Siedemnastoletnia Lusia Zarembianka została zabita w nocy z 30 na 31 grudnia 1931 roku, w willi ojca architekta w Brzuchowicach pod Lwowem. O zbrodnię i pośmiertną deflorację dziewczynki, oskarżono Ritę Gorgonową. W 1932 roku Sąd Okręgowy we Lwowie skazał Gorgonową na śmierć. Sąd Najwyższy uchylił wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. W 1933 roku  Sąd Okręgowy w Krakowie skazał Gorgonową na 8 lat pozbawienia wolności za zbrodnię w afekcie. Rita Gorgonowa w śledztwie, podczas dwóch procesów i po odzyskaniu wolności, nie przyznała się do winy.

 Henryk Zaremba, właściciel firmy budowlanej, ceniony architekt lwowski, z powodu choroby psychicznej żony z trudem radził sobie z wychowaniem córki Elżbiety (Lusi) i syna Stasia. Doradzono mu, aby wziął do opieki nad dziećmi – bonę.

Krótka historia romansu

Zaprzyjaźniona z nimi pani B. podsunęła mu piękną Dalmatynkę Emilię Margeritę (Ritę) Gorgonową. Jej mąż w tajemniczych okolicznościach wyjechał do Stanów Zjednoczonych.

rita_1
Dwudziestoletnia Rita Gorgonowa

W 1924 roku pomiędzy Zarembą (41 lat) i Ritą (23 lata) doszło do zbliżenia. W 1928 roku z tego związku urodziła się Romusia (Musia), którą wszyscy rozpieszczali, z wyjątkiem matki. Dziewczynce dużo przywiązania okazywała Lusia, uczennica lwowskiego gimnazjum.

Przez kilka lat stosunki między mieszkańcami willi układały się dobrze. Gdy Lusia zaczęła uczęszczać do szkoły średniej, bliżej przyjrzała się związkowi ojca z Gorgonową. Zapracowany architekt przyjeżdżał do Brzuchowic zazwyczaj tylko w sobotę i niedzielę.

W ciągu tygodnia Emilia Margerita dzwoniła do mężczyzn, otrzymywała od nich listy, spotykała się z nimi w kinie i kawiarniach. Przewód sądowy we Lwowie i Krakowie nie dostarczył jednak niebudzących wątpliwości dowodów na to, jak daleko zaszły romanse tej kobiety.

O swoich spostrzeżeniach Lusia poinformowała ojca. Od tego czasu stosunki między Gorgonową a Zarembą zaczęły się wyraźnie psuć. Niechęć swoją Gorgonowa wyładowywała na gimnazjalistce, która wiernie trzymała stronę ojca. Często odgrażała się, że ją zabije. Jej groźby powtórzyli świadkowie przed sądem.

Henryk Zaremba postanowił wynająć mieszkanie we Lwowie i przenieść się tam z dziećmi od 1 stycznia 1932 roku. Gorgonowa chwilowo zostałaby w Brzuchowicach, ale bez wyraźnie ustalonych apanaży finansowych.

Rita wpadła w niepohamowany gniew. Targała nią straszliwa rozpacz. Była przekonana, że Lusia przekreśliła jej plan wydania się za bogatego architekta.

W nocy z 30 na 31 grudnia 1931 r. Lusia została zabita ciosami przedmiotu tępokrawędziastego w głowę. Po śmierci, morderca zdeflorował ją palcem.

Nad grobem Lusi

Zaremba, podejrzany o współudział w morderstwie lub o pomoc w zacieraniu śladów, po pięciu tygodniach został zwolniony z „Brygidek”. Opuszczającego  areszt otoczyli dziennikarze. Samochodem redakcyjnym zawieziono go na cmentarz Łyczakowski, po raz pierwszy zobaczył grób córki. Wcześniej nie pozwolono mu uczestniczyć w pogrzebie Lusi. Następnego dnia dziennikarze zamieścili relację z opuszczenia aresztu przez byłego podejrzanego, obok zdjęcia: „Zaremba nad grobem Lusi”.

rita_2
Architekt Henryk Zaremba po 1945 roku

Nieszczęśliwy ojciec nie wychodził z domu. Życzliwi – tak się podpisywali – przysyłali mu wycinki prasowe, listy z groźbami. Na ulicy rzucano w niego kamieniami. Kobiety oferowały pomoc w wychowywaniu dzieci. Pragnęły zająć miejsce Gorgonowej. Staś selekcjonował listy, zanim dostarczył je ojcu.

Przedsiębiorstwo budowlane „Henryk Zaremba i S-ka” upadło, a jego właściciel popadł w długi.

Sąd nad Gorgonową rozpoczął się w pierwszych dniach po ujawnieniu zbrodni; sąd nieformalny – mówił o nim prokurator Alfred Laniewski w czasie procesu lwowskiego. Ulica widziała morderczyni wyłącznie w Gorgonowej. Niektórzy podejrzewali Wykluczono możliwości ukrycia się w mieszkaniu przestępcy z zewnątrz Stasia, że odziedziczywszy po matce chorobę psychiczną, zamordował siostrę w stanie epileptycznym. Badania psychiatryczne wykazały absurdalność takiej wersji.

Gorgonową oskarżały bez litości kobiety. Nie umiały wybaczyć jej wejścia pod dach starszego pana i zostanie jego kochanką i utrzymanką; podobne sytuacje nie należały we Lwowie do rzadkości. Z pogardą mówiły o niej: – Ta, która chciała zostać panią!

Doprowadziła Zarembę – oskarżały – do tego, że miał z nią dziecko, Romusię. Zaniedbywała dzieci Zaremby, zdradzała Zarembę – nie miały wątpliwości  – to przez nią mąż, Erwin Gorgon, opuścił kraj.

Ulica wydała wyrok

Przed gmachem sądu gromadziły się tłumy ludzi, wznoszono wrogie okrzyki przeciwko oskarżonej. Proces był komentowany przez prasę całego kraju. Zgromadzeni na sali spodziewali się, że Gorgonowa w pierwszym zdaniu podczas wyjaśnienia powie: To ja zabiłam Lusię Zarembiankę.

Spotkał ich wielki zawód. Oskarżona na każde pytanie znajdowała błyskawiczną odpowiedź, argumentowała, broniła się zaciekle.

Na wracającą z wizji lokalnej w Brzuchowicach Gorgonową, czekał kilkutysięczny rozhisteryzowany tłum. Policja uratowała podsądną przed ukamieniowaniem.

rita_4
Wizja lokalna w Brzuchowicach (widoczna Rita Gorgonowa)

Irena Krzywicka, Stanisława Przybyszewska, Kazimierz Wierzyński, Witold Zechenter i Tadeusz Boy-Żeleński, przeszli do obozu wypowiadającego się za uniewinnieniem Gorgonowej z braku dostatecznych dowodów winy.

Prokurator Alfred Laniewski, oskarżyciel w procesie, w przemówieniu końcowym: – Przyjmijcie Panowie, że oskarżona jest winna albo przyjmijcie, że jest niewinna, ale na dwie rzeczy zgodzić musicie się bezwzględnie. Po pierwsze, nikt obcy nie wtargnął do willi. Morderstwa dokonał ktoś z domowników. Po drugie, intencję zabicia  miała tylko oskarżona. Krzyczę do Was: to ona zabiła! Wszystko wokół mnie, drzewa brzuchowickich lasów, cegły tej nieszczęsnej willi, ściany sali sądowej, bruki uliczne, wszystko krzyczy: to ona zabiła! Kiedy pójdziecie Panowie do sali narad, nie będę mógł oprzeć się strasznej wizji – poczołga się za wami duch niewinnej, zamordowanej dziewczynki. Nie odwracajcie od niej głowy. Patrzcie na nią. Podniesie ku wam szkielet swojej ręki i kością swego palca wskaże tu – na ławę: To ona zabiła.

Mecenas Maurycy Axer, obrońca oskarżonej: – Stoi przede mną przeciwnik stokroć ode mnie mocniejszy, któremu nie jestem w stanie podołać: ślepa na światło prawdy, głucha na krzyk duszy ludzkiej, nieprzystępna dla rzeczowych argumentów, zła, zimna opinia publiczna. Ulica wydała już wyrok na Ritę Gorgonową, ale głos ulicy nie był głosem Boga. Głos ulicy był zawsze dziełem ludzi, mających w ręku instrumenty służące do grania na namiętnościach. Do wpływania na tłum. Do podburzania i podjudzania. Co sprawiło, że w sprawie Rity Gorgonowej rozszalały się namiętności ludzkie? Rozszalała się ślepa żądza zemsty? Co sprawiło, że krzyk ulicy zagłuszył głos sumienia i obalił zasady logicznego myślenia – zastanówcie się nad tym, Panowie Sędziowie. Wysoki Sądzie, wnoszę o uniewinnienie oskarżonej.

Ostatnie słowo Rity Gorgonowej: Lusi nie kochałam, ale ją lubiłam. Co mi złego Lusia zrobiła? Jestem niewinna.

rita_3
Sąd Okręgowy w Krakowie, w środku sędzia przewodniczący Alfred Jendl

14 maja 1939 r. Sąd Okręgowy we Lwowie skazał Ritę Gorgonową  na karę śmierci przez powieszenie.

Dziewięciu sędziów przysięgłych wypowiedziało się za winą oskarżonej, trzech było za uniewinnieniem.

W „Wiadomościach Literackich” Tadeusz Boy-Żeleński opublikował „Nekrolog dla sądów przysięgłych”: „Na miejscu oskarżonych wolałbym złożyć swoje losy w ręce wykształconych i inteligentnych zawodowych sędziów niż w ręce dwunastu ćwoków”.

Sąd Najwyższy z powodów formalnych uchylił wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania Sądowi Okręgowemu w Krakowie.

Świadek zbrodni

Największe wrażenie w sądzie lwowskim i krakowskim wywołały zeznania Stanisława Zaremby, koronnego świadka. Cytowane i komentowane przez prasę sensacyjną i literacką. Mecenas Maurycy Axer domagał się poddania Stasia badaniu psychologicznemu i psychiatrycznemu.

Docent Marian Zieliński z Uniwersytetu Jagiellońskiego – na zlecenie sądu – przeprowadził badanie psychologiczne młodego Zaremby celem stwierdzenia „stopnia spostrzegawczości i prawdomówności ze względu na wiek dziecinny i obarczenie dziedziczne”.

Docent Marcin Zieliński wydał opinię: „Dla uwypuklenia właściwości badanego, trzeba podkreślić bystrość spostrzegania zmysłowego, zwłaszcza wzrokowego również w dziedzinie barw.  Sprawność uwagi trwale i równo działającej, jako dobrej podstawy do zapamiętywania i pamięci(…) Obarczenie dziedziczne, w szczególności chorej matki, na umysłowość badanego, nie zaznaczyły się w dotychczasowym jego życiu (…) Ubóstwo wyobraźni i skupienie zainteresowań około rzeczy konkretnych nie stanowią podatnego materiału dla zmyślania i kłamliwości”.

Biegli sądowi: prof. Jan Olbrycht i dr Stanisław Jankowski wydali opinię: „Stanisław Zaremba jest psychicznie zdrowym, prawidłowo rozwiniętym młodzieńcem. Nie ma żadnych danych do przypuszczenia, aby cierpiał kiedykolwiek na jakieś sporadyczne, przemijające zaburzenia świadomości. Jego zdolność do robienia spostrzeżeń jest zupełnie prawidłowa”.

Staś kupił kajak i z kolegami przepłynął tysiąc osiemset kilometrów. Prokurator Bohdan Szypuła usłyszawszy wymienione jednym tchem liczne rzeki, kanały, osady i miasta, zdumiony wyraził opinię w czasie przewodu sądowego: – Świadek ma fenomenalną pamięć.

– Lusia żaliła się – zeznawał Staś – że nie ma płaszcza i pończoch. Bała się „pani”. Służącej kazała sprawdzać, czy zupa nie jest zatruta, barykadowała drzwi pokoju, prosiła brata, żeby spał w jej sypialni. Lusia nakłaniała ojca do zerwania z Gorgonową.

rita_5
Willa Henryka Zaremby w Brzuchowicach

30 grudnia 1931 roku ojciec przyjechał do Brzuchowic, woził na sankach Romusię, rzucał się ze Stasiem śnieżkami. Na godzinę 19.30 Staś poszedł po Lusię na stację. Gorgonowa nie jadła kolacji, mało rozmawiała, była w złym humorze. Nie pozwoliła spać Romusi z Lusią. Staś wracając z sypialni ojca widział Gorgonową czytającą w łóżku, ubraną w kolorową koszulę z koronką. Na toalecie stał lichtarz ze świecą.

Służąca Marcelina Tobiasz przyniosła Lusi wodę do pokoju. Młody Staś czytał „Naokoło Świata”, słuchał radia i zasnął ze słuchawkami na uszach. Zbudził go skowyt psa. Zawołał – Lusiu, Lusiu?– spojrzał przez okno.

Wstał z kanapy, przez drzwi hallu zobaczył ciemną postać między choinką i pianinem, bliżej pianina.

– Lusiu, Lusiu?

Nikt nie odpowiadał, zaczął bić w drzwi, postać wyszła na werandę. Poznał Gorgonową po profilu, włosach i futrze.

Wbiegł do pokoju siostry. Było jasno, w pobliżu na posterunku żandarmerii paliła się lampa. Ściągnął poduszkę z twarzy Lusi, zobaczył krew, wziął głowę siostry w dłonie, poruszył nią, domyślił się, że nie żyje, zataczając się wyszedł z pokoju.

Biegnąc przez jadalnię usłyszał brzęk szkła. Na progu jadalni stał ojciec w koszuli i Gorgonowa w futrze. Pospieszyli do pokoju Lusi. Staś ratował siostrę, stosował sztuczne oddychanie. Gorgonowa poszła po lekarza, po drodze zbudziła ogrodnika. Przyszedł Józef Kamiński, dotknął Lusię i zaczął płakać. Ojciec kazał iść Kamińskiemu po żandarma. Staś poszedł na posterunek żandarmerii z Kamińskim.

Żandarm Stanisław Trela spojrzał na zegarek, była godzina1.00. Trela, Staś i Kamiński obchodzili ogrodzenie willi, spostrzegli ślady na śniegu, prowadziły do piwnicy, do małej werandy, sąsiadującej z sypialnią Gorgonowej i do basenu. Nie zauważyli żadnych śladów na parkanie. Staś, Kamiński i Trela weszli do willi, badali okno w pokoju Lusi, szafę bieliźniarkę – była otwarta; nic nie zginęło. Rygle drzwi w hallu zostały odsunięte od wewnątrz.

Postać, którą Staś zobaczył w hallu, stała nieruchomo. Na krzyk „Lusiu, Lusiu” – poruszyła się, gdy zaczął bić pięściami w drzwi, kobieta w futrze przesunęła się lekko i cicho, skręciła na schody werandy w lewo, drzwi więc musiały już być otwarte.

W drodze do posterunku żandarmerii Staś powiedział ogrodnikowi: – To była pani.

Na polecenie sędziego Alfreda Jendla – Gorgonowa wstała z ławy oskarżonych, włożyła leżące wśród dowodów rzeczowych brązowe futro, w którym chodziła w 1931 roku. Młody Zaremba podniósł kołnierz futra, ustawił Gorgonową profilem do sądu. W nocy z 30 na 31 grudnia widział ją w takiej pozycji.

Ritę bronił mąż

Doktora Ludwika Csalę prasa okrzyknęła „prywatnym detektywem”. On pierwszy rzucił podejrzenia na Gorgonową. Spostrzeżeniami podzielił się z przybyłym wczesnym ranem komendantem powiatowej policji we Lwowie i jego zastępcą aspirantem Bolesławem Respondem. Wyraziciele poglądu, że Gorgonowa jest niewinna, zarzucali lekarzowi Csali niepotrzebne zainteresowanie się tragedią sąsiada. Pouczali: – Powinien ograniczyć swoją rolę do czynności zawodowych.

Dr Ludwik Csala odpowiadał: – Sąsiadowi zamordowano córkę. Miałem być obojętny wobec jego nieszczęścia? Miałem nie myśleć o bezpieczeństwie, o zagrożeniu?

Adwokaci najgwałtowniej zaatakowali Józefa Kamińskiego, ogrodnika. Wnieśli do sądu wniosek o niezaprzysięganie Kamińskiego. Traktowali go jak podejrzanego,

Mecenas Józef Woźniakowski: – Obrona stwierdza – idąc po myśli oskarżenia, że nie było śladów, jakoby ktoś z zewnątrz mógł dostać się do willi. Pies był tak zły, że nikogo by do willi nie wpuścił. Zatem, czyn popełnił ktoś z domowników. A do domowników należał ogrodnik Józef Kamiński. W drzwiach werandy rygle wewnętrzne były odsunięte. Sprawca dostał się do wnętrza, mimo że drzwi były zamknięte. Pchnął te drzwi. Przygotować sobie otwarte drzwi już rano, tego samego dnia, mógł tylko ktoś, kto w domu pracował. W tym i ogrodnik Kamiński. Jest podejrzenie, że mord został popełniony na tle seksualnym, jeżeli tak, to był popełniony nie przez kobietę, lecz przez mężczyznę.

Brutalności pytań obrońcy doznała Rozalia Kamińska, żona ogrodnika. Dwukrotnie zemdlała w czasie zeznań.

Obrońcy stosowali sprawdzoną metodę: ujawniać jak najwięcej niepewnych i ciemnych stron świadków, wtedy postać oskarżonej nabierała jaśniejszych barw. Mnożyli wątpliwości.

Błędy w śledztwie, wadliwe ekspertyzy, nieudolność przedstawicieli organów ścigania – mogły oddalić widmo szubienicy dla oskarżonej.

Gorgonowej bronił mąż Jan Erwin Gorgon, przebywający w Ameryce. Odczytano w sądzie jego list: „Poznałem piętnastoletnią dziewczynę moralnie i ostro wychowaną w domu swojej matki i ojczyma. Kochałem ją bardzo, bo była dobra, pracowita i ładna… Rita kochała mnie szalenie, gdyby była mogła, byłaby nieba dla mnie przychyliła… Po skończeniu wojny austriackiej wróciłem do Lwowa. Rita była tak samo dobra i kochająca jak przedtem. Wszystko, co dziennikarze o tym piszą, jest oszczerstwem… Po zwolnieniu ze służby wojskowej wyjechałem do Ameryki. Rita bardzo płakała… Wysłałem kartę okrętową, lecz Rita nie zaraz wyjechała, musiała na wizę amerykańską zaczekać. Dostałem list anonimowy o prowadzeniu się żony. Byłem jak piorunem rażony… Napisałem jej list z wyzwiskami… Dzisiaj jestem stary i samotny, zdaję sobie sprawę, jaką straszną krzywdę wyrządziłem tej kobiecie, zmarnowałem jej życie i moje. Gdy byłem młodszym, byłem prędkim i gwałtownym. Rita woskiem w ręku moim była. Mogłem jej charakter ukształcić, jak chciałem, bo mnie kochała… Wyrzuty sumienia, które mnie dziś gnębią, są zasłużoną karą dla mnie… Nie mogę uwierzyć, aby Rita tę zbrodnię popełniła, ma południową krew, dlatego czasami wybuchała, lecz miała dużo szlachetnych stron. Panie Sędzio, bądź pan sprawiedliwy, ta kobieta jest bardzo nieszczęśliwa…”.

Prawnicy pasjonowali się zamknięciem łańcucha poszlak w procesie Rity Gorgonowej.

Obrońcy oskarżonej – Maurycy Axer, Mieczysław Ettinger i Józef Woźniakowski – konsekwentnie wykazywali niedostatki śledztwa. Nie sfotografowano śladów małych stóp prowadzących z dużej do małej werandy willi Henryka Zaremby.  Nie zabezpieczono śladów. Materiał dowodowy powierzono do zbadania miernym fachowcom, nie związanym z zakładem medycyny sądowej. Materiał dowodowy pobrano w niedostatecznej ilości i przechowywano w nieodpowiednich pomieszczeniach. Analizy naukowe nie wykazały śladów krwi na dżaganie, rzekomym przedmiocie mordu.

Biegli psychiatrzy zaopiniowali, że Rita Gorgonowa jest „osobą o inteligencji stosunkowo wysokiej, umyśle bystrym, krytycznym, spostrzegawczym. Obdarzoną sprawnością psychiczną i orientacją niezwykłą, pozwalającą jej nawet w najtrudniejszych sytuacjach na logiczne i pewne uchwycenie myśli. Uderzająca jest siła i odporność psychiczna, z jaką wytrzymuje napór ciężkiego oskarżenia, nie załamując się ani na chwilę i to po 15 miesiącach więzienia śledczego”.

Zmowa mężczyzn

29 kwietnia 1933 roku Sąd Okręgowy w Krakowie, jako Sąd Przysięgłych, skazał Ritę Gorgonową – na mocy art. 225 paragraf 2 kk, za zabójstwo w afekcie – na 8 lat pozbawienia wolności.

Dziennikarki emancypantki i feministki wyrok skazujący potraktowały jako „zmowę mężczyzn przeciwko kobiecie”, rozpisywały się o „sadyzmie mężczyzn” nad piękną kobietą. Zapewniały, że „kobiety nie popełniają dzieciobójstwa”, nie symulują „pewnych zbrodni” (mechaniczna defloracja po zabójstwie).

Rozważania natury prawnej krzyżowały się z poglądami na temat wychowania i modelu rodziny. Gorgonową opinia mieszczańska skazała przed wyrokiem sądowym – żyła w związku nieślubnym.

Profesor Jan Olbrycht, biegły sądowy, stwierdził: „Żaden z procesów karnych w Polsce w ostatnich dziesiątkach lat nie poruszył tak gwałtownie umysłów szerokich warstw naszego społeczeństwa, jak ten proces. Można bez przesady powiedzieć, że była to wprost zbiorowa psychoza. Roznamiętnienie odzwierciedlało się w setkach listów do przysięgłych, członków trybunału, oskarżycieli, obrońców i biegłych oraz w dziesiątkach artykułów prasowych i w publikacjach. Poza oficjalnym przewodem sądowym, wszczęto jakiś nieformalny proces, którego celem było wytworzenie nastroju wśród ludzi, powołanych do sądzenia tej sprawy. Precedens niebezpieczny i dla bezstronnego wymiaru sprawiedliwości groźny”.

Po utrzymaniu w mocy wyroku Sądu Okręgowego w Krakowie przez Sąd Najwyższy – w dniu 23 września 1933 roku – Gorgonową przewieziono do więzienia w Fordonie. 24 maja 1940 roku miał być ostatnim dniem odbywania przez nią kary.

Po wybuchu wojny w 1939 roku, ustawą amnestyjną darowano jej jedną trzecią orzeczonej kary i 3 września Gorgonowa opuściła więzienie w Poznaniu. W czasie okupacji przebywała w Warszawie.

Piętno kryminału

Urodziłam się w więzieniu. Żyłam bez matki i ojca, bez bliskich i krewnych, bez domu, ze straszliwym piętnem córki morderczyni – takimi słowami przywitała mnie Ewa, córka Gorgonowej.

rita_6
Ewa – córka Rity Gorgonowej, urodzona w więzieniu

Jej narodzinom towarzyszyła atmosfera wyjątkowego skandalu. Ricie Gorgonowej podczas procesu lwowskiego groziła kara śmierci. Rozhisteryzowany tłum domagał się jej powieszenia. Niespodziewanie, w czasie wyjaśnień przed sadem, poinformowała, że jest w ciąży. W tym momencie zainteresowanie jej osobą sięgnęło zenitu. Od kilku miesięcy była aresztowana.

Kto więc mógł być ojcem dziecka?

Snuto wręcz fantastyczne domysły. Podejrzewano strażników więziennych, a nawet jej obrońcę mecenasa Maurycego Axera, który jako jedyny z nią się kontaktował. Spekulacje na ten temat na łamach prasy zdawały się nie mieć końca.

Oskarżona celowo zaszła w ciążę, komentowano, aby uniknąć kary śmierci. Rita Gorgonowa bardzo chciała urodzić dziecko w szpitalu miejskim, a nie w więzieniu. Nie chciała dopuścić, aby naznaczyło je na zawsze piętno kryminału.

Ewunia urodziła się 20 września 1932 roku, o godzinie 2.30, w osławionym więzieniu „Brygidki”. Dziewczynka ważyła 3 kilogramy. Zgodnie z przepisami, matka otrzymywała większą ilość mleka i cukru.

Na spekulacje dziennikarzy, kto jest ojcem Ewy, Gorgonowa odpowiadała: Henryk Zaremba.

Jednak architekt Zaremba stanowczo odżegnywał się od ojcostwa dziecka.

Z więzienia „Brygidki” przewieziono Ritę Gorgonową z córeczką do więzienia karno-śledczego w Krakowie, do więzienia św. Michała.

Henryk Zaremba ogłosił w 1933 roku pamiętnik, spowiedź ojca zamordowanej Lusi. Nie wszystkie zawarte w nim fakty były prawdziwe. Pod dyktando Zaremby, książkę napisał dziennikarz. „Pewnej nocy – tuż niemal na dni parę przed ową fatalną nocą, która zgasiła żywot Lusi jak świeca – budzą się… Trzydziestoletnia, ponętna Gorgonowa przyszła do sypialni 48-letniego Zaremby. Doszło między nimi do zbliżenia. Poczęli Ewunię. Ale Zaremba dowodził w pamiętniku: „Ta zaś symulowała „kropelkę”. „Kropelka” to jej słowo, ale to nie jest poczucie faktu dokonanego, to jest dziecko, nie wiem z kim. I wiedzieć nie chcę”.

Gdyby dziennikarz nie ograniczył się do spisywania zwierzeń Zaremby i zajrzał do akt śledczych i sądowych, przekonałby się, że Gorgonowa i jej konkubent powtarzali inną datę ich ostatniego intymnego kontaktu. 24 grudnia 1933 roku, wigilia Bożego Narodzenia.

Jeśli doliczy się do tej daty 273 dni, wychodzi data porodu na 22 września, różnica wynosi zaledwie dwa dni.

Na pytanie, kto był ojcem Ewy, odpowiedź nasuwa się oczywista: Henryk Zaremba.

Mecenas Maurycy Axer wielokrotnie walczył w sądzie, aby uzyskać alimenty dla dziecka urodzonego w więzieniu, ale wysiłki adwokata okazały się daremne.

Filmowcy amerykańscy

Po wyroku skazującym przetransportowano Gorgonową z dzieckiem do więzienia kobiecego w Fordonie pod Bydgoszczą. Ewunia przebywała w żłobku, ale często przynoszono ją do celi skazanej.

Skończyły się marzenia Gorgonowej o podpisaniu z filmowcami amerykańskimi umowy o prawo ukazania jej biografii. Amerykanów interesowało przede wszystkim jej uniewinnienie. Po wyroku skazującym, już się do niej nie odezwali.

W Fordonie wyrabiała maty i kilimy. Krąg osób, z którymi utrzymywała kontakt, był bardzo mały. Należał do nich mecenas Maurycy Axer, który podczas dwóch procesów bronił jej za darmo. Pisała do obrońcy: „Jestem przygotowana do tego, że przyjdzie mi cały wyrok spędzić w więzieniu… Co się tyczy mojego dziecka, to jest ono w żłobku więziennym. Chowa się zdrowo. Nie wiem, gdzie je mam umieścić po upływie terminu wyznaczonego przez regulamin więzienny”.

Gorgonowa pisała w liście: „Kocham bardzo moją małą „Kropelkę”, która jest jedyną osłodą w moim nieszczęściu”.

Gorgonowa nie poprzestawała w wysiłkach o przeprowadzenie apelacji swojego wyroku. Zabiegała o wcześniejsze zwolnienie z więzienia. 3 września 1939 roku, po zastosowaniu amnestii, darowano jej pozostałą karę i opuściła więzienie. Zamieszkała w Warszawie przy ul. Czerniakowskiej, w schronisku dla uchodźców Rady Głównej Opiekuńczej, w klasztorze sióstr Nazaretanek. Rozpoznawano ją i zaczepiano. Odpowiadała: – Jestem niewinna, a jeśli nawet byłabym, to już za to odcierpiałam.

Udała się na Żoliborz do willi Zaremby. Jego druga żona przyjęła ją niechętnie, a Romusia, dziecko Zaremby i Gorgonowej, zwróciła się do niej ze słowami: – Ja nie mam matki.

 Tułaczka córki

Utrzymywała się z handlu pod Halą Mirowską. Pojechała do Lwowa odszukać Ewunię, ale tam dowiedziała się, że dzieci z sierocińca wywieziono, wiele z nich zginęło. Po powrocie do stolicy, z rozpaczy za utraconą Ewunią, próbowała popełnić samobójstwo.

Ewunią zaopiekował się mecenas Maurycy Axer, umieścił ją w sierocińcu we Lwowie. Tam ją odwiedzał.

Pani Ewa szczęśliwie nie pamięta ani jednej sceny z więzienia. Pamięta sierociniec we Lwowie, a z tego sierocińca najbardziej dwie choinki, dużą – dla wszystkich i małą – tylko dla niej. Nie mogła wtedy wiedzieć, że tą małą przynosił mecenas Axer na prośbę matki. Zapamiętała także południowe owoce, słodycze i czekoladowego Mikołaja. We wrześniu 1939 roku, po wkroczeniu Niemiec do Lwowa, okupanci przekształcili sierociniec na koszary. Dzieci rozparcelowano do kilku budynków. Ewunia zamieszkała w bursie. Dzieci cierpiały tam straszny głód.

– Zbierałyśmy spadające na podłogę okruszki chleba – wspominała w rozmowie ze mną pani Ewa. Trzymałyśmy je w kieszeniach fartuchów, żeby mieć okruszki jak najdłużej.

Rada Główna Opiekuńcza przetransportowała dziewczynki do zakonnic w Tarnowie. Zakonnice uratowały je od śmierci głodowej.

Nauczyła się u zakonnic szyć na maszynie i wyrabiać swetry.

Pomiędzy dziećmi rozniosła się wiadomość, że wśród nich przebywa córka Gorgonowej. Bardzo dokuczały Ewuni. Przezywały ją:  – Gorgonicha!

Uciekała ze wstydu do sąsiedniej wsi, leżącej w pobliżu Tarnowa. Zapamiętała do dzisiaj jej nazwę: Zgłobice. Służyła u Ewy W., właścicielki gospodarstwa. Pasła u niej krowy, mełła ziarno w żarnach, młóciła cepami, znosiła drewno z lasu. W Zgłobicach nabawiła się z przepracowania skrzywienia kręgosłupa. Spała na sianie, na strychu. Z głodu jadła ziarno, wyciągała kartofle świniom z koryta.

Właścicielka gospodarstwa odzywała się do Ewuni słowami: – Pójdzie do obory… Idzie w pole… Przyniesie drewna…

Chodziła na wykopki ziemniaków do sąsiadów. Posługiwano się wyłącznie motykami. Wieczorem zasypiała w ubraniu na strychu. Codziennie przynosiła wodę ze źródła. Musiała przemierzyć dwa kilometry w jedną stronę.

Wracającą z lasu, uginającą się pod wiązką mokrego drzewa, zobaczył kierownik miejscowej szkoły. Zainteresował się jej losem, zapisał do piątej klasy. Po raz pierwszy otrzymała z zapomogi sukienkę i całą kurtkę. Ten sam kierownik skierował Ewę do szkoły przysposobienia zawodowego w Częstochowie. Była to szkoła dla młodzieży osieroconej.

Odszukanie siostry

Ukończyła szkołę i wręczono jej świadectwo. Zdobyła zawód wykwalifikowanej prządki. Z przydziałem pracy osiadła w Bielawie.

Zatrudniła się w zakładach bawełnianych jako prządka i zamieszkała w domu młodego robotnika. Jedzenie miała zapewnione w stołówce fabrycznej.

Postanowiła, że nawet najbliższej koleżance nie powie o matce. Nikt nie dowie się o jej poszukiwaniach matki. Przestanie wreszcie uciekać od przeszłości. Od dramatu matki i ojca.

Wyróżniała się w zakładzie zdolnościami manualnymi. Każde zlecone zadanie wykonywała bez trudu.

Marzyła, aby ukończyć medycynę. Dostała się do szkoły pielęgniarskiej we Wrocławiu. Ukończenie szkoły pielęgniarskiej zapewniłoby Ewie zdobycie nowego zawodu, ale w tym czasie dowiedziała się o kursie przygotowującym w tempie przyspieszonym na studia medyczne. Zaryzykowała, porzuciła szkołę pielęgniarską, zdała egzaminy wstępne na kurs i czyniła na nim błyskawiczne postępy. Przed egzaminem okazało się, że nie była w stanie nadrobić zaległości. Przegrała, nie ukończyła szkoły pielęgniarskiej, nie zdała egzaminów na kursie przygotowującym na studia medyczne i nie uzyskała świadectwa dojrzałości. Po powrocie do Bielawy okazało się, że została okradziona przez koleżankę. Przeniosła się do Dzierżoniowa i pracowała jako przyuczona do zawodu pielęgniarka, w ośrodku zdrowia i szpitalu.

W prasie dawała ogłoszenia, że szuka matki i siostry. Podawała ich imiona, nazwiska, daty i miejsce urodzenia. Był rok 1958.

Niespodziewanie otrzymała telegram: „Wkrótce odwiedzi cię mój mąż. Twoja siostra Romusia”.

Porażona wiadomością, porzuciła pracę i mieszkanie. Nie czekając na przyjazd szwagra, wybrała się do Warszawy. Przyjrzała się siostrze. Ładna brunetka o przyciętych włosach i dużych pięknych czarnych oczach. Bardziej podobna do Henryka Zaremby niż do matki. Żyli skromnie, w małym mieszkaniu. Mąż Romusi niedawno ukończył studia. Przyjął Ewę serdecznie, okazał się później człowiekiem życzliwym, opiekuńczym i oddanym rodzinie.

Henryk Zaremba nie żył już od kilku lat. Zmarł w 1954 roku. Ewa nigdy nie widziała swojego ojca. Krótko mieszkała u siostry, postanowiła się usamodzielnić, wynajęła pokój pod Warszawą. Przeszła w tym czasie ciężką operację. Przeleżała w stołecznym szpitalu kilka miesięcy.

Nie przestała szukać matki. Pisała do prokuratur i sądów, do Polskiego Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Opuściła Warszawę. Na Wybrzeżu trudniła się pracą dorywczą. Zmieniała często miejsca zamieszkania.

Otrzymała paryski adres pisarki Ireny Krzywickiej, napisała do niej list zaczynający się słowami: „Przez wiele lat poszukiwałam Panią, tak jak swoją matkę. Matki do dzisiaj nie odnalazłam. Bardzo matkę kocham”.

Irena Krzywicka odpisała z Paryża: „Nie ma Pani pojęcia, ile zdumienia i radości dał mi Pani list w prawie pół wieku, odkąd Pani przyszła na świat i to w tak okrutnych warunkach. Walczyliśmy wspólnie o uniewinnienie Pani Matki wraz z profesorem Hirszfeldem (biegłym) oraz adwokatami: Axerem, Ettingerem i Woźniakowskim, niestety na próżno, głos kołtuństwa był silniejszy, a potem wojna. Co się stało z Pani Matką, nie mam pojęcia, z tym, że w jakiś czas po zakończeniu wojny ukazała się w gazetach wzmianka, że ogrodnik Kamiński przyznał się do zbrodni. Kiedy usiłowałam wśród sędziów i dziennikarzy dowiedzieć się bliższych szczegółów, odpowiadano mi, że to jest tajemnica (?!)”.

Irena Krzywicka: „Pisałam też o innych głośnych procesach, ale najwięcej miejsca poświęciłam jednemu z najgłośniejszych procesów w Polsce, jednej z najciekawszych zagadek kryminalnych chyba w skali światowej – procesowi Gorgonowej”.

Ewa patrzy na zdjęcie matki i zaraz przypomina sobie twarz Ewy Dałkowskiej, odtwórczyni głównej roli w filmie „Sprawa Gorgonowej” Janusza Majewskiego. Każdą emisję filmu w telewizji odchorowuje. Nie może wtedy pracować, myśli o tragicznych losach matki. Boi się każdej zapowiedzi tego filmu.

Ewa nie wierzy w winę matki. Powołuje się na świadków zeznających przed sądami: Rita Gorgonowa nigdy nie uderzyła dziecka, więc czy mogła zabić siedemnastoletnią Lusię, którą się opiekowała, i to w tak okrutny, podstępny, haniebny sposób?

Żyje dla córki Rity i wnuczki Izabeli.

Ewa, córka Gorgonowej, pożegnała mnie słowami: – Przez całe lata czułam się jak zwierzę, przepędzana, bita, głodna. Urodzona w więzieniu, córka skazanej za morderstwo, powinnam umrzeć w kryminale lub na śmietniku. Człowiek potrafi jednak dźwigać ciężar życia, chociaż przekracza on jego siły.

Ogrodnik nie zabił

Legenda sensacyjnego procesu odżyła po wojnie. Uporczywie powtarzano pogłoskę, że Gorgonową skazano niewinnie i wkrótce odbędzie się rozprawa rehabilitacyjna.

20 i 22 kwietnia 1949 r. w „Echu Krakowskim” – mutacji „Expressu Wieczornego” – Stefania Szatkowska informowała czytelników, że Józef Kamiński, ogrodnik Henryka Zaremby przyznał się na łożu śmierci, przed księdzem i dwoma świadkami, że zabił Lusię Zarembiankę. Rozalia Kamińska, wiedząc o tym zdarzeniu, z rozpaczy postradała zmysły.

„Express Wieczorny” donosił: „Słynny przed 15 laty proces Rity Gorgonowej zostanie wznowiony. Do znanego w Krakowie adwokata, mec. dr Różańskiego, zgłosił się jeden z krewnych Rity Gorgonowej, skazanej przed 15 laty na karę śmierci, a następnie przez Sąd Przysięgłych na 8 lat więzienia za rzekome zamordowanie Lusi Zarembianki, prosząc go o wznowienie procesu celem rehabilitacji skazanej. Krewny Gorgonowej posiada dokumenty wykazujące niewinność skazanej. Okazało się, że niedawno zmarły ogrodnik Kamiński, jeden ze świadków słynnego procesu, zeznał przed śmiercią, że zamordował Lusię Zarembiankę”.

Zakonnik franciszkanin o. Marek, rodzony brat Józefa Kamińskiego mieszkający w Krakowie, przywiózł gazety do Kluczborka. Po naradzie rodzinnej ogrodnik udał się do prokuratora. Wdrożono śledztwo. W Kluczborku przekazano sprawę do Opola, a następnie do Krakowa.

Rozalia i Józef Kamińscy wnieśli oskarżenie o zniesławienie do Sądu Okręgowego w Krakowie przeciwko Stefanii Szatkowskiej, Józefowi Różańskiemu i Ryszardowi Wojnie, redaktorowi odpowiedzialnemu „Echa Krakowskiego”.

9 marca 1950 r. strony pojednały się w czasie rozprawy, wobec czego Sąd Okręgowy sprawę umorzył.

„Echo Krakowskie” i „Express Wieczorny” nie zamieściły sprostowania.

Miliony czytelników uwierzyło w niewinność Rity Gorgonowej i winę Józefa Kamińskiego.

W 1968 r. Kamiński wygrał kolejny proces z Józefem P. z „Dziennika Łódzkiego”.

Dziennikarze w „Dzienniku Łódzkim” , w „Gazecie Wyborczej”, „Kobiecie i Życiu”, w „Nowej Kulturze” oraz w „Prawie i Życiu”, a nawet naukowcy prawnicy – prof. Stanisław Ehrlich, prof. Alfred Kaftal pisali – przytaczając casus Gorgonowej i Kamińskiego – o omyłce sądowej.

Poszukiwane zaginionej

W 1935 r. Henryk Zaremba przeniósł się z Romusią i Stasiem do Warszawy. Zamieszkali u krewnych w małym mieszkaniu, a później w willi na Żoliborzu. Nie zdołał odbudować swojej znaczącej pozycji w zawodzie, jaką zdobył we Lwowie. Czas spędzał w wąskim gronie. Najwięcej radości sprawiały mu postępy w nauce Romusi i Stasia.

5 stycznia 1939 r. spotkało go kolejne nieszczęście: 21-letni Stanisław, student politechniki, zginął pod lawiną śnieżną w Tatrach.

Zaremba, na początku okupacji, po śmierci żony ożenił się po raz drugi – z daleką krewną. Nie pozwolił Ricie Gorgonowej na odwiedzanie Lusi.

W czasie powstania willa na Żoliborzu została zburzona. Zamieszkali na działce. Tutaj napadli ich Własowcy. Zarembę – broniącego 16-letniej Romusi – zmasakrowali. Niemcy transportem wysłali Romusię na roboty do Austrii, a Zarembę w głąb Generalnej Guberni.

Rita Gorgonowa znalazła się podczas okupacji w tragicznej sytuacji. Nie posiadała mieszkania, zawodu, pieniędzy, była osamotniona. Trudniła się dorywczo handlem pod Halą Mirowską.

W czasie powstania zginęło około 200 tysięcy warszawiaków – cywili. Czy Gorgonowa znalazła śmierć wśród nich? Czy została wysłana do obozu pracy lub obozu koncentracyjnego?

Szukałem Gorgonowej uporczywie przez wiele lat. Penetrowałem głównie skupiska lwowiaków: w Bytomiu, Opolu, Wrocławiu, Szczecinie i Zielonej Górze. Powtarzano mi różne fantastyczne wersje: widziano Gorgonową w Rumunii, w Jugosławii, widziano Gorgonową handlującą w Opolu i Wrocławiu…

Pomagałem dziennikarzowi Ilji M. z ówczesnej Jugosławii, korespondentowi w naszym kraju, udokumentować życie Rity Gorgonowej. Wzbogacony przeze mnie dokładnymi informacjami, pojechał specjalnie do ojczyzny, aby odszukać Ritę i jej rodzinę. Bez rezultatu.

Moje poszukiwania przez Polski i Międzynarodowy Czerwony Krzyż, zakończyły się fiaskiem. Dalsze losy pięknej Rity pozostały nieznane.

***

Z Józefem Kamińskim, ciężko rannym w obronie Lwowa w 1939 r., zasłużonym ogrodniku Kluczborka, i jego żoną Rozalią spotykałem się kilkakrotnie.

Kamiński powtarzał: Siedemnastoletnia dobra Lusia, harcerka, zginęła niewinnie. Zabiła ją Rita, opiekunka, konkubina architekta Henryka Zaremby. Sędziowie we Lwowie i Krakowie wydali na nią prawidłowo wyrok skazujący. W Krakowie: 12 sędziów przysięgłych 12 razy powiedziało – winna. Widziałem krew na jej rękach. Dziennikarze haniebnie pomówili mnie, że na łożu śmierci przyznałem się do zabójstwa Lusi. Prosiłem dziennikarzy, żeby pisali zawsze prawdę, co należy do ich podstawowego obowiązku, i nie krzywdzili ludzi.

Edmund Żurek

fotografie ze zbiorów autora, zakaz kopiowania

Zobacz również: