Werbowano do Niemiec nastolatków, aby prostytuowali się za pieniądze. Gang stręczycieli działali od ponad 10 lat. I prawdopodobnie działa nadal. Szefem grupy jest Niemiec z Essen. Pomagał mu jego były partner, Polak z Wrocławia, z którym Niemiec był przed laty nawet w związku małżeńskim. Werbujący to Polacy.

Członkowie grupy stale się zmieniają, W miejsce schwytanych przez policję, pojawiają się nowi. Najczęściej ofiary pochodzą z Wrocławia oraz Poznania. Odbyły się już w tej sprawie przed wrocławskim sądem dwa odrębne procesy. Na tym jednak nie koniec. Pojawiają się dalsze wątki, nowi świadkowie. Nakłanianie młodych mężczyzn do homoseksualnej prostytucji trwa nadal.

Zaczęło się przed wejściem Polski do strefy Schengen. Kiedy to pomiędzy Republiką Federalną Niemiec a Polską istniała jeszcze granica.  Mózgiem tego seks biznesu jest Hans Günter M., który prawdopodobnie  nadal zajmuje się stręczycielstwem. To on wpadł na pomysł, aby do agencji towarzyskiej, którą zorganizował w swoim mieszkaniu w Essen, sprowadzać z Polski męskie prostytutki.

Sekundował mu 34-letni wrocławianin, Mariusz M. Przez około 4 lata, do 2007 roku,  był on z Hansem Günterem M. w związku małżeńskim. Mariusz M. ma wykształcenie podstawowe. Był rozwiedziony i posiadał dwójkę dzieci, w wieku 7 i 12 lat. Chorował na marskość wątroby. Nie pracował i był karany za kradzieże. I to on w znacznym stopniu ułatwiał zadanie Niemcowi, organizując w mieście nad Odrą polsko-niemiecką grupę handlującą ludźmi w celu uprawiania homoseksualnej prostytucji. Trzon tworzyli brat Mariusza M., 20-letni Krzysztof M. oraz 53-letni Wojciech M. Krzysztof M. był kawalerem i utrzymywał się z prac dorywczych. Wojciech M. z wykształceniem średnim pracował jako stolarz. Był z nich najstarszy. Już w 1982 roku skazano go za przestępstwa przeciwko mieniu, za obcowanie płciowe z małoletnim oraz za stręczycielstwo i za sutenerstwo.

Werbowali różnie

 Niektórych kandydatów na męskie prostytutki werbowali wprost z ulicy. Obserwowali najpierw swoje ofiary. Byli też i tacy, którzy sami chcieli pracować u Niemca. 18-letni Kazimierz Z. zażywał narkotyki i pierwsze dopalacze, z szkodliwości których nie zdawano sobie jeszcze wtedy sprawy. Uzależnił się. Miał długi i dorabiał przy jednej z wrocławskich galerii handlowych, myjąc samochodowe szybę. Wojciech M. i Krzysztof M. zaproponowali mu: – Interesuje cię praca w Niemczech?

Zgodził się. Wówczas Krzysztof M. zaprosił 18-latka do swego mieszkania i poznał go z bratem. I aby im nie uciekł, i pojechał z nimi do Niemiec, zamknęli go w jednym z pokoi, i dali dopalacze.

 – Pilnuj! – rozkazał Mariusz  swemu młodszemu bratu. Następnego dnia, przytrzymując zamroczonego ciągle 18-latka pod rękę, uprowadzili go. Zaprowadzili nieprzytomnego na przystanek i nieświadomego wsadzili do busa firmy, z której usług wtedy korzystali. Wywieźli 18-latka do Essen, wprost do mieszkania Hansa Güntera M., w którym już wówczas znajdowała się agencja towarzyska Niemca. Tam nastolatek otrzymał kolejną dawkę  dopalaczy. Kiedy doszedł w końcu do siebie i zorientował się, gdzie przebywa i co będzie robił. Chciał uciec. Porywacze zatrzymali go jednak siłą. Chłopak zwijał się z narkotycznego głodu. Przeżywał koszmar.  Wtedy dopiero zdecydował się ostatecznie na homoseksualną prostytucję. Mariusz M. pilnował go, by nie uciekł z mieszkania Hansa Güntera M. Z zarobionych pieniędzy, a była to 60 euro od klienta, połowa przypadała Hansowi Günterowi M., który dzielił się tą kwotą z Mariuszem M. Płacił jeszcze pośrednim werbownikom. O których polskie organa ścigania nadal nie wiedzą wszystkiego.

Z kolei 19-letni Paweł M. miał trudną sytuację finansową. Był bez pracy i miał do spłacenia 5 tysięcy złotych długu. Krzysztof M. skontaktował go z bratem. 19-latek spotkał się z Mariuszem M. w parku koło Panoramy Racławickiej.

– Chcesz roboty? – zapytał Mariusz M. i od razu zastrzegł:  – Ale będzie to seks z mężczyznami.

Dziewiętnastolatek zaczął się zastanawiać: – A co mi tam, niech będzie, i tak wiszę ludziom sporo kasy – przystał na propozycję i wciągu kliku dni Mariusz M. zorganizował mu wyjazd do Essen.

– Wisisz mi 300 euro – oznajmił 19-latkowi i po trzech tygodniach uprawiania prostytucji homoseksualnej. Z pozostałymi zarobionymi na seksie pieniędzmi 19-latek wrócił do Wrocławia. Przywiózł jeszcze z sobą 300 euro dla Wojciecha M.

Wolę umrzeć

15-letni Adam R. był na przepustce z ośrodka szkolno-wychowawczego, a jego brat, 16-letni Ryszard miał właśnie trafić do zakładu poprawczego. Obaj uciekli z domu i tułali się po Wrocławiu, nocując na klatkach schodowych. Zażywali dopalacze oraz narkotyki.  Wojciech M. miał spotkać Ryszarda, któremu obiecał  dobrze płatną pracę w Niemczech: – Będziesz handlował marihuaną – zaproponował. Ale po chwili dodał, że to właściwie robota na budowie. Aż w końcu 15-latek usłyszał: – Będziesz świadczył kobietom usługi seksualne.

– Porozmawiam o tym z bratem – odrzekł chłopiec. Jednak w końcu bracia R. przystali na to. Było to jeszcze przed Schengen, więc przekraczali granicę na podrobionych dokumentach. W Essen dowiedzieli się prawdy, że usługi te będą świadczyć dla mężczyzn.

 – Nie taka była umowa! – zaprotestowali, ale nie mieli już wyjścia, więc zostali. Adam R. był krnąbrnym „pracownikiem”. Nie chciał iść do klienta. Wtedy podchodził do niego Mariusz M. i wrzeszczał: – Do roboty! –  bijąc 15-latka pałką teleskopową, aż ten zmienił zdanie. W przypadku niepełnoletnich stawka wynosiła 60 euro za godzinę. Mariusz M. pożyczył jeszcze Adamowi R. 200 euro, a po trzech tygodniach zażądał od niego 800 euro.

 Inaczej było z 16 letnim Dariuszem K. Brał, by żyć. Wspólnie z Wojciechem M. palili i zażywali dopalacze. Wojciech W. załatwił mu robotę w Essen, rzekomo na budowie. Hans Günter M. osobiście odbierał Darka  na granicy. Gdy 16-latek zorientował się, że będzie miał „zajęcia” z męskiego seksu, wpadł w panikę. Po namyśle, że zarobi, zmienił jednak zdanie. I ponownie je zmienił, gdy ujrzał przed sobą rozbierającego się klienta.

– Wolę zdechnąć, niż pieprzyć się z facetem! – krzyczał demolując pomieszczenia. Niemiec przestraszył się i puścił chłopaka.

– Tylko nie mów, bo cię zabijemy, jak o tym rozpowiesz – nastraszono nastolatka. 20-letni Paweł J. prostytuował się już we Wrocławiu. W parku przy Rotundzie. – Po co będziesz pieprzył się tu z facetami za marne grosze i ćpał narkotyki. Tam przynajmniej zarobisz, Będzie fajnie. – przekonywał go Mariusza M. Długo nie trzeba było.  W Essen wykonali 20-latkowi zdjęcie nago i puścili, jako anons agencji, w Internecie. Przez dwa tygodnie chłopak sumiennie świadczył  usługi. Potem jeszcze kilka razy wracał sam do Essen, aby zarobić u Niemca.

17-letniego Karola B. Wojciech M. poznał, gdy ten był na ucieczce. Chłopak potrzebował pomocy. Wykorzystał to Wojciech i przed nadejściem zimy przygarnął chłopaka do swego wrocławskiego mieszkania.

 – Są wyjazdy do Niemiec. – zachęcał, ale 17-latek nie był tym zainteresowany. Więc Wojciech M. dał mu dopalacza. A gdy chłopak zasnął, wziął jego członka do ust.

Popsute głowy

 Gdy w końcu wpadli, Mariusz M., jego brat oraz Wojciech M. zostali oskarżeni o handel ludźmi i nakłanianie do homoseksualnej prostytucji. Na przełomie 2016 i 2017 roku podczas procesu w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu Mariusz M. nie przyznawał się do winy.

– Wyjeżdżali z własnej woli – twierdził, ale sąd mu udowodnił, że zarobił wtedy na tym procederze 1000 euro.

– Miałem 10 euro od jednej czynności seksualnej chłopaka. – przyznał w końcu 34-letni wrocławianin. – Ale nigdy nie werbowałem i nie uczestniczyłem w grupie przestępczej – dodawał. – Nie miałem pojęcia, że niektórzy z nich byli nieletnimi. Pałką teleskopową posiadałem dla obrony.  Rzadko się zdarzało, że było trzech chłopaków – ujawniał szczegóły. – Przeważnie było dwóch klientów plus ja. A klientów w ogóle było nie więcej, niż siedmiu w ciągu dnia, a  przeciętnie nawet czterech na dzień.. Jeden z chłopaków miał raz jednego klienta, niekiedy trzech. Chłopcy pracowali od 9.00 do 19.00, co uzgadniali z Hansem, a potem mieli czas wolny. Gdy jeden miał klienta, to reszta wychodziła ze mną na spacer do parku. Poza tym płacili jeszcze za wyżywienie. Jak zauważył sprawa wydała się przez jego brata: – Krzysztof chwalił się wokół, jakie pieniądze zarabia w Niemczech, na tej prostytucji. No i się rozeszło. Był u Hansa jedynie pracownikiem. I też płacił Hansowi odpowiednią prowizję. Troszeczkę brat był roztrzepanym, jak zresztą większość. Przez te dopalacze właśnie i narkotyki. Zauważyłem, że brat myli fakty, gdyż on i wszystkie osoby ćpały i zażywały. Potem z tego wszystkiego zrobiło im się rozdwojenie jaźni. I mają teraz głowy od tego popsute.

 Natomiast na temat Hansa Güntera M. zeznał: – Dawał chłopakom w Essen oświadczenia, aby podpisali, że przyjechali do niego z własnej woli. Takie zabezpieczenie dla Hansa, gdyby coś. Z tego, co wiem, miał kiedyś sprawę. I jacyś kłamali, że nie wiedzieli, gdzie jadą, że byli zmuszani przez Hansa do prostytucji.

 Uniki alfonsa

 W toku procesu Hans Günter M. przesłał nawet do wrocławskiego sądu list z oświadczeniami chłopców, iż ci wyjeżdżali do Niemiec dobrowolnie. I nie byli przez niego zmuszani nigdy do wykonywania czynności seksualnych. Sąd jednak nie miał wątpliwości, że Niemiec chciał w ten sposób zastraszyć jedynie świadków, aby milczeli.

– Będąc w krytycznym położeniu zapewne podpisaliby każdy dokument, byle by tylko uwolnić się z rąk Hansa Güntera M. – stwierdził sędzia, i wkrótce wysłano za Niemcem list gończy i europejski nakaz aresztowania. Hans Günter M. pozostawał jednak nadal na wolności, prowadząc, jak to określił sąd, swój interes. Tymczasem przed wrocławską temidą  zeznawał Mariusz M., były mąż Hansa Güntera M. Jak mówił, wspólnie Niemcem decydowali, kto i kiedy może pojechać do Essen i uprawiać homoseksualny seks. Mariusz M. organizował również bilety na takie wyjazdy. Pełnił także rolę ochroniarza.

Brat Mariusza M., Krzysztof nie przyznawał się do winy, a o tych, z którymi wyjeżdżał, powiedział: – Jeden z drugim miał wyjebane w domu. Spał po koszach, po klatkach schodowych, a my z bratem umożliwialiśmy im jedynie pracę.

 Wojciech M. szedł w zaparte, a jeden ze świadków potwierdził jego role w procederze: –  |On zawsze kręcił się przy tych, koło galerii, którzy myli szyby, czy też żebrali na parkingach. Szli do niego w dobrej wierze, a on ich wykorzystywał.

Wojciecha M. pogrążał również Mariusz M.: – Sam miałem z nim kiedyś do czynienia. I robił mi to samo.

Sąd Okręgowy we Wrocławiu 4 kwietnia 2017 roku skazał Mariusza M. na 8 lat pozbawienia wolności. Wojciech M. dostał 6 lat odsiadki, a Krzysztof M. 4 lata pozbawienia wolności.

Jak się okazało, nie był to jednak koniec problemów Mariusza M.

Niepełnosprawni sutenerzy

Pomimo zakończenia procesu, szykował się następny. Sprawa homoseksualnego biznesu Hansa Güntera M. miała bowiem charakter rozwojowy. Po 2017 roku ujawniano kolejnych poszkodowanych, którzy zdecydowali się w końcu mówić. Choć nie wszyscy. A Prokuratura i CBŚP nadal działały. Zabrano kolejne dowody i w ręce wymiary sprawiedliwości wpadli kolejni Polacy działający w grupie Hansa Güntera M.

Także werbowano na terenie Wrocławia oraz w Poznaniu. Lecz Niemiec pozostawał nadal nieuchwytny. List gończy za nim i europejski nakaz aresztowania były ciągle aktualne.

W nowym śledztwie znowu przewijało się nazwisko Mariusza M. I był on ponownie głównym współoskarżonym, który odsiadywał już wyroku 8 lat pozbawienia wolności. Oskarżonym był również 32-letni Piotra C. o wykształceniu gimnazjalnym. Od 10 roku życia cierpiał na epilepsję. Jednak choroba ta nie przeszkadzała karanemu wcześniej 32-latkowi na uczestnictwie w homoseksualnym procederze. Trzeci z oskarżonych, 43-letni Artura P., administrator biurowy o wykształceniu średnim, mieszkał z rodzicami. Także był chorowity. Od 13 roku życia miał dystrofię mięśni. I z uwagi na głębokie niedowłady, kończyn dolnych, i górnych, wymagał nawet pomocy osoby drugiej. I jemu również dolegliwości te nie uniemożliwiły uczestnictwa w homoseksualnym biznesie Niemca.

Artur P. poszukiwał przez Internet chłopców do pracy w agencji Hansa Güntera M. I zgodnie z ustaleniami, otrzymywał za każdego wynagrodzenie. Zainteresowanym robił we Wrocławiu zdjęcia, po czym wysyłał je do Essen. Lub nawet umawiał od razu z Mariuszem M., by ten zaakceptował kandydata. Kolejnym oskarżonym był 35-letni Tadeusz Ł. Jednak ze względu na swój stan zdrowia, nie brał udziału w śledztwie. I w procesie.

Chcieli tylko zarobić

 Kolejna rozprawa, w której nie uczestniczył Hans Günter M., trwała we wrocławskim sądzie okręgowym na przełomie 2017 i 2018 roku. Mariusza M. był dowożono z więzienia. Zeznawali poszkodowani.

Po zakończeniu służby wojskowej 20-letni Marek M. szukał pracy w Poznaniu. I w parku, w którym spotykali się homoseksualiści, świadczył za pieniądze usługi seksualne. Tam Tadeusza Ł. zaproponował mu wyjazd.

– Dostaniesz od każdego klienta 80 euro i będziesz się z nami dzielił – 20-latek usłyszał od Mariusza M. ofertę. W Essen był przez 14 dni. Zarobił 750 euro. Miał 15 klientów. Prowizja, którą potem oddał Mariuszowi M., wyniosła 450 euro.

Skonfliktowany z rodzicami 24-letni Gustaw H. mieszkał poza rodzinnym domem. Pracował jako DJ i grał w klubach na terenie Wrocławia. Pogorszyła  mu się w tym czasie sytuacja materialna i nie miał już środków do życia. Od Piotra C. usłyszał: – Będziesz pracował w agencji dla mężczyzn.

Zaprotestował. Wtedy Piotr C. uderzył go kilka razy w twarz i zabrał dowód, chowając w sejfie. 24-latek nie chciał sobie zrobić zdjęć rozbieranych. Więc zrobili mu je siłą, ubranego w spodnie i bez koszulki. Za pierwszym razem otrzymał 100 euro, które zabrał mu Mariusz M. i zakomunikował: – Pracowałeś na odrobienie biletu.

Kolejnym razem nie doszło do żadnego zbliżenia. Klient nie zapłacił, a jedynie dał w prezencie 24-latkowi płytę CD. Kiedy zorientowano, że chłopak jest za chudy, i podobał się klienteli. Wówczas  Hans Günter M. wstrzykiwał 24-latkowi siłą sterydy, dla poprawy jego masy mięśniowej.

Zmuszali biciem do seksu

 Wśród ofiar Tadeusza Ł. znalazł się również 16-letni Łucjan G., który w poznańskim parku, za pieniądze świadczył usługi seksualne przypadkowo napotkanym mężczyznom. W Essen 16-latek zmienił jednak zdanie. Chciał wracać. Mariusz M. przewrócił go wówczas na tapczan i tłuk pięścią po twarzy. – Nie wrócisz do kraju! – wrzeszczał i zamknął chłopaka w pokoju. Otworzył dopiero po jakimś czasie i powiedział: – Chcemy na tobie tylko zarobić. I ty zarobisz.

Perswadował chłopakowi, póki ten nie uległ w końcu. Jemu również robili nagie zdjęcia i publikowali je w Internecie. Za seks z mężczyznami nie otrzymywał jednak żadnej zapłaty. Zarobione w ten sposób przez 16-latka pieniądze zatrzymywali sobie Niemiec i Mariusz M. Dawali mu jedynie na bieżące potrzeby. Po miesiącu od przyjazdu 16-latek ponownie chciał wrócić do Polski. Złapali wtedy chłopaka za kark, rzucili na tapczan, przytrzymując go i pałką teleskopową okładali po plecach, pośladkach i nogach.

– Nie chcę tu być! – wrzeszczał zrozpaczony nastolatek. Szczęście mu jednak dopisało. Przez nieuwagę pozostawiono w agencji telefon komórkowy. Skontaktował się ze swoją koleżanką z Poznania, a potem uciekł w chwili, gdy szedł niepilnowany do ubikacji. Umówił się z koleżanką na stacji benzynowej w Essen. Przyjechała i zabrała chłopaka do domu. Uciekał tak jak stał, bez bagażu ani pieniędzy. Za swe usługi w agencji powinien był otrzymać 8000 tysięcy euro. Pieniędzy nie zobaczył.

20-letni Kazimierz B. zamieścił w Internecie ofertę, że poszukuje pracy sezonowej przy zbiorze owoców. Został sfotografowany w koszulce i stringach. Miał od 2 do 3 klientów dziennie. Zarobił około 2 tysięcy euro.

18-letniego Piotra Z. zwerbował Artur P. Około 5 klientów dziennie przychodziło do 18-latka. Ich liczba jednak malała.

– Wracam – oświadczył w końcu właścicielowi. I znowu wybuchła awantura, 18-latek miał również szczęście. Wymknął się z agencji niezauważony z pieniędzmi i wrócił do kraju. Za świadczeniu usług seksualnych zarobił około 1000 euro.

Bali się Niemca

 – Nie zajmowałem się werbunkiem – Mariusz M nie przyznawał się przed sądem, aby handlował ludźmi i nakłaniał ich do uprawiania homoseksualnej prostytucji. Winę zrzucał na kompana: – To Tadeusz Ł. informował, że w Essen chodzi o uprawianie seksu z mężczyznami. Żyliśmy jak rodzina. A poza wszyscy tym, wiedzieli, gdzie i po co jadą.

Sąd orzekł, że cierpiący na epilepsję Piotr C. przewiózł  własnym samochodem do Essen około 30 osób, inkasując za to 450 euro wraz z kosztami paliwa.

 – Jechałem samochodem do parku przy Urzędzie Wojewódzkim, i tam czekałem. Chłopcy w Essen byli okradani przez Hansa Güntera M. – wyjawiał. – Nikt się nie postawił, bo każdy bał się Niemca. Ja byłem wtedy młody i głupi – oświadczył na koniec.

 Był pazerny. Prostytuującym się pozostawiał jedynie pieniądze na bilet powrotny. Kupował za ich pieniądze prezerwatywy. Piotr C. miał też swoją historię. Tadeusz Ł. zaproponował mu kiedyś robotę u Niemca.

 – Też robili mi zdjęcia nago, na łóżku – przyznawał. Nie pamiętał jednak adresu strony z ogłoszeniami dla gejów. Ale pamiętał maila, z którego Hans Günter M. pisał z klientami – Z końcówką chyba na de. Była.

 Chory na epilepsję Piotr C. najczęściej uprawiał seks oralny. U niego stawka za noc wynosiła 170 euro dla stałego klienta, i 250 dla nowego.

Artur P. z kolei przyznał się do wszystkiego.

 – Znalazłem kiedyś ogłoszenie o pracy w Essen – wspominał w sądzie tamte lata. – Napisałem e-mail do Mariusza M. i tak się zaczęło. Za znalezienie chłopców proponowano mi 150 euro od jednego. Poszukiwałem w sieci, na czacie. Znalazłem najpierw trzech. Byli pełnoletni. Potem byli kolejni. Proponowałem jedynie szybki zarobek. Ale nie działanie w żadnej grupie.

Poszkodowanych mogło być znacznie więcej, orzekł sąd. Jednak ci, ze względy na charakter sprawy, woleli milczeć. A trudno kogoś zmusić do zeznań.

25 lipca 2018 roku Sąd Okręgowy we Wrocławiu orzekł, iż Mariusz M., odsiadujący już wyrok 8 lat pozbawienia wolności za podobne przestępstwo, otrzyma dalszą karę 6 lat więzienia. Wobec Artura P. i Piotra C. orzeczono łączne kary po 2 lata pozbawienia wolności. Ze względu jednak na ich stan zdrowia, chorowitość, warunkowo zawieszono obu karę na 3 lata.

Sąd przesłuchał w tej sprawie 25 świadków. Drugie tyle nie zgłosiło się, z różnych powodów. Albo zmienili miejsca zamieszkania, albo są po prostu nieuchwytni. Byli i tacy, którzy negowali swój udział w grupie i dopiero okazywane zdjęcia rozwiązywały im języki. Sprawę Hansa Güntera M., który nadal działa, wyłączono do odrębnego postępowania. Podobnie zresztą, jak chorego Tadeusza Ł. Śledztwo nadal trwa.

Roman Roessler

Imiona niektórych osób zostały zmienione.

Zobacz również: