W dzieciństwie przepowiadano mu, że będzie księdzem, wykształcił się na inżyniera elektronika, a został satyrykiem, felietonistą, autorem piosenek, które znała i śpiewała cała Polska.

Stanisław Szelc, najmłodszy stażem członek kabaretu Elita uważa, że Jan Kaczmarek „mieścił się w piątce najwybitniejszych twórców piosenki poetyckiej młodszego pokolenia”. I dodaje: – Tak, właśnie młodszego: po Tuwimie i Gałczyńskim to on wraz z Koftą, Grechutą, Młynarskim i Osiecką stworzyli nową jakość poezji śpiewanej.

Nie ma w tym twierdzeniu ani słowa przesady. Jan Pietrzak: – „Kaczmarek był kimś naprawdę ważnym na polskiej scenie artystycznej. Elita, wraz z kabaretami TEY, Salonem Niezależnych i Pod Egidą, wywarła wielki wpływ na polską rzeczywistość lat 70. Te kabarety zabierały głos na najważniejsze tematy związane z ówczesną rzeczywistością. Wtrącały się w sprawy publiczne, operując językiem aluzji, językiem ezopowym. Kaczmarek miał wspaniałą umiejętność posługiwania się językiem, który doskonale rozumiała publiczność, lecz niekoniecznie cenzura. – Był nie tylko ironistą. Także niezwykle ciepłym człowiekiem, dobrym kolegą”.

Te osobiste cechy pana Janka podkreślał także Andrzej Rosiewicz: – „Był człowiekiem wielkiej dobroci i łagodności. Symbolem ducha Bożego.” I dodał dość zaskakująco: – „Gdybym miał obsadzić kogoś w roli dobrego zakonnika, na pewno wybrałbym właśnie jego.”

Do zakonu Jan Kaczmarek nie trafił, ale miał ponoć zadatki na księdza. W Lwówku Wielkopolskim, gdzie się urodził i spędził szczenięce lata mieszkał w kamienicy, w której roiło się od dzieci. Jedna z jego ówczesnych koleżanek wspomina, że ulubioną zabawą Janusza ( tak w dzieciństwie zwracano się do Kaczmarka) było budowanie ołtarzy i odprawianie mszy.

„On odprawiał mszę, a my mu służyliśmy. Początkowo myśleliśmy więc, że zostanie księdzem -miejscowy proboszcz też tak sądził. Dzisiaj odczytuję to jako pierwsze przymiarki do estrady. Ołtarzyk był jego sceną, a my jego współwykonawcami, którymi dość sprawnie reżyserował.[…] Wspólnie celebrowaliśmy też święta Bożego Narodzenia. Po domowych wigiliach kolędowaliśmy po kamienicy. Świąteczna atmosfera u Kaczmarków musiała nam chyba najbardziej sprzyjać, bo tam śpiewaliśmy zwykle kolędy. Janusz przygrywał nam na skrzypcach. […] Do podwórkowej tradycji należał też bardzo obfity śmigus-dyngus w poniedziałek wielkanocny. Janusz, jak każdy chłopak z naszego podwórka, bardzo chętnie brał w tym udział. Wielkie gonitwy i polowania kończyły się zazwyczaj przy pompie stojącej na podwórzu. Wszystkie dziewczyny, które dały się złapać, trafiały tam, by zostać szczodrze oblane.”

Kaczmarek był dobrym i pilnym uczniem, dużo czytał. Maturę zdawał w ogólniaku w niedalekich Pniewach. Na świadectwie miał prawie same piątki. Wyjątkiem był j. niemiecki, z którego miał czwórkę. Jan Kaczmarek: – „Wykładowca języka niemieckiego, dyrektor pniewskiego ogólniaka niejaki Pietz, tak mnie uspokajał: „Na Herr Katschmarek! Aus Deutsch, z języka niemieckiego, piątkę u mnie to mógłby mieć Goethe und może ewenturlich Heine oder Schiller!”

Kurna chata

Za namową swojego wuja, dyrektora ELWRO Jan Kaczmarek rozpoczął studia na Wydziale Łączności, a potem Elektroniki, Politechniki Wrocławskiej. Skrzypce z lat dzieciństwa zamienił na gitarę, którą zabierał na młodzieżowe rajdy. W 1968 r. wziął udział w konkursie piosenki we wrocławskim Pałacyku i zdobył drugą nagrodę. Na studiach spotkał Tadeusza Drozdę, z którym utworzyli kabaret „Elita”. Przełomowym momentem w karierze Kaczmarka był występ na festiwalu w Opolu, gdzie za wykonanie piosenki „Kurna chata” kabaret zgarnął jedną z głównych nagród. „Kurną chatę” zaczęła śpiewać cała Polska, a przed Elitą otworzyła się droga do kariery. Błyskawiczne posypały się propozycje występów.

Jan Kaczmarek występując z Elitą był jednocześnie pracownikiem Centralnego Biura Rozliczeń Przemysłu Węglowego, gdzie przypadło mu obsługiwanie potężnego komputera rodem z ZSRS. Maszyna o nazwie EW80 naliczała wynagrodzenia dla górników i zajmowała ogromną halę. Jan Kaczmarek, który jako jedyny pracownik znał wszystkie tajemnice tego ustrojstwa wspominał to tak:

„ Kiedyś, pamiętam mój zastępca dzwonił w nocy do Szczecina, bo akurat tam grała Elita, z pytaniem: „Co mam zrobić, jak ten ruski s…syn nie chce zaokrąglać?”. „To idź Rysiek do lewego panelu, policz trzecią szafkę od góry i pier…nij pięścią z całej siły”. Za chwilkę słyszałem w słuchawce łomot i radosny krzyk Rysia: „Panie inżynierze! Naprawiłem s…yna! Dziękuję bardzo”.

 Do Polskiego Radia całą Elitę ściągnął Andrzej Waligórski, ówczesny kierownik wrocławskiego magazynu rozrywkowego „Studio 202”.

„Produkcje „Elity” ukazywały się najpierw w Ilustrowanym Tygodniku Rozrywkowym, tak zwanym ITRze (PR III – przyp. mój), potem w magazynie „60 minut na godzinę”, wreszcie w magazynie „Zsyp” w programie I Polskiego Radia, a zwłaszcza w Ogólnopolskim Wydaniu „Studia 202”. Poczesnym owocem tej wieloletniej współpracy jest szereg piosenek Elity, które przyniosły jej ogólnopolski rozgłos. Należy tu wymienić piosenki z tekstami, a nieraz również z muzyką Jana Kaczmarka. Prócz „Kurnej chaty” także „Polskie Strzechy” – czyli „Nie angielskie, nie kreolskie”, „Zerowy bilans czyli Pero, pero”, „Czego się boisz głupia”, „Do serca przytul psa”, „Ballada o mleczarzu”, „Wapno”, „Co się zżera w jeziorze”, „Oj naiwny”, „Walc śnieżynek”, „Nasza litania”, „Europa” i wiele, wiele innych piosenek z muzyką Włodzimierza Plaskoty, Bogusława Klimsy i syna – Jacka Kaczmarka” – czytamy na oficjalnej stronie artysty.

W sumie spod pióra Jana Kaczmarka wyszło ponad 200 piosenek. Tworzył teksty nie tylko dla Elity, ale również dla innych znanych wykonawców. Trudno zapomnieć także jego rolę pacjenta w słuchowisku radiowym pt. „Pamiętnik młodej lekarki” tworzonym przez wiele lat wspólnie z Ewą Szumańską.

Kiedy życie wytraca tempo

Kaczmarek znany był z autoironii. Na jednym z koncertów Zenon Laskowik wypowiedział słynne zdanie: „Proszę nie regulować odbiorników, Jan Kaczmarek tak rzeczywiście wygląda”. A potem pan Janek sam nieraz wykorzystywał ten zwrot podczas swoich występów. Natomiast w ostatnim wywiadzie jakiego udzielił w radiu (1999 r.), na pytanie po czym najczęściej jest rozpoznawany odpowiedział: – „Po głosie i po nosie.”

Ale różnie z tym bywało. Po jednym z przedstawień w Warszawie satyrycy z Elity chcieli po 23.00 wstąpić na kielicha do jednego z lokali. Portier, który za żadne skarby nie chciał ich wpuścić, wypatrzył w pewnej chwili dochodzącego do kolegów Kaczmarka i zwrócił się do niego: „Pana trenera to wpuszczę zawsze!”. Okazało się, że pomylił artystę z Antonim Piechniczkiem.

Od połowy lat 80. życie pana Janka zaczęło stopniowo wytracać tempo. Straszliwa choroba Parkinsona sprawiała, że coraz trudniej było mu się poruszać, ubierać, a nawet mówić. Ale jednocześnie w tym właśnie okresie Kaczmarek wznosił się na wyżyny swoich artystycznych możliwości . Zachowywał niebywałą jasność umysłu.

„Janek był twardym facetem; pomimo długoletniej niszczącej go bezlitośnie choroby, nigdy się nie skarżył, nie absorbował otoczenia swoimi problemami. Obserwowaliśmy Jego walkę z szacunkiem, ale też ze wzruszeniem” – pisał Stanisław Szelc na stronie internetowej Elity.

Od 1996 roku artysta nie mógł już występować z Elitą. Wyjazd z kolegami do Australii był jego ostatnim tournee. Kaczmarek nadal jednak był czynny twórczo – pisał felietony, „Listy dygresyjne” czytane na antenie radiowej przez aktora, Zbigniewa Lesienia. Po śmierci artysty teksty te ukazały się w formie książki i płyty.

Jerzy Skoczylas (w Elicie od początku): „Jego dzieła nie zniknęły z anten i ze sceny. Dlaczego ? Ponieważ są ponadczasowe. Ich wspaniały klimat, nastrój i głęboka treść stanowią o ich uniwersalności. Teksty Janka pasują do każdych czasów i każdej sytuacji geopolitycznej. Taki charakter mają tylko teksty wybitne.”

Od pewnego czasu świat polskiej satyry stoi na głowie. W kabaretach pełno jest dworaków ulegających politycznej poprawności, dominuje wszechobecna tandeta, czasem małostkowość, a nawet zwykłe chamstwo. Próbowałem zadać  sobie pytanie: jak odnalazłby się dziś w takiej rzeczywistości Jan Kaczmarek gdyby żył, był zdrowy i nadal tworzył? Po której stałby stronie w tak poróżnionym polskim społeczeństwie? I po chwili pomyślałem sobie, że to pytanie nie ma sensu. Bo on jako zodiakalny bliźniak i tak zawsze chodził własnymi ścieżkami wytyczonymi przez swoją nietuzinkową inteligencję. Skromny, pełen nieśmiałości i dystansu do samego siebie. Po prostu, pan Janek.

„Listom dygresyjnym” poświęciła swego czasu swój felieton Maria Woś, dziennikarka Polskiego Radia we Wrocławiu. Felietonu można posłuchać tutaj:

LISTY DYGRESYJNE JANA KACZMARKA

Ja zacytuję jedynie przesłanie Jana Kaczmarka napisane na Święta Wielkanocne 2000 roku:

„Któż rozszyfruje niepojęte, dalekosiężne plany Boga? Nikt. Wszyscy jednak mamy prawo i obowiązek wierzyć w boską, z jednej strony nieskończoną moc, z drugiej zaś strony w nieskończoną dobroć. Z pełną pokorą i wiarą, z całym bożym światem mówię więc dziś: Fiat voluntas Tua. I Tobie radzę zrobić to samo. Twój J.”

Radosław Rzepka

 

 

Zobacz również: