Za rok Mariusz N. może wyjść na wolność. Śledczy nie mają wątpliwości, że ten sochaczewski przestępca będzie stanowił zagrożenie dla innych.  Od kilku miesięcy śledzę jego dokonania. To człowiek bezwzględny i przebiegły, ale też inteligentny. Co daje zabójczą mieszankę. Lubi błyszczeć, chce uchodzić za wszechwiedzącego. Tworzy zatem barwne historie zbrodni – mieszając fikcję z faktami. Z których część może ściśle wiązać się z jego osobą.

– On powinien siedzieć razem z Trynkiewiczem w Gostyninie.  – nie ma wątpliwości emerytowany sochaczewski policjant, który dobrze poznał Mariusza N. i jego chorą psychikę. – To jest osobnik o zaburzeniach psychicznych i  seksualnych, bardzo niebezpieczny już od dzieciństwa.

Jakby na potwierdzenie tych słów mój rozmówca przypomina głośną historię z początku lat 90. ubiegłego wieku: – Już wtedy zrozumiałem, ze mamy do czynienia z psychopatą.- dodaje.

Masakra w szopie

Mariusz N. – na początku lat 90. XX wieku – dopuścił się  w Sochaczewie brutalnego usiłowania zabójstwa nastolatki. Miało to podtekst seksualny. Dziewczyna była uczennicą pierwszej klasy szkoły średniej, a Mariusz miał wówczas zaledwie 15 lat.

Działo się to nieopodal  domu nastolatki, na peryferiach Sochaczewa.  Dziewczynę – notabene sąsiadkę Mariusza N. – znaleziono zakrwawioną w pobliskim sadzie. Miała liczne obrażenia wewnętrzne oraz wiele rozległych urazów głowy, w tym pociętą ostrym narzędziem twarz.

Ofiara była przetrzymywana przez Mariusza w szopie przez kilka godzin, w tym czasie jej oprawca pastwił się nad nią. Zostawił ją dopiero wówczas w spokoju gdy uznał, że już nie żyje. Wtedy, jak gdyby nic się stało, poszedł do domu.

Gdy odnaleziono dziewczynę jej twarz była tak zmasakrowana, że ponoć nie poznała jej własna matka.

– Byłem wtedy u niej w szpitalu – mówi emerytowany śledczy –  To był przerażający widok. Twarz tej dziewczyny nie miała żadnych rysów, była mocno spuchnięta, głowa wyglądała jak garnek.  Zrobił jej to Mariusz N. wyglądający pozornie na grzecznego chłopca.

Na szczęście nastolatkę zdołano uratować. Jednak musiała przejść potem kilka skomplikowanych operacji plastycznych twarzy, w  tym w zachodniej klinice.

– To psychopata, który ma satysfakcję z zadawania innym cierpienia, górowania nad nimi  – mówi jeden z jego sąsiadów  – Ale Mariusz schodził zawsze z drogi silniejszym od siebie. Tu, gdzie mieszkał, uchodzi za popychadło, wszyscy śmieli się z niego. I on to pewnie odreagowuje na swoich ofiarach. On tu już nie ma powrotu.

Bezkarność dewianta

Bardzo szybko trafiono do sprawcy tego brutalnego czynu. Nie był w stanie zaprzeczyć, że to on zmasakrował sąsiadkę. Zresztą byli świadkowie, którzy widzieli ich oboje, jak szli na działki.

– Na komendę przywieźliśmy go z rodzicami – relacjonuje były śledczy – Sprawiał wrażenie niewiniątka, z zewnątrz taki drobniutki chłopaczek, a w środku dojrzewający psychopata. Jego rodzice przepraszali, kajali się za niego, obiecywali jego poprawę i wyrównanie krzywd  doznanych przez dziewczynę. On wówczas trafił do Izby Dziecka. Był nieletni i nie mógł być skazany.

Mariusz w Izbie Dziecka długo nie zabawił. Na wolności znalazł się już po kilku miesiącach. Jak to możliwe? Ponoć załatwiła mu to jakoś jego matka.

To sprawiło, że poczuł się bezkarny i  coraz częściej pojawiał się w policyjnych kartotekach.

– Przewijał się w rożnych sprawach – wspomina były policjant – Głównie przy okazji jakiś kradzieży i włamań. Ale nie tylko, w tamtym czasie zaginęła uczennica Technikum Ogrodniczego w Sochaczewie. Wyszła ze szkoły i nie wróciła do domu. Ona mieszkała w ówczesnym województwie płockim, i śledztwo  prowadziła tamtejsza policja. Ta dziewczyna nigdy się nie odnalazła. O ile dobrze pamiętam w tle tej sprawy przewinęła się też osoba Mariusza.

 Torturowana i gwałcona

 Wkrótce Mariusz N. dał znać o sobie ponownie, tym razem zakończyło się to wyrokiem i pobytem w więzieniu. Wówczas – w młodzieszyńskim lesie – zaatakował starszą kobietę   Mieszkała ona w pobliżu i szła przez  las do domu, wtedy rzucił się na nią Mariusz N. Ta napaść miała też podtekst seksualny, ale ofiara zaczęła krzyczeć, i to spłoszyło napastnika. Ograniczył się jedynie do okradzenia starszej pani.  Został wówczas skazany za rozbój.

Młodzieszyński las był także świadkiem innych ohydnych czynów Mariusza N. Jak twierdzą moi rozmówcy, Mariusz N. będąc jeszcze na wolności wywoził do lasu młodą kobietę. Tam nagą przywiązywał do drzewa, torturował i gwałcił. Przez długi czas ofiara dewianta milczała o tym, co ją spotkało. Gdy Mariusz trafił do więzienia za inne czyny, to  ona  miała nadzieję, że da jej teraz spokój. Związała się z innym mężczyzną, urodziła dziecko. Wydawało się, że jej życie wraca do normalności. Bardzo jednak się pomyliła.

Zmiany w jej życiu rozsierdziły Mariusza N. Gdyż według niego ma do tej kobiety pełne prawo.  Jak słyszę, zza więziennych murów regularnie grozi jej i dziecku. Twierdzi ponoć, że po wyjściu na wolność zabije ich oboje. Te pogróżki wydają się realne zważywszy, na jego wcześniejsze opisywane dokonania i te, o których jeszcze będę pisał.

W styczniu 2018 roku  Mariusz N. może opuścić zakład karny, gdyż kończy mu się wówczas obecny wyrok.  I wtedy będzie stanowił realne  zagrożenie dla wielu osób. Chociaż docierają do mnie informacje, że także wielu jest takich, którzy czekają aż pojawi się na wolności, aby wyrównać z nim rachunki – choćby za fałszywe oskarżenia, których dopuścił się  wobec wielu osób.

– On opowiada wokół, że miał związki z sochaczewskim światem przestępczym – mówi emerytowany śledczy – Ale on nikogo nie znał i działał sam. Dla sochaczewskich grup przestępczych był „leszczem”.

Obecnie Mariusz N.  jest skazany za okradzenie nauczycielki, którą poznał w czasie odsiadywania wcześniejszego wyroku.  Po wyjściu  na wolność odwiedził kobietę i nawiązał z nią romans. Po czym okradł ją i zniknął.

Wkrótce napiszę o głośnej sprawie zniknięcia w 1999 roku Marzeny Cichockiej, i ewentualnym związku z tym zaginięciem Mariusza N.

Janusz Szostak

Zobacz również: