Andrzej Bartczak z Torunia omal nie wypuścił z dłoni filiżanki z kawą, gdy usłyszał, że jego 8-letnią córkę dotykał w miejsca intymne jej własny dziadek. Był wtedy z niedzielną wizytą u swoich rodziców, ale sprawcą tego zła nie był jego ojciec, lecz teść. I choć nigdy nie miał z nim dobrych relacji, przez kilkanaście godzin zastanawiał się czy zawiadomić policję. W tym czasie pół rodziny, w tym matka 8-latki, próbowało go od tego odwieść.

– Tu przecież nie chodzi tylko o dobro mojej córki, choć ono jest najważniejsze, ale też innych dzieci – dodaje Andrzej Bartczak i ujawnia, gdzie pracuje jego teść. To publiczna instytucja kultury, w której stałymi gośćmi są dzieci.

Rodzinna tajemnica?

Tata napastowanej 8-latki, to zadbany i wygadany mężczyzna przed czterdziestką.  Mówi o sobie, że jest handlowcem. Pewnie brał udział w wielu twardych negocjacjach. Ale kiedy ma opowiedzieć o tym, co spotkało jego córkę, traci grunt pod nogami, staje się chaotyczny, przełyka łzy. Z jednej strony to pewnie łzy żalu. Z drugiej goryczy i złości. Bo dziadek, który napastował jego córkę, to ojciec jego żony. Nie nazywa go jednak teściem czy tatą. Mówi o nim „ten pedofil”. I niektóre rzeczy dopiero teraz zaczynają mu się układać w głowie: – Teraz rozumiem, o co chodziło, gdy słyszałem, że skarżyły się na niego w młodości kuzynki żony – mówi Andrzej Bartczak – A ona sama, gdy dorastała, też miała z nim problemy. Teraz wygląda, że była to taka rodzinna tajemnica.

Sygnał do jej przerwania, dali rodzice Andrzeja Bartczaka właśnie w czasie tej niedzielnej kawy u nich w domu. Kiedy 8-latki nie było w pokoju, zakomunikowali, co powiedziała im wnuczka. Że ten drugi dziadek wkładał jej rękę w majtki i sapał. Gdy usłyszała to matka dziewczynki, wybuchła płaczem i zamknęła się w drugim pokoju. Wiedziała o wszystkim od córki, czy może wróciły wspomnienia z dzieciństwa?

– Trzeba „to” w końcu przerwać – przez kilka godzin Andrzej Bartczak powtarzał to zdanie wielokrotnie. Jak mantrę. Najpierw matce dziewczynki, potem teściowej. Na końcu też szwagrowi, do którego zadzwonił i powiedział, że idzie na policję.

Wtedy stała się rzecz dla niego raczej niezrozumiała. Z mamą córki coraz trudniej przychodziło mu uzgodnienie wspólnego planu działania. Może dlatego, że ich związek miał już wcześniej kilka życiowych zakrętów. Byli na przykład po rozwodzie, choć – jak twierdzi  mężczyzna – przed tymi wydarzeniami wrócili do siebie. Znów mieszkali razem i urządzali pokój dla córki.

– Teraz, gdy usłyszała, że chcę zgłosić to na policję, zaoponowała. Kiedy zaproponowałem, żeby wynająć kupione na kredyt mieszkanie, zresztą blisko teściów, i wyjechać jak najdalej stąd, powiedziała, żebym się wstrzymał. Czułem, jakby przechodziła na drugą stronę barykady – mówi tata dziewczynki.

Wyraził szczerą skruchę

„Nigdy dziecka nie zobaczysz”, „Łamiesz nam życie” – sms-y od byłej żony i teściowej, nie pozostawiły mu złudzeń, że te dwie kobiety są przeciwko niemu. Nie musiał też długo czekać, aby była żona – kolejny już raz – wyprowadziła się z dzieckiem z ich wspólnego mieszkania. Córkę może widywać trzy razy w tygodniu, zgodnie z harmonogramem uzgodnionym kilka lat wcześniej w czasie rozprawy rozwodowej.

– Nowy adres, zresztą niepełny, dostałem dopiero w prokuraturze – Andrzej Bartczak cały czas zastanawia się, jak odseparować dziecko od tej złej części rodziny. Uważa, że jest to możliwe tylko w jeden sposób. Dziadek ośmiolatki musi zostać tymczasowo aresztowany.
Matka napastowanej dziewczynki, w pierwszym odruchu odmówiła składania zeznań. Miała do tego prawo, bo nikt nie może jej zmusić do obciążania własnego ojca. Mimo iż dziewczynka – w czasie przesłuchania w obecności psychologa – też odmówiła składania zeznań, toruńska Prokuratura Rejonowa Toruń-Wschód wezwała na przesłuchanie jej dziadka.

Poszło łatwiej niż się mogła spodziewać. Mężczyzna, po postawieniu zarzutu pedofilii, czyli seksualnego napastowania osoby poniżej 15 roku życia, od razu przyznał się do winy. Powiedział, że nie wie, co mu wtedy strzeliło do głowy, bo to pierwszy i ostatni raz. Od razu chciał się też dobrowolnie poddać karze.

– Moim zdaniem wyraził naprawdę szczerą skruchę – mówi Joanna Winogrodzka, prokurator ze sporym stażem, prowadząca postępowanie w tej sprawie. Nie chce jednak oceniać, czy rzeczywiście był to tylko jednorazowy wybryk podejrzanego dziadka. Czy może wcześniej – tak jak mówi Andrzej Bartczak – mógł on w ten sam sposób napastować jego żonę i jej kuzynki.

– Mogliśmy to sprawdzić tylko w jeden sposób. Zapytaliśmy żonę o to wprost. Powiedziała, że nic takiego się nie wydarzyło – dodaje prokurator Winogrodzka – Skoro tak mówi, nie znajdziemy na to żadnych innych dowodów. Możemy pośrednio dowiedzieć się czegoś o preferencjach seksualnych podejrzanego, zlecając przebadanie go przez biegłego seksuologa. I do takiego badania dojdzie.

Tylko dozór

Dziadek 8-latki, po postawieniu zarzutu objęty został dozorem policji. Zakazano mu również zbliżania się do wnuczki i jakichkolwiek prób nawiązywania z nią kontaktu. Dlaczego nie został tymczasowo aresztowany?

Zdaniem prokuratury, dozór i zakaz zbliżania się to wystarczające środki zapobiegawcze.

– Nie było podstaw do tymczasowego aresztowania, ponieważ mężczyzna od razu stawił się na wezwanie prokuratury. Nie unika z nią kontaktu, przyznał się do winy, złożył wyjaśnienia zgodne z tym, co ustaliła prokuratura, wyraził skruchę, jest niekarany – wylicza prokurator Winogrodzka.

To jednak nie przekonuje Andrzeja Bartczaka, który na początku kwietnia powiadomił prokuraturę, że córka wspominała mu coś, iż dziadek próbował do niej dzwonić. I widział jego samochód przed blokiem, gdzie mieszka jego córka z matką.

– Tego sygnału nie zlekceważono – tłumaczy prokurator Winogrodzka. Wypytano o to matkę 8-latki i żonę podejrzanego. Obie zeznały, że żadnych prób kontaktu nie było.

– A co miały powiedzieć. Przecież oni się tam kryją – ocenia ojciec 8-latki, rozkładając z bezsilności ręce. Po chwili wraca do tonu nieznoszącego sprzeciwu. Wtedy, gdy mówi, że „ten pedofil” pracuje w jednej z publicznych instytucji, do której przychodzą dzieci. Prokuratura o tym wie. Wie też od samego podejrzanego, że jego obowiązki zawodowe nie wiążą się z bezpośrednim kontaktem z nieletnimi. Śledczy jednak, aby to potwierdzić, wysłali do jego pracodawcy pytanie, na czym one konkretnie polegają i czy były na niego jakieś skargi.

– Od odpowiedzi zależeć będzie, czy podjęta zostanie decyzja o zastosowaniu innych środków zapobiegawczych w tej sprawie. Ale proszę wierzyć, że długo zastanawialiśmy się, czy nie należy od razu podjąć takich kroków, aby odizolować podejrzanego od tego środowiska – mówi prokurator Winogrodzka – Po pierwsze nie ma mamy na razie przesłanek do tego, aby twierdzić, iż zachowywał się on tam nieodpowiednio. Albo, że będzie to robił w przyszłości. Oczywiście mając cały czas na uwadze to, iż czyn, którego dopuścił się podejrzany, to coś obrzydliwego i musi za to ponieść karę, to trzeba też spojrzeć na tę sytuację z ludzkiego punktu widzenia. To trudna decyzja pozbawić kogoś pracy.

Pracy nie straci

Dyrektor instytucji, w której zatrudniony jest mężczyzna, jest głęboko zszokowany sprawą.

– Miły, spokojny, niezwykle życzliwy, lubiany przez wszystkich współpracowników – tak opisuje podejrzewanego o pedofilię pracownika i zapewnia wielokrotnie, że niczego pod dywan nie zamiata Gdy tylko pojawił się wpis w Internecie, że ktoś kto napastuje dzieci, pracuje u nas,, nie ograniczyliśmy się tylko do usunięcia jego treści, ale poinformowaliśmy też o tej sprawie policję i prokuraturę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że rzeczywiście mamy w swoim gronie kogoś z takim prokuratorskim zarzutem.

Podejrzany o pedofilię, według zapewnień dyrekcji, nie miał bezpośredniego kontaktu z dziećmi. Nigdy też nie było żadnych symptomów ani skarg na niewłaściwe zachowanie. Jest pracownikiem technicznym.

– Przebywa na urlopie. Nie zostanie zwolniony, ale do czasu wyjaśnienia sprawy przez sąd, nie będzie przychodził do pracy – taką decyzję dyrektor przedyskutował z prawnikiem. Podkreśla, że najważniejsza jest teraz ochrona instytucji, ale można odczuć, że przejął się losem podwładnego, o którym miał do tej pory jak najlepsze zdanie. Porozmawiał z nim szczerze.

– Zapewniał, że nie wie, dlaczego to zrobił. Jest rozstrojony nerwowo, ma ogromne wyrzuty sumienia. Nigdy sobie tego nie daruje – dyrektor uważa, że jest na krawędzi, dlatego zaproponował, że może polecić mu dobrego psychologa.

Waldemar Piórkowski
P.S. Personalia ojca dziewczynki zostały zmienione

Zobacz również: