

Z Brunonem Kwietniem, skazanym za usiłowanie podżegania do zamachu na sejm, rozmawia Janusz Szostak
Czuje się Pan terrorystą, czy raczej ofiarą rzeczywistości wykreowanej przez funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego?
Zdecydowanie to drugie, stałem się kozłem ofiarnym służb specjalnych. Gdyż nie popełniłem żadnego czynu zabronionego, a znajduję się tu, gdzie się spotykamy, czyli w zakładzie karnym w Pińczowie.
Jak zatem doszło do powstania grupy „terrorystycznej”, w której działaniach Pan uczestniczył?
Zaczęło się od głupich żartów. Było to tak, że z dwoma znajomymi rozmawiałem na temat sytuacji politycznej w kraju. Zażartowałem sobie, żeby najlepiej z tą hołotą na Wiejskiej skończyć, wysadzając Sejm.
Siedzi Pan za słowa? Ale przecież chyba każdy z nas mówił, lub słyszał wypowiedzi innych: „tych wszystkich polityków, to tylko wysadzić w powietrze”.
Albo niech na nich meteoryt spadnie na Wiejską.
Właśnie, i nikt za to, oprócz Pana nie trafił za kraty. A gdyby tak posłuchać, co sami politycy mówią o swoich adwersarzach, to wyczerpuje to cały zasób gróźb karalnych. I nikomu nie postawiono z tego tytułu zarzutów.
To prawda, ale politycy z zasady są bezkarni. Gdyby podlegali tym samym prawom, to Hanna Gronkiewicz-Waltz już dawno siedziałaby w areszcie. Tymczasem cieszy się wolnością i kpi z prawa. A w moim przypadku potrzebny był kozioł ofiarny, i ja byłem najlepszym kandydatem na niego.
Po co komu taki kozioł ofiarny?
W tym czasie był już gotowy projekt ustawy o służbach specjalnych, która zmniejszała ich kompetencje śledcze oraz zmniejszała liczbę pracowników służb. I to była ustawa, która w momencie gdy ja zostałem aresztowany, została wycofana z sejmu. Jest to bardzo silny motyw.
Chodziło o to, aby pokazać, że służby są potrzebne, i istnieją realne zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa, czego Pan miał być dowodem?
Tak, operacja, którą ze mną przeprowadzili, miała wykazać, że oni są potrzebni państwu polskiemu. Zobaczcie, w Polsce istnieje zagrożenie terrorystyczne, a my wykryliśmy właśnie niebezpiecznego zamachowca, który chciał wysadzić sejm wraz z prezydentem, premierem i wszystkimi politykami! Dla nich byłem dobrym kandydatem na kozła ofiarnego z tego względu, że interesowałem się materiałami wybuchowymi, zresztą studia robiłem też w tym kierunku na Politechnice Warszawskiej. Interesowałem się też militariami, miałem też dość radykalne poglądy polityczne, co nie było bez znaczenia. No i robiłem wykłady z materiałów wybuchowych dla studentów zainteresowanych tą dziedziną nauki. Przy czym w tym okresie, kiedy organizowałem te wykłady, były one całkowicie legalne.
Czuje się Pan zupełnie niewinny?
Całkiem może nie. Czuję się winnym, że w to wszystko wdepnąłem. Moja wina jest taka, jak ktoś napisał w Internecie, że popełniłem w myślach zbrodnię. Ale chyba nie powinno się za to siedzieć (…)
Cały wywiad ukaże się na najnowszym wdaniu magazynu REPORTER 15 listopada
Zobacz również: