portrait man the beautiful man in blue costume with umbrella, special-service agent

 

Rodziny zaginionych często korzystają z usług prywatnych detektywów. Niestety większość ludzi obudzonych w środku nocy, na hasło „detektyw”, odpowie bez wahania: „Rutkowski”. Problem w tym, że nie jest on detektywem, a w świadomości opinii publicznej nadal jako taki funkcjonuje. W jego cieniu pozostają inni, często bardziej skuteczni przedstawiciele tego zawodu. W większości nie pochwalają oni metod stosowanych przez Rutkowskiego. Zaś wiele osób korzystających z jego usług, nie wspomina dobrze tej współpracy.

W Polsce zawód detektywa istnieje formalnie od 2001 roku, kiedy to określiła go ustawa „o usługach detektywistycznych”.

Każdorazowo przed podjęciem działań, detektyw, czy też reprezentujący go przedsiębiorca, musi z klientem zawrzeć umowę o świadczeniu usługi detektywistycznej. Określa się w niej dokładnie przedmiot takiej umowy, czas jej realizacji, przewidywane honorarium lub zaliczkę. Można ustalić, co detektyw ma zrobić i wycenić to, wpisując do umowy. W każdej sprawie detektywistycznej, branie pieniędzy z góry jest delikatnie mówiąc naciąganiem, jeśli oczywiście nie ustali się, że powiedzmy za wpłacone 6 tysięcy złotych, detektyw ma wykonać konkretne zadania, w konkretnym czasie.

Co gorsza, niektórzy usiłują żerować na ludzkim nieszczęściu.

Przekonała się o tym boleśnie Justyna Kazała, mama Jakuba, którego ciało znaleziono na bagnach w styczniu tego roku. Gdy chłopak był jeszcze zaginiony, zdecydowała się zatrudnić do poszukiwań detektywa. Początkowo zwróciła się do Krzysztofa Rutkowskiego. Według jej relacji, ten – nie pytając, o co chodzi w sprawie – kazał jej zabrać 13 tysięcy i przyjechać na podpisanie umowy. Zrezygnowała. Zdecydowała się wynająć kogoś innego. Niestety wybrała dość pechowo i nie wspomina dobrze tej współpracy: Nie wiem, czy on w ogóle miał prawo jazdy i samochód. Mąż musiał po niego pojechać do Łodzi i przywieźć do Białej Rawskiej z jego ekspertem. Pochodzili trochę, a on nawet nie był w tym miejscu, gdzie znaleziono ciało. Stał sobie na ulicy. Mąż zawiózł go z powrotem i tyle z tego było.

Ponoć, gdy przyjechał po raz drugi, to rozwiesił plakaty. Powiedział, że było ich 20, lecz bliscy Kuby naliczyli ich tylko 6.

Twierdził, że rozmawiał z konkretnymi ludźmi. Jednak, gdy później rodzina kontaktowała się z tymi osobami, wychodziło na jaw, że nie było u nich żadnego detektywa. – I wtedy mąż już się wkurzył, że my mu płacimy, a on nas oszukuje. Chciał siedem tysięcy, a dostał trzy. Tych pozostałych czterech już mu nie zapłaciliśmy. Nie zrobił kompletnie nic – mówi rozżalona pani Justyna.

 Detektyw a policja

Bardzo często detektyw postrzegany jest jako prywatny policjant, którego wynajmujemy do rozwiązania naszej sprawy. Jednak w rzeczywistości jego działania polegają głównie na zdobyciu informacji, które mogą w tym rozwiązaniu pomóc.

Nie zawsze musi być to problem prawny, ponieważ działalność biur detektywistycznych polega także na wykonywaniu usług związanych ze sprawdzeniem wiarygodności kontrahentów, odnalezieniem majątku dłużnika czy też sprawdzeniem wierności partnera. Takich zgłoszeń nie przyjmie od nas policja, ponieważ nie zachodzi tu podejrzenie złamania prawa.

Jedyną płaszczyzną, w której obie profesje mają kompetencje do podjęcia działań, jest sfera kryminalna. Te kompetencje jednak się różnią. Przede wszystkim, osoba posługująca się licencją detektywa, nie ma uprawnień takich jak policja, do prowadzenia działań operacyjnych. Możliwości do swoich działań może jednak upatrywać w procedurach, które funkcjonariuszy śledczych ograniczają.

Dobrym przykładem jest zaginięcie, gdzie policja swoje działania uruchamia po 48 godzinach od momentu, kiedy wskazana osoba zniknęła. Detektyw, może natomiast wszcząć poszukiwania natychmiast – po przyjęciu zgłoszenia od swojego klienta. Nie ma tu znaczenia czas, jaki upłynął od momentu, gdy widziano osobę poszukiwaną.

W przypadkach takich, jak posiadanie i używanie broni, przesłuchiwanie czy też legitymowanie obywatela, detektyw nie może równać się policjantowi. Jedynym znaczącym uprawnieniem licencjonowanych detektywów jest możliwość przetwarzania danych osobowych bez wiedzy i zgody osób, których te dane dotyczą, ale tylko w okresie prowadzenia sprawy. Po jej zakończeniu i spisaniu sprawozdania, wszystkie zdobyte dane powinny ulec zniszczeniu.

Biorąc pod uwagę możliwości prawne działań prywatnych detektywów, można stwierdzić, że ich praca polega głównie na gromadzeniu danych dla klienta. Otwartą kwestią pozostają metody dochodzenia do tych danych.

Uważamy, że działając dyskretnie i po cichu, możemy zrobić najlepszą pracę – stwierdza Katarzyna Bracław z biura Detektyw24

– Żeby osiągnąć cel zlecenia, detektyw nie musi działać na granicy prawa. To, co jest niezbędne, to umiejętność współpracy z różnymi jednostkami, aby wzajemnie się uzupełniać na rzecz konkretnej sprawy, korzystając ze swoich kompetencji – opowiada w rozmowie z Reporterem detektyw Aneta Nowak, była pracownica biura Krzysztofa Rutkowskiego, a obecnie właścicielka biura detektywistycznego DAMkA.

Im ciszej, tym lepiej

 Poszukiwanie osób oczywiście mieści się w katalogu usług detektywistycznych. Jednak, jak mówi Piotr Milczarski – współwłaściciel biura detektywistycznego Paragraf oraz były szef śląskiego CBŚ – praktycznie rzecz biorąc mogą to być tylko działania wspierające czynności policji. A przede wszystkim nieutrudniające tych czynności. Detektyw może nawiązać współpracę z organami ścigania. Jednak przepaść w możliwościach technicznych i prawnych, sprowadza rolę detektywa – w czasie poszukiwania zaginionych – do prowadzenia wywiadu i penetracji.

– Niejednokrotnie organy ścigania nie wykorzystują całego wachlarza możliwości, dlatego detektyw, posługując się doświadczeniem i będąc żywo zainteresowanym dochodzeniem do prawdy, może uzyskać ciekawe informacje, jednak nie jest w stanie zastąpić działań policji – stwierdza Milczarski.

Specyfika wykonywania tego rodzaju działalności, często odnosi się do wyjątkowo delikatnej materii życia ludzi, ich prywatności oraz tajemnic rodzinnych i biznesowych, a nawet dramatów związanych z tragediami rodzinnymi: – Dlatego uważam, że wrogiem detektywistyki jest wszelkiego rodzaju celebryctwo, ujawnianie własnego wizerunku oraz metod działania dodaje Milczarski.

Podczas poszukiwań, detektywi zbierają informacje dotyczące osoby zaginionej, jej problemów, wrogów i odtwarzają ostatnie chwile przed zniknięciem. Nie wolno im natomiast stosować podsłuchów, dokonywać lokalizacji telefonu czy billingów. Sprawy zaginięć osób są zawsze bardzo trudne i pełne emocji, wśród najbliższych osoby, która zniknęła.

– To, w jaki sposób przygotowujemy się do odszukania zaginionego, jest naszą tajemnicą. Wszystko zależy od właściwej strategii i odpowiedniego wytypowania drogi naszego działania. Po takim przygotowaniu, fizyczne poszukiwania trwają czasem nawet kilkanaście godzin czy kilka dni. Ilość takich spraw realizowanych przez nas, można liczyć w setkach, szczęśliwie w większości przypadków takie osoby udaje się odnaleźć – zdradza w rozmownie z nami Katarzyna Bracław z biura detektywistycznego Detektyw24.

Dla wielu detektywów, z którymi rozmawiałam, w tym dla Anety Nowak, nie ma czegoś takiego, jak dojście w poszukiwaniach do tzw. ściany. W rozmowie z nami tłumaczy, że w tym zawodzie trzeba mieć wiarę, nadzieję oraz szeroki umysł, aby na bieżąco znajdować kierunki, które warto byłoby sprawdzić, by znaleźć osobę zaginioną. – Może ewentualnie pojawić się swego rodzaju zawieszenie, i ten czas dobrze jest wykorzystać na ponowne przemyślenie sprawy. Można też spróbować troszeczkę wyluzować. To pomaga, bo łatwiej wtedy zobaczyć nowe możliwości podsumowuje Aneta Nowak.

Wynagrodzenie detektywa za poszukiwania osoby zaginionej, to koszt co najmniej 5 tysięcy złotych.

Z wyrokiem zamiast licencji

Żywiołem Krzysztofa Rutkowskiego są konferencje prasowe. Tu z rodzicami zaginionej Anny Garski / Fot. Dziennik Zachodni

 Właśnie tyle – 5 tysięcy zapłaciła Krzysztofowi Rutkowskiemu Michalina Kaczyńska, matka zaginionej Anny Garskiej, której sprawę dokładnie opisujemy w tym numerze Reportera. Właściwie to na wynajęcie Rutkowskiego nalegał ojciec zaginionej. Pani Michalina była do tego sceptycznie nastawiona. Jej obawy okazały się zasadne. Można by powiedzieć, że 5 tysięcy, to przecież niedużo. Tyle, że cała ich współpraca trwała krótko i nie przyniosła żadnego rezultatu. Standartowo pierwszym punktem poszukiwań była konferencja prasowa, na której Rutkowski się przedstawił i poinformował dziennikarzy, że wkracza do akcji. Gdy po jakimś czasie rodzice kobiety zażądali od niego wykazu wykonanych i planowanych czynności, ten przestał się odzywać. Czujność pani Michaliny uchroniła ją przed stratą większej ilości pieniędzy.

Nieporównywalnie więcej zapłacił ponoć telewizyjnemu detektywowi Włodzimierz Olewnik, ojciec zamordowanego Krzysztofa Olewnika. Mężczyzna tak wspomina w rozmowie z Reporterem tę współpracę: – Uważam, że ten wyrok, który się niedawno w jego sprawie uprawomocnił, oddaje wszystko w kwestii Rutkowskiego. Nadal uważam, że pieniądze, które wziął ode mnie, wziął nieuczciwie. Absolutnie mi nie pomógł. Zrobił więcej złego, niż dobrego, i mam do niego wielki żal. Popieram ten prawomocny wyrok, który potwierdza, że jest oszustem. Być może taką samą rolę spełniał też i u mnie, w mojej sprawie.

Mowa tu o wyroku, który zapadł kilka tygodni temu. Sąd Najwyższy oddalił kasacje skazanych w procesie tzw. śląskiego gangu paliwowego. Tym samym, ostateczny stał się wyrok 1,5 roku więzienia za „wypranie” 2,3 miliona złotych dla Krzysztofa Rutkowskiego. Możliwe jednak, że to nie jego jedyne problemy z prawem. Mogą o tym świadczyć zeznania świadka koronnego Mirosława K., byłego członka tzw. „Wołomina”. Jak twierdzi gangster, w 1999 roku doszło do współpracy gangu z Rutkowskim. Miało to mieć miejsce w domu Jacka K. ps. Klepak, bossa gangu wołomińskiego: „Omawialiśmy współpracę w zakresie porwań. Została podjęta rozmowa, że po uprowadzeniu przez nas jakichś ludzi, będziemy informowali o tym Jacka K., a on będzie przekazywał te informacje Rutkowskiemu”– stwierdza świadek koronny. Według niego układ był prosty: detektyw – mając kontakt z porywaczami – będzie dawał znać kidnaperom, aby zwolnili zakładnika, a wtedy odbierze wynagrodzenie od rodziny i podzieli się z przestępcami. Tą sprawą zajmuje się Prokuratura Apelacyjna w Warszawie, którą zapytaliśmy o ewentualny udział Krzysztofa Rutkowskiego. W odpowiedzi, Zbigniew Jaskólski, rzecznik prasowy stwierdził: – Śledztwo pozostaje w toku. W związku z koniecznością zapewnienia prawidłowego przebiegu tego postępowania przygotowawczego, brak jest możliwości upubliczniania poczynionych ustaleń.

Do tej sprawy jeszcze wrócimy.

 Show z dramatami w tle

 Znakiem rozpoznawczym Rutkowskiego są konferencje prasowe. Zwołuje je chętnie i często. Można odnieść wrażenie, że po to bierze sprawę, aby móc się tym pochwalić. Oprócz tego lubi się też pochwalić swoimi pracownikami, którzy najczęściej stoją za nim w kominiarkach i prężą muskuły, co najmniej tak, jakby za moment miał nastąpić atak terrorystyczny. Chociaż czasami można zastanawiać się, czy są to żywi ludzie, czy może jakieś manekiny z plastiku. Zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku przy ataku terrorystycznym i tak niewiele zdziałają, ale jako tło są wyśmienici. Lepsi niż „ścianki”, na tle których lubią fotografować się ulubieńcy „Pudelka”.

Może to wszystko byłoby zabawne, gdyby nie fakt, że – za sprawą Rutkowskiego – w tym przedstawieniu często biorą udział ludzie, którzy przeżywają prawdziwy dramat.

Po głośnej sprawie Madzi z Sosnowca, jego zachowanie zostało ocenione negatywnie przez Zarząd Polskiego Stowarzyszenia Licencjonowanych Detektywów, który w oświadczeniu stwierdził: „(…) Pisanie o Panu Rutkowskim jako o detektywie oraz stawianie tego zastrzeżonego zawodowego tytułu przed jego nazwiskiem, wprowadza w błąd opinię publiczną, zaś show medialny, którego jesteśmy świadkami, fałszuje prawdziwe oblicze pracy osób posiadających licencję detektywa oraz prowadzących usługi w tym zakresie. Działalność Pana Krzysztofa Rutkowskiego nie ma nic wspólnego z wykonywaniem czynności detektywistycznych, jak również normami moralnymi i etycznymi, obowiązującymi w zawodzie detektywa, a także z powszechnie przyjętymi zasadami postępowania w cywilizowanym społeczeństwie.(…)”. Katarzyna Bracław widzi to podobnie: – Styl pracy Krzysztofa Rutkowskiego jest odmienny od naszego. On z chęcią przyjmuje zlecenia medialne, które pozwolą mu wypłynąć i przypomnieć swoje nazwisko. My pracujemy w zupełnie inny sposób: uważamy, że działając dyskretnie i po cichu, możemy zrobić najlepszą pracę. Jeśli jednak działania biura Krzysztofa Rutkowskiego mieszczą się w granicach prawa, to najważniejsze.

Dodaje również, że faktem jest, iż Rutkowski funkcjonuje w opinii społecznej jako detektyw, mimo że od dłuższego czasu nie ma licencji. Według pani Katarzyny, jego działania mogą budzić wątpliwości wielu osób, a to przekłada się na opinie dotyczące całego środowiska detektywistycznego.

Zawiedzionych przybywa

 W taki właśnie sposób, do pracy wszelkich detektywów zraziła się rodzina zaginionej w 2012 roku Moniki Kobyłki. Jej siostra, Agnieszka, opowiada Reporterowi: – Pan Rutkowski mało się zajął sprawą, bardzo mało. A poza tym nie udało mu się nic ustalić. Później zgłaszało się kilku kolejnych detektywów, ale moja mama już nie chciała z nimi współpracować. Zraziła się po tym, co przeżyła z ludźmi Rutkowskiego. Oni między innymi zażyczyli sobie u nas mieszkać i głównie chodziło im o nasze relacje. Czy czasami może my czegoś nie ukrywamy. Na tym polegało ich szukanie. Nie widziałam, żeby gdzieś indziej coś robili. Jeśli przyjechała telewizja, to przed kamerą – owszem – robili sobie różne takie „pokazówki”. To ludzie z naszej wsi zaoferowali, że zbiorą pieniądze, żeby go wynająć, że może pomoże, bo nas nie było na to stać. No i cóż… Można powiedzieć, że ich pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Pieniądze ludzi, którzy chcieli nam bardzo pomóc. Po tym mama się strasznie zraziła i nie chciała już korzystać z pomocy innych detektywów.

fot. Zbigniew Heliński

Jednak, jak widać, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, ponieważ biuro Krzysztofa Rutkowskiego widzi to inaczej: Poszukiwania na miejscu były prowadzone na wysoką skalę. Łącznie ze stodołami, szopami, ruinami jakichś starych chałup. Były prowadzone poszukiwania naziemne, ale latał również śmigłowiec. Była przestudiowana topografia terenu, przestudiowane możliwości w każdą możliwą stronę. Nasze poszukiwania skupiły się nawet na zagranicy – opowiada Maciej, pracownik Rutkowskiego.

Komu w takim razie wierzyć? Niech każdy wyciągnie wnioski i rozstrzygnie to sam.

Wnioski można wyciągnąć także z kolejnej historii.

W sierpniu 2013 roku Rutkowski ogłosił, że spotkał pewnego gangstera, który miał opowiedzieć mu opowiedzieć o zabójstwie Iwony Wieczorek, co opisał Fakt: „Przełom w sprawie! Matka dziewczyny w szoku (…)” – szalał tabloid.

Po tej publikacji Rutkowski został wezwany na przesłuchanie do Gdańska, w czasie którego przyznał się, że przekazał gazecie  informację, którą sam zmyślił. Jak przyznał zrobił to: „w celu pchnięcia do przodu sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek i sprowokowania błędu, który może popełnić osoba lub osoby, które mogą mieć związek z zaginięciem Iwony Wieczorek” – tłumaczył desperacko to kłamstwo, a po chwili dodał: „Proszę o zachowanie tego protokołu w tajemnicy przed mediami, ponieważ może to zaszkodzić mojej działalności”. Jak widać, prośba ta nie została spełniona.

Takich historii znalazłoby się zapewne więcej. jak choćby przy okazji sprawy Ewy Tylman, gdy Rutkowski najwyraźniej współpracował z „Faktem” przy wymyślaniu kolejnych sensacji: „Detektyw Krzysztof Rutkowski przedstawił kolejną szokującą hipotezę. Jego zdaniem zatrzymany w sprawie zaginionej Ewy Adam Z. „może być opętanym satanistą, który wykonał rytualną egzekucję na Ewie”. – donosił tabloid.

Niektóre osoby, których sprawy stały się bardzo medialne, a które miały do czynienia z Rutkowskim, nie chciały się wypowiadać o tym, jak to wszystko wyglądało za kulisami całego show. Tak było chociażby w przypadku Aliny Cichockiej, mamy nieżyjącej Wiktorii, której ciało w bestialski sposób porzucone zostało w przepompowni ścieków: – Nie chcę komentować współpracy z panem Rutkowskim – stwierdziła w rozmowie z Reporterem kobieta.

Z kolei Joanna Tutghushyan, mama innej tragicznie zmarłej – czternastoletniej Anaid, która rzuciła się pod pociąg po tym, jak została zgwałcona – opowiada: – Ja po prostu nie miałam tyle kasy, żeby go wynająć. Chciał zwołać konferencję, ale potem nie odpowiadał już na moje wiadomości, wiec nie chciałam być nachalna. Napisałam, że mam odłożone 5 tysięcy, ale nie odpisał już nic. Więc więcej się nie odezwałam. Chyba pisałam nawet w tej wiadomości, że może uda mi się zebrać więcej, ale słyszałam, że on bierze nawet i 20 tysięcy za sprawę. Tyle to ja nie miałam.

Niedawno Krzysztof Rutkowski na swoim facebookowym profilu zamieścił wpis: „W nocy z niedzieli na poniedziałek, między godziną 23.45 – 0.10 nieznani sprawcy podpalili myjnię parową, mieszczącą się na terenie placu sklepu budowlanego w Warszawie. Do akcji wkroczyli moi ludzie!”. Nie wiadomo, czy teraz biuro Rutkowskiego zajmuje się także gaszeniem pożarów i czy udało im się ugasić ten konkretny. Jeżeli nie sprawdzili się w roli strażaków, to może uda im się chociaż odnaleźć sprawcę podpalenia?

Mimo że Rutkowski show ma opanowane do perfekcji, to z rozwiązywaniem spraw, którymi tak chwalił się w mediach, bywało różnie, żeby nie powiedzieć, po prostu, że słabo. Do pracy i metod Rutkowskiego nade wszystko pasuje powiedzenie „z dużej chmury mały deszcz”. Może przyjdzie moment, w którym opinia publiczna zda sobie z tego sprawę.

Kilka ważnych zasad

 Aby nie stać się ofiarą niekompetencji detektywa, należy pamiętać o paru kwestiach. Po pierwsze, biuro czy agencja musi zatrudniać detektywów posiadających licencję, której okazania możemy sobie zażyczyć. Agencja, czy też biuro musi posiadać wpis do rejestru działalności regulowanej w zakresie usług detektywistycznych, prowadzonego przez Ministra Spraw Wewnętrznych. Detektyw bezwzględnie musi posiadać aktualne ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej, w związku z prowadzonymi czynnościami detektywistycznymi. Każdorazowo przed podjęciem usługi, detektyw musi zawrzeć z klientem umowę. Dobrze, gdy są w niej zawarte informacje, co do sposobu przetwarzania danych osobowych powierzanych detektywowi, oraz uzyskiwanych przez detektywa w toku sprawy. Profesjonalne biura i agencje legitymują się zgłoszeniem do GIODO, bowiem praktycznie w ramach każdej sprawy przetwarzane są dane osobowe. Po zakończeniu czynności, detektyw lub zatrudniający go przedsiębiorca zobowiązany jest do przekazania zleceniodawcy pisemnego sprawozdania z wykonanej usługi. Warto o tym wszystkim pamiętać, decydując się na skorzystanie z pomocy prywatnego detektywa – radzi Piotr Milczarski.

Zawód detektywa jest profesją zaufania publicznego. Często staje się on powiernikiem wielu tajemnic. Także tych, należących do najbardziej intymnych sfer. Dlatego korzystając z usług detektywa, powinniśmy mieć zapewnione bezpieczeństwo i komfort. Lojalność w stosunku do klienta, dyskrecja oraz umiejętność zachowania w tajemnicy okoliczności sprawy, to bardzo ważne cechy w tym zawodzie. Liczy się przecież człowiek i problem, z którym się zgłasza, a nie dążenie za wszelką cenę do rozgłosu.

Marta Bilska

 Reportaż pochodzi  z magazynu Reporter z 2015 roku.

 

Zobacz również: