Myślałem, że nic mnie już nie zaskoczy, jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości. Ale zaskoczyło! Po słynnym sędzim, który cierpi na roztargnienie i wówczas zahacza kasę innych ludzi, wydawało się, że poziom absurdu został wyczerpany. Ale gdzie tam.

Wkrótce Sąd Najwyższy wyjątkowo łagodnie potraktował sędziego, który próbował wynieść część do wkrętarki. Warto dodać, że sąd dyscyplinarny wydalił tego sędziego z zawodu. Tymczasem SN znacznie złagodził ten wyrok, uznając, że sędzia ów, owszem wziął wspomniany element, ale taka surowa kara byłaby niewspółmierna do wartości skradzionego przedmiotu. W związku z tym SN uznał, że sędzia może nadal sądzić, a przez dwa lata będzie pobierał o 20 procent mniejsze wynagrodzenie.

Tymczasem problem nie tkwi w wartości przedmiotu. Czynem swoim sędzia uchybił godności urzędu, a to dyskwalifikuje go całkowicie. Jako tzw. zwykły człowiek zapłaciłby pewnie grzywnę i byłoby po sprawie. Ale mamy do czynienia z sędzią, człowiekiem, który ma w swoich rękach ludzkie losy. Który, tak jak w przypadku Tomasza Komendy, może swoją decyzją zniszczyć komuś życie.

Sędzia nie ma prawa „być roztargniony”, czy łaszczyć się na „drobne gadżety”. Jak będzie można mieć zaufanie do wyroku wydanego przez sędziego, który sam kradnie?

Ale najgorsze jest to, że ów sędzia nie krył zadowolenia z wyroku SN. On nie dostrzega w swoim zachowaniu niczego niewłaściwego. Chyba naprawdę uwierzył, że reprezentuje nadzwyczajną kastę i żadne zasady i normy jego nie dotyczą.

Tomasz Połeć

 

Zobacz również: