33-letnia Monika N. pochodziła z Zakopanego, ale od dziesięciu lat mieszkała w Irlandii. 3 października irlandzka policja przyszła do domu Polki w Bettystown, aby ją aresztować. Powodem było podejrzenie o zakłócanie porządku publicznego. Ponieważ nie miała 100 euro (około 427 zł) na wpłacenie kaucji przewieziono ją do więzienia. 10 dni później już nie żyła.

Historię Moniki N. opisuje na swojej stronie „Irish Times”. Pochodząca z Zakopanego 33-latka większość dzieciństwa spędziła w placówce opiekuńczej. Z informacji dziennikarzy wynika, że Monika już dawno straciła kontakt z biologicznymi rodzicami i nie ma kontaktu z kimkolwiek z jej bliskich, żeby odebrać jej ciało z kostnicy w Dublinie,

Monika nie popełniła żadnej poważnej zbrodni. Podejrzewano ją o zakłócanie porządku publicznego. To dlatego 3 października przyszli po nią stróże prawa i zabrali do sądu. Gdyby miała 100 euro, jeszcze tego samego dnia byłaby wolna. W portfelu znalazła jednak zaledwie 5 euro.
Kiedy wieziono ją do więzienia, zaczęła się niepokojąco zachowywać. Zraniła się i zaczęła wyrywać kłębki włosów z głowy. Mówiła także, że to koniec i odbierze sobie życie. Zaniepokojeni funkcjonariusze zawieźli 33-latkę do szpitala, gdzie udzielono jej pomocy i podano leki.

Po przybyciu do więzienia Dóchas, stróże prawa poinformowali strażników dlaczego są tak późno, że zatrzymana może chcieć się zabić oraz przekazali fakturę za leczenie. Mimo to Monikę N. umieszczono w celi ścisłego nadzoru, która wymaga od strażnika sprawdzania stanu osadzonego, co 15 minut. Więzienie krok ten tłumaczy jednak tym, że w innych celach nie było miejsca

Już będąc w więzieniu, Polka skontaktowała się z Family Resource Centre (Centrum Pomocy Rodzinie) w swoim miejscu zamieszkania. Była tam dobrze znana m.in. dlatego, że korzystała z usług prawniczki ośrodka. Dorothy Walsh pomagała 33-latce w sprawie cywilnej. FRC poinformowało więzienie, że nie może uiścić kaucji ani zapewnić swojej klientce opieki.

W nocy z 4 na 5 października Polka targnęła się na swoje życie i trafiła na oddział intensywnej terapii. Zmarła 14 października. W szpitalu odwiedzała ją Dorothy Walsh, która wyjawiła, że jej klientka cierpiała na epizody psychotyczne oraz epilepsję. Prawniczka pragnie teraz wyjaśnić, czy zrobiono wszystko, by ocalić Monikę przed strasznym losem. 33-latka osierociła dwoje synów. Dzieci mieszkają z ojcem.

źródło:fakt24

Zobacz również: