Upośledzony umysłowo Piotr Mikołajczyk oskarżył się sam. Uwierzył policjantom, że dostanie niższy wyrok. Dostał … dożywocie – za zabicie siekierą w 2010 roku dwóch kobiet. Podczas rozprawy zaprzeczył morderstwu. Sąd mu nie uwierzył. Nie dał też wiary w informacje o biciu przez policjantów i manipulowaniu jego zeznaniami.
– Dla śledczych był idealną ofiarą – przekonuje mnie Marta Mielczarek, siostra cioteczna skazanego – Piotrek ma zaledwie 62 IQ. To poziom inteligencji graniczący z tzw. debilizmem. Zachowuje się jak dziecko, niespełna 12 -letni chłopiec, choć dziś ma 27 lat – dodaje.

dsc_3765_marta_mielczarek_siostra_cioteczna_skazanego_i_

Piotr Mikołajczyk podczas przesłuchania przyznał się do zabójstwa 80-letniej kobiety i jej 44-letniej córki, we wsi Tłokinia Wielka koło Kalisza. W to samooskarżenie nie uwierzyli najbliżsi, ani adwokat z urzędu i prawnicy z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Zarzucali brak dogłębnych badań biegłych psychologów oraz sugerowanie i wymuszenie zeznań od podejrzanego podczas przesłuchania w komendzie policji. Nikt go nie nagrywał, choć prawo na to zezwalało. Zeznania Piotra Mikołajczyka w formie spisanej, składały się ze zdań wielokrotnie złożonych, z bogatym słownictwem, także prawnym. W rzeczywistości potrafił wykrztusić z siebie jedynie kilka prostych słów.
– Przyznał się do zabójstwa, bo bał się policji. Wrobili go w to morderstwo, a przecież on jest upośledzony umysłowo w stopniu lekkim – mówi oburzona siostra skazanego – Nawet nie wiedział, co oznacza dla niego wyrok dożywocia z 2012 roku. Nie zdawał sobie sprawy, że nie wyjdzie już zza krat.
 Policja chciała sukcesu
 Jego siostra była zrozpaczona bezwzględnością policji, opiniami biegłych o jego poczytalności, bezdusznością sądu. Oburzenia nie kryła też ambitna adwokat z urzędu, która mimo urzędowej (czytaj: niskiej) gaży za reprezentowanie podejrzanego, postawiła sobie za punkt honoru udowodnienie jego niewinności. W ostrych słowach krytykowała – co zdarza się rzadko – skład sędziowski w Kaliszu.
– Sąd pierwszej instancji przybrał rolę prokuratora, próbującego wydobywać w sposób wybiórczy, na niekorzyść oskarżonego, zapisy z protokołów rozpraw, opinii świadków i biegłych. Sąd w sposób ironiczny, niekiedy lekceważący odnosił się do oskarżonego – mówi z powagą Monika Krenc, adwokat z urzędu.
Opinia biegłych mogła być dla sądu decydującą o winie Piotra Mikołajczyka. Ci badali go dopiero po 9 miesiącach od zabójstwa, to jest wtedy, gdy zatrzymała go policja. Stwierdzili, że w dniu morderstwa był poczytalny. Sąd dał wiarę opinii biegłych.
– Czy to możliwe, żeby nagle wyzdrowiał upośledzony umysłowo, który powtarzał dwa razy przedszkole i pierwszą klasę. W przedszkolu nie był w stanie dać rady nauczyć się tego, co było wymagane do pierwszej klasy. Ledwo skończył sześć klas „podstawówki”. Miał skierowanie do szkoły specjalnej. Nawet jej nie rozpoczął! Poza tym on nie skrzywdziłby muchy – dodaje siostra.
Przez wiele miesięcy policja nie potrafiła wpaść na trop sprawcy bestialskiego mordu. To był wstyd. Niewyjaśnione podwójne zabójstwo, psuło statystykę wykrywalności przestępstw. Śledczy musieli odczuwać presję szefów, aby znaleźć sprawców. Za sukces szykowała się „polana lukrem” premia, co – przy niskich pensjach funkcjonariuszy – miało istotne znaczenie.
Na Piotra Mikołajczyka trafili przypadkowo. Ktoś w wiosce powiedział policji, że w czasie morderstwa u sąsiada zamordowanych pracował parobek, który wyjechał z wioski następnego dnia po morderstwie. Tym pomocnikiem gospodarza był właśnie Piotr Mikołajczyk. Pracował na czarno i zaledwie za 200 złotych miesięcznie, ale w nagrodę za pomoc w gospodarstwie dostawał jeszcze wódkę. Policjanci zatrzymali go – po 9 miesiącach od zabójstwa – w rodzinnej wiosce, w Brzegu w łódzkiem. Przesłuchiwało go jednak trzech specjalistów, z których jeden zastosował metodę na „dobrego policjanta”. Ten „dobry” obiecał przychylność sędziów, jeśli przyzna się do winy.
– Funkcjonariusze poinformowali Piotra Mikołajczyka o tym, że mają dowody obciążające go. Nie mieli żadnych – dodaje Marcin Wolny – prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka To jest skandal, dramat.
– Dlaczego pan sam się oskarżył? – pytam Piotra Mikołajczyka.
– Straszyli mnie psy, no policjanci, w Kaliszu. Krzyczeli, bili. Po nerkach, z przodu – wspomina Piotr Mikołajczyk.
– Zeznał pan w sądzie, że bito pana podczas przesłuchania?
– Adwokat mówił. Na komisariacie policjanci mówili mi, jak to było, i pokazali zdjęcia zabójstw. W dniu zatrzymania byłem na kacu. Przyznałem się niepotrzebnie. Dla świętego spokoju.
Nikt nic nie słyszał
– To faktycznie zaskakujące. Wygląda na to, że 22-letni mężczyzna o ograniczonym w stopniu lekkim rozwoju umysłowym, dokonał zbrodni niemal doskonałej – ironizuje siostra skazanego.
Zamordowane kobiety miały liczne rany ciosane na głowie i dłoniach. Jedna z nich leżała w kałuży krwi. Piotr Mikołajczyk nie zostawił żadnych śladów, choć krew podczas mordu musiała tryskać dookoła. Nie odnaleziono też jego DNA, a tego dnia był już po kilku piwach.
– W biały dzień?! Nikt nic nie słyszy, nic nie widzi. Morderca idzie przez wieś. Musiał być zakrwawiony. Policja przyjeżdża z psem tropiącym. Nie wierzę, że nie wytropiłyby Piotra, gdyby był mordercą, np. w stodole u sąsiada, w której spał – mówi siostra.
Marta Mielczarek postanowiła walczyć o brata. I to nie o mniejszy wyrok, lecz o uniewinnienie. Była dla niego jedyną nadzieją. Ojciec zmarł tuż po aresztowaniu. Psychicznie chora matka oraz brat, ciągnący ledwo koniec z końcem na niewielkiej gospodarce, nie byli w stanie nic zrobić. Miała szczęście. Trafiła na wyjątkową adwokat z urzędu – Monikę Krenc. Mecenas nie mogła pogodzić się z brakiem logiki wyroku.
– Czy po 9 miesiącach od zabójstwa można pamiętać, że trzeci listopada to była środa, skoro skazany nie miał zegarka ani telefonu, a spał w stodole lub samochodzie. Przecież to nieprawdopodobne? – mówi z ironią Monika Krenc.
Wniosła apelację. Sąd Okręgowy w Kaliszu zmienił wyrok na 25 lat więzienia. To orzeczenie zaskarżyła także.
fot-2
dsc_3844_marta_mielczarek_siostra_cioteczna_skazanego_po Marta Mielczarek jeździła na wszystkie rozprawy brata. Podobnie jak Marcin Wolny, z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wierzy w niewinność Piotra
Ta sprawa toczy się o życie – to słowa Moniki Krenc. Wraz z Marcinem Wolnym, z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, obnażyli brak profesjonalizmu śledczych i niedostatki wymiaru sprawiedliwości. Lista ich uwag była długa.
– Nie przeprowadzono opinii biegłych z zakresu daktyloskopii. Policja powinna stwierdzić, kto był w miejscu morderstwa. Znaleziono krwawy odcisk dłoni. Nie wiadomo czyjej: ofiary czy sprawcy. Odciski podejrzanego Piotra Mikołajczyka nie pasowały do śladów osób, które tam były – wylicza Marcin Wolny.
Wrobili go w morderstwo
 Jeden z policjantów przyznał w sądzie, że podczas przesłuchania śledczy wmawiali podejrzanemu, iż mają dowody jego winy. Nie mieli jednak żadnych. Drugi funkcjonariusz oświadczył, że sugerowali podejrzanemu przebieg zabójstwa, a tego robić nie wolno. Palnął. Nie miał świadomości tego, co powiedział. Sąd w Kaliszu przyjął, że to zostało źle zaprotokołowane – uśmiecha się gorzko Marcin Wolny – Przyznanie się do winy w protokole z przesłuchań, to są słowa policjantów, którzy go przesłuchiwali, a nie podejrzanego Piotra Mikołajczyka. Instruowali go, jak wyglądało zdarzenie. Sąd powinien odpowiedzieć na pytanie: Czy osoba o takim niskim ilorazie inteligencji jest w stanie zrozumieć akt przyznania się do winy i czy potrafi w prosty, żołnierski sposób wytłumaczyć policjantom szczegóły morderstwa. Jeżeli on nie jest stanie zapamiętać swojego ostatniego dnia, to trudno, żeby pamiętał tego typu wydarzenie – dodaje.
– Policjant napisał, że Piotr przez jakiś czas zaprzeczał zabójstwu, po czym zaczął spontanicznie zeznawać. Przepraszam, że przeklnę, ale ja kurwa w życiu nie słyszałam, aby Piotr mówił spontanicznie, sam z siebie – mówi z wściekłością jego siostra cioteczna Marta Mielczarek.
– Funkcjonariusze wrzucali go pod zimną wodę. Zaprzeczali temu w sądzie i sąd dał im wiarę. Skazany jest rozwinięty umysłowo na poziomie 12-latka. Takie osoby muszą być przesłuchiwane w obecności przedstawiciela ustawowego – rodzica i dodatkowo biegłego psychologa, który baczy, aby naiwność dziecka nie została wykorzystana – tłumaczy Monika Krenc.
Adwokat przypominała wykładnię Sądu Najwyższego o tym, że samo przyznanie się do winy, przy braku innych dowodów, nie jest wystarczające do skazania. Sędziowie w Kaliszu podkreślali, że Piotr Mikołajczyk podał szczegóły morderstwa, które znać mógł tylko on. Obrońca i Helsińska Fundacja Praw Człowieka jednak dalej walczyli o uniewinnienie. Po czterech latach doszło do kolejnej rozprawy apelacyjnej w Łodzi.
Prokurator Halina Tokarska z Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi, żądała utrzymania kary 25 lat więzienia. Jej zdaniem Piotr Mikołajczyk zabił rozmyślnie: – Oskarżony znał tyle szczegółów zdarzenia, miejsca usytuowania zwłok, sposobu działania. Pogrążył się, bo o tych szczegółach mógł wiedzieć tylko sprawca.
Według Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: – Wszystkie szczegóły, które podał pan Piotr, były znane policji – za wyjątkiem tych, które się nie potwierdziły.
– Przecież tydzień po złożeniu wyjaśnień przed prokuratorem i biegłymi, Piotr Mikołajczyk nie potrafił nic powtórzyć z przebiegu tego zabójstwa. Trzeba pamiętać, że jest osobą upośledzoną, niedojrzałą, podatną na sugestie – dodaje obrońca.
fot-3
Sąd Apelacyjny w Łodzi utrzymał wyrok 25 lat więzienia. Helsińska Fundacja Praw Człowieka zapowiedziała wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego. Dalej walczy o uniewinnienie upośledzonego umysłowo. Piotr Mikołajczyk będzie czekać na wyrok kolejnych kilka lat.
– Zdaniem biegłych, Piotr Mikołajczyk, mimo niskiego stopnia inteligencji był poczytalnym – stwierdza prokurator.
 Prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oczekiwał od biegłych stwierdzenia, czy mogło dojść do samooskarżenia z powodu deficytów umysłowych Piotra Mikołajczyka i okoliczności jego przesłuchania.
– To niestety nie zostało zbadane. Poza tym, nie ma jasnego przełożenia niepełnosprawności intelektualnej na niepoczytalność czynu – wyjaśnia Marcin Wolny.
Fundacja przypomniała głośny przypadek Tomasza K. – upośledzonego psychicznie w stopniu umiarkowanym, którego sąd skazał za mord na tle seksualnym, w 2002 roku w Lisewie Malborskim. 10-letni chłopiec zginął od 17 ciosów nożem. Sąd Okręgowy w Gdańsku wymierzył 30-letniemu mężczyźnie karę 15 lat więzienia. Tomasza K. uratowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Otrzymała od niego list z drastycznym opisem przesłuchania i wymuszenia zeznań.
– Udało nam się wykazać, że nigdy nie zabił. Do samooskarżenia przekonali go policjanci, w zamian między innymi za obietnice skierowania na leczenie do szpitala i podarowania mu kurtki moro. Pozwolili mu także postrzelać z pistoletu bez naboi – wspomina z ironią Adam Bodnar – ówczesny wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka a obecnie Rzecznik Praw Obywatelskich.

 

Tomasz K. przesiedział w więzieniu blisko cztery lata. Sąd Okręgowy w Gdańsku przyznał mu 300 tysięcy złotych odszkodowania.
Wieś wie, ale milczy
Marta Mielczarek jeździła na wszystkie rozprawy brata. Także do Tłokini, z nadzieją, że ktoś naprowadzi ją na trop mordercy. To duża wioska. Dom przy domu. Wiadomo, jak to na wsi, wszyscy wiedzą, co się dzieje u sąsiada: – Jednak nikt w całej wiosce nic nie widział. Nikt nie chciał się mieszać.

dsc_3844_marta_mielczarek_siostra_cioteczna_skazanego_po

Pojawiły się głosy sugerujące, iż tego mordu mógł dokonać ktoś inny w celach rabunkowych. Barbara Ubysz, siostra i córka zamordowanych kobiet podejrzewała, że podłożem zabójstwa były nieuregulowane sprawy komornicze dotyczące domu jej rodziny oraz zamiar przejęcia nieruchomości. Przez kogo, tego powiedzieć nie chciała. Miejscowy ksiądz też był tajemniczy:
– Powiedział: „Wieś wie, ja wiem, ale jeżeli wieś nie mówi, to ja tym bardziej nie powinienem powiedzieć” – wspomina Marta Mielczarek.
Nie poddała się. Nagłośniła sprawę brata w mediach. Odwiedzała go w aresztach regularnie. Od któregoś ze współwięźniów brata usłyszała, że po dwóch tygodniach przestanie widzieć kraty. Nie przestała. Nie zapomniała też pierwszego widzenia, gdy nie pozwolono jej na osobisty kontakt z bratem. Chciała przekazać informację o śmierci jego taty. W sali odwiedzin oddzielała ich szyba. Mogła do niego mówić tylko przez słuchawkę telefonu.
W areszcie przy Smutnej w Łodzi Piotr Mikołajczyk czekał na orzeczenie sądu. Ten mógł go uniewinnić lub przekazać sprawę do uzupełnienia dowodów.
– Miał pan świadomość, co oznaczało przyznanie się do zabójstwa.
– Tak – odpowiada po dłuższym zastanowieniu Stwierdzili, że mają wszystkie dowody, dlatego się przyznałem. Teraz się okazało, że nie mają nic.
– Czuje się pan wrobiony?
– Trochę. Siedzieć za niewinność? Zobaczymy, jaki będzie wyrok. Na nic się nastawiam.
Sąd Apelacyjny w Łodzi utrzymał wyrok 25 lat więzienia. Helsińska Fundacja Praw Człowieka zapowiedziała wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego. Dalej walczy o uniewinnienie upośledzonego umysłowo. Piotr Mikołajczyk będzie czekać na wyrok kolejnych kilka lat.

 ***
W grudniu 2108 roku Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar złożył kasację w sprawie mężczyzny z niepełnosprawnością umysłową, skazanego za podwójne morderstwo w Tłokini Wielkiej koło Kalisza – poinformowano na stronie internetowej RPO. Zdaniem Rzecznika w tej sprawie jest tak wiele niejasności, że powinna być ponownie zbadana przez Sąd Najwyższy. „Wątpliwości budzą okoliczności, w jakich niepełnosprawny umysłowo Piotr M. przyznał się do zbrodni. Czy nie potwierdził tylko tego, co podpowiedzieli mu policjanci?” – zwrócił uwagę Adam Bodnar.

Adam Bogoryja-Zakrzewski
Fot. Adam Bogoryja-Zakrzewski
 

Zobacz również: