Głośna sprawa morderstwa małej dziewczynki przez jej ojca w Gdańsku, ma drugie dno. Jeśli  sprawdzą się przypuszczenia prezesa stowarzyszenia Wolne Konopie, to polskie władze będą musiały się na coś zdecydować. Albo jakimś cudem całkowicie wyeliminują z obrotu marihuanę, albo ją zalegalizują, żeby amatorzy tej używki mieli pewność, że palą stosunkowo bezpieczny narkotyk. Inaczej podobnych zbrodni może zacząć przybywać, gdyż  rynek podbija jego syntetyczna podróbka.

– Mamo chodźmy tam – słyszę berbecia krzyczącego do swojej rodzicielki, gdy jestem blisko miejsca zbrodni. Dzieciak dostrzega z daleka misia i światła zniczy, więc siłą rzeczy chce w tę stronę zaciągnąć swoją matkę.

– Nie! – protestuje stanowczo kobieta. I choć mały próbuje jeszcze kilku dziecięcych sztuczek i argumentów, aby dostać się w nęcące go miejsce, to mama odciąga go siłą, z powrotem na ścieżkę. Przeklętą ścieżkę.

To jednak nie matczyny instynkt zadziałał, lecz prosta logika. Bo ten miś i te światła to tylko jedne z setek pamiątek po zamordowanej tam dziewczynce. Widok, który chwyta mocno za gardło nawet dorosłych mężczyzn. Dzieci nie powinny go oglądać. W zasadzie nikt nie powinien.

Tam, przy wojskowych umocnieniach znaleziono ciało Milenki. Po tym dramacie zaczęły się tam pojawiać nie tylko znicze, ale też maskotki. Dziesiątki maskotek. Takiej ich ilości mógłby pozazdrościć niejeden sklep z zabawkami. W końcu ktoś narysował przy wejściu do małego bunkra krzyż, a później znalazł się tam napis „Gdzie byłeś Boże?”.

Patrząc na ten swoisty pomnik sprzeciwu przeciwko morderstwom, słychać fale Bałtyku. Bo ledwie 5 metrów w górę znajduje się zejście na plażę. Fala za falą przypływają więc myśli, że gdyby Milenka przebiegła ten krótki dystans i dostała się na piasek, nikt nie mógłby jej tknąć. Przecież ojciec nie zatłukłby jej kamieniem na oczach spacerujących tam turystów.

Morderstwo przy przeklętej ścieżce

 Gdańska dzielnica Brzeźno ma szansę dostać swoją stałą rubrykę w Reporterze, bo artykuły z nią związane ukazały się już w dwóch poprzednich numerach magazynu. Z okolicy uznawanej niegdyś za ekskluzywną, zmienia się w pomorskie miejsce zbrodni, gdzie dochodzi do najbardziej tajemniczych i zarazem spektakularnych morderstw. Najpierw recydywista zabił tu prostytutkę, zadając jej młotkiem kilkadziesiąt ciosów, żeby zapewnić sobie więzienny wikt i opierunek, bo nie miał z czego żyć. Następnie – w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach – zginęła tu 17-letnia rowerzystka Agata. Jej ciało znaleziono pod stertą liści, z raną kłutą, zadaną w klatkę piersiową. Mimo że do teraz nikt nie wie, gdzie jest narzędzie zbrodni i jej rower, po wypuszczeniu do mediów hipotezy o rzekomym samobójstwie dziewczyny, temat umarł niemal tak samo szybko jak ona. A teraz ta zbrodnia.

Zwłoki 5-letniej Milenki znaleziono zaledwie 70 metrów od krzyża upamiętniającego Agatę. Przy tej samej ścieżce, którą okoliczni mieszkańcy zaczęli już nazywać przeklętą. Ciało leżało tuż przy baterii wojskowej. To jeden z wielu poniemieckich elementów fortyfikacji obronnych w tej dzielnicy.

W połowie kwietnia zabił ją jej ojciec, 31-letni Mariusz L. Uderzał córkę tępym narzędziem, prawdopodobnie kamieniem. Roztrzaskał jej głowę, powodując śmierć na miejscu.

Zaledwie kilka dni wcześniej zgłosił się dobrowolnie na leczenie odwykowe. Wcześniej był uważany za inteligentnego i normalnego pracownika call center. Jak twierdził, uzależnił się od „używek”. Jednak nikt, ani mnie, ani żadnym innym dziennikarzom nie chciał udzielić informacji, jakie miałyby to być używki. Tajemnica medyczna w Polsce obowiązuje nawet wtedy, gdy pacjent roztrzaskuje czaszkę 5-letniemu dziecku. Nawet jeśli, to właśnie stan jego zdrowia był przyczyną morderstwa. To bezpieczniejsze dla lekarzy, sądów i organów ścigania, które nie muszą się potem tłumaczyć ze swojej nieudolności.

Ten pacjent jednak zwolnił się z leczenia już po dwóch dniach. Mimo że nie był już od 2 lat w związku z matką Milenki i nie sprawował nad nią opieki, odebrał ją z przedszkola i zabrał na spacer do parku w Brzeźnie. Prawdopodobnie nie miał wówczas zamiaru jej zabicia. Ta myśl pojawiła się nagle.

– 16 kwietnia około godziny 14.10 dyżurny policji otrzymał zgłoszenie od matki, że ojciec odebrał ich córkę z przedszkola, oraz że jeszcze nie wrócili do domu – mówi o tym zdarzeniu Lucyna Rekowska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku – Policjanci natychmiast rozpoczęli poszukiwania dziewczynki i jej ojca. W rejon, gdzie według matki najprawdopodobniej znajduje się dziecko, skierowano funkcjonariusza z psem tropiącym. W trakcie zarządzonych przez dyżurnego poszukiwań, policjanci w krótkim czasie zostali poinformowani o znalezieniu zwłok dziecka w parku. Z uwagi na dobro matki, funkcjonariusze w odpowiednim momencie poinformowali ją o śmierci dziecka, wyjaśnili dokładnie całą sytuację oraz zapewnili pomoc psychologiczną i lekarską. W ciągu 50 minut od momentu zgłoszenia o zaginięciu, policjanci zatrzymali też  ojca dziecka.

Przerażony swoim czynem, Mariusz L. po zabójstwie wrócił do domu. Zaraz po zatrzymaniu przyznał się do morderstwa i wyraził skruchę.

Agresja po syntetyku

Zabójca trafił na badania psychiatryczne. Nie można wykluczyć, że z powodu niepoczytalności, jak wielu trójmiejskich przestępców uniknie odpowiedzialności karnej. Nie to jest jednak w tej sprawie najistotniejsze.

W momencie oddawania do druku niniejszego numeru Reportera, prokuratorzy wciąż czekają na opinię biegłych, która mogłaby wyjaśnić, czy i ewentualnie jakie narkotyki brał morderca przed zabiciem własnej córki.

Spore zaskoczenie wywołały jednak słowa prokurator Ewy Burdzińskiej, z prowadzącej sprawę Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa: – Podejrzany wyjaśnił, że nie wie, czemu to zrobił. Z wyjaśnień, które złożył, można wysnuć, iż winą za swoje postępowanie obarcza zażywanie wcześniej środków odurzających, z którymi miał problemy od jakiegoś czasu. Podejrzany wspominał o środku odurzającym, który potocznie nazywa się marihuaną i za spożywanie tego środka obwinia swoje postępowanie. Twierdzi, że spożywanie go spowodowało takie jego działanie.

Po tych słowach, w kraj powędrował przekaz, jakoby marihuana mogła skłonić Mariusza L. do dzieciobójstwa. Odniosła się do tego nawet jedna z gwiazd telewizyjnego serialu. – Najgorszym narkotykiem na świecie jest marihuana. Dlatego, że jest to narkotyk ogólnie dostępny – mówiła kilka dni po upublicznieniu tej wiadomości Anna Maria Wesołowska, wieloletnia sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi, podczas swojego wykładu w Słupsku. – Ostatnia sprawa związana z narkotykami, dotyczyła zabitego 5-letniego dziecka. A dzisiaj przecież nie wiesz, co bierzesz. Czy bierzesz to na swoją odpowiedzialność? Proszę bardzo. Tylko nie skrzywdź nikogo po drodze – przestrzegała, opierając te słowa o morderstwo w Brzeźnie.

– Przecież marihuana wpływa na uwalniane przez nasz organizm receptory, które obniżają poziom agresji – dziwi się w rozmowie z Reporterem Andrzej Dołecki, prezes stowarzyszenia Wolne Konopie – Oczywiście nie odnosi się to do wszystkich przypadków, ale według badań neurologów, konopie i ich palenie nie powinny być przyczyną agresywnego zachowania. Utożsamianie marihuany z aktami agresji jest o tyle irracjonalne, że raporty światowych organizacji wskazują, że Polska jest jednym z liderów konsumpcji narkotyków, w tym marihuany. A nie mamy idącej za tym epidemii agresji (statystyki zabójstw są w Polsce niskie w porównaniu z krajami zachodnimi – red.). Zdarza się, że jakieś łobuzy biegają po osiedlach naćpani wszystkim jak leci, a wśród zażytych przez nich narkotyków również jest marihuana, jednak najczęściej pili do tego alkohol i to nie marihuana wpływała na ich agresję. To nie jest katalizator agresywnych zachowań. Jeśli tutaj sprawca chce zwalić winę na marihuanę, to chciałbym zwrócić uwagę na inną rzecz – kontynuuje Dołecki –  Otóż dociera do mnie coraz więcej sygnałów od psychologów, z którymi współpracuję, że marihuana jest w Polsce coraz częściej zastępowana przez syntetyczne kannabinoidy. Terapeuci już coraz głośniej mówią, że ludzie zaczynają palić syntetyki, bo to jest legalne w razie wpadki. Konopie przemysłowe, które wyglądają podobnie do marihuany, są nasączane syntetycznym środkiem THC. To powoduje poważne powikłania, łącznie ze stanami paranoidalnymi i psychotycznymi. Trzeba więc się zastanowić, czy ten morderca nie leczył się z uzależnienia od czegoś, o czym myślał, że to jest prawdziwa marihuana. Prawdopodobieństwo, że on mógł być pod wpływem samej marihuany w momencie morderstwa, jest bardzo, bardzo małe – konkluduje prezes Wolnych Konopi.

W maju 2016 roku Sąd Okręgowy w Gdańsku umorzył w środę postępowanie karne wobec 32-letniego Mariusza L. podejrzanego o zabicie 5-letniej córki. Według biegłych psychiatrów mężczyzna w chwili popełnienia tego czynu był niepoczytalny.

Mikołaj Podolski

 

Zobacz również: