W dzisiejszym świecie każdy człowiek pełni jakąś rolę. Czasem mniej, a czasem bardziej ważną. Jednak to nie jej waga jest najistotniejsza – jak mogłoby się wydawać – lecz autentyczność. Niestety coraz częściej te granice zostają zatarte. Wtedy na nic dowody, na nic zeznania. I właśnie bohaterem takiej historii przyszło się stać panu Jackowi. Lecz nie była to historia bajkowa, a dramat, który nadal trwa.

Treść owej przykrej bajki jest krótka. Pracujący mężczyzna, który ni stąd, ni zowąd zostaje napadnięty przez niezbyt lubianego kolegę. Kolegę, z którym od dłuższego czasu jest w konflikcie. Napaść przeradza się w regularną bójkę, w której z pomocą przychodzą sprzymierzeńcy atakującego. Jacek S. próbuje się bronić. Co dalej? A no dalej sprawa trafia na sądowe korytarze, prowadzące bezpośrednio na wokandę. Jednak, oskarżonym nie jest Janusz R., który napadu dokonał, lecz Pan Jacek, będący dla każdego potencjalnego Kowalskiego poszkodowanym. Dla każdego – poza wymiarem sprawiedliwości. Koniecznym podkreślenia jest fakt, że to nie zasądzony wyrok, czy też wymierzona kara bolą najbardziej, lecz to, że cała sytuacja odbiła się i nadal odbija szerokim, a co najgorsze negatywnym echem na życiu przedsiębiorcy Jacka S. To właśnie rezultat tych zatartych granic, fałszywych oskarżeń oraz kłamstw, który zostały zeznane przed wymiarem sprawiedliwości. W końcu brak obiektywności, a także krzty sprawiedliwości w analizie dostarczonych dowodów, sprawiły, że mężczyzna cały czas boryka się z problemami zawodowymi, które mogą ostatecznie doprowadzić do upadłości Jego firmy, a tym samym utraty środków finansowych koniecznych do życia.

Fundamentalne błędy

Ważnym jest, aby już na samym początku podkreślić, że orzeczenie Sądu Okręgowego we Wrocławiu, które zostało wydane 24 września 2015 roku zawiera dwa fundamentalne błędy. Pierwszym jest całkowite przekonanie, a tym samym uznanie wymiaru sprawiedliwości, iż zachowanie Pana Jacka w żaden sposób nie można zaliczyć do obrony koniecznej. Argumentacją na wspomniany powyżej osąd był fakt, że zdaniem ramienia sprawiedliwości w opisywanej sytuacji nie wystąpiła przesłanka bezpośredniości ataku. Tymczasem, czyn oskarżonego wypełniał znamiona zarówno bezpośredniości, jak i bezprawności, dlatego też należało zakwalifikować go do działania w obronie koniecznej, a co za tym idzie, uniewinnić Pana Jacka od zarzucanego mu czynu. Natomiast drugą, karygodną pomyłką jest niezgodna z prawdą ocena dowodu nagrania z monitoringu. Ocena, która miała szczególny wpływ na niewłaściwe zaopiniowanie, czyli notabene na sam wyrok, w konsekwencji czego, winny został uznany za ofiarę, a ofiara za winnego.

Sądowe decyzje

Ale aby doszło do popełnienia owych – fundamentalnych błędów – musiały paść sądowe decyzję. I tak 2 marca 2015 roku Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Krzyków we Wrocławiu, VII Wydział Kamy uznał Jacka S. za winnego popełnianie zarzucanego mu czynu. Czynem ów było wydarzenie z 21 lipca 2011 roku we Wrocławiu, które miało miejsce przy ul. Krakowskiej 29, kiedy to rzekomo oskarżony miał  szarpać się i ciąć nożem Janusza R., co w konsekwencji spowodowało u niego m.in. rany cięte na twarzy oraz szyi, otarcia naskórka itp. W omawianym postępowaniu wymiar sprawiedliwości uznał, że Pan Jacek działał w warunkach obrony koniecznej, jednak zdecydowanie przekroczył jej granice, dlatego też dostał karę grzywny w wysokości 30 stawek dziennych, przy ustaleniu 100 zł jako wysokość jednej stawki. Jak łatwo się domyśleć od powyższego wyroku Pan S. oraz Jego obrońca odwołali się, wnosząc apelację. Celem apelacji była albo zmiana zaskarżonego wyroku na korzyść oskarżonego, albo  jego uchylenie i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania sądowi pierwszej instancji. Tymczasem po rozpoznaniu apelacji, Sąd Okręgowy we Wrocławiu, IV Wydział Karny Odwoławczy apelację odrzucił 24 września 2015 roku, uznając zarówno roszczenia oskarżonego, jak i Jego obrońcy za bezzasadne.

Kuriozalny tok myślenia

Sąd odwoławczy powołał się na stanowisko doktryny, w którym „zamach przy obronie koniecznej oznacza każde zachowanie człowieka stwarzające obiektywne niebezpieczeństwo dla dobra chronionego. Zamach musi być rzeczywisty, bezprawny i bezpośredni (…).” Dlatego tak zaskakującym było stwierdzenie Sądu Okręgowego, że o ile zachowanie oskarżyciela posiłkowego, który biegł w kierunku oskarżonego i chciał uderzyć go nogą, można traktować jako rzeczywiste i bezprawne, o tyle jednak ostatecznie nie spełnia ono warunku bezpośredniości. Kuriozalne? Owszem, ale przy tym jednak autentyczne, ponieważ to nie wyimaginowana opowieść, a faktyczny opis stanowiska wymiaru sprawiedliwości  w konkretnej sprawie. Co więcej, zdaniem sędziego w momencie, gdy oskarżony próbował się bronić, rzekoma ofiara leżała już na ziemi. W konsekwencji Sąd Okręgowy doszedł do wniosku, że zadawanie ciosów przez Pana S., również przy użyciu nożyka, nie miało na celu odparcia ataku Janusza R. i własnej obrony, lecz było podyktowane wyłącznie zwykłą chęcią bójki. Czy Waszym zdaniem tok myślenia sędziego w tym wypadku jest prawidłowy? Moim zdaniem nie, ale tego raczej nie muszę podkreślać. Jednak to dlaczego tak właśnie jest – nie omieszkam powiedzieć.

Bezpośredni… czyli tak faktycznie jaki?

A toż dlatego, że definicja bezpośredniości zamachu jest nieco – mówiąc delikatnie – inna. Zgodnie z wyrokiem Sądu Najwyższego z dnia 11 grudnia 1978 roku, za bezpośredni zamach można uznać jednie ten, który stwarza niebezpieczeństwo dla dobra prawnego, mogące się natychmiast zaktualizować. Przyjęcie owej bezpośredniości nie wymaga, aby atak na dobro prawne już się rozpoczął albo żeby nastąpiło uszkodzenie dobra, ponieważ zamach jest bezpośredni już wtedy, gdy z zachowania napastnika w konkretnej sytuacji jednoznacznie można wnioskować, że przystępuje on do ataku, lub że istnieje wysoki stopień prawdopodobieństwa natychmiastowego jego podjęcia. Niezwykle istotnym jest także to, że Sąd Najwyższy 12 czerwca 2012 roku potwierdził swoje stanowisko, w którym to ponownie podkreślił, że pojęcie „bezpośredniości zamachu” na dobro prawnie chronione, nie można zawężać tylko do zadawania ciosów przez napastnika, czy też wypowiadania przez niego gróźb. Istnieje ono także wtedy, gdy po pierwszym ataku napastnik zmierza do powtórzenia swoich działań. I co najważniejsze oraz kluczowe, ponieważ wyjaśnia kwestie nieprawdy: prawo do obrony koniecznej obejmuje nie tylko odpieranie bezprawnego zamachu w fazie jego realizacji, lecz także – a może i przede wszystkim – w stadium obiektywnie zaistniałego bezpośredniego zagrożenia. Powiedziane formalnie. Zgadza się, lecz wyłącznie w taki sposób, cytując konkretne stanowiska ramienia sądownictwa, jestem w stanie bezsprzecznie wyjaśnić na czym polegał błąd.

I dlaczego to nieprawda?

Wracając do wydarzeń z 2011 roku, sytuacja wyglądała tak: w pewnym momencie Janusz R. podbiegł do oskarżonego z zamiarem Jego kopnięcia. Rzeczywistość jednak zweryfikowała jego działania, doprowadzając na śliskiej nawierzchni do upadku. Mówię o tym dlatego, aby w zupełności rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące rzekomego odstąpienia od ataku na oskarżonego, opierając się na fakcie, iż mężczyzna leżał na podłodze. Jak wspomniano powyżej – powód takiej, a nie innej pozycji – był z goła całkowicie inny. Natomiast w kwestii noża monterskiego, który znajdował się w dłoni Jacka S., należy wyjaśnić, że oskarżony trzymał go w ręce, nie ze względu na niespodziewany atak, czy też obronę przed agresją Pana R., a wyłącznie z uwagi na wykonywaną pracę. Nagłe i nieoczekiwane pojawienie się mężczyzny spowodowało, że Pan Jacek najzwyczajniej w świecie nie zdążył odłożyć ostrego narzędzia. A idąc dalej, podczas szamotaniny spowodował zadrapania na skórze Janusza R.

Działania Fundacji LEX NOSTRA

30 stycznia 2017 roku Fundacja LEX NOSTRA zwróciła się do Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry z prośbą o interwencję w sprawie Jacka S., w postaci wniosku o wniesienie kasacji od prawomocnego wyroku Sądu Okręgowego we Wrocławiu z 24 września 2015 roku. Głównym celem kasacji jest albo eliminacja fragmentu mówiącego o przekroczeniu przez oskarżonego granic w obronie koniecznej, lub zmiana  wyroku i uniewinnienie Pana Jacka od zarzucanych mu czynów. Argumentacją do takich, a nie innych działań, jest wiele uchybień i niejasności w całym postępowaniu. Oczywistym jest, że Sąd Najwyższy orzekając w trybie kasacji nie może dokonać ponownej oceny dowodów, czy też na podstawie subiektywnej oceny sprawdzić poprawność uzyskanych w sprawie ustaleń. Jednak Sąd Najwyższy może, a nawet powinien zweryfikować, czy dokonując wspomnianych ustaleń orzekające w obu instancjach sądy, nie naruszyły reguł procedowania, które mogły mieć znaczący wpływ na treść wyroku.

Nagranie prawdę Ci powie

Na nagraniu, którym dysponuje Fundacja LEX NOSTRA, a które jest również w aktach postępowania, wyraźnie i co więcej bezspornie widać, że to Pan Jacek został napadnięty oraz pobity i to właśnie przez rzekomą w naszej sprawie ofiarę. Próbował się bronić, jednak bezskutecznie, ponieważ jedyna w całej sprawie „ofiara” bardzo szybko zyskała wsparcie swoich sprzymierzeńców. Poniżej nagranie:

Wiele, jeśli nie wszystko wskazuje, że w tej konkretnej – niestety kolejnej już – sprawie, postępowanie sądów nie spełniło zarówno celów, jakie powinny przyświecać trzeciej władzy, ani również standardów rzetelnego, obiektywnego i sprawnego prowadzenia całości wymaganych działań. Miejmy tylko nadzieję, że Jacek S. powróci do normalnego życia, a w związku z tym do swej roli niewinnego człowieka, który stał się ofiarą. A polskiemu sądownictwu nigdy nie przyjdzie mierzyć się z nieoczekiwaną zamianą ról i sytuacją, iż to oni staną się oskarżonymi, a nie decydującymi – jak to miało miejsce dotychczas.

 Mirela Krzyżak

Maciej Lisowski

Fundacja LEX NOSTRA

Zobacz również: