W nocy, 17 września 2016 roku, około 1 na drodze w Czernikówku w pobliżu Torunia zginęli 19-Dawid L. i 21 –letni Tomasz S. Jechali dwoma autami, które się zderzyły. Tomasz S. nie był sprawcą tragedii na szosie. Ale po kilku godzinach okazało się, że prawdopodobnie jest autorem innej. W której zamordowany został jego ojciec.
Czernikówko znajduje się na ruchliwej trasie z Torunia do Warszawy. Nawet nocą nie jest na niej zupełnie pusto. Do wypadku doszło na prostym odcinku drogi, gdzie w miarę nowy i równy asfalt prowokuje niektórych do mocniejszego wciśnięcia pedału gazu. Czy i w tym przypadku przyczyną tragedii mogła być nadmierna prędkość? To wykaże śledztwo.
Na razie na pewno wiadomo, że w Czernikówku zderzyły się renault clio, prowadzony przez 21-letniego Tomasza S. i honda civic, za której kierownicą siedział 19-letni Dawid L.
Dawid L. miał  prawo jazdy od niedawna. Znalazł się na drodze w Czernikówku, bo miał dziewczynę pochodzącą z tej okolicy. Jechała z nim. Wypadek przeżyła, a śledczym powiedziała, że nic z niego nie pamięta.
Tomasz S. z tej okolicy pochodził. Dlatego policjanci po ustaleniu jego tożsamości pojechali do wsi Obory, gdzie mieszkał Wojciech S., ojciec 21-latka, aby powiadomić go o tragicznej śmierci syna.

Rany na szyi

Choć pora wskazywała, że 60-latek powinien spać lub dopiero zaczynać nowy dzień, Wojciecha S. w domu nie było. Policjanci wraz z sąsiadami zaczęli go szukać, bo wszyscy stwierdzili, że to dziwne. I tak trafiono do lasu w okolicy Smogorzewca, rzut kamieniem od Obór. Jedno spojrzenie na ciało nie pozostawiało wątpliwości, że został on zamordowany.

wojtek_solarski
Wojciech S, zamordowany przez syna artysta

– Ujawnione zwłoki 60-letniego mężczyzny nosiły ślady licznych ran rąbanych, szczególnie szyi – mówi Tomasz Sobczak, szef Prokuratury Rejonowej Toruń-Wschód.

Śladów było tam tyle, że już po kilku godzinach pracy, śledczy mogli wytypować podejrzanego o to zabójstwo. To Tomasz S. syn zamordowanego, który zginął w wypadku w Czernikówku.

Wszystko wskazuje na to, że ojciec i syn przyjechali razem do lasu w okolicy Smogorzewca, i tam też 60-latek został zamordowany. To wyglądało tak jakby chciano odrąbać mu głowę.

Jaki był cel tego wyjazdu i czy był to zaplanowany mord? To będzie pewnie trudno ustalić, skoro obie osoby dramatu nie żyją. Choć z drugiej strony, chyba nie każdy wozi ze sobą toporek w samochodzie. Bo prawdopodobnie to było narzędzie zbrodni.
Potem Tomasz S. wsiadł do renault clio i ruszył w stronę Obrowa. Dojechał do drogi krajowej numer 10 i skręcił na Lipno. Przejechał kilka kilometrów i w Czernikówku czołowo zderzył się z hondą civic, prowadzoną przez 19-letniego Dawida L.
– Wstępne ustalenia policji mówią, że sprawcą zderzenia był kierowca hondy. Ale, oczywiście, powołamy biegłego z zakresu badania wypadków drogowych – informuje Alicja Cichosz, kierująca Prokuraturą Rejonową w Lipnie. Obciąża go też fakt, że śledczy znaleźli w jego hondzie amfetaminę.
Toksyczne relacje
Zamordowany Wojciech S. był twórcą instalacji, prac malarskich i graficznych. – Wrażliwy, zawsze pełen energii – tak mówią o nim koledzy z artystycznego środowiska.

 

Wojciech S. przygotowywał wystawę na 40-lecie swojej twórczości. Tuż po tragedii Związek Polskich Artystów Plastyków zapowiedział, że trzeba będzie ją odwołać. Stało się jednak inaczej. Roli kuratora podjęła się córka zmarłego plastyka. Poruszającą spuściznę artystyczną zamordowanego oglądać było można do 21 października, w toruńskiej galerii ZPAP.
obory
Jedna z prac Wojciecha S., a na drugim planie dom w którym mieszkał wraz z synem/ fot. Grzegorz Olkowski
We wsi Obory Wojciech S. mieszkał tylko z synem Tomaszem. Z żoną jest po rozwodzie, a córki wyprowadził się. Stało się około roku temu. Działka Wojciecha S., zabudowana jest dwoma domami. W nowym mieszkał, stary czasami wynajmowano w ramach agroturystyki. Posesja ta ma tylko jednego bezpośredniego sąsiada. Ale nie tylko on o Wojciechu S. mówi: – Koszmarny, nieobliczalny człowiek.
Jeden z dalszych sąsiadów nie ukrywa, że był z Wojciechem S. mocno skonfliktowany. I miał z nim sprawy w sądzie. Choćby tę o zniszczenie latarni.
– Skończyło się umorzeniem, bo Wojciech S. miał zaświadczenie od psychiatry o niepoczytalności – tak wspomina sytuację sprzed czerech lat ten sąsiad.
Z jego relacji wynika też, że Wojciech S. nie wylewał za kołnierz.
– Tyle, że ta wódka źle na niego działała. Jak się napił, to rozrabiał; stawał się agresywny. Wyzywał, kopał, groził, potrafił stół przewrócić. Bywało, że na drugi dzień się kajał i przepraszał. Potrafił mnie nawet prosić o wybaczenie i całować w rękę – mówi.
Podobne wspomnienia dotyczące zamordowanego ma inna sąsiadka.
– Wpadał na naszą działkę, wyzywał, groził –wspomina- Nie wiem, czy był pod wpływem czegoś, czy nie. Ale po prostu już się go baliśmy. Żyliśmy w napięciu i zastanawialiśmy się nawet nad sprzedażą nieruchomości.
Ta kobieta pamięta też, że w ciągu ostatnich ośmiu lat żona Wojciecha S. kilkakrotnie wyprowadzała się od męża i do niego wracała. Czasem przychodziła się poskarżyć, że Wojciech ją bije i poniża.
– Już na początku znajomości z tą rodziną zauważyłam, że relacje w niej są toksyczne. Przy nas, obcych przecież jeszcze ludziach, Wojciech wulgarnie wyzywał i żonę, i dzieci – dodaje kobieta.
Było dobrze
Profesor Aleksander Araszkiewicz dobrze pamięta Tomasza S. Niedawno ten 21-latek był jeszcze pacjentem kliniki psychiatrii w Szpitalu Uniwersyteckim nr 1 im. dr. A. Jurasza w Bydgoszczy, którą profesor kieruje.
– Tomasz był u nas hospitalizowany w sumie kilka tygodni. Owszem, raz doszło do takiej sytuacji, że nie wrócił na czas do kliniki po przepustce. Później jednak ponownie go przyjęliśmy. Na początku września wypisaliśmy go, bo nie było podstaw do dalszej hospitalizacji – tłumaczy psychiatra.
Aleksander Araszkiewicz zaznacza też, że ostry konflikt ojca z synem i choroba psychiczna tego drugiego to mogą być dwie różne sprawy.
– Sam taki konflikt potrafi generować emocje nie do wytrzymania i pchać do czynów karalnych – mówi psychiatra. – Pamiętam, że już po wypisaniu Tomasza z naszej kliniki był u nas na wizycie kontrolnej z ojcem. To chyba było tydzień przed tymi tragicznymi wydarzeniami. Było dobrze.
Kilka dni później okazało się, że chyba nie do końca.
Waldemar Piórkowski
współpraca: Małgorzata Oberlan

 

Zobacz również: