Stał w drzwiach. Miał torbę podróżną i przerzucony przez rękę płaszcz. Ubrany był w szary garnitur, w jakim często widywano go za życia. Powiedział, że przyjechał na rekolekcje, które akurat odbywały się w parafii. Poza tym zbliżała się rocznica jego śmierci. Gdy przybywają do nas dusze czyśćcowe, nie czujemy lęku. Proszą o mszę lub modlitwę. Przypominają, że my także jesteśmy śmiertelni.

Ten tekst jest owocem rozmów, jakie w ciągu wielu lat pracy prowadziłem. Najczęściej odbywało się to przy okazji realizowania całkiem innych tematów. Ze zgromadzonych relacji powoli wyłaniał się obraz rzeczywistości, którą oficjalna nauka Kościoła nazywa obcowaniem dusz.

Nieprzypadkowo relacje takie przekazywały za każdym razem kobiety. To one mają jakąś wrodzona umiejętność instynktownego wyczuwania tamtego świata. Wśród kobiet mających zdolność do obcowania z duszami czyśćcowymi było wiele świętych i błogosławionych. W gronie tym znalazła się na przykład nasza błogosławiona siostra Faustyna Kowalska. Zwykłe osoby, nietknięte nimbem świętości, też mają takie doświadczenia.

– To było przed rekolekcjami i imieninami mojego niedawno wtedy zmarłego teścia – opowiada nam pani Zofia, mieszkanka gminy Nowa Sucha. – Zawsze po takiej mszy, przygotowywałam jakiś poczęstunek i jechaliśmy do domu teściów. Pamiętam, jak obudziłam się w noc poprzedzającą mszę. Zobaczyłam teścia stojącego w drzwiach. Był ubrany w ten sam, szary garnitur, jaki zakładał w odświętne dni za życia. Miał torbę podróżną i kurtkę przerzuconą przez rękę.

Kobieta nie czuła lęku, tylko zaskoczenie. Zapytała: – Co ty tu robisz?

Wtedy zjawa odparła, że przybyła na rekolekcje i na swoje imieniny.

– Imieniny miały być za trzy dni i ja go cały czas po tym zdarzeniu czułam tutaj w domu. Gdy pojechaliśmy w końcu na tę imprezę, w pewnym momencie wzdrygnęłam się, po miałam takie odczucie, jakby ktoś się nade mną, nachylił zza oparcia krzesła. Nikogo tam jednak nie było. Od tamtej pory zawsze zamawiam mszę za teścia i dochowujemy tradycji organizowania tych imieninowych spotkań – dodaje kobieta.

Budował drogi w zaświatach

Do naszej czytelniczki z Młodzieszyna przyszedł z kolei we śnie pradziadek. Mężczyzna długo chorował przed śmiercią. Twardo stał jednak przy swoim i nie chciał uczęszczać na msze święte: – To było nawet zabawne, bo miał 93 lata i jak go przekonywałyśmy, by poszedł do kościoła, to odpowiadał, że jeszcze się zdąży nachodzić – opowiada pani Agnieszka.
Krótko po śmierci pradziadka, mężczyzna przyśnił się naszej rozmówczyni: – Opowiadał, że ma tam bardzo ciężko, że musi pracować przy budowie dróg. Nie może nigdzie przysiąść, odpocząć. Nie pozwalają mu nawet oprzeć się na łopacie i złapać oddechu. Kiedy się tylko obudziłam, postanowiłam dać na msze za duszę pradziadka – relacjonuje czytelniczka.
W samym śnie nie byłoby może niczego dziwnego. Zaskakujące jest to, że w nocy po odprawieniu mszy świętej, pradziadek znów odwiedził we śnie panią Agnieszkę. Tym razem powiedział, że jest mu już lepiej. – Mówił, że jeszcze długa droga przed nim, ale przynajmniej dają mu się od czasu do czasu oprzeć na tej łopacie. Powiedział też, że znalazł taki stary kapeć i choć na tym kapciu może sobie na moment przysiąść i odpocząć – dodaje dziewczyna.

Kobieta z gminy Iłów doświadczyła zaświatowej interwencji swojej zmarłej matki – przeciwniczki alkoholu. Matka zawsze za życia denerwowała się na nią, bo wracając z Iłowa, kobieta lubiła wstąpić do znajomych, gdzie – nie ma co ukrywać – skonsumowała niejedno tanie wino.

Przez jakiś czas po pogrzebie matki, kobieta starała się jednak trzymać z daleka od tego towarzystwa. Po miesiącu stwierdziła, że chyba może już sobie pozwolić na małe co nieco. Akurat unosiła butelkę do ust, gdy nagle ta – bez żadnej widocznej przyczyny – wypadła jej z ręki i rozbiła się o podłogę. Kobieta była zszokowana. Wiedziała jednak o co chodzi. – Dobrze, już dobrze, mamo. Zrozumiałam – powiedziała tylko i bez słowa opuściła zaskoczone towarzystwo.

Gdybym żył byłoby inaczej

Pani Zofia wychowała się w Iłowie. Ojca nie znała. Zmarł przed narodzeniem córeczki. W swoim życiu wielokrotnie doświadczała opieki nieżyjącego rodzica. Pierwszy raz, gdy wychodziła za mąż. Strasznie wtedy płakała, bo ciotki chciały ją zmusić, by poszła do ołtarza w sukni ślubnej po starszej siostrze. Dziewczynie przyśnił się wtedy ojciec, który zapewnił: „Nie płacz, będziesz miała nową suknię”. – Gdy rankiem opowiedziałam ten sen mamie, zapewniła, że zrobi wszystko, żebym tę suknię faktycznie miała – opowiada kobieta.

Drugi raz ojciec odwiedził ją, po urodzeniu pierwszego dziecka: – To było we Wszystkich Świętych. Spałam akurat z synkiem na tapczanie. Obudziłam się i widzę nad sobą ojca. Znałam go tylko ze zdjęcia – opowiada. – W ogóle się nie bałam. Nachylił się i spojrzał na dziecko.

– Przyszedłem cię odwiedzić – powiedział. – Jak tam ci się powodzi córko? Jedno dziecko masz? Gdybym ja żył, to byłoby zupełnie inaczej – dodał na koniec.

Wielu może zbyć te relacje pobłażliwym uśmiechem. Dla innych będzie to przykład wiejskiego folkloru. Dla wierzących takie wizyty mają jednak swój wymiar. Oficjalna nauka Kościoła mówi wyraźnie, że dusze czyśćcowe mogą się ukazywać wybranym osobom żywym, na mocy planu Bożej Opatrzności.

Zwrócić trzeba uwagę, że w takich przypadkach nigdy nie chodzi o straszenie żywych. Osoby doświadczające takich wizyt nigdy nie czują lęku. Odwiedziny te mają bowiem konkretne zadanie. Sygnalizują potrzebę modlitwy za zmarłych. Uświadamiają przemijalności ludzkiej egzystencji na tym świecie. Ponadto wzywają do czynienia pokuty z myślą o przyszłym zbawieniu.

Wojciech Czubatka

Zobacz również: