Co roku w Polsce, w  tajemniczych okolicznościach znika kilkanaście tysięcy osób. Zwykle media zajmują się niewielką ilością z nich, ograniczając się do krótkich informacji oraz opublikowania wizerunku poszukiwanej osoby. Również policja wykazuje znikome zainteresowanie tymi sprawami.  Zajęliśmy się jednym z takich zaginięć. Fakty są szokujące, ślady prowadzą do konkretnej osoby, ale prokuratura nie potrafi postawić właściwych zarzutów. Bowiem oskarżenie o składanie fałszywych zeznań to zdecydowanie zbyt mało, gdy tymczasem wszystko wskazuje, że kobieta została zamordowana.

W grudniu 2016 roku rodzina 29-letniej Doroty Białowąs zgłosiła zaginięcie kobiety. Pani Dorota przeżywała trudny okres. Właśnie rozpadło się jej małżeństwo z dużo starszym od niej  Błażejem B. – lokalnym biznesmenem. Poznali się, gdy dziewczyna miała zaledwie 17 lat. Pierwsze spotkanie było przypadkowe, starszy mężczyzna wziął ją na stopa. Coś między nimi zaiskrzyło, potem były następne spotkania. Starszy i bogaty mężczyzna bardzo zaimponował dziewczynie. Wtedy jeszcze nie przypuszczała, że małżeństwo z nim skończy się awanturami, wyzwiskami oraz kłótniami.

Każę ich pozarzynać

Do czasu rozstania małżeństwo wraz z trójką dzieci mieszkało we wsi Wszembórz pod Wrześnią. Znajomi i rodzina jako przyczynę rozstania podają przemoc i złe traktowanie żony. Zresztą za pobicie żony Błażej B. usłyszał wyrok skazujący w sądzie pierwszej instancji. Odwołał się, twierdząc, że jego żona wszystko sobie wymyśliła.

– Sprawa jest w apelacji, wyrok jest nieprawomocny, dopóki nie zostanę skazany, jestem niewinny – z rozbrajającą szczerością  tłumaczył Błażej B. w lokalnych gazetach. Na temat zaginięcia żony nie chce rozmawiać, tłumacząc się zakazem, jaki  dostał od swojego adwokata.

– Media zawsze przekręcają moje wypowiedzi i piszą o mnie, jak o mordercy – dodaje po chwili.

Pani Dorota jeszcze w 2014 roku złożyła w sądzie pozew rozwodowy. Pierwsza rozprawa odbyła się w styczniu 2015 roku. Sąd rodzinny w ramach zabezpieczenia wydał postanowienie o pozostawieniu dzieci przy ojcu. Sytuacja była wyjątkowa, ojciec dysponował odpowiednimi warunkami, posiadał dom, wykazywał duże dochody, a matka zaczynała wszystko od nowa.

 Przeniosła się do Poznania, gdzie wynajmowała pokój. Jednocześnie sąd przyznał jej widzenia z dziećmi w co drugi weekend. Matka liczyła, że gdy stanie na nogi i urządzi się w Poznaniu, to odzyska dzieci i sąd ostatecznie jej przyzna stałą opiekę. Na zasądzone widzenia stawiała się regularnie. Ponieważ podczas nich dochodziło do awantur, postanowiła je nagrywać na ukryty dyktafon.  To jeden z dowodów, w jaki sposób traktował ją mąż. Przekleństwa, groźby i wyzwiska padały bardzo często.

„Niech się mnie boją. Jak zasypiają, to się mnie boją, jak wstają, to niech się mnie boją i myślą, co ich czeka. Niech się mnie boją. Mają się czego bać”,Dorotka, jeśli będzie trzeba, to ja ludzi z Ukrainy ściągnę. Ja ich każę pozarzynać, a jak cudem przeżyją, to będą strasznie okaleczeni, do końca życia będą umierać, zdychać, będą mieli, wiesz, pomiażdżone stawy, poobcinane nosy, uszy, wyrwane oczy, języki obcięte. Każdy, kto zaatakuje moją rodzinę, jest trup śmierdzący” – tak mężczyzna groził rodzinie i znajomym Doroty pomagającym jej w trudnej sytuacji. Wszystkie te nagrania zostały przekazane policji.

Zaginiona czy zamordowana

Błażej B. nie ograniczał się tylko do grożenia. Bardzo często nie pozwalał na widzenia matki z dziećmi. Za co zresztą został zobowiązany do zapłacenia 9,5 tysiąca złotych kary za niezrealizowane widzenia. Jednocześnie Dorota skarżyła się swoim najbliższym, że Błażej źle ją traktuje w obecności dzieci.

– Po krótkim czasie w jego domu pojawiła się młoda kobieta. Kolejna kochanka. On kazał moim dzieciom mówić do niej „mamo” – tak swojej koleżance żaliła się zrozpaczona matka po jednym z widzeń. Jeśli to prawda, to ma mamy do czynienia z wyjątkowo wyrodnym ojcem, który dla pognębienia byłej żony potrafi poświęcić nawet dobro dzieci i ich spokój psychiczny.

Ponieważ każde widzenie odbywało się w bardzo nerwowej atmosferze, matka starała się, by do Wrzemborza na widzenia podwozili ją znajomi. Tak było 17 grudnia 2016 roku. Pod dom Błażeja B. przywiózł ją znajomy Dariusz Chudy. Patrzył, jak kobieta wchodzi do środka, potem odjechał. To była ostatnia osoba, która widziała Dorotę Białowąs.

Błażej B. twierdzi, że Doroty nie wpuścił do mieszkania. Poinformował, że dzieci nie ma w domu. Pani Dorota miała zrobić mu awanturę o utrudnianie kontaktu z dziećmi, a potem wyjść na asfaltową drogę i pójść w kierunku na Mirosław.  To wersja męża przedstawiona na przesłuchaniu, gdy rodzina zgłosiła zaginięcie kobiety. Co naprawdę stało się w domu we Wszebórzu, tego nie wiemy. Telefon Doroty koło południa został wylogowany z sieci. Kobiety nikt do tej pory nie widział, choć nieoficjalnie policjanci przyznają, że prawdopodobnie została zamordowana, to do tej pory nie udało się znaleźć ciała.

fot 2
Do czasu rozstania z mężem mieszkał z nim i z dziećmi mieszkała we wsi Wszembórz

Policjanci przeszukali dom, dokładnie zbadali podwórko i całą posesję, ale nie znaleźli żadnych śladów, wskazujących że Dorota Białowąs nie żyje.

Najwięcej emocji wzbudziło rozpalone ognisko w ogrodzie. Brat zaginionej w pierwszym dniu dokładnie sprawdzał okolice wokół domu. Rozpalone w grudniu ognisko bardzo go zaniepokoiło, ale kiedy chciał zbadać niedopałki i popiół, z domu wybiegł Błażej B. i przegonił go ze swojego terenu. Policja wzięła próbki popiołu do zbadania, ale nie wykryto w nich niczego niepokojącego. Policyjni technicy zabezpieczyli i przebadali auto pod kątem śladów biologicznych. Błażej B. poddany został badaniu wariografem. Nie wiadomo, jaki  był tego efekt.

Prokuratura łaskawa

Prokuratura, analizując zeznania Błażeja B. i jego szwagra, doszukała się nieścisłości  i złapała ich na kłamstwach. Przede wszystkim twierdził on, że w dniu zaginięcia kobiety nie opuszczał posesji. Tymczasem dzięki monitoringowi udało się potwierdzić, że dwa razy w ciągu dnia wyjeżdżał samochodem. Najpierw między godziną 13 a 14, a potem w nocy. Prokuratura obu mężczyznom postawiła zarzuty składania fałszywych zeznań. Odbyła się już pierwsza rozprawa. Dla rodziny i przyjaciół zaginionej Doroty to słabe pocieszenie. Ciągle nie wiedzą, co się stało, wszyscy obwiniają Błażeja B. i są pewni, że to on zamordował kobietę.

dorota06

Sprawą zaginięcia Doroty Białowąs zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Ta sama, która oskarża Adama Z. o zabójstwo Ewy Tylman. W obu sprawach nie ma świadków morderstwa i twardych dowodów.

Jednak w przypadku zaginięcia Doroty Białowąs historia układa się w logiczny ciąg wydarzeń. Jest podejrzany, ostro skonfliktowany z zaginioną, są nagrania z groźbami pod adresem kobiety, jest wyrok za znęcanie się nad żoną, jest kara za utrudnianie kontaktu z dziećmi, jest motyw i na samym końcu fakt, że jedyny świadek potwierdza, że Dorota weszła do domu Błażeja B. Prawdopodobnie żywa stamtąd już nie wyszła. W głośnej sprawie Ewy Tylman oskarżony Adam Z. został aresztowany i w sądzie zeznawał za pancerną szybą, jak największy gangster. Tymczasem Błażej B. cały czas jest na wolności.

Przemysław Graf

Fot. archiwum rodzinne

Zobacz również: