Wbrew oczekiwaniom naród nie nabrał się na hasła opozycji i wolał łamać się opłatkiem przy wigilijnym stole, niż spędzić święta na ulicy czy w zamkniętych pomieszczeniach. Choć w przypadku tych ostatnich – co wydaje się nieprawdopodobne –  opozycja może przypisać sobie sukces. A to z powodu braku dodatkowych, tak potrzebnych wpływów do budżetu państwa z podatku VAT.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że w wyniku bojkotu przez naród nawoływań do masowych strajków kasa państwa straciła dziesiątki miliardów złotych. Dlaczego? Po pierwsze  – jeżeli mówimy o masowych strajkach, to musiałyby mieć one taki rozmach, jak w 1980 roku. Wtedy strajkowało około 750 tysięcy osób, które musiały na czymś spać. Najlepiej nadaje się do tego, jak pokazuje historia, styropian grubości 10 cm, gdyż daje pewność, że nie dostaniemy „wilka”. Jeżeli przyjmiemy, że na jednego strajkującego potrzeba dwóch płyt styropianu, to mamy pół miliona paczek po 50,40 złotych jedna. A to oznacza, że z samej sprzedaży materiału izolacyjnego na „wyrka” dla strajkujących wpłynęłoby 5,7 mln zł z podatków VAT. Do tego dochodzą inne koszty związane z bieżącym utrzymaniem jednego „okupanta”: jedzenie, picie, flagi, banery, prasa, ulotki, papierosy, środki czystości, pogadanki, rozrywka itd. Co daje dziennie minimum 55 zł na osobę. Przy wspomnianej masie strajkujących byłby to wydatek rzędu 41 250 000 złotych każdego dnia. Czyli jeden dzień strajku – wymarzonego przez opozycję – wzbogaciłby kasę państwa o 9 487 500 zł z tytułu podatków.
Owe wyliczenia są żartem, ale pokazują, że strajki czy manifestacje są bardzo drogą imprezą dla jej organizatorów. A jeżeli ktoś liczył, że naród – podobnie jak w 1980 roku –  sam za nie zapłaci, aby opozycja  powróciła do koryta, to nie wystawia sobie najlepszej opinii.
Zresztą opinię opozycja zszargała sobie już na początku przedświątecznej awantury. Chociażby niezłomny Piotr Misiło, poseł Nowoczesnej, który fotografował się z  kartką „Wolne Media”. Przypomnę, że to on a nie kto inny, próbował wsadzić do więzienia dziennikarza za to, że ten opisał dziwne powiązania biznesowe Misiło.
Natomiast guru opozycji, Lech Wałęsa, nawołujący teraz do szturmu na Sejm zapomniał, że kilka lat temu namawiał Donalda Tuska, aby ten pałami rozgonił związkowców protestujących przed parlamentem przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego. Wtórował mu inny były prezydent – Bronisław Komorowski. Ten z nieskrywaną radością stwierdził: Miałem satysfakcję, oglądając posłankę PiS, gdy czmychała z Sejmu pod eskortą policji rządowej”. Nigdy nie miałem dobrego zdania o Komorowskim, ale głowie państwa, nawet byłej, mówić czegoś takiego po prostu nie wypada. Ale czemu się dziwić – jaki elektorat, taki prezydent. A ów elektorat dał pokaz kultury i tego, co nas czeka, gdy opozycja wróci do władzy. Nie tylko poprzez blokowanie prezesowi PiS dostępu do grobu brata, czy inne chamskie zachowania.
Największym zbydlęceniem ze strony opozycji była profanacja pamięci ofiar ludobójstwa poprzez wykorzystanie w walce z rządem zdjęcia więźniów w pasiakach, co w Polsce kojarzy się jednoznacznie z obozami koncentracyjnymi.
I ci ludzie chcą rządzić w kraju, w którym w wyniku niemieckiego terroru zginęło ponad 6 milionów obywateli, czyli co szósty mieszkaniec Polski?
Jerzy Szostak

Zobacz również: