Joanna Racewicz
foto: YouTube

Niepokojące wieści na temat Joanny Racewicz przekazała jej koleżanka z branży – Beata Tadla. Dziennikarka miała wypadek. Wiemy, co dokładnie się wydarzyło i w jakim stanie jest celebrytka.

Joanna Racewicz spóźniła się na spotkanie autorskie

Dzisiaj tj. we wtorek 24 stycznia o godzinie 18:00 w Muzeum im. Bolesława Biegasa miało odbyć się spotkanie autorskie Joanny Racewicz. Powodem była książka „Sypiając z Prezesem”, którą dziennikarka niedawno wydała.

Niespodziewanie spotkanie rozpoczęło się z opóźnieniem, gdyż Joanna Racewicz nie dotarła na czas na miejsce. Powodem okazał się wypadek samochodowy. O stłuczce poinformowała zebranych koleżanka celebrytki – Beata Tadla.

Dziennikarze dotarli do informatora według którego Joanna Racewicz jest w dobrym stanie i nie odniosła żadnych poważnych obrażeń. Niestety wypadek kosztował ją sporo nerwów i stresu. Warto dodać, iż stłuczka nie nastąpiła z winy byłej gwiazdy TVP.

„Samochód został lekko uszkodzony. Mężczyzna nie chciał spisać oświadczenia. Została wezwana policja. Okazało się, że chciał wymusić pierwszeństwo” – podali dziennikarze znanego tabloidu.

Dziennikarka przedstawiła okoliczności przykrego zdarzenia

Do stłuczki odniosła się sama zainteresowana. Po przybyciu na spotkanie autorskie Joanna Racewicz przeprosiła zebranych gości. „Ja bardzo państwa przepraszam. W najczarniejszym scenariuszu nie przypuszczałam, że to się wydarzy” – przyznała.

„Jechałam do Państwa al. Niepodległości, główną drogą. Rozmawiając z moją kochaną Agnieszką, którą kocham nad życie, która jest po prostu, jak moja grupa wsparcia. Mówię, 'Agnieszka, ja już jadę, będę za moment’. Ona dzwoniła do mnie pół godziny wcześniej: 'Jedź, bo Jerozolimskie zakorkowane’. No więc pędzę. Rzeczywiście nie ruszyłam od razu, kiedy samochody ruszyły przede mną, no i to był błąd, bo pan z Filtrowej pomyślał, że go przepuszczam. Ja się spieszę do pracy, więc go nie przepuściłam, no i oczywiście jest bum!” – wyjaśniła Joanna Racewicz. „Aż mi krew odpłynęła, zrobiło mi się słabo, blado. Mówię: 'proszę pana błagam, to bardzo ważny dla mnie wieczór, pan jest na podporządkowanej drodze, to jest pana wina” – dodała.

Sprawca wypadku miał jednak inne zdanie niż Joanna Racewicz. Celebrytka próbowała przekonać mężczyznę, że nie ma racji. „Proszę mi wierzyć, uruchomiłam wszystkie znajomości. Przydała mi się praca w newsach i zapraszanie rzeczników prasowych oraz innych bardzo ważnych panów mundurowych. Wytłumaczyłam o co chodzi. Naprawdę czasem to się przydaje, a to była wyższa konieczność” – zaznaczyła dziennikarka.

W końcu Racewicz zadzwoniła na numer alarmowy 112, ale usłyszała, że musi czekać aż dwie godziny na policjantów, gdyż jest ślisko i jest bardzo dużo podobnych zdarzeń. Ostatecznie dzięki znajomościom, udało jej się „załatwić” patrol policji, który zajął się jej stłuczką.

źródło: Pomponik

Zobacz również: