Wyszedł z domu przed laty i już nie wrócił. Po pół roku znaleziono jego ciało. Nikt nie ma wątpliwości, że został zamordowany. Nawet prokuratura. Mimo tego śledczy do dziś nie schwytali zabójcy.
 Cezary Golik – zastępca prokuratora rejonowego w Chorzowie przegląda akta sprawy, którą interesuje się nadal tutejsza prokuratura. – Prawie dziewięć lat minęło od tej zbrodni – przypomina o zabójstwie 21-letniego wówczas młodego poety ze Świętochłowic, Pawła Leśnioka.

Co do tego, że było to zabójstwo, prokurator nie ma najmniejszych wątpliwości.

– Uderzano go ostrym narzędziem. Niektóre z ciosów zadawanych w głowę przebiły czaszkę, inne trafiały w jego korpus.
 Ziemia oddała ciało
 O zaginięciu chłopaka rodzina Leśnioków powiadomiła policję 3 września 2010 roku, gdy nie powrócił do domu. Poszukiwano Pawła w różnych miejscach miasta. Rozpytywano jego znajomych, kilkadziesiąt osób. Pytano nielicznych jego kolegów, też bez efektu. Niektórzy twierdzili, że może gdzieś wyjechał, nie powiadamiając o tym rodziny.
6 marca 2011 roku zwłoki 21-latka odnalazł jeden z mieszkańców Lipin, dzielnicy Świętochłowic, w której mieszkali również Leśniokowie. Mężczyzna wybrał się na długą przechadzkę ze swoim psem w rejony dawnej granicy polsko-niemieckiej, sprzed II Wojny Światowej. Gdzie, w sąsiedztwie Rudy Śląskiej, wśród pokopalnianych hałd, obszarów zielonych, sadzawek i licznych krzaków znajdują się jeszcze przedwojenne bunkry. Nagle w oddali ujrzał coś, co przypominało leżące ludzkie ciało.
Gdy się zbliżył za biegnącym psem, przeraził się.
– Po zimie ziemia jakby oddała ciało poety – konstatuje jeden z mieszkańców Lipin, który dobrze pamięta tamto wydarzenie. – Podjechali samochodami do dróżki, a potem policjanci na piechotę ruszyli, grzęznąc w tych sadzawkach. Stamtąd zabrali denata.
Prokurator Golik precyzuje, że trudno było dotrzeć do ciała 21-latka. Leżało przez całą zimę pod śniegiem, i w sporym zagłębieniu, w którym na wiosnę znajdowała się woda.
– Stąd nasze przypuszczenia, iż zamordowano chłopaka w innym miejscu – dodaje. – A ciało potem zostało przeniesione.
W którym więc miejscu doszło do zabójstwa, trudno dziś określić. Nocą w obrębie nieoświetlonego terenu nic nie było widać. Wszelkie możliwe pozostawione wtedy na ofierze ślady zostały przez pół roku dość mocno zatarte. Swoje dołożyły jeszcze wałęsające się w pobliżu zwierzęta….
Badania DNA potwierdziły jednak, że to zwłoki należące do 21-latka.
– Na tyle jednak nie zatarły się ślady zbrodni, że po oględzinach zwłok mogliśmy stwierdzić, iż na chłopaku wprost dokonano egzekucji. Zadano mu co najmniej 9 ciosów ostrym narzędziem w głowę.
W sprawie zabójstwa chorzowska prokuratura przesłuchała również członków jego rodziny.
Był samotnikiem
Gdy zaginął 21-latek, przyjechała z Niemiec jego matka.
– Pracowała w Niemczech – przypomina prokurator.
21-latek zamieszkiwał z siostrą, jej mężem i bratem. I to głównie siostra się nim opiekowała, gdy matka przebywała za granicą. On lubił chadzać swoimi ścieżkami. Uczył się w kratkę. Był gimnazjalistą. Za to pisał wiersze o świecie, który go otaczał, i o swych tęsknotach. Pisywał również o śmierci. Tworzył muzykę dla zespołu, z którym współpracował. Bardzo lubił to, co robił.
– Sprawdzaliśmy wszystkie wątki – przyznaje prokurator. – Ten chłopak właściwie nie miał kolegów. Był raczej samotnikiem. Powiadano, że sobie popalał trawkę, że brał coś „na kreskę”, miał jakieś długi za narkotyki, że handlował.
Ale wszystkie te wersje nie znalazły potwierdzenia.
Siostra Pawła Leśnioka zeznawała, że ostatniego dnia, gdy go widziała, też coś tworzył. Pisał jakiś wiersz czy słowa piosenki i grał na elektronicznym pianinie, które sprezentowała mu kiedyś rodzina. Potem wyszedł nagle z domu. O 23.00 spotkał jeszcze przed familokiem kolegę, który wracał z pracy. Gdy już wszyscy spali, wpadł ponownie do domu pomiędzy 2.00 a 3.00, zabierając ze swego pokoju jakąś płytkę CD. Najprawdopodobniej z muzyką. Następnego dnia rano zorientowano się, że nadal nie wrócił, bo w mieszkaniu na wieszaku ciągle nie było jego kurtki. Płytki CD, którą zabrał z domu, nigdy nie odnaleziono. Sprawdzano również jego komputer, też bez rezultatu.
Gdy trwały poszukiwania, rodzina była u jasnowidza. Korzystano też z pomocy detektywa. W mieście zawieszano plakaty z jego zdjęciem i informacją, że zaginął. Nie pomogło. Nie było odzewu. Nikt się nie zgłosił, że go widział.
Paweł, gdyby żył, to 7 września 2010 roku skończyłby 21 lat. Był szczupłym i nieco zadziornym chłopakiem. Gdy ktoś go zaczepił, nie był dłużnym i oddawał. Na jego twórczość można się było wtedy natknąć w Internecie.
– Lipiny, to trudna dzielnica – mówi dziś jeden z mieszkańców Świętochłowic. – Niektórzy powiadają, że może nawet najgorsza w Polsce. Tutaj nawet policjanci bali się kiedyś chadzać nocami. Zawsze ktoś mógł nagle wyskoczyć zza węgła i nożem przyłożyć. Tak myślę, że morderca tego poety może nadal sobie spokojnie chodzi gdzieś po ulicach, bo tu nikt drugiego nie wsypie. Choćby ze strachu. Bo na tej dzielnicy, to lepiej mordą nie kłapać i język należy trzymać za zębami. Chyba, że przy jakiej innej zbrodni schwytają tego zabójcę.
Los Pawła Leśnioka jakby wpisywał się w obraz tego miejsca.
Roman Roessler
 
 

 

Zobacz również: