt wzrokowy z psem i danie mu swobody w działaniu. Muszę też zaznaczyć, że czasami pies sam nie wie, jak się ma zachować, choć  wyczuwa zapach ludzkich zwłok. Tyczy się to w szczególności wisielców. Pies jest zdenerwowany, bo czuje zapach, a nic nie widzi. Potrafi szarpać gałęzie leżące obok drzewa lub biegać dookoła. I patrzy wtedy na mnie wzrokiem szukającym pomocy. Dlatego tak ważny jest z nim kontakt wzrokowy. Tylko dobrze rozumiejąc się ze zwierzęciem, można podejmować trud jego nauki.
Przypomina sobie Pan pierwszą akcję Klifforda?
Pierwsza akcja Klifforda miała miejsce niedaleko Limanowej, gdzie mieszkamy z rodziną. Pies nie odnalazł zwłok, ale fragmenty ciała. Ciężka to była sprawa. Klifford przeraźliwie ujadał. Stał obok ujścia rzecznego, gdzie nic nie było widać. Dla psa tropiącego ostateczną rzeczą, jak nie wiadomo, o co mu chodzi, jest komenda „przynieś”.  W tym momencie Klifford zanurkował i przyniósł kawałek sznurka z pętlą. Wskazywałoby na to, że ktoś się powiesił, a że zaginięcie nastąpiło rok wcześniej, to należało zawiadomić policję. Przekopywali cały teren, ale znaleziono tylko kawałki ubrań. Śledztwo w tej sprawie do dziś nie zostało zakończone. Sprawa cały czas jest w toku.

A czy pamięta Pan jakąś wyjątkowo trudną akcję, po której psu udało się odnaleźć poszukiwaną osobę?

Nie mogę opowiadać o konkretnych osobach czy przeszukiwanych miejscach, gdyż obowiązuje mnie tajemnica i ustawa o ochronie danych. Opowiem jednak o jednej akcji, którą pamiętam wyjątkowo dobrze. Z początkiem października 2015 roku zostaliśmy zadysponowani przez Biuro Detektywistyczne do poszukiwania zaginionego tydzień wcześniej mężczyzny w jednej z małopolskich miejscowości. Wcześniejsze poszukiwania prowadzone przez policję, straż oraz psy z grupy poszukiwawczej, nie przyniosły pozytywnego rezultatu. Było znane ostatnie miejsce pobytu zaginionego oraz została podana informacja, że miał się kierować w stronę domu. Teren był dosyć trudny. Duże przestrzenie porośnięte krzakami oraz wysoką trawą i niewielkie tereny leśne nie ułatwiały nam zadania. W przeszukanych sektorach pies nie znalazł zaginionego. Wtedy zostałem przez rodzinę poproszony o przeszukanie miejsc nieco dalej położonych od tych określonych przez detektywów. Zjawiliśmy się tam na drugi dzień. Teren był podobny do poprzedniego, z tą jednak różnicą, że posiadał bardzo wiele głębokich i wąskich rowów z przepływającą wodą. Te właśnie rowy wzbudziły zainteresowanie psa, który w sposób bardzo dziwny zachowywał się, wchodząc do nich i je sprawdzając. Nie było to typowe oznaczenie miejsca przez szczekanie, ale nerwowe zachowanie, po którym znając swojego psa mogłem stwierdzić, że coś jest nie tak. Takie samo zachowanie pies wykazywał przy wszystkich oczkach wodnych znajdujących się w okolicy. Niestety, ze względu na porę dnia i zmęczenie psa, poszukiwania zostały przerwane i miały być znowu podjęte kilka dni później. Następnej doby od rodziny dostałem przykrą wiadomość, że ciało mężczyzny zostało wyciągnięte przez przypadkowego wędkarza z dna zbiornika oddalonego o kilkaset metrów, oddzielonego nasypem kolejowym od miejsca poszukiwań, z którym to wszystkie cieki wodne na tym terenie były połączone.
Na jakie niebezpieczeństwa narażony jest pies tropiciel?
Ostatnio przeszukiwaliśmy rzekę, gdzie było dużo kaskad, był ogromny prąd. Klifford bez problemu chodził po tych kaskadach, ale w pewnym momencie stracił równowagę i porwał go wir wodny. Spadł z dużej wysokości z wodospadu, ale na szczęście labrador jest dobrze pływającym psem, więc udało się mu dopłynąć do brzegu. Dodam, że Klifford nie jest typowym psem do poszukiwania zwłok w wodzie. Dopiero prowadzę z nim szkolenia w tym zakresie, co nie jest rzeczą prostą. Dotyczy to głównie sposobu rozchodzenia się zapachu w wodzie. Muszę przy tym szkoleniu posiadać odpowiedni akwen i dysponować specjalnym sprzętem, na przykład łodzią. Pies uczy się kolejnych nawyków i sposobów oznaczania – w trudnych, a wręcz bardzo niebezpiecznych warunkach.
Czy w każdych warunkach atmosferycznych można prowadzić poszukiwania?
W tym momencie jesteśmy z Kliffordem na przymusowym urlopie. Poszukiwania, aby miały sens muszą być prowadzone w dodatniej temperaturze. Poniżej 4 stopni Celsjusza rozkład zwłok jest już bardzo zahamowany. Nie wydzielają się wtedy gazy i wszystkie te rozkładowe związki chemiczne, na które pies reaguje.
W jaki sposób następuje cała akcja ratownicza i czy wymaga ona specjalnego przygotowania psa?
Klifford nie uczestniczy w akcjach ratunkowych, bo zapach osoby żywej został z niego zupełnie wykorzeniony. On będzie wiedział, że na przykład w danym miejscu ktoś jest, ale już nie oznaczy terenu. Dlatego my przystępujemy do akcji jako drudzy – po psach tropiących osoby żywe. Psa „zwłokowego” nie wypuszcza się też w teren od razu po zaginięciu. Musi przecież upłynąć czas, aby zaczęły zachodzić procesy gnilne, by pies mógł złapać zapach. Nie tylko jednak węch psa jest istotny, ale też ważne są inne ślady. Przede wszystkim muszę zapoznać się z terenem, który pies będzie miał sprawdzić. Muszę sprawdzić siłę i kierunek wiatru, by wiedzieć, gdzie mam psa wysłać. Zawsze idzie się pod wiatr, by zapach mógł dotrzeć do psich nozdrzy. Powiem teraz rzecz najważniejszą: pies nie ma prawa tknąć zwłok. Nawet na treningach pies jest karany głosowo, jeśli dotknie próbkę. Po pierwsze, że byłoby to nieetyczne, a po drugie mogłoby to bardzo zaszkodzić jego zdrowiu. Muszę też podkreślić, że Klifford rozróżnia zwłoki ludzkie od padliny. Tyczy się to innej kompozycji zapachowej, na którą pies nie reaguje. Bardzo zbliżony zapach rozkładu do człowieka ma świnia. Dużo osób szkoli psy na próbkach pochodzenia świńskiego. Sam tego nie robię, gdyż w lasach mamy przecież dużo dzików, a jest to nic innego, jak dzika odmiana świni. Nie chcę, by pies przez podobieństwo zapachowe zaczął oznaczać teren tejże padliny.

Czy każdy może skorzystać z waszych usług?

Oczywiście, każdy może skorzystać z „usług” Klifforda, kontaktując się z nami przez stronę internetową www.poszukujemy.cdx.pl. Przypominam, że jesteśmy zespołem z psami o specjalności poszukiwawczej tylko i wyłącznie ludzkich zwłok. Współpracujemy z policją, strażakami, detektywami oraz wieloma instytucjami. Jeśli warunki atmosferyczne na to pozwalają, pomagamy każdemu, kto nas o taką pomoc poprosi. Często osoby, które nas wynajmują, mają nadzieję na znalezienie osoby żywej. Dlatego zanim przystąpimy do poszukiwań, odbywamy z rodziną niejedną trudną rozmowę, ale wiadomo, jak to w życiu. Pies po „udanej” akcji czyli odnalezieniu zwłok, pragnie w nagrodę się bawić, zaś dla rodziny denata to wielki dramat i cierpienie. Lepiej jest jednak odnaleźć zwłoki zaginionego, niż przez długi czas żyć w strachu i niepewności. Przynajmniej taka osoba ma swój grób, na którym stoi zapalona przez rodzinę świeczka, a nie leży gdzieś jako NN, przykryta gałęziami z drzewa czy rzecznymi szuwarami.

 

Zobacz również: