![1](https://newsbook.pl/wp-content/uploads/2016/11/1-5-696x522.jpg)
![1](https://newsbook.pl/wp-content/uploads/2016/11/1-5-696x522.jpg)
To, co wydarzyło się tej nocy, będzie pamiętać na zawsze. Była godzina czwarta nad ranem, gdy poczuła lekkie ściąganie kołdry. Otworzyła oczy i w półśnie podciągnęła nakrycie pod brodę, ale kołdra znów zaczęła się zsuwać. Pomyślała, że to na pewno pies chce wyjść na podwórko, ale dziwne wydało jej się, że o tak wczesnej porze. Spojrzała na zegarek, potem na śpiącego psa i odwróciła się na drugi bok. Wtedy poczuła delikatny dotyk na prawym ramieniu.
Stary Cmentarz Parafialny w Grodzisku Mazowieckim, położony jest u zbiegu ulic Montwiłła i Radońskiej, w samym sercu miasta, i według relacji najstarszych mieszkańców, pierwszą osobą tutaj pochowaną była mała dziewczynka, co odnotowane jest także w „Księdze zejść” prowadzonej przez ówczesną parafię.
Obok zabytkowych katakumb i pomników, znajdują się zwyczajne skromne grobowce, albo całkiem zapomniane mogiły. To właśnie na tych „niczyich” grobach widnieją jeszcze przeżarte przez czas tabliczki z napisami pochowanych.
Zapomniana mogiła
Tak było z miejscem, które podarowała 65-letniej pani Maryli Z. jej daleka kuzynka.
– Od jakiegoś czasu myślałam, aby kupić plac pod pochówek na tym cmentarzu, bo tutaj chciałabym spocząć po śmierci. Całe życie spędziłam w Grodzisku i chociaż o takich miejscach nie powinno się mówić, że są piękne, to dla mnie tak właśnie jest i jeżeli mam być pochowana, to tylko tutaj – mówi pani Maryla.
Szczęśliwym trafem nie musiała kupować miejsca, bo na jednym z rodzinnych wesel spotkała bardzo daleką kuzynkę ze strony męża, która postanowiła podarować jej placyk po starym grobie.
– Ta kuzynka męża mieszka za granicą, a starym grobem, w którym był pochowany jej daleki wujek, opiekowała się jej matka. Po jej śmierci, obowiązek przeszedł na kuzynkę, która pomyślała, że dobrze byłoby, gdyby to miejsce zostało w rodzinie i w ten sposób dostaliśmy z mężem ten placyk – dodaje.
W starym grobie był pochowany Ignacy S. 41-letni mężczyzna, który zmarł w 1964 roku. Nie miał bliskiej rodziny, dlatego tylko matka kuzynki pani Maryli opiekowała się jego grobem. Po jej śmierci, mogiła z roku na rok marniała, aż w końcu jedynym znakiem, że ktoś tam spoczywa, stała się blaszana tabliczka z krzyżem.
Nie wyrzuciła krzyża
Gdy pani Maryla stała się właścicielką placyku, postanowiła go „urządzić”. Trzeba było wykopać dół w miejscu starego grobu, wybetonować i zabezpieczyć płytą.
– Kiedy robotnicy przyszli wykopać dół, wyrwali stary krzyż z tabliczką i odrzucili na bok. Wtedy poczułam się bardzo dziwnie, tak, jakbym zajmowała czyjąś przestrzeń – opowiada. Gdy natrafili na kilka kości, spojrzeli na nią pytająco, a ona kazała im je zebrać, położyć w prawym górnym rogu dołu i zagrzebać. Po wszystkim, gdy została już sama, spojrzała na krzyż z tabliczką.
– Nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Stałam i myślałam. Wiedziałam, że gdy grób jest likwidowany, to można wyrzucić tabliczkę, ale coś mnie przed tym powstrzymywało. Było mi żal tego mężczyzny, który przed wielu laty tu został pochowany i zapomniany przez wszystkich – wspomina.
Nie wyrzuciła, ani krzyża, ani tabliczki, tylko oparła go o stare drzewo, a potem odmówiła modlitwę i zapaliła pod nim znicz.
To, co wydarzyło się tej nocy, będzie pamiętać na zawsze. Była godzina czwarta nad ranem, gdy poczuła lekkie ściąganie kołdry. Otworzyła oczy i w półśnie podciągnęła nakrycie pod brodę, ale kołdra znów zaczęła się zsuwać.
– Pomyślałam że to pies chce wyjść na podwórko, ale dziwne wydało mi się że o tak wczesnej porze. Spojrzałam na zegarek na którym wyświetlała się godzina 03.50, popatrzyłam na śpiącego psa i odwróciłam się na drugi bok. Wtedy poczułam delikatny dotyk na prawym ramieniu – opowiada.
Przyszedł podziękować
W pokoju panował półmrok i widoczne były tylko zarysy mebli i ścian, ale po tym, jak ktoś dotknął jej ramię, odwróciła się i kątem oka ujrzała wielką męską dłoń.
– To była ręka bardzo spracowanego człowieka z grubą i popękaną skórą i silnym owłosieniem. O dziwo, gdy ją zobaczyłam, wcale się nie przestraszyłam, tylko wpłynął we mnie taki ogromny spokój. Potem poczułam silniejszy uścisk na ramieniu i wszystko znikło, a ja bez żadnego strachu po prostu zasnęłam.
Nie pamięta, kiedy tak dobrze jej się spało, z uczuciem takiego ciepła i spokoju. Problemy, które trapiły ją od jakiegoś czasu, stały się nagle nie tak wielkie i znośne.
– Czułam w sobie taką wielką pozytywną siłę i chęć do życia – uśmiecha się.
Po tej nocnej przygodzie zadawała sobie pytanie, co to w ogóle było? Była osobą mocno stąpającą po ziemi, w duchy nie wierzyła, ale tej historii nie potrafiła sobie wytłumaczyć.
Rozwiązanie zagadki przyszło samo, trzy tygodnie później, kiedy spotkała kuzynkę od podarowanego starego grobu.
– Kuzynka męża przyjechała tu na wakacje, zaprosiłam ją do siebie na herbatę i tak zaczęłyśmy rozmawiać. Wtedy ona zapytała, czy uporządkowałam już to miejsce, a ja powiedziałam jej, że nie wyrzuciłam tabliczki i czy ona wie, kto tam spoczywa. Powiedziała, że to był jej wujek, taki „piąta woda po kisielu”, że ciężko pracował przy budowach i na roli i że umarł młodo, bardzo schorowany. Wtedy nagle mnie olśniło. Opowiedziałam jej, co mi się zdarzyło i opisałam jej rękę, która mnie dotknęła. Kuzynka uśmiechnęła się i z całym przekonaniem powiedziała, że to musiał być on, gdyż miał właśnie takie spracowane ręce, i że przyszedł mi podziękować.
W jednym grobie z Ignacym
Zaraz po jej wyjściu poszła na cmentarz, zapaliła znicz i rozpłakała się. Było jej tak bardzo żal tego człowieka, tego że nie ma swojego miejsca i że ona się do tego w jakiś sposób się przyczyniła.
– Krzyż z tabliczką, który na szczęście stał jeszcze oparty o drzewo, położyłam na nowym grobie, w którym kiedyś spocznę ja i mój mąż. Obok nas będzie informacja, że leży tam również Ignacy. Jeżeli ktoś przychodzi aż stamtąd, to musi to być dla niego ważne – mówi zamyślona.
Od tego czasu zmieniła swoje nastawienie do spraw związanych z duchami. Wie, że jest inny świat i wierzy, że ci co tam odeszli, widzą nas stamtąd, czego my niestety nie potrafimy. Że umarli dają nam różne sygnały i znaki, jeżeli coś jest dla nich ważne, albo jeśli chcą nam coś przekazać.
– Wierzę, że tak właśnie jest, i że oni się nami opiekują. Ignacy stał się dla mnie właśnie takim duchem opiekuńczym, bo gdy mam jakieś zmartwienie, idę po prostu na cmentarz i proszę go o pomoc. Problemy naprawdę się rozwiązują, a ja mam czyste sumienie, że nie zabrałam mu miejsca spoczynku i ciągle ten niespotykany spokój, jaki poczułam podczas tamtej nocy – uśmiecha się pani Maryla.
Aneta Dzich
fot. Aneta Dzich