Daleko mi do PiSu i adoracji Jarosława Polskęzbawa, ale te krokodyle łzy wylewane teraz nad upadkiem Polski pod jego rządami, cieknące ciurkiem z oczu tych, którzy przez 25 lat intensywnie przeobrażali RP nr 3 w amerykański folwark pod niemieckim nadzorem, są doprawdy żenujące.

Oto były już doradca ds. znajdowania lepszej pracy i brania kredytów hipotecznych Bronisław Komorowski w wywiadzie udzielonym polskojęzycznej stacji RMF FM wspomina, że kiedy w 2006 roku rozmawiał ze swym imiennikiem prof. Geremkiem o PiS, polityce Kaczyńskich i o tym, jak źle jest ona odbierana przez naszych europejskich przyjaciół, to profesor aż miał łzy w oczach.

Pozwolę więc sobie i ja na wspominki. Przed wielu laty, w czasach, kiedy w moim rodzinnym miasteczku znajdował się tylko jeden sklep monopolowy, wracałem późnym wieczorem na melinę z jakiegoś kolejnego pijaństwa. Pod sklepem ujrzałem masywną, barczystą sylwetkę mojego serdecznego koleżki Grzesia, który stał tam bez ruchu, z pewnością niedopity, wpatrując się w sklepową witrynę. Podszedłem do niego i z bliska zauważyłem, że w jego oczach koloru dojrzałego pomidora błyszczą łzy. Przepełniony troską i niepokojem zapytałem:

– Czemuż to, Grzegorzu, stoisz o tak późnej porze u wodopoju niczym żona Lota? Dlaczego nie przekroczysz progu oazy, nie dokonasz zakupu i nie dobijesz się jak należy? Odezwij się, proszę, daj chociaż jakiś znak, że mnie rozpoznajesz, słyszysz i rozumiesz.

Na te słowa Grześ wyciągnął tylko przed siebie rękę z wyprostowanym palcem. Gdy powędrowałem za nim wzrokiem dostrzegłem, że palec wycelowany jest oskarżycielsko w stronę jarzącego się czerwienią napisu: „ZAMKNIĘTE”.

Oba, moje i doradcy Komorowskiego wspomnienia, spiąć można filozoficzną konkluzją: u wielu ludzi, którym zamknięto krynicę czy dostęp do koryta, pojawiają się w oczach łzy. Taka już nasza człowiecza konstytucja, że posłużę się tym jakże często zapominanym, a ostatnio niespodziewanie robiącym furorę słowem.

Rafał Galicki

Zobacz również: