

Tomasz Stockinger zdobył się ostatnio na bardzo poruszające wyznanie. Aktor serialu „Klan” opowiedział o dramatycznych momentach, które przeżył w ciągu minionych lat.
Jubileusz serialu „Klan” stał się okazją do wzruszającego wyznania Tomasza Stockingera
„Klan” to najstarszy ciągle nagrywany polski serial. Warto odnotować, iż w tym roku minie 25 lat od emisji pierwszego odcinka produkcji TVP. Od samego początku jedną z głównych ról odgrywa w nim Tomasz Stockinger. Aktor wciela się w rolę doktora Lubicza.
Wspomniany jubileusz stał się okazją do wspomnień i osobistych wyznań. Tomasz Stockinger we wzruszających słowach opowiedział o najbardziej dramatycznych dla niego momentach związanych z pracą na planie „Klanu”.
Odwtórca roli doktora Lubicza przyznał, że bardzo bolesna okazała się dla niego śmierć aktorów, którzy grali jego serialowych rodziców. Mowa o Zygmuncie Kęstowiczu i Halinie Dobrowolskiej.
Aktora łączyła wyjątkowa więź z serialowym ojcem
Niespodziewanie gwiazda TVP opowiedziała o niezwykłej relacji jaka przez lata wytworzyła się między nim a Kęstowiczem. „Najczęściej spotykaliśmy się podczas kręcenia scen rodzinnych, w dużym gronie, ale dla mnie Zygmunt Kęstowicz to taki mój „ojciec” teatralny. Zacząłem pracę po szkole teatralnej w 1978 roku. Dostałem wtedy bardzo ważną rolę Jontka w „Krakowiakach i Góralach” w Teatrze Dramatycznym – moim pierwszym miejscu pracy. I właśnie tam miałem dużo do czynienia z Zygmuntem Kęstowiczem. Razem mieliśmy kilka scen i on mnie strasznie ciepło i ze zrozumieniem przyjął, tego wystraszonego, zdenerwowanego i stremowanego studenta, adepta sztuki teatralnej, który debiutował w renomowanym teatrze prowadzonym wtedy przez Gustawa Holoubka. Więc on kojarzyć mi się zawsze będzie z inicjacją teatralną. Był bardzo opiekuńczy i widząc, że ja z nerwów potykam się o własne nogi, bardzo mnie wspierał – zawsze będę mu za to wdzięczny. Za to ciepło, otwartość i prawość. Mogę powiedzieć, że to była najwyższa klasa, jeśli chodzi o relacje zawodowe i koleżeńskie. To ta stara szkoła, czyli szacunek, serdeczność i wrażliwość na drugiego człowieka. Dziś niestety to się pozmieniało i to na niekorzyść” – nie krył Tomasz Stockinger.
Z dużym smutkiem mężczyzna przyjął także wiadomość o śmierci swojej serialowej matki. „Te smutne odejścia. Właśnie Zygmunta Kęstowicza, Haliny Dobrowolskiej – czyli moich serialowych rodziców. Niestety przedwcześnie odeszli, zwłaszcza Halina, która walczyła z nowotworem. Mimo choroby mobilizowała się na zdjęcia, długo ukrywała chorobę – niestety w pewnym momencie się nie dało. Pamiętam jej pogrzeb na Powązkach – to był taki moment, gdzie fikcja mieszała się z życiem” – wyznał.
Ekipa „Klanu” jest niczym rodzina
W bardzo wzruszających słowach aktor wypowiedział się też na temat zmarłej kilka lat temu Agnieszki Kotulanki. „Na zawsze zostanie też smutek po odejściu Agnieszki Kotulanki, czyli mej serialowej żony” – stwierdził. „Niestety z serialem pożegnało się też wiele osób z ekipy technicznej. Jednak gdy się razem pracuje tak długo, śmierć pojawia się i nas dotyka. Bo jeśli się spędza ze sobą tyle czasu, to my naprawdę jesteśmy jak rodzina i to nie tylko ta ekranowa. Wszystkich, którzy odeszli mam w pamięci i w sercu” – dodał.
źródło: goniec.pl