

Wstrząsające informacje obiegły ogólnopolskie media. Chodzi o wypadek w szkole, w wyniku którego zmarł 10-letni chłopiec. Gazeta „Fakt” donosi, że brakowało karetek pogotowia, a najbliższy śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego też nie mógł przylecieć. Nie wiadomo, jak zakończyłaby się akcja ratunkowa, gdyby w pobliżu rzeczywiście były zespoły ratownictwa medycznego.
Nie żyje 10-letni chłopiec. Wypadek w szkole podczas lekcji wychowania fizycznego
Jako jedni z pierwszych o całej sprawie napisali dziennikarze „Faktu”. Na stronie internetowej tego medium czytamy, że do wypadku doszło w szkole w Kostomłotach, w województwie dolnośląskim. 10-letni chłopiec podczas lekcji wychowania fizycznego miał spaść z drabinki i stracić przytomność. To, co rozegrało się później, przechodzi ludzkie pojęcie.
Po tym, jak wydarzył się wypadek w szkole, natychmiast zadzwoniono na numer alarmowy. Tam jednak olbrzymie zaskoczenie. „Do akcji ratowniczej jako pierwsi wyruszyli strażacy, bo żadna karetka nie mogła przyjechać na czas. Nie mógł też przylecieć zespół ratowniczy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego z pobliskiego Wrocławia.” – donosi „Fakt”.
Ostatecznie, na miejsce wypadku do szkoły ściągnięto zespół Lotniczego Pogotowia Ratunkowego z Opola. Chłopca niestety nie udało się uratować. Na pytanie, dlaczego brakowało medyków, odpowiedziała rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. „Śmigłowiec z Wrocławia był zajęty, zadysponowany do innej akcji.” – przyznała Justyna Sochacka na łamach „Faktu”.
Teraz prokuratura i policja badają wypadek w szkole. Wyjaśniane są jego okoliczności i przyczyny. Na ten moment służby nie udzielają żadnych informacji. Wiadomo jedynie tyle, że opinia publiczna wstępne przypadku wypadku, w wyniku którego śmierć poniósł 10-letni chłopiec, ma poznać w najbliższy poniedziałek.
O problemie z dostępnością karetek pogotowia rozpisała się gazeta „Fakt”. „W wielu miejscach w całej Polsce brakuje załóg karetek, bo pracownicy protestują przeciwko niskim płacom i fatalnym warunkom pracy. Wielu z nich złożyło wypowiedzenia lub poszło na zwolnienia lekarskie. Inni po prostu nie biorą nadgodzin i już tylko to powoduje, że na dyżurach często nie ma odpowiedniej liczby zespołów ratownictwa medycznego.” – czytamy w internetowym wydaniu tego medium.
Choć dziś nikt nie odpowiedział na pytanie, czy jeśli pomoc nadeszłaby wcześniej, to wypadek w szkole nie zakończyłby się tak tragicznie, to takie głosy się pojawiają. Wszystko będzie przedmiotem prokuratorskiego i policyjnego wyjaśnienia.
źródło: Fakt, media