wybuch gazu

Wygląda na to, że obecne kłopoty rządu z inflacją, to dopiero początek. Już wkrótce może czekać nas gigantyczny paraliż, a przed rządem jedno z najtrudniejszych wyzwań – jak znaleźć pieniądze, których nie ma.

Paraliż całego kraju? Zamierzają postawić na swoim

„Albo rząd wygospodaruje w budżecie pieniądze na 20 proc. podwyżki inflacyjne dla całego sektora budżetowego, w którym pracuje co piąty Polak, albo opustoszeją szkoły, szpitale, urzędy, sądy.” – czytamy w materiale portalu money.pl.

Okazuje się, że sektor budżetowy jest zdeterminowany do walki o swoje. Tym razem nikt nie zamierza odpuścić rządowi Prawa i Sprawiedliwości zwłaszcza w obliczu szalejącej inflacji.

„W połowie maja trzy największe centrale związkowe: NSZZ” Solidarność”, OPZZ oraz Forum Związków Zawodowych (FZZ) wspólnie uzgodniły, że wyjdą z żądaniem 20-proc. podwyżek wynagrodzeń. Podwyżki te mają pracownikom zrekompensować dotychczasowe bardzo niskie wskaźniki waloryzacji wynagrodzeń.” – informuje money.pl.

Problem jednak w tym, że rząd odpowiada, że podwyżki już były, a na kolejne trzeba poczekać, bowiem w tym momencie nie ma wygospodarowanych pieniędzy. „Walka pomiędzy związkowcami z budżetówki a rządem – czyli ich pracodawcą – wchodzi w nowy etap, który może skończyć się paraliżem państwa.” – przyznaje Grzegorz Sikora, dyrektor ds. komunikacji w FZZ.

Na strajkach może się nie skończyć, bowiem w urzędach może dojść do masowego odpływu pracowników. „Z urzędów odejdą nie tylko źle opłacani młodzi urzędnicy, ale też ci doświadczeni, którzy nabędą wkrótce prawo do emerytury. Niektórzy koledzy wyliczyli, że ich przyszłe świadczenie w ZUS przewyższy obecnie otrzymywane wynagrodzenie” – prognozuje z kolei przewodniczący Krajowej Sekcji Administracji Skarbowej NSZZ „Solidarność”, Tomasz Ludwiński.

źródło: money.pl

Zobacz również: