Młoda, ładna, wysportowana dziewczyna i – wyglądający niczym Herkules – policjant.  Połączyła ich pasja do kulturystyki. Dzieliła odległość. Albert miał właśnie przeprowadzić się do warszawskiego mieszkania Moniki. Nie zdążył. Jego dziewczyna zginęła bez śladu w centrum Warszawy. To wyjątkowo tajemnicza historia.

 28-letnia Monika T. zaginęła 9 stycznia 2015 roku, około godziny 23:00 w okolicach hotelu Mariott w Warszawie. Wokół jest wiele kamer monitoringu. Na nagraniach widać dziewczynę, ale w pewnym momencie znika  – tak jakby zapadła się pod ziemię.

Pierwsze wzmianki o tym zdarzeniu sugerowały, że mógł ją porwać zafascynowany nią psychopata lub została wywieziona do domu publicznego na Zachodzie. Taką wersję brał pod uwagę Albert Herzyk, narzeczony kobiety: – Być może Monikę ktoś porwał dla zarobku, dostrzegł w niej potencjał. To atrakcyjna w moim przekonaniu dziewczyna, inteligentna i sprytna – mówił Reporterowi.

Para poznała się przed dwoma laty na zawodach kulturystycznych. Oboje uprawiają tę dyscyplinę, mają na swoich kontach sportowe sukcesy. Ostatnio Monika zainteresowała się także pole dance – czyli tańcem na rurze. Zdjęcia, ukazujące swoje umiejętności,  umieściła – tuż przed zniknięciem – na Facebooku. Na fotografiach prezentuje się w dość odważnych pozach, które mogły zainspirować potencjalnego porywacza.

To pierwsza hipoteza dotycząca porwania – uprowadzenie dla zysku. Brak żądania okupu, zdawał się potwierdzać ten trop.

Zniknęła z  pigalaka

Był 9 stycznia 2015 roku, godzina 23:00, ulica Wspólna  w Warszawie. Okolice tzw. „pigalaka”. Co robiła w tym nieciekawym miejscu, gdzie na klientów oczekuja prostytutki?

Ze względu na ochronę wizerunku zaginionej, nie możemy opisać szczegółów.  Natomiast jej narzeczony powiedział nam:  – Przez cały ten czas był to związek na odległość, więc siłą rzeczy wszystkiego o Monice nie wiedziałem. Teraz chciałbym wiedzieć wszystko. Ja jej znajomych praktycznie w ogóle nie znałem – relacjonuje Albert. Był przekonany, że Monika oprócz kulturystyki, która jest jej hobby, zajmuje się tańcem i pole-dance w różnych klubach. Jej telefon zawsze milczał, miała mieć tylko jeden. Gdyby była na „mieszkaniówce”, czy pracowała w agencji, to telefony by się urywały. Tymczasem Albert postrzegał ją jako normalną, zdrową, wesołą dziewczynę. Nie miał nad nią kontroli – widywali się dwa – trzy razy w miesiącu. Planowali wspólne życie.

W dniu zaginięcia Albert Herzyk był w małej miejscowości, w województwie wielkopolskim, gdzie pracuje jako policjant. Wykonywany przez niego zawód, nie zagwarantował mu jednak przychylności kolegów po fachu, dostępu do informacji po znajomości:  – Ja jestem na samym dole w hierarchii, a w pracy nawet nikogo nie informowałem o swoim nieszczęściu – wyznaje chłopak.

Funkcjonariusze prowadzący śledztwo nie zawiadamiają go o postępach, gdyż nie jest rodziną zaginionej. Ale rodziny też nie informują. Wszystko dla dobra śledztwa.

9 stycznia Albert dzwonił do Moniki około 23:00, aby opowiedzieć jej o pechu, który mu się tego dnia przytrafił, gdy jechał do domu.  Zadzwonił,  a ona powiedziała, że musi kończyć: – Czułem, że jest na zewnątrz. Tego dnia bardzo wiało, słyszałem ten wiatr, rozmowy, samochody. Zadzwoniłem ponownie, ale się rozłączyła. Napisała sms-a „przepraszam kochanie”. Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak, bo zawsze oddzwaniała – wspomina Albert – Cały piątek dzwoniłem, ale telefon był najpierw zajęty, potem wyłączony. Myślałem, że policja ją zatrzymała. Gdy nie odezwała się rano, to wiedziałem, że coś jej się stało.

Monika przepadła bez śladu. Na Wspólnej zostawiła samochód, a w nim dokumenty, portfel, karty kredytowe. Tak, jakby wyskoczyła tylko na chwilkę. Jedna z jej koleżanek zauważyła z pewnej odległości, jak Monika rozmawia z jakimś mężczyzną przy samochodzie. Po chwili – kiedy znów odwróciła głowę w kierunku Moniki i tajemniczego mężczyzny – ich już nie było, auta też.

Pod hotelem Monikę widziały także inne koleżanki. Ale według Alberta panuje wśród nich zmowa milczenia. Tak, jakby bały się mówić: – Nikt nic nie wie, nikogo to nie obchodzi. Niby koleżanka widziała ją rozmawiającą z jakimś mężczyzną, ale z kim? Stała koło samochodu, ale jakiego? – mnoży pytania Nikt nie zapamiętał żadnych szczegółów? Mogą nie mówić prawdy, z kolei policja też nie jest jasnowidzem  – dodaje.

Policja ma jednak zapis z monitoringu, który uchwycił Monikę, ale – jak dowiadujemy się z policji – jest on kiepskiej jakości: – Na miejscu został zabezpieczony zapis z kilku różnych kamer. Cały czas trwa analiza wielogodzinnych nagrań – tyle w temacie – jak by się wydawać mogło  –  najważniejszego dowodu  ma do powiedzenia komisarz Agnieszka Hamelusz z KSP.

Na monitoringu widać, choć niewyraźnie, Monikę.  Ponoć nie ma na nim mężczyzny, o którym wspomina koleżanka.

Jak długo można analizować ten obraz?

Trzeba wyciszyć sprawę

 Gdy Monika zaginęła, media podały na ten temat jedynie lakoniczne informacje. Policja prosiła w nich o kontakt wszystkich, którzy coś wiedzą na ten temat. Fundacja Itaka – na swoich stronach – utworzyła profil Moniki, jednak po kilku dniach go zlikwidowała.

Na policyjnych stronach informacja o zaginięciu Moniki została umieszczona dopiero 22 stycznia – w zakładce „aktualności”.

Jednak w  zakładkach „zaginieni” – na stronach Komendy Stołecznej oraz Komendy Głównej – nie uwzględniono Moniki T. Na pytanie o przyczynę takiego stanu rzeczy, dostaliśmy odpowiedź, że to „błąd techniczny”, który zaraz po naszej interwencji został naprawiony.

Początkowo zaginięciem zajmował się śródmiejski komisariat przy ulicy Wilczej, jednak sprawa została przejęta przez Wydział Kryminalny Komendy Stołecznej Policji. To może oznaczać nadanie śledztwu większej rangi.

Tymczasem policja nieco dezinformuje ewentualnych świadków, podając na stronie KSP, że informacje w sprawie Moniki T. należy zgłaszać do komisariatu na ulicy Wilczej, który z tą sprawą nie ma już nic wspólnego.

Dowiadujemy się także, że śledczy zasugerowali bliskim Moniki, żeby nie rozmawiali z mediami, bo rzekomo na razie trzeba sprawę wyciszyć. Wszystko, jak zwykle, dla dobra śledztwa. Czy na pewno brak rozgłosu sprzyja odnalezieniu zaginionej dziewczyny? A może nikt jej nie szuka, bo wiadomo, gdzie się znajduje? Czy tak traktuje się sprawę priorytetową?

Jednak sekcja prasowa KSP – w odpowiedzi na nasze wątpliwości – zapewniała, że śledztwo jest prowadzone intensywnie, a policjanci nie ustają w poszukiwaniach.

Zemsta gangstera?

 Ostatnio dziewczyna ponoć miała być winna sporą kwotę, jakiemuś nieciekawemu typowi. Czy porwanie mogło być karą za zaległości w płatnościach? Raczej mało to prawdopodobne. Chyba że – w ramach rozliczeń – została sprzedana na Zachód?

Na kilka dni przed zaginięciem, za wycieraczką swojego samochodu, Monika znalazła ponoć karteczkę z prośbą o pilny kontakt. Po przeczytaniu, miała ją natychmiast zniszczyć. Była wyraźnie zdenerwowana.

W trakcie zbierania materiału otrzymaliśmy informację, że dziewczyna zeznawała przeciwko jednemu z warszawskich gangów. Wspomniała też o tym – dwa lata temu – Albertowi. Jednak on nie wnikał, o co chodziło. Czyżby zatem jej porwanie było zemstą gangsterów, za obciążające ich zeznania? Nie można tego wykluczyć. Tej hipotezy nie wyklucza także detektyw, który zajmował się tą sprawą.

Dotarła do nas także niepotwierdzona informacja, że dziewczynę mogła ukryć przed gangsterami – jako świadka koronnego – policja. A całe zniknięcie Moniki – wyglądające na porwanie – miało być rzekomo wyreżyserowane.

Gdy pytamy o to, policja –  zasłaniając się dobrem śledztwa – nie udziela nam odpowiedzi. Nie zaprzeczając jednak i nie potwierdzając, nazywając  przy okazji tę wersję „ciekawostką przyrodniczą”.

Oprócz śledztwa policyjnego, poszukiwania na własną rękę prowadzi Albert. Założył na Facebooku wydarzenie „Poszukujemy Moniki Herzyk” (Monika występuje tu pod nazwiskiem narzeczonego), na którym na bieżąco zamieszczał wszelkie informacje. Jednak zabieg ten zamiast pomóc, zmienił się w wiadro pomyj wylewanych codziennie na głowę chłopaka.

Gdy Albert zwrócił się do internetowej społeczności o pomoc w zebraniu pieniędzy na detektywa, wówczas obelgi ruszyły ze zdwojoną siłą.

Wtedy skasowałem to wydarzenie. Utworzyłem je, żeby nadać sprawie rozgłos, a poszło to w kompletnie innym kierunku. Zaczęły się drwiny, jakieś dziwne teorie na mój temat, że jestem naciągaczem itp. Wiele osób tymi opiniami się sugerowało – przyznaje chłopak.

Ostatecznie pieniędzy nie zebrał.

Związek telepatyczny

 Jeśli Monika została uprowadzona z przeznaczeniem na zarobek, to myślę, że czeka na odpowiedni moment, aby uciec – dywaguje Albert.  I mimo iż – jak sam przyznaje – ma taką nerwicę, że robi wszystko, aby zająć się czymś innym, to jest dobrej myśli: – Mam przeczucie, że ta historia pozytywnie się zakończy – mówi Reporterowi.

Albert zapewnia o szczególnej więzi, jaka ich łączyła, o związku niemalże telepatycznym, o wielkiej miłości. Tuż przed zdarzeniem miał niepokojące sny. Teraz nic mu się nie śni.

W przeddzień Walentynek napisał na Facebooku: „Walentynki dla wielu z was najważniejszy i najpiękniejszy dzień w roku. Dla mnie najgorszy możliwy dramat, zresztą tak jak ostatnie 5 tygodni, to jeden wielki koszmar najmocniejszy w mym życiu, bez końca. Nie ma żadnych informacji o Moni, nikt nic nie wie, a ja sam w niewyobrażalnym żalu, cierpieniu i smutku, który nie wiadomo czy kiedykolwiek się skończy. Nie chcę się użalać nad sobą, tylko pokazać wam, jak nagle życie potrafi być skrajnie okrutne, złe i tak bardzo niesprawiedliwe…”.

 Zbrodnia niewyjaśniona

 Pod koniec marca 2015 roku znaleziono zwłoki Moniki  na Kępie Tarchomińskiej. Do dziś nie wiadomo, kto zamordował 28-letnią kobietę. Jednym z głównych wątków sprawdzanych przez kryminalnych jest porwanie przez zorganizowaną grupę przestępczą, która następnie zabiła 28-letnią tancerkę. Jedna z hipotez zakłada, że jej śmierć może być wynikiem wojny, jaką toczą ze sobą gangi.  Monika T. była bowiem związana ze środowiskiem sutenerów. O zabójstwo 28-letniej tancerki podejrzewany był  39-letni Zbigniew H. Ten sam, którego 1,5 roku temu francuska policja zatrzymała pod zarzutem zgwałcenia i zamordowania 9-letniej Chloé. To jednak tylko podejrzenie, formalnie Zbigniew H. nie miał  postawionych zarzutów. Zbrodnia nie została wyjaśniona.

Gabriela Jatkowska

Zobacz również: