Zawsze, gdy zostaje zamordowane dziecko, zawsze towarzyszą temu silne emocje. Rodzi się wiele pytań, najważniejsze z nich to, dlaczego?

 – Około godziny 10.00, w niedzielę dostaliśmy zgłoszenie, że w Cieplicach, w komorze basenu znaleziono martwą kobietę – wspomina ówczesny naczelnik wydziału służby kryminalnej Jeleniej Góry, kapitan Stanisław Bryndza.

Na miejsce zdarzenia wysłano grupę operacyjno-dochodzeniową wraz z technikami kryminalnymi. Mieli oni za zadanie zabezpieczyć basen oraz teren wokół, do czasu przyjazdu naczelnika i biegłego lekarza sądowego.

– Na miejscu zastaliśmy zwłoki kobiety w średnim wieku, które ułożono na trawie – opowiada kapitan Bryndza Naszą uwagę zwrócił strój denatki. Kobieta była ubrana w cieniutką letnią sukienkę, a na nogach miała kapcie. Ten rodzaj stroju sugerował, że mogła być mieszkanką Cieplic lub została tutaj przywieziona.

Miejsce znalezienia zwłok kobiety

Tymczasem patolog wykluczył możliwość gwałtu. Również nie stwierdził żadnych śladów przemocy na jej ciele. Jednoznacznie podkreślił, że przyczyną śmierci było utonięcie. Technicy kryminalni nie znaleźli istotnych śladów, nie udało im się także ustalić ewentualnych świadków zdarzenia.

Zwłoki w łóżeczkach

 – Przyjęliśmy założenie, że kobieta musiała gdzieś niedaleko mieszkać. Kryminalny zwiad operacyjny penetrował najbliższe osiedle domków dwurodzinnych – mówi naczelnik Bryndza Podobne działania na terenie miasta wykonywali milicjanci z miejscowego komisariatu, którzy zostali przydzieleni nam do pomocy.

Postawiono zadanie – pukać do drzwi i zapraszać mieszkańców na teren basenu kąpielowego w celu identyfikacji kobiety. Przyszło sporo ludzi, jednak bez rezultatu. Dopiero późnym wieczorem zgłosiło się małżeństwo w średnim wieku, które bez wahania rozpoznało w kobiecie swoją sąsiadkę, matkę dwojga dzieci.

Kryminalni natychmiast udali się pod wskazany adres. Mieszkanie na pierwszym piętrze było zamknięte na klucz. Jedna z sąsiadek poinformowała, że klucze mogą znaleźć pod wycieraczką. Twierdziła, że kobieta zawsze tak robiła, gdyż nie raz pracowała do późna, a dzieci po południu wracały ze szkoły.

win_20141019_110311-1
Kamienica w której ujawniono zwłoki dzieci

– W mieszkaniu wyraźnie można było wyczuć woń gazu – wspomina kpt. Stanisław Bryndza – Przyłożyliśmy do ust chusteczki i skierowaliśmy się do kuchni, która znajdowała się najbliżej wejścia.

Śledczy byli przekonani, że gaz ulatnia się z kuchenki. Jakie było ich zdziwienie, gdy zastali wszystkie kurki wyłączone. Zamknięto główny zawór. Uchylono okno.

– W czasie oględzin zaskoczyła nas dziwna konstrukcja mająca początek w zdemontowanym palniku gazowym – relacjonuje naczelnik Bryndza Do niego, bezpośrednio na dyszę został podłączony ośmiometrowy gumowy wąż. Biegł on przez cały korytarz i znikał w drzwiach drugiego pokoju. Futryna została uszczelniona watą i plastrami. Drzwi były zamknięte na klucz, który tkwił w zamku. Jak się później okazało, był to pokój dzieci. Zaczęła wyjaśniać się zagadka dotycząca pochodzenia w powietrzu gazu ziemnego.

– Gdy otworzyliśmy pomieszczenie, naszym oczom ukazał się makabryczny widok – ścisza głos kapitan Bryndza – W sypialni na dwóch łóżkach leżały ciała; siedmioletniej dziewczynki i ośmioletniego chłopca. Dzieci miały rozległe obrażenia na szyi, które zostały zadane nożem kuchennym. Do tego w pokoju unosił się zapach gazu. Zastanawiającym faktem było to, że dzieci leżały w zaścielonych łóżkach, przykryte starannie lekkimi kołderkami – dziewczynka w kolorze różowym, chłopiec w niebieskim. Wyglądało to tak, jakby po zabójstwie sprawca zrobił porządek.

Śledczy zaczęli stawiać pytania. Brak jakichkolwiek śladów obrony, czy stawiania oporu przez dzieci, potęgowały wątpliwości. Do tego sąsiedzi nie słyszeli żadnych krzyków, czy wołania o pomoc. Wszelkie niejasności rozwiał list pożegnalny, znaleziony na stoliku w pokoju dziecinnym. W nim matka dzieci opisywała swoją sytuację życiową, doznane krzywdy oraz motyw, który popchnął ją do tak strasznej zbrodni.

 Piekielny plan

Po 10 latach wspólnego życia, rozpada się rodzina. Zaczęła się walka o prawo do wychowywania dzieci. Mąż składa wniosek do Sądu Rodzinnego o możliwość podziału dzieci między rodziców. Matka nie zgadza się na takie rozwiązanie. Pracuje, dorabia sobie jako krawcowa. Dzieci nie chodzą głodne, dobrze się uczą, są zadbane. Koszmar „gry sądowej” ciągnie się przez 2 lata.

Kobieta nie wytrzymuje psychicznie. Nie wyobraża sobie, aby odebrano jej syna.

Samotna walka powoli przeradza się w depresję. Kobieta nie dojada, traci na wadze, zamyka się w sobie. W jej chorym umyśle zaczyna kiełkować chęć zemsty. Układa plan zadania najboleśniejszego ciosu. Powoli przygotowuje się do wcielenia go w życie.

Kupuje ośmiometrowy wąż, plastry, watę. Wydłubuje dziurę w drzwiach. Uszczelnia. Przeprowadza próbę. Wszystko idzie zgodnie z planem. W sobotni wieczór, po kąpieli kładzie dzieci do łóżek. Czeka, aż zasną. Przed podłączeniem węża, upewnia się, że dzieci śpią. Podłącza swoją piekielną konstrukcję. Uszczelnia drzwi. W trakcie tego pisze list pożegnalny, który chce zostawić w sypialni dzieci, by w pierwszej kolejności je znaleziono. Po paru godzinach kobieta wyłącza gaz i idzie zostawić list do pokoju dzieci.

– W tym momencie musiała zobaczyć, że gaz nie do końca spełnił swoją rolę – opowiada Bryndza Myślę, że dlatego sięgnęła po nóż. Zadaje nieprzytomnym dzieciom śmiertelne rany, po czym poprawia kołderki.

Akt zemsty został zakończony. Prześladowcy – ukarani. Na końcu swego listu napisała: „niechaj widok ten pozostanie wam w pamięci, i nie pozwoli zaznać spokoju do końca życia”. Nie zaciera śladów zbrodni, zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Zamyka drzwi od pokoju dzieci, zostawia klucz w zamku. Klucz od drzwi wejściowych wkłada pod wycieraczkę. Po prostu wychodzi jak co dzień, aby popełnić samobójstwo.

– Była to niewątpliwie zbrodnia z premedytacją –  podkreśla naczelnik Bryndza – Najokrutniejsza zemsta, jaką można sobie wyobrazić. Był to też niemy krzyk zdesperowanej, chorej, zrozpaczonej, samotnej, zrezygnowanej kobiety. Krzyk matki, która w tak okrutny sposób ukarała swoich prześladowców. To właśnie dla nich przygotowała to przedstawienie. Pozbawiła życia dwoje swoich dzieci, w imię twardych reguł gry rządzących światem dorosłych. W ten sposób przekroczyła wszelkie granice zemsty.

To był 1968 rok. Sprawa sprzed lat, której tematyka niestety jest wciąż aktualna.

– Jest moim życzeniem, aby dramat ten nie był zwykłą opowieścią. Chciałbym, aby stał się przestrogą dla ludzi odpowiedzialnych za życie w rodzinie. Aby otoczyć szczególną opieką dzieci wychowywane w rozbitych rodzinach. Jakże często dzieci te traktowane są przedmiotowo – bądź jako karta przetargowa pomiędzy rozwiedzionymi rodzicami. Aby nigdy nie powtórzył się akt zbrodni na niewinnych dzieciach –  podkreśla Stanisław Bryndza, podinspektor Policji na emeryturze. Po chwili dodaje – Kobieta w jednym się nie pomyliła, ten widok zostanie ze mną do końca życia.

Justyna Bryndza-Bilewicz

 

Zobacz również: