Śmierć 19-letniej Alicji Baran z Trzebnicy na Dolnym Śląsku to jedna z najbardziej tajemniczych zbrodni lat 90. I choć zabójca dziewczyny od 22 lat chodzi wolny, bliscy Alicji nie tracą nadziei, że kiedyś trafi za kraty.

– Chciałabym dożyć dnia, w którym mordercę mojego dziecka dosięgnie sprawiedliwość – mówi Faktowi pani Teresa (67 l.), mama Alicji.

Ta dramatyczna historia wydarzyła się w 1997 roku. Alicja z koleżanką Beatą wyjechały na wakacje do Łeby. Tam zatrzymały się u starszej pani. Nocleg opłaciły za 10 dni. W weekend nastolatka wróciła do rodzinnego domu i z rodzicami pojechała do Przemyśla na ślub kuzynki. Obiecała jednak Beacie, że po imprezie rodzinnej wróci do niej nad morze. We wtorek rano rodzice odprowadzili Alicję na dworzec w Przemyślu.

– Wtedy widzieliśmy ją po raz ostatni – wspominają. O tym, że nie dojechała do Łeby dowiedzieli się dopiero w piątek, trzy dni później. – Zadzwoniła Beata i zapytała, dlaczego Alicja nie wróciła nad morze. Nogi się pode mną ugięły – mówi pani Teresa.

Razem z mężem natychmiast zawiadomiła policję. Miesiąc później 30 kilometrów od Łeby w lesie koło Lęborka (pomorskie) grzybiarze odnaleźli rozkładające się ciało.

– Rozpoznaliśmy Alę po łańcuszku, uzębieniu i skarpetkach – wyznają rodzice.

Dziewczyna zmarła od ciosu w tył głowy. Ukradł jej plecak i zniknął. Przez lata w sprawie nie było żadnego przełomu.

W śledztwie założono, że dziewczyna dojechała do Gdyni, gdzie przesiadła się do pociągu jadącego do Lęborka. W tym mieście miała wsiąść do autobusu do Łeby. Nie zdążyła jednak, bo pociąg się spóźnił. Śledczy założyli, że dziewczyna poszła na rogatki miasta i tam łapała „stopa”. Prawdopodobnie wsiadła do auta zwyrodnialca, który ją okradł i zabił.

Kim był oprawca? Tego nie wiadomo. Być może sprawę rozwikłają policjanci z Archiwum X, którzy po latach wrócili do tego zagadkowego morderstwa.
źródło:fakt.pl

Zobacz również: