Podobno zanim prawda założy buty, to plotka zdoła obiec świat. I coś w tym musi być. Weźmy chociażby wydarzenia z ubiegłego tygodnia. Najpierw najpoważniejsze media w kraju z trwogą zakomunikowały, że w wyniku zmiany prawa dotyczącego wycinki drzew śmierć poniosła jedna z warszawskich wiewiórek.
Gdy okazało się, że zdjęcie rzekomej ofiary zostało wykonane w ubiegłym roku po wichurze, jaka nawiedziła Warszawę, to nikt ministra Szyszko nie przeprosił. Mało tego, niektórzy politycy opozycji stwierdzili, że co prawda nie jest on winien śmierci wiewiórki, ale skoro jest ministrem w rządzie PiS, to już samo to czyni go winnym. Zaś wiewiórka, choć padła za czasów Platformy i tak pozostanie symbolem walki o demokrację, prawa kobiet, Trybunał Konstytucyjny itd.
Nie lepiej było w Sochaczewie. Tu jeden z portali doniósł ze zgrozą, że w wyniku liberalizacji przepisów w sprawie usuwania drzew, dokonywana jest rzeź Lasu Gawłowskiego. Ten – jak wyjaśniono – podlega Nadleśnictwu Radziwiłłów, ale zgodę na wycinkę miał jakoby wydać Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Gminy Sochaczew. Przy okazji dodano, że wycinka zaczęła się po 1 marca, czyli w okresie lęgowym ptaków. A wycinanie drzew po tym terminie jest podobno zakazane.
Co jest w tym prawdą? Jedynie to, że rzeczywiście wycinka ma miejsce. Reszta jest próbą naciągania faktów pod z góry założoną historię o złym ministrze, co lasy kazał wycinać. Po pierwsze Lasy Państwowe, które są właścicielem lasu w Gawłowie, nie muszą według prawa nikogo pytać o zgodę na wycinkę drzew na swoim terenie, jeżeli jest to obszar uznany za las. A tak jest w przypadku Lasu Gawłowskiego. Inaczej mówiąc, wójt nie musiał niczego wydawać. Po drugie – drzewa w lesie były już oznaczone do wycinki w ubiegłym roku. Czyli przed wejściem nowego prawa w życie. Natomiast znakowanie wynika z gospodarki leśnej prowadzonej przez LP. A ta, polega na tym, że co kilka lat, przeważnie co10 lat, wchodzi się do lasu i robi w nim porządek. Czyli przerzedza się go, aby drzewa mogły swobodnej rosnąć. Przy okazji usuwa się drzewa chore, słabe itd. Dodajmy, że dzięki takim zabiegom pozostałe drzewa są zdrowsze.
Aby wyjaśnić, o co chodzi, przypomnę, że w przypadku sadzenia nowego lasu na jednym hektarze umieszcza się 10–16 tys. sadzonek np. sosny. W ciągu następnych kilkudziesięciu lat są one stopniowo usuwane w wyniku tzw. cięć pielęgnacyjnych, zwanych czyszczeniami i trzebieżami. W końcu na hektarze pozostaje 300 – 600 drzew. Tak dzieje się od lat, włączając w to także okres, kiedy rządziła Platforma. A za jej rządów, tylko w 2015 roku z wycinki lasów należących do LP pozyskano około 38,5 mln metrów sześciennych, z czego większość pozyskano w okresie lęgowym ptaków. Aby uzmysłowić sobie o jakiej skali wycinki mówimy, należy pamiętać, że z jednego hektara można uzyskać około 480 m sześciennych drewna. Ale nie jest to żadne barbarzyństwo, ponieważ co roku leśnicy sadzą 500 mln nowych drzew. Te następnie, w ciągu kilkudziesięciu lat są poddawane gospodarce leśnej, a w końcu wycinane. Aby w ich miejsce zasadzić nowy las. I tak cykl się zamyka i zaczyna.
Twierdzenie, że wycinki lasów dokonuje się dopiero teraz – po wejściu nowego prawa – jest nie tylko przesadą, ale przede wszystkim głupotą. O braku wiedzy nie wspominając.
Jerzy Szostak

Zobacz również: