Anatol F., zwany „Tolkiem”, w latach 70. zamordował na Podlasiu  trzy dziewczynki. Był bezduszny niczym osławiony Mariusz Trynkiewicz. Skazany na 25 lat, wyszedł po 17 latach.  W okolicach Bielska Podlaskiego powiało grozą. Co dzieje się z dusicielem z Podlasia?

2 listopada 1977 roku Eugenia Iwaniuk zgłasza na milicję zaginięcie córki Basi. 19-latka poprzedniego dnia poszła w stronę miejscowego dworca. Miała jechać na studia do Lublina. Na dworzec nigdy nie dotarła, gdyż została brutalnie zamordowana w okolicach jednego z mostów, a następnie – na wpół obnażone – ciało porzucono nad rzeką.

Morderca na przepustce

– Na miejscu zabezpieczyliśmy męską ortalionową kurtkę. W kieszeniach znaleziono popularne w owym czasie karty do gry z wizerunkami nagich kobiet – rekonstruuje tamto wydarzenie Bolesław Niewiński, wtedy funkcjonariusz operacyjny Milicji Obywatelskiej.

Na miejsce dawnej zbrodni idziemy razem z jego ówczesnym szefem, kierownikiem referatu operacyjno-dochodzeniowego Jerzym Sowierskim. Czas zaciera wspomnienia, ale pamiętam, że stawaliśmy na głowie, żeby ująć sprawcę lub sprawców. Powoli też w mieście rodziła się ogólna psychoza, tym bardziej, że wcześniej pojawiały się doniesienia o tym, że ktoś zaczepia kobiety, napastuje je – opowiada były milicjant.

Zaczęły się przesłuchania potencjalnych świadków, osób, które tragicznego dnia – a był to dzień świąteczny – odprowadzały bliskich na pociąg, albo mają posesje w okolicy. Okazało się, że kilka osób wspomniało o młodym mężczyźnie w marynarskim mundurze, który przez kilka godzin kręcił się w pobliżu dworca.

– To był przełom, bo ilu takich z małej miejscowości mogło służyć w marynarce i być w tym czasie na przepustce? – pyta retorycznie Niewiński – WKU podało nam jedno nazwisko. Radiowóz udał się w stronę Widowa. I proszę sobie wyobrazić, że jak raz podejrzany szedł sobie w marynarskim mundurze w stronę rodzinnego domu. „Tolek, zapraszamy do środka”, powiedział z właściwą dla siebie ironią jeden z moich kolegów. Nie protestował, nie stawiał oporu.

Milicja przeprowadziła eksperyment z użyciem butów, w tym buta F. Pies, dwukrotnie po obwąchaniu rękawiczek zabezpieczonych 50 metrów od zwłok, wskazał na jego but.

– Nie było wątpliwości, mieliśmy mordercę Basi. Nikt jednak nie przeczuwał, że to dopiero początek. Że mamy do czynienia z prawdziwym potworem – wspomina Niewiński.

Nie chciałem zabić

 Starszy marynarz Anatol F., rocznik 1956, od 28 kwietnia 1977 roku służył w Świnoujściu. Przed pójściem do wojska cztery lata spędził w zakładzie poprawczym, bo od dziecka były z nim kłopoty. Włamywał się i kradł.

Po zatrzymaniu przez bielską milicję i przejęciu sprawy przez Komendę Wojewódzką MO w Białymstoku sprawa nabrała tempa.

„Jednocześnie podtrzymuję i to, że nie miałem zamiaru pozbawić życia Barbary Iwaniuk, a jedynie ją zgwałcić – w sytuacji, kiedy odmówiła mi dobrowolnego oddania się. Jedynym powodem jej zaatakowania przeze mnie, obezwładnienia oraz założenia i zaciśnięcia sznurka wokół jej szyi była chęć odbycia z nią stosunku płciowego” – zeznał przesłuchującemu go podporucznikowi Igorowi Cywoniukowi z komendy wojewódzkiej. Ale co było dalej, tego nie spodziewali się najbardziej doświadczeni śledczy.

24 listopada prokurator wojskowy kpt. Zenon Kotus zadaje F. pytanie: – Czy podejrzany, oprócz zabójstwa Barbary Iwaniuk, dopuścił się innych, zwłaszcza podobnych czynów?

Ten beznamiętnym głosem odpowiada: – W związku z zadanym pytaniem, po zastanowieniu się i przemyśleniu wszystkiego, a także przekonany przez przesłuchującego mnie o celowości mówienia całej prawdy, chciałbym dobrowolnie ujawnić fakt popełnienia przeze mnie drugiego zabójstwa w ubiegłym roku w Siemiatyczach.

Obsesja seksu

 F. po wyjściu z poprawczaka pracował w przedsiębiorstwie remontowym w Bielsku Podlaskim. Jego zakład świadczył usługi w całym ówczesnym województwie białostockim. Wiążą się z tym kilkudniowe wyjazdy i samotne popołudnia w hotelach robotniczych.

26 sierpnia 1976 roku zostaje sam w hotelu. Jego koledzy udają się do jednej z knajp, on nie ma ochoty na alkohol.

– Od samego rana myślałem tylko o jednym, chciałem być z kobietą – zeznaje śledczym.

Wychodzi z hotelu i kilka godzin krąży po Siemiatyczach. Obsesja odbycia stosunku płciowego nie daje mu spokoju.  Rusza w stronę rogatek miasta.

Na drodze z Siemiatycz do Słowiczyna dostrzega samotną nastolatkę. Idzie za nią, próbuje ją zagadywać w wulgarny sposób. Dziewczynka przeczuwa niebezpieczeństwo i zaczyna uciekać. F. ją dopędza, przewraca na ziemię i zaciąga do pobliskiego lasu. Dusi ją pętlą z jej bluzki, ale – podobnie jak w przypadku Basi Iwaniuk – nie udaje mu się jej zgwałcić.

Ciało dziewczynki grzebie w ziemi. Po roku ktoś podrzuca anonim do siemiatyckiego kościoła, że widział w lesie zmumifikowane zwłoki. Zagadka zaginięcia 14-letniej Teresy Olszowej została rozwiązana, ale zabójca jeszcze ponad rok pozostanie anonimowy.

9 stycznia 1971 roku w drodze ze szkoły do domu zaginęła 10-letnia Antonina Weremiejuk z Widowa. Mieszkańcy gminy straszą się nawzajem „czarną wołgą”, która jakoby miała porwać Tonię. Milicja i prokuratura również prowadzą postępowanie pod kątem porwania. Po kilku miesiącach śledztwo zostaje umorzone.

Na miejscu zabezpieczyliśmy męską ortalionową kurtkę. W kieszeniach znaleziono popularne w owym czasie karty do gry z wizerunkami nagich kobiet – rekonstruuje tamto wydarzenie Bolesław Niewiński

– Pies doprowadził nas wtedy w okolice tego brogu, na jednym z pól Widowa, ale to była sroga zima, zaspy, zawieje. Zgubił ślad, a nikt, niestety, na wiosnę tego wątku nie pociągnął. Uratowalibyśmy kilka istnień ludzkich – nie ukrywa rozgoryczenia Niewiński.

1978 rok. Anatol F. zeznaje w sprawie 10-latki:  – Jak pamiętam w tym celu opowiadałem jej, że przy tym brogu złapałem we wnyki zająca i żeby poszła tam ze mną. Wtedy ja, chcąc odbyć stosunek z nią bez przeszkód, wziąłem cienki drut, który leżał w pobliżu brogu i zawiązałem jej wokół szyi.

Do gwałtu, jak przy wcześniejszych zabójstwach, nie doszło.

Śledczy z kopca w brogu wydobyli czaszkę i piszczele. Tornister Toni zachował się w dobrym stanie.

Przykład dla innych

 Do czasu wyroku Sądu Wojewódzkiego w Białymstoku, z dnia 14 stycznia 1980 roku, „Tolek” przebywa  na oddziale psychiatrycznym aresztu śledczego w Grodzisku Mazowieckim. Jedna z opinii lekarskich stwierdza: „Anatol F. w stosunku do zarzutów objętych aktem sprawy miał w znacznym stopniu ograniczoną zdolność rozumienia znaczenia czynów, jak i pokierowania swoim postępowaniem (…). Aktualnie Anatol F. nie wymaga intensywnego leczenia. W razie wyroku skazującego powinien przebywać w oddziale skazanych z anomaliami psychicznymi”.

Sąd, biorąc pod uwagę takie opinie, wymierzył mu łączną karę 25 lat pozbawienia wolności. Pozbawił go też praw publicznych na okres 10 lat. Sąd Najwyższy – 3 lata później – podtrzymał ostatecznie decyzję sądu w Białymstoku. Rodzina i prokurator bezskutecznie wnioskowali o karę śmierci.

27 kwietnia 1994 roku – po siedemnastu latach – „Tolek” opuszcza zakład karny w Strzelcach Opolskich. W uzasadnieniu przedterminowego zwolnienia czytamy: „Zachowanie się skazanego w czasie odbywania kary utrzymuje się na dobrym poziomie (…). Jest przykładem dla innych. Korzystał z przepustek, z których wracał w terminie. Krytyczne ocenia swoją przeszłość. Ma sprecyzowane plany na przyszłość”.

Wraca do Widowa. Wiadomość o jego zwolnieniu roznosi się lotem błyskawicy po Bielsku Podlaskim i okolicach. Pojawia się ponownie psychoza strachu. On sam zdaje sobie sprawę z własnego zagrożenia, prawie nie opuszcza rodzinnego domu.

– Widziano go czasami z przyklejoną brodą w sklepie spożywczym, ale z nikim nie rozmawiał – wspomina jeden z mieszkańców Bielska.

Jednak dochodzi do prób samosądu. Jak mówi jeden z bielskich policjantów: – Kilkakrotnie został dotkliwie pobity. Chyba doszedł do wniosku, że ludzie mu nie darują i wolał wyjechać…

Co było dalej, trudno jest jednoznacznie ustalić. Mówiono, że wyjechał na Wybrzeże, innym razem, że do Warszawy. Ta wersja jest najbardziej prawdopodobna, gdyż w 2000 roku komisariat na Białołęce poprosił sąd o przesłanie jego akt. Sprawą o nieznanym charakterze miała się zajmować prokuratura rejonowa Praga-Północ.

Nie udało mi się jednak ustalić, w jakim celu go sprawdzano. Ostatnio pojawiły się informacje, że został gangsterem. Jak było naprawdę – nie wiem. Od jednego z bielskich księży usłyszałem, że 6-7 lat temu matka F. powiedziała mu, że „Tolek nie żyje”. Ktoś inny dodał, że zginął w wyniku mafijnych porachunków. Pewne jest tylko, że się ożenił i ma dziecko. Gdyby żył, miałby dziś 63 lata.

Arkadiusz Panasiuk

Zobacz również: