Chełm: mężczyzna jechał z uwiązanym do zderzaka psem. Zwierzę było wręcz skatowane, kiedy kobieta będąca świadkiem wydarzenia zareagowała. Wobec kierowcy wyciągnięto już konsekwencje.
Jak wynika z relacji kobiety mężczyzna jechał jedną głównych dróg Chełma. Ciągnął za samochodem uwiązanego liną psa. Portal dziennikwschodni.pl dotarł do relacji świadków tego zdarzenia, do którego doszło w zeszły piątek.
„Ruch był bardzo duży. Czekałam za wyjazd spod Carrefoura w ul. Lwowską, chciałam skręcić w lewo. Przed moim autem, wolno przejechał biały peugeot. Widziałam dokładnie, jak za autem coś się ciągnie. Byłam przekonana, że to jakaś szmata na niebiesko-czarnej lince, ale jak się przyjrzałam dokładnie zobaczyłam, że to zmaltretowany pies. Nie mogłam w to uwierzyć!” – opowiadała 30-latka, która widziała całe zdarzenie.
„Ruszyłam za nim, żeby go zatrzymać. Patrzyłam przez łzy na krwawą smugę na asfalcie. Pies musiał strasznie cierpieć. Na al. 3 Maja do pościgu przyłączyły się kolejne dwa auta. Wszyscy, nawet ci kierowcy, którzy jechali z przeciwka, mrugali światłami, używali klaksonów” – dodała.
[irp]
Chełm: mężczyzna poniósł konsekwencje swojego czynu
Ostatecznie, dzięki współpracy kierowców udało się zatrzymać kierowcę Peugota. Jak opowiada kobieta po zatrzymaniu mężczyzny pojawiło się sporo wyzwisk w jego kierunku. Gdyby nie fakt, że w drodze już była policja doszłoby do linczu.
Co więcej po zatrzymaniu mężczyzna chciał ukryć zwłoki pas w worku, który wyjął z bagażnika. Na to jednak nie pozwolili mu zgromadzeni ludzie. Jak zrelacjonowali świadkowie widok był naprawdę makabryczny. „Ze sznurka zwisał zakrwawiony strzęp ciała. Jeden bok pieska był zupełnie oskórowany” – czytamy w relacji opisanej przez Dziennik Zachodni. „Popłakaliśmy się wszyscy” – dodała 30-latka.
Pies nie przeżył. Resztki ciała zwierzęcia zabezpieczono do badań. 63-letniemu mieszkańcowi gminy Chełm za ten czyn grozi kilka lat pozbawienia wolności.Został on zatrzymany przez policję i trafił do aresztu. Usłyszał już zarzuty, sam jednak odmówił składania wyjaśnień.
Podczas rozmowy z prokuratorem przyznał jedynie, że był to jego pies. Nie wytłumaczył jednak dlaczego tak postąpił. Mężczyznę zwolniono już z aresztu za kaucją równą 5 tysiącom złotych. Jest on jednak pod stałym dozorem policji.
źródło: Dziennikzachodni.pl
[irp]