

Opisując ostatnią rozprawę w sprawie zabójstwa Ewy Tylman mam pewien kłopot. Już relacjonując poprzednie rozprawy używałem słów: kabaret, komedia – słysząc zeznania więźniów powołanych przez prokuraturę na świadków albo próbując zrozumieć, o co chodzi w przedstawionym przez prokurator Małgorzatę Jarecką eksperymencie procesowym. Żaden z pozorantów nie zdołał zmieścić się w wyznaczonym czasie, i w zasadzie był to dowód na niewinność oskarżonego, lecz prokurator cały czas upierała się, że dowodzi to winy Adama Z.


Teraz nie wiem jak mam nazwać to, co się stało w poznańskim Sądzie Okręgowym 11 października.
Pozostaje słowo tragikomedia, biorąc pod uwagę koszty na jakie został narażony podatnik, czyli my wszyscy. Świadek prokuratury został dowieziony z więzienia w Goleniowie ze specjalną, wzmocnioną eskortą, ponieważ w czerwcu tego roku zeznając jako świadek w innej sprawie podjął próbę ucieczki z sądu.
Ośmieszanie sądu
Grzegorz W. to mieszkaniec Śremu odsiadujący 10 miesięczny wyrok za przywłaszczenie. W lutym 2017 roku trafił on do więzienia, skąd w maju wysłał list do prokuratury twierdząc, że był świadkiem kłótni nieznanego mężczyzny z kobietą podobną do Ewy Tylman dokładnie w noc zaginięcia dziewczyny.
29 czerwca 2017 roku w więzieniu w Kędzierzynie- Koźlu przesłuchał go policjant i sporządził notatkę służbową. We wstępie policjant przyznaje, że więzień był strasznie rozczarowany, że nie przyjechał do niego prokurator.
Grzegorz W. ma 30 lat, skończył tylko szkołę podstawową i nie ma żadnego wyuczonego zawodu. Już po pierwszych zdaniach świadka nie mieliśmy wątpliwości, że mamy do czynienie z bezwartościowym dla sprawy bełkotem.
Grzegorz W. plątał się w zeznaniach, zasłaniał niepamięcią i w wielu istotnych sprawach mówił zupełnie inaczej niż w czerwcu tego roku podczas rozmowy w więzieniu z policjantem.
Kiedy Grzegorz W. zwrócił się do sądu: „szłem prze pani”, to po sali rozszedł się głośny śmiech widzów. W zeznaniach świadka nic się nie zgadzało, nie wiedział jakimi ulicami dotarł nad Wartę, nie wiedział z kim był, mówił o jakiejś blondynce, którą dopiero co poznał w dyskotece, gdzie pił dużo whisky. Raz mówił, że do Śremu wrócił samochodem, a za chwilę opowiedział o zamówieniu taksówki.
– Jakim samochodem pan przyjechał – dopytywała sędzia.
– Chyba BMW – odpowiedział świadek wzbudzając kolejną falę śmiechu.
Nie potrafił również opisać mężczyzny, którego podobno widział nad Wartą.
Kiedy przyszło do zadawania pytań przez strony, okazało się, ze prokuratura nie ma żadnych.
– Czy leczy się pan psychiatrycznie? – Wojciech Wiza, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman, rozpoczął od zadania tego pytania widząc, że wezwanie na świadka Grzegorza W. było kompletnym nieporozumieniem.
– Ma pan na koszulce napis „True”, stąd moje pytanie. Ubrał ją pan specjalnie? – padło kolejne pytanie adwokata.
– Nie wiem – świadek nawet nie był świadomy, jaki napis widnieje na jego piersi.
– To znaczy „Prawda”. Zeznaje pan w sprawie o zabójstwo, to pan wie?
– Tak – odpowiedział świadek, ale po jego reakcji widać było, że zupełnie nie rozumie on o co chodzi mecenasowi.
Wojciech Wiza rozwinął ten wątek po rozprawie tłumacząc, że niedopuszczalne jest przedstawianie takich świadków w sądzie. Oznajmił również, że ma nadzieję, że prokuratura zajmie się tą sprawą, bo przecież za fałszywe zeznania grozi nawet 8 lat więzienia.
To, że przesłuchanie świadka zamieniło się w tragifarsę zauważyła nawet prokuratura. Magdalena Mazur- Plus po rozprawie tłumaczyła, że prokuratura nie miała nic wspólnego z tą sprawą.
– Śledztwo przez prokuraturę zostało zamknięte. Nie prowadzimy już żadnych czynności procesowych, jesteśmy tylko stroną w tej sprawie i o wszystkim decyduje teraz sąd.
Myśleli, że Rutkowski chce okupu
Przed Grzegorzem W. zeznania składały dwie koleżanki z pracy Ewy Tylman. Ich przesłuchania nie wniosły nic nowego. Po raz kolejny słuchaliśmy, że Adam był sympatycznym i uczynnym kolegą, a z Ewą Tylman utrzymywał tylko stosunki koleżeńskie.
Podobnie było z przesłuchaniem Natalii N., narzeczonej Dawida Tylmana. Brała ona udział w poszukiwaniach dziewczyny, ale tylko przez dwa pierwsze dni, bo kiedy okazało się, że jest w ciąży, dla bezpieczeństwa dziecka została przez rodzinę odsunięta od sprawy i informacji.


To na jej telefon przyszedł sms z żądaniem okupu wysokości 300 tysięcy złotych.
Nieustalony sprawca podał dwa konta bankowe, obiecał przesłanie aktualnego filmu z nagraniem Ewy Tylman i stwierdził – „policję i Rutkowskiego mam w dupie”.
Jednak poza tym jednym sms-em już więcej się nie odezwał, a policji nie udało się go namierzyć. Nie wiemy, czy był to tylko głupi żart, czy też kogoś celowa działalność dla pogrzania atmosfery wokół sprawy. Policja brała nawet pod uwagę, że to Krzysztof Rutkowski albo jego ludzie stoją za tym sms-em.
Następna rozprawa odbędzie się 9 listopada. Dalej przesłuchiwani będą koledzy z pracy Ewy Tylman oraz pracownicy Rutkowskiego.
Po dzisiejszej wpadce z Grzegorzem W. mamy nadzieję, że już żaden więzień nie wpadnie na pomysł uatrakcyjnienia pobytu za kratami małą wycieczką do Poznania.
Przemysław Graf
Fot. Przemysław Graf