wybuch gazu

Niepokojące wieści napłynęły z Warszawy. Okazuje się, że w bodajże największym punkcie recepcyjnym w naszym kraju brakuje praktycznie wszystkiego. Wstrząsające relacje wolontariuszy ukazują skalę tej dramatycznej sytuacji.

Potrzebna jest pilna pomoc

Niewątpliwie Polska to kraj do którego trafiło i nadal trafia najwięcej uchodźców z Ukrainy. Według najnowszych danych Straży Granicznej, od początku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego do naszego państwa przybyło 1,37 mln Ukraińców.

Ludzie, którzy uciekli do naszego kraju przed wojną, mogą znaleźć pomoc w tzw. punktach recepcyjnych. Jeden z nich znajduje się w stolicy, a konkretnie na warszawskim Torwarze. Niestety w mediach społecznościowych pojawił się niepokojący wpis koordynatorki wolontariuszy, którzy pomagają we wspomnianym powyżej miejscu.

Przypomnijmy, iż kilka dni temu wojewoda mazowiecki zorganizował w hali Torwaru punkt recepcyjny dla uchodźców z Ukrainy. Ustawiono w nim 500 łóżek polowych. Uciekający przed wojną mieli tam otrzymywać ciepły posiłek, napoje oraz pomoc medyczną.

Jednak według doniesień, na Torwarze brakuje prawie wszystkiego – posiłków, leków, środków higieny, maseczek, rękawiczek. Pojawiły się nawet pierwsze przypadki zakażenia COVID-19. „Żarty się skończyły, wojewoda tylko udziela wywiadów, jak wszystko jest pod kontrolą, a my, wolontariusze, jesteśmy już na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej” – wyznała na Facebooku koordynatorka wolontariuszy Joanna Niewczas.

Słowa te potwierdzają również inne osoby. „Jest tam taki chaos, że aż serce się kraje. Trzeba coś zrobić, bo tam są przecież małe dzieci, które potrzebują opieki” – stwierdziła kobieta, która pomagała na Torwarze w miniony weekend.

Padły mocne słowa o braku pomocy ze strony władz

Niewczas zaznaczyła, iż przede wszystkim brakuje środków finansowych na zakup leków dla uchodźców. Często wolontariusze z własnych środków kupują medykamenty, które ratują życie Ukraińców.

Podobnie rzecz ma się z jedzeniem. „Wolontariusze odpowiadają za organizację kilku tysięcy posiłków dziennie, obdzwaniając restauracje i prosząc o dary. Nie jesteśmy w stanie zapewnić posiłków dla uchodźców przy takiej liczbie osób. Nie dostaliśmy żadnych środków do zagospodarowania w sytuacji kryzysowej. Za kuchnię odpowiadają harcerze, to osoby bez doświadczenia w gastronomii, nie mamy kontroli nad ważnością i świeżością produktów, nie ma żadnych zasad BHP. Jest ogromne ryzyko epidemii spowodowanej brakiem przestrzegania wymogów sanitarnych” – opowiada koordynatorka.

Kobieta zwróciła również uwagę na problemy z dostępnością środków higieny. „Nikt nie przestrzega reżimu sanitarnego, wojewoda nie dostarczył żadnych środków ochrony sanitarnej. Jeżeli chodzi o czystość – wojewoda zapewnił jedną osobę do sprzątania. Łazienki są w opłakanym stanie, uchodźcy sami sprzątają toalety” – wyznała Niewczas.

Wojewoda mazowiecki odpiera zarzuty

Konstanty Radziwiłł postanowił ustosunkować się do zarzutów, które wystosowała koordynatorka. Polityk tłumaczył, że wcześniej nie było potrzeby zamawiania jedzenia z zewnątrz. „W ten sposób utworzył się dodatkowy strumień pomocy w postaci żywności, która napływa tutaj z warszawskich restauracji i od różnych firm. I ta rzesza wolontariuszy, którzy obsługują to wszystko, spowodowała, że w momencie, kiedy organizowaliśmy ten punkt, nie potrzeba było zamawiać tego pożywienia z zewnątrz. Oczywiście jesteśmy gotowi, żeby to zrobić, ale bardzo mocno podkreślam, że ta akcja dostarczania żywności nie była odpowiedzią na brak chęci żywienia osób zakwaterowanych tutaj nawet przez ten krótki czas, tylko po prostu zamówienie tego żywienia uprzedziły te organizacje pozarządowe” – powiedział.

Wojewoda podkreślił, iż uchodźcy przebywający na Torwarze mają zapewnioną pomoc psychologa, a także niezbędne środki czystości bez ograniczeń, punkt medyczny, w którym są ratownicy i lekarze oraz zapas leków.

Dodajmy, iż Konstanty Radziwiłł skontaktował się z Joanną Niewczas, koordynatorką wolontariuszy na Torwarze, która opisała dramatyczną sytuację w warszawskim punkcie recepcyjnym. „Mam wrażenie, że pani Joasia wywołała sporo ruchu w mediach społecznościowych w dniu dzisiejszym. Mam wrażenie, że ta lista różnego rodzaju żalów wynikała raczej z kłopotów ze wzajemną informacją i umówiliśmy się, że będzie z tym lepiej. Natomiast mam wrażenie, że w tych emocjach padło po prostu trochę takich zarzutów, które po takim wyjaśnieniu okazały się nie do końca prawdziwe” – podsumował rozmowę wojewoda.

źródło: onet.pl

Zobacz również: