Miniony tydzień, co ostatnio jest normą, obfitował w wiele wydarzeń z pogranicza kabaretu specjalizującego się w czarnym humorze. Zacznijmy od początku tygodnia. Zaczął się on przyjęciem przez niemiecki parlament deklaracji, stwierdzającej, że „Mec Jeghern” (Wielkie Nieszczęście), jakie spotkało Ormian w czasie I Wojny Światowej ze strony Turków, to ludobójstwo. Jak było do przewidzenia, dokument wywołał burzę w Turcji. Gdyż ta uważa, iż półtora miliona Ormian padło ofiarą „epidemii, która wybuchła podczas ewakuacji frontu”. Tłumaczenie to przypomina mi wyjaśnienia córki jednego z polskich reżyserów, która twierdziła, że nie ma nic wspólnego z martwym mężczyzną znalezionym w jej mieszkaniu. A to, że na jego ciele znaleziono kilkanaście ran po nożu, tłumaczyła tym, iż denat sam się na niego nadział. Śledczy przyjęli to za pewnik i kobieta nie trafiła za kraty.

Od więzienia wywinął się również niejaki Hubert W. Mimo że w czasie zawieszenia kary dwukrotnie złamał prawo. Choć sochaczewski sąd chciał go posłać za kratki, to sąd wyższej instancji stwierdził, że popełnione przez niego przestępstwo to „incydent, który w przyszłości się nie powtórzy (jako wręcz bezmyślne zachowanie skazanego)”.

Skoro o incydentach mowa. Doszły nas słuchy, że w związku z remontem mostu na Bzurze i związanymi z tym utrudnieniami, część mieszkańców Sochaczewa zamierza zawiązać komitet protestacyjny. Jego celem jest wymuszenie – wszelkim środkami – na władzach miasta budowy tymczasowej przeprawy przez rzekę. Z kolei inna grupa planuje w najbliższych dnia wysłać do burmistrza kilkanaście petycji, w których poskarżą się na hałas wywołany pracami remontowymi oraz na spaliny samochodów stojących na wahadle przed mostem. Co – jak chcą podkreślić – prowadzi do stresu, zanieczyszczenia środowiska i nerwowej atmosfery w domu. Coś w tym musi być. Tym bardziej, że inny komitet, który także ma się zawiązać na dniach, stawia sobie za cel zablokowanie ulicy Płockiej, jeżeli prace nie będą przebiegały w zadowalającym go tempie. Jak ma ono wyglądać, tego członkowie komitetu jeszcze nie ustalili. Jednak jeden z jego członków zdradził nam, że w związku z panującymi hałasami z jego domu wyprowadziła się teściowa. A ta rok temu wpadła tam na imieniny i zapomniała ich do tej pory opuścić.

Niewykluczone, jak dodaje nasz rozmówca, że jeszcze w tym tygodniu na biurko burmistrza trafi pismo z żądaniem maksymalnego przedłużenia robót. A jak zajdzie taka potrzeba, to członkowie komitetu będą po nocach rozbierali to, co zostało zrobione w dzień, byleby tylko remont trwał jak najdłużej.

A propos czasu. Otóż w jednym z ostatnich wydań Expressu napisałem, że ulica Farna ma ponad 900 lat. Niektórzy z czytelników zarzucili mi, że jest to nieprawda, ponieważ Sochaczew liczy sobie niewiele ponad 600 lat, a tym samym Farna ma tyle samo lat. Ale o tym, w jak wielkim są błędzie, napiszę w następnym „Jawnym”. Choć mogę zdradzić, że jeżeli owe 600 pomnożyliby przez 5, to i tak wyszłoby za mało.

Jerzy Szostak

 

 

 

Zobacz również: