W ubiegłym roku zdobyli strażackim Żukiem włoskie Alpy. Tegoroczna edycja Złombola ma zaprowadzić ich aż do Afryki. To nie lada wyzwanie, biorąc pod uwagę, że do stolicy Tunezji pojadą 20-letnim Lublinem II rocznik zwanym przez nich „Bączkiem”. Mowa o Pawle Przedpełskim, Michale Odolczyku i Justynie Kozakiewicz, czyli złombolowej ekipie z Teresina. W tym szaleńczym wyzwaniu wspiera ich, jako patron medialny, redakcja Expressu Sochaczewskiego. Przypomnijmy, Złombol to ogólnopolska charytatywna impreza wyjazdowa, w której uczestniczą załogi poruszające się wyłącznie autami wyprodukowanymi w czasach PRL-u. Podczas tegorocznej edycji teresińską ekipę czeka dystans około 4,5 tys. km. Z Teresina wyjadą 24 września, oficjalny start w Katowicach nastąpi dzień później. Ma mecie w Tunezji mają zameldować się 1 października. Obecnie dopinają wszystko na „ostatni guzik”, mimo to udało nam się z nimi porozmawiać.
Jak przebiegają przygotowania do afrykańskiej eskapady?
Paweł Przedpełski: – Przygotowania nigdy się nie kończą, miesiąc temu odbyliśmy wyjazd testowy, lekko ponad tysiąc kilometrów po Polsce i Słowacji, gdzie „w praniu” wychodziły jeszcze rzeczy do zrobienia przy samochodzie. Organizacyjnie to Michał dopina na ostatni guzik kwestie noclegów, promów, trasy i ogólnie naszego przejazdu, a skoro robi to Michał to musi być dobrze (śmiech).
Michał Odolczyk: – Poza tym nadal pukamy do drzwi potencjalnych darczyńców, zwłaszcza teraz, kiedy za zebrane w zeszłym roku pieniądze dzieci z domów dziecka wyjeżdżają na wakacje, jeszcze bardziej chce nam się działać. Kiedy widzisz zdjęcie szczęśliwych dzieciaków, które pierwszy raz w życiu widzą morze, to daje Ci to energię do działania znacznie większą niż kubek mocnej kawy.
A czy samochód wymaga jakichś specjalnych modernizacji na taką podróż?
P.P.: – Tak naprawdę nie, bo w rajdzie bierze udział wiele załóg, które samochód przygotowują tylko pod kątem mechaniki. My jednak po doświadczeniach zebranych podczas poprzednich edycji wiemy, czego oczekujemy od auta, w którym spędzimy czternaście dni. Nasz lublin zwany „Bączkiem” przeszedł gruntowną zmianę wnętrza, szyberdach, siedzenia, które zamieniają się w łóżka dla trzech osób, siedzenia przednie, wiatraki solarne, instalacje elektryczne zarówno 24, jak i 230v, możliwość ładowania akumulatorów z gniazdka na kempingu, to tylko niektóre z modyfikacji. Lista jest długa i jest owocem naszych doświadczeń zebranych w latach poprzednich.
Na jakie największe trudności napotykacie, przygotowując się do wyjazdu?
M.O.: Trudności? Nie znamy takiego słowa (śmiech). Jakieś utrudnienia zawsze występują, ale nie jesteśmy ludźmi, którzy załamują ręce, bo coś poszło nie tak. Wszyscy wychodzimy z założenia, że lepiej czegoś spróbować i jeśli się nie uda, to wiedzieć, że to nie dla nas, niż nie próbować i do końca życia żałować, że nie podjęło się wyzwania.
Macie jakieś obawy, co do tegorocznej podróży? Tunezja to dziś raczej bardziej ryzykowny kierunek niż turystyczny.
P.P.: – W dzisiejszych czasach każde wyjście z domu jest ryzykowne, ale nie może nas to blokować. Taki wyjazd to też jest przełamywanie własnych słabości, nikt z nas nie wie, jak będzie wyglądał nasz pobyt w Tunezji, ale nikt z nas nie patrzy na to w czarnych barwach. Po za tym nie robimy tego tylko dla siebie, to ryzyko podejmujemy też dla tych młodych ludzi, których los potraktował tak a nie inaczej, i spędzają swoje dzieciństwo w domach dziecka. Nasz strach przed nieznanym szybko znika, kiedy oglądamy ich zdjęcia z wakacji, czy czytamy listy z podziękowaniami za „najlepsze wakacje w życiu”. Co ważne, w tym roku można zakończyć rajd w Palermo i duża część załóg decyduje się na takie rozwiązanie. Jednak to nie dla nas, jesteśmy uzależnieni od takich wyzwań i nie wyobrażamy sobie nie jechać do Afryki.
Z pewnością macie już gotowy plan na każdy dzień, możesz nam przybliżyć jego zakres?
P.P.: – Tak jak wspomniałem, organizacją przejazdu zajmuje się Michał, a plan gotowy był już kilka miesięcy temu. Trasa jest podzielona na odcinki, z czego najdłuższy to około 1,5 tysiąca kilometrów a odwiedzimy m.in. Rzym, Pompeje, Mesynę, Palermo, oczywiście Tunis i zapewne wiele innych miejsc mijanych po drodze, w których postanowimy się po prostu zatrzymać.
Przypomnijmy jeszcze, Złombol to impreza o charakterze charytatywnym, komu i w jaki sposób będziecie pomagać?
M.O.: – Tak, zbieramy pieniądze na dzieci z domów dziecka, część z zebranych pieniędzy przeznaczana jest na zakup sprzętu, takiego jak: telewizory, komputery, AGD itp., natomiast za resztę finansowane są wakacje dla podopiecznych.
Nie jesteście jedyną załogą z Teresina? Podobnie jak w roku ubiegłym roku towarzyszyć Wam będzie inny teresiński zespół?
P.P. – Na ten moment jesteśmy, bo załoga Czerwonego Wartburga z uwagi na pewne zmiany w ich życiu prywatnym nie jest jeszcze pewna, czy wystartuje i odkłada decyzję na ostatnią chwilę. Jest jeszcze załoga z Sochaczewa ze swoim żukiem, która z tego co wiem przygotowuje się do startu, za nich też trzymamy kciuki i z tego miejsca serdecznie ich pozdrawiamy.
W takim razie trzymamy kciuki.
Rozmawiał: Marcin Odolczyk

Zobacz również: