Wbrew założeniom opozycji „Marsz Wolności” wcale nie dał organizatorom nowego oręża, ale udowodnił bezsens głoszonych na nim haseł. Zupełnie niewiarygodnie brzmiały okrzyki o dyktaturze, o ograniczaniu wolności, o totalitaryzmie wreszcie. Bo jak je poważnie traktować podczas swobodnego zgromadzenie, podczas którego każdy może wykrzykiwać największe nawet brednie, obrażać kogo mu się żywnie podoba, a do tego transmitują to rzekomo prześladowane media.

Z jednej zatem strony marsz był potrzebny przede wszystkim PO, aby umocnić swoją pozycję jako lidera opozycji, Grzegorzowi Schetynie, aby udowodnić, że i bez Tuska radzi sobie świetnie. Ale potrzebny był też po to, aby zjednoczyć wokół Schetyny esbeków, byłych agentów i innych mniej lub bardziej zaangażowanych w PRL kolaborantów. Jak przypuszczam teraz głównym hasłem opozycji będzie walka o utrzymanie przywilejów tej właśnie grupie ludzi.

Dziwne to, zważywszy na teoretycznie opozycyjny rodowód PO. Ale widać ważniejsze są konkretne korzyści niż wierność ideałom. Podobnie zresztą jak u tych, których totalna opozycja broni.

Powracając jednak do marszu – im bardziej radykalne hasła głosili uczestnicy tego spędu, tym bardziej się kompromitowali. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy w ograniczanie wolności widząc podobne wydarzenie. Na domiar złego nie było ani jednej armatki wodnej i nikt nie został spałowany!

Taka to perfidia tej obecnej dyktatury!

Tomasz Połeć

Zobacz również: