Sąd Okręgowy w Warszawie skazał 29-letnią mieszkankę Brwinowa na 10 lat pozbawienia wolności za zabójstwo nowonarodzonej córki. Kobieta twierdziła, że dziecko zmarło po porodzie, a ona próbowała je reanimować. Oskarżonej groziło dożywocie.

Jak poinformowała w poniedziałek Sekcja Prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie, wyrok zapadł w piątek 25 stycznia. Sędzia Anna Ptaszek skazała 29-letnią Izabelę J. za zabójstwo córki na 10 lat pozbawienia wolności, czyli o dwa lata mniej niż domagała się prokuratura. Jednocześnie kobieta została uniewinniona od drugiego zarzutu, czyli znieważenia zwłok dziecka przez porzucenie ich pod kontenerem na używaną odzież. Sąd uznał, że był to element zacierania śladów. Obrona wnosiła o uniewinnienie kobiety od obu czynów. Wyrok nie jest prawomocny.

 Poród w czasie libacji

To był mroźny  piątek,  19 stycznia. W jednym z domów w podwarszawskim Brwinowie  przyszło na świat dziecko.

28-letnia Izabella J.  rodziła już czwarty raz, prawdopodobnie bez wiedzy domowników. Bo w tym domu oprócz niej mieszkają jeszcze cztery dorosłe osoby. Ale obok w pokoju odbywała się libacja. Gdyż rodzice tego dziecka nie stronili od alkoholu.  Potwierdzają to informacje zdobyte przez śledczych, którzy ujawnili, że Izabella J. oraz jej mąż często spożywali alkohol, i nie cieszyli się najlepszą opinią. Mieli troje wspólnych dzieci, które z nimi już nie mieszkały, bowiem oddano je dla ich dobra do ośrodków opiekuńczych.

Tego dnia na świat przyszła zdrowa dziewczynka, ale matka jej nie chciała, a pijany ojciec też nie okazał zainteresowania, albo nawet nie wiedział, że odbył się poród, co zresztą później udowodnili policjanci. Bezbronne maleństwo było skazane tylko i wyłącznie na łaskę matki.

Izabela J. niespójnie opisywała przyjście córki na świat. Raz wyjaśniała, że dziecko urodziło się szybko, wypadło na podłogę, po kilku minutach przestało oddychać i zmarło. Później w sądzie powiedziała, że poród był ciężki, a noworodka musiała wyszarpywać za głowę. Twierdziła także, że reanimowała dziecko przez kilka minut, gdy zorientowała się, że przestało oddychać. Zwłoki wyniosła w worku na śmieci pod kontener na używaną odzież w centrum Brwinowa. Później odwołała także te wyjaśnienia, sugerując, że ciało wyniósł nieświadomy członek rodziny.

Worek przy kontenerze

 Może dziewczynka trafiłaby do sortowni, gdzie przywożona jest używana odzież, bo tam w żółtym worku zostawiła ją matka. Wówczas nikt nawet by nie wiedział, czyje to dziecko.

Tak się nie stało, ponieważ na drugi dzień siostra Izabelli J. zgłosiła się do Komendy Powiatowej Policji w Pruszkowie. Nie powiedziała o porodzie, tylko o tym, że Izabela może potrzebować pomocy medycznej, gdyż najprawdopodobniej poroniła. W ten sposób policjanci udali się do domu, aby przesłuchać kobietę. Na miejscu zauważyli plamy przypominające kolorem wytartą krew. Kobieta, zapytana czy urodziła i gdzie jest dziecko, plątała się w odpowiedziach.

Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński podaje, że  pozwalało to przypuszczać, że mogła urodzić dziecko, a podejrzana podawała kilka wersji przebiegu zdarzeń. W końcu powiedziała, gdzie znajduje się dziecko.

Tuż przed godziną 22.00, policjanci i prokurator  podjechali na miejsce – przed kontener na używaną odzież przy skrzyżowaniu ul. Kraszewskiego i Konopnickiej. Tam znaleźli maleńkie zwłoki dziewczynki, zawinięte w żółty worek na śmieci. Przeprowadzili oględziny ciała, miejsca ich znalezienia, zabezpieczyli ślady biologiczne, dokonali też oględzin mieszkania i  wszystkie materiały trafiły do prokuratury.

Udusiła żywą córeczkę

Jeszcze 21 stycznia, po godzinie 21.00, zatrzymano matkę dziecka, i ojca,  35-letniego Zdzisława J., który podczas akcji policji był pijany. Kobieta natomiast była trzeźwa i została przewieziona do szpitala, aby po wykonaniu badań można było stwierdzić, czy urodziła dziecko.  Badania to potwierdziły.

23 stycznia odbyła się sekcja zwłok noworodka. Biegła, która przeprowadzała sekcję zwłok dziecka, stwierdziła, że „noworodek urodził się żywy, z ciąży donoszonej, był dojrzały i zdolny do samodzielnego życia poza łonem matki”. Ekspertka ustaliła także, że dziecko żyło około 6 godzin. Przyczyną śmierci było „gwałtowne uduszenie”.

Matka po urodzeniu dziewczynki udusiła ją, później wpakowała w worek na śmieci i dzień później położyła obok kontenera na używane ubrania.

Postawiono jej zarzut zabójstwa poprzez uduszenie, a także zarzut znieważenia zwłok przez porzucenie ich przy ulicznym kontenerze. Kobieta nie przyznała się do winy. Jej tłumaczenia były różnorakie. Mówiła między innymi, że dziecko urodziło się żywe, ale  po chwili przestało oddychać. Zwłoki córki włożyła więc do worka i następnego dnia położyła  przy kontenerze.

Przy tym kontenerze matka wyrzuciła ciało córeczki
fot. Aneta Dzich

Wielu mieszkańców Brwinowa jest zbulwersowanych, że tak się stało. Uważają, że nic nie usprawiedliwia tego, co zrobiła  ta kobieta, i zadają pytanie, gdzie była w tym czasie jakaś kontrola ze strony opieki społecznej, albo innej placówki, skoro tym ludziom odebrano już trójkę dzieci.

Nie mogli zaradzić

 –  Gdzie była opieka społeczna, ta kobieta jest lekko niepełnosprawna psychicznie i nie jest do końca świadoma, co robi, więc ktoś powinien pomyśleć, co zrobić, żeby takie kobiety nie zachodziły w ciążę – mówi Katarzyna Kraus, osoba zszokowana tragedią, która zna trochę matkę noworodka. Skoro inne dzieci były odebrane, to opieka społeczna powinna czuwać nad sytuacją. Najlepiej zostawić takie osoby same, gdy nie umieją udźwignąć wychowywania dziecka – dodaje. Uważa, że opieka społeczna w Brwinowie powinna monitorować tego rodzaju przypadki i interweniować, gdy zachodzi podejrzenie, że może wydarzyć się coś niedobrego.

Jednak dyrektor Środowiskowego Ośrodka Pomocy Społecznej w Brwinowie uważa, że placówka nie mogła zaradzić tej tragedii.

– Nasz ośrodek  w żaden sposób nie mógł zaradzić tej tragedii – zaznacza dyrektor Środowiskowego Ośrodka Pomocy Społecznej w Brwinowie, Joanna Dziedżba. Rodzina nie korzystała z pomocy finansowej, ostatnie świadczenia były wypłacane w październiku 2016 roku. W domu rodziców dziecka mieszkają jeszcze cztery dorosłe osoby z najbliższej rodziny. Podstawą do podjęcia przez sąd decyzji o odebraniu dzieci jest najczęściej wysoka niewydolność wychowawcza rodziców, przy całkowitym braku współpracy z jakąkolwiek instytucją, jak służba zdrowia, sąd rodzinny, pomoc społeczna, szkoła i temu podobne. Sąd kieruje się przede wszystkim dobrem dzieci – podkreśliła.

 Okno wstydu?

 Ludzie, którzy rozmawiają o tym nieszczęściu, zastanawiają się, dlaczego matka nie oddała dziewczynki do Okna Życia. W przypadku takich okien nie ma bowiem jakichś jednolitych przepisów, ale umowa społeczna, która mówi, że okno jest anonimowe, aby ktoś, kto zostawia dziecko, mógł to zrobić bez wstydu, żeby nie ponosił konsekwencji. Okna Życia są po to, aby dzieci nie były mordowane i wyrzucane. Można tam oddać niechcianego noworodka, nie tłumacząc się, bo miejsce nie jest monitorowane, a specjalne czujniki powiadamiają dyżurującą osobę o tym, że jakieś maleństwo akurat tam trafiło.

Później akcja przebiega już szybko, przyjeżdża lekarz, który bada stan dziecka; i policja, aby sprawdzić, czy nie doszło do jakiegoś przestępstwa.

Obowiązkiem osób, które w swoich placówkach mają okno życia, jest tylko powiadomienie o zdarzeniu. Potem dziecko jest przewożone do szpitala na obserwację,  a  następnie kierowane do preadopcji czy do rodziny zastępczej. Jeżeli nikt z opiekunów nie zgłosi się po nie w pierwszych miesiącach, to sąd rodzinny podejmuje decyzję o statusie dziecka.

Najbliższe okno życia w tym tragicznym zdarzeniu znajdowało się w Warszawie przy ulicy Hożej 53 i ul. ks. Kłopotowskiego 18.

Bezradna matka, jak mówią mieszkańcy – lekko upośledzona – nie miała prawdopodobnie pojęcia albo ochoty na taki krok. Gdyby było inaczej, pomyślałaby o tym wcześniej i dziewczynka mogłaby żyć.

 Nie matka lecz potwór

 – Najbardziej przygnębia to przekazywanie patologii kolejnemu pokoleniu. Źle traktowane dzieci robią krzywdę swojemu potomstwu. Potworne jest to, co zrobiła ta kobieta, i nie bronię jej, ale jakie ona sama miała wzorce. Jednak w każdej kobiecie jest mimo wszystko jakaś choć odrobina instynktu macierzyńskiego. Mogła oddać maleństwo do okna życia, albo urodzić w szpitalu i tam zostawić. To nie matka, a potwór. Dla mnie takie osoby powinny przejść przymusową sterylizację, skoro już troje dzieci im odebrano, a czwarte skończyło martwe na ulicy. Zwierzęta się lepiej swoimi młodymi opiekują – mówi jedna z mieszkanek Brwinowa, chcąca zachować anonimowość.

Oskarżona nie przyznała się przed sądem do zabójstwa. W toku śledztwa tłumaczyła, że ciąża nie była planowana. „Mąż nic nie wiedział, ja jemu nic nie powiedziałam ani mojej matce, ani siostrze (…) bałam się, że mąż zdenerwuje się, że znów jestem w ciąży i będzie mnie bił” – zapisano w protokole. Para miała już troje dzieci. Dwoje mieszka w domu dziecka, trzecie zostało oddane do adopcji zaraz po porodzie w 2017 roku.

Za zabójstwo Izabeli J. groziło dożywocie.

Aneta Dzich

Zobacz również: