MORDERCA O PODWÓJNYM DNA

01.07.2013 GDANSK SAD OKREGOWY W GDANSKU - WYDZIAL KARNY - PROCES ZABOJCY WOLONTARIUSZKI KAMILI UWAGA!!! ZAKAZ PUBLIKACJI WIZERUNKU OSKARZONEGO FOT. PRZEMEK SWIDERSKI / POLSKAPRESSE DZIENNIK BALTYCKI

 Wolontariuszka Kamila miała spory udział w tym, że Grzegorz wyszedł z ciężkiej choroby. Wspólnie z lekarzami uratowała mu życie. On zakochał się w niej bezgranicznie, jednak mieszał swoją miłość z zazdrością, wyładowywaną pięściami na jej twarzy. Tak, jak wymieszane było jego DNA, komplikujące śledczym rozwikłanie zagadki śmierci dziewczyny.

 „Zaginęła 23-letnia Kamila z Gdańska” – trójmiejskie media wrzucają – jedną po drugiej – informacje na swoje portale internetowe. Jest środek jesieni, 8 listopada 2011 roku. „Granatowe dżinsy, czerwone buty, szara kurtka, 167 cm wzrostu, brązowe oczy, okrągła twarz, szczupła budowa ciała, długie włosy, koloru ciemny blond” – donoszą komunikaty prasowe.

Była z przyjacielem

 Dom opuściła zaledwie dwa dni wcześniej, w niedzielę 6 listopada około godziny 14. Kilka godzin później zaniepokojona rodzina zgłosiła zaginięcie Kamili  mundurowym.

kamila_3-2-kopia

Jednak już w dniu nadania komunikatu policja ma właściwy trop. Znajomy dziewczyny widział, że jedzie ona ze swoim przyjacielem jako pasażer jego czarnym nissanem. Musiała wsiąść zaraz po wyjściu z domu, bo nagranie z miejskiego monitoringu już o godz. 14:30 rejestruje ich oboje podczas jazdy w kierunku Żukowa, kilkanaście kilometrów za Trójmiastem.

Przyjaciel Kamili zostaje zatrzymany 7 listopada, a na podstawie zebranych w samochodzie dowodów, rodzi się hipoteza o uprowadzeniu i zabójstwie dziewczyny. Szybko potwierdza ją inne nagranie, na którym kierowca wraca już sam do Gdańska. Tyle, że nie ma ciała.

Prokuratura i policja działają jednak sprawnie. Typują miejsca w licznych na tych terenach obszarach leśnych, w których mogło dojść do zbrodni. Przeczesują je ludzie z psami tropiącymi.

Ciało znajdują 15 listopada, czyli 9 dni po zaginięciu. Ułożone w płytkim grobie, przykryte liśćmi, niedaleko Żukowa. Rodzina je identyfikuje. Wszystko splata się w spójną i logiczną całość. Gdyby nie ślady biologiczne. Bo na zwłokach znaleziono DNA nie jednej, a dwóch obcych osób.

Uratowała mu życie

 Kamila B. miała ukończone 23 lata. Przez wszystkich została zapamiętana jako dziewczyna o złotym sercu. Była studentką I roku stacjonarnych studiów II stopnia Wyższej Szkoły Turystyki i Hotelarstwa w Gdańsku. Udzielała się też społecznie. Została jedną z wolontariuszek podczas akcji zbierania szpiku dla znanego wokalisty Nergala, który również pochodzi z Gdańska i akurat walczył z nowotworem.

Grzegorza G., wówczas 28-letniego, poznała w 2010 roku. Wtedy nie jeździł czarnym nissanem. Nawet nie chodził. Umierał. Rozwodnik z dwójką dzieci i przeszłością kryminalną, chorował na białaczkę. Pewnego dnia podeszła do niego Kamila i zaczęli rozmawiać. Przypadli sobie do gustu, a on potrzebował wsparcia. Nawet jego rodzina niechętnie go odwiedzała. Ale to właśnie wśród bliskich znalazł się dawca szpiku.

W łóżku umierał dwukrotnie. Raz – czuwającą przy nim – Kamilę nawet jedna z osób z personelu medycznego pozbawiała nadziei, stwierdzając, że dni chorego są już policzone i nie ma sensu przy nim siedzieć. Jednak wolontariuszka nie odpuszczała. Trzymała go za rękę, pocieszała, dodawała otuchy i nadziei. Przeżył.

Po jego wyjściu ze szpitala, próbowali być parą. Jednak miłość nie kwitła już tak dobrze jak na filmach – gdy zły, umierający przestępca znajduje ratunek w kobiecie o gołębim sercu. Na zewnątrz było inaczej. Były awantury i rękoczyny.

– Ja tego człowieka poznałem aż za dobrze. Już po jego gadce można było wyczuć, jaki on jest – podkreśla Krzysztof B., ojciec zamordowanej, powołując się na książki o psychopatach. – Człowiek ze skłonnościami psychopatycznymi potrafi tak urobić drugiego człowieka, że on nawet nie będzie wiedział, jak się nazywa. Psychopata działa tak, że otumania. Moim zdaniem Kamila została właśnie otumaniona. W książkach są takie przykłady, że psychopata leje swoją żonę, potem mają „miesiąc miodowy” i potem znowu ją leje.

A Grzegorz tak właśnie postępował. Raz traktował ją jak królową, innym razem jak psa. Gdy wyjechali razem na kilka dni na Mazury, dotkliwie ją pobił: – To typowe działanie psychopatyczne – uważa ojciec. – A czy rzeczywiście chodziło o zazdrość? Nie mam pojęcia. Z tego, co on zeznaje w sądzie, trudno cokolwiek wywnioskować. Raz mówi tak, raz tak. A najczęściej w ogóle nie mówi.

 Zaplanowane zabójstwo

Zazdrość najprawdopodobniej była przyczyną morderstwa. Bo Kamila znalazła nowego chłopaka. I pewnego razu, kiedy w dwójkę przebywali w domu, w jej piwnicy pojawił się Grzegorz G. Przestraszona dziewczyna wezwała ochronę. On sam twierdził wówczas, że przyszedł odebrać swój rower, a nie przeszkadzać w zalotach czy szpiegować. Jednak trudno mu było uwierzyć, ponieważ zjawił się o drugiej w nocy, wyważając przy tym okno.

Mimo to próbował ją dalej do siebie przekonać. Bezskutecznie. Nie zerwali jednak całkowicie kontaktu. Musiała to zrobić dopiero śmierć. W dniu morderstwa oboje umówili się na gdańskim Przymorzu. Jak wynika z dowodów, Grzegorz wywiózł ją i udusił paskiem, prawdopodobnie jeszcze w samochodzie, po czym zakopał ciało niedaleko drogi i wrócił do domu.

Jeszcze przed znalezieniem zwłok wszystko wskazywało na niego. Miał ślady biologiczne Kamili pod paznokciami i na butach.

– Zdecydowaliśmy się aresztować go, jeszcze zanim znaleźliśmy ciało ofiary, ponieważ na jego sprawstwo wskazywało szereg dowodów – wyjaśnia Agnieszka Nickel-Rogowska z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa. I dodaje, że po odkryciu grobu ustalono, że ofiara miała obrażenia na twarzy. Spowodowano je raczej gołymi rękoma, bez użycia narzędzi. – Naszym zdaniem było to przygotowane i planowane zabójstwo – dodaje.

Nie cieszył się z życia

Michał, kolega Grzegorza twierdzi, że bardzo się zmienił po chorobie.

 – Nie chcę przesądzać, czy zabił, czy nie. Ja się w to nie mieszam. Zresztą nie znałem go na tyle, aby móc to ocenić – zaznacza – Ale jedna sytuacja zapadła mi w pamięć. Spotkałem go kiedyś na mieście i miałem wrażenie, jakby mnie unikał. Zupełnie inny człowiek. Jakby nie on, tylko ktoś inny. Zachowywał się inaczej, mówił inaczej, nie był już taki żywy. Może to choroba, może ten przeszczep. Cholera go wie. Spodziewałem się, że jak ktoś przeżyje takie coś, to chciałby ze szczęścia cały świat rozje… A on był taki zdołowany. Jakby go nie cieszyło, że ktoś mu dał nowe życie.

O ile znajomość z tym kolegą wygasła sama, to rodzina Grzegorza starała się go wspierać nawet po aresztowaniu. Przestała z biegiem czasu. Odwiedzają go już bardzo rzadko. Nie chcą być na procesach. Bo, dopiero podczas kilku odbytych rozpraw, można było przekonać się, jaki jest naprawdę. Bywa cyniczny, zarozumiały, potrafi spojrzeć z pogardą lub rzucić bezczelnym uśmiechem. Nie sprawia wrażenia stłamszonej przez los ofiary nowotworu, która właśnie utraciła miłość życia.

Przeraźliwie chudy, wysoki, z wygoloną od uszu do szyi fryzurą i kucykiem związanym z pozostałości po wyłysieniu na czubku głowy, wygląda mrocznie. Lokalni dziennikarze porównują go do wampira.

Wszystkich odrzuca jego charakter. Grzegorz pokazał się ze złej strony już podczas pierwszego przesłuchania. Błądził w zeznaniach. Na pytanie o krew studentki w jego aucie, odpowiedział, że raz zmieniała tam podpaskę, a innym razem leciała jej krew z nosa. Jakby w ogóle się nie nastawiał, że może zostać oskarżony. Jakby żył w innych czasach, bez monitoringu i badania śladów biologicznych. Prokuratura od razu stwierdziła, że nie powinno się dawać wiary jego zeznaniom, choć wszystko skwapliwie sprawdzała.

W sieci można znaleźć fragment nagrania, na którym na korytarzu wydziera się, że nikogo nie zabił. Jak przerażone dziecko, schowane pod kapturem, które chce wykrzyczeć swoje uniewinnienie.

Podczas rozpoczętego procesu, sprawiał jeszcze gorsze wrażenie. Broniło go już czterech adwokatów, każdy wyznaczany z urzędu, ale z żadnym nie mógł znaleźć wspólnego języka. Jednemu z nich zarzucił, że kontaktuje się za jego plecami z rodzicami ofiary. Próba współpracy obu panów, skończyła się po dwóch rozmowach. Domagał się przesłuchania przy użyciu wariografu, lecz sąd odrzucił ten wniosek. Teraz sam chce przesłuchiwać świadków i ze złośliwością podkreśla, że ma prawo do rzetelnego procesu.

01.07.2013 GDANSK SAD OKREGOWY W GDANSKU - WYDZIAL KARNY - PROCES ZABOJCY WOLONTARIUSZKI KAMILI UWAGA!!! ZAKAZ PUBLIKACJI WIZERUNKU OSKARZONEGO FOT. PRZEMEK SWIDERSKI / POLSKAPRESSE DZIENNIK BALTYCKI
FOT. PRZEMEK SWIDERSKI

To jednak nie koniec. Jego znajoma dostała list nakłaniający do składania korzystnych dla niego zeznań, choć nie udało się udowodnić, że to G. go nadał. Swoimi zeznaniami obciążył go jednak nawet kolega spod celi, któremu miał dać do zrozumienia, że jest zabójcą. Rażą też jego chamskie odzywki i drwiny z niektórych wypowiedzi.

Genetyczna zmyłka

Szokiem jednak było ujawnienie podczas procesu zawiłości genetycznych, które pojawiły się w toku postępowania. Okazało się bowiem, że Grzegorz G. jest chimerą i posiada dwa DNA – jedno swoje, drugie dawcy szpiku. Prokuratury nie zmylił jednak biologiczny ślad drugiego możliwego sprawcy.

– Od początku wiedzieliśmy, że sprawca jest po przeszczepie szpiku kostnego – mówi Agnieszka Nickel-Rogowska – Nic nie skłaniało nas ku temu, że ktoś inny może stać za tym zabójstwem. Wszelkie badania odbywały się już w momencie, kiedy sprawca był zatrzymany. Nie było żadnego fałszywego tropu, cały czas dążyliśmy do ustalenia jego profilu DNA. Na te badania musieliśmy trochę poczekać, więc mogliśmy potwierdzić nasze przypuszczenia dopiero później.

W Gdańsku DNA po przeszczepach szpiku bada się od ponad dwóch dekad. Specjaliści sprawdzają, czy odradzają się komórki nowotworowe. Przypadków chimeryzmu w samej stolicy Pomorza notuje się nawet kilkadziesiąt rocznie. Choć to pierwsza taka sprawa, która może pomóc w rozwikłaniu zagadki zabójstwa.

Chimerami mogą okazać się też bliźnięta dwujajowe, ale to już wyjątkowo rzadkie zjawiska. – Częściej tego typu przypadki zdarzają się po przeszczepie – wyjaśnia profesor Ryszard Pawłowski z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

U osoby chorującej na białaczkę zabija się wszystkie komórki w szpiku, stosując do tego np. promieniowanie lub promieniowanie połączone z chemioterapią. Wtedy wszczepia się szpik dawcy spełniającego warunki. Jeśli się przyjmie i wytworzy nowe komórki, mają one inny profil DNA. Ten profil, to profil dawcy. Jeżeli wszystko pójdzie prawidłowo, we krwi pozostaje już tylko DNA dawcy, zaś w innych tkankach, których nie penetruje krew – np. cebulkach włosowych – stare DNA biorcy. To jest typowy chimeryzm po przeszczepie i taki stan powinien utrzymywać się do końca życia.

Ale sytuacja u Grzegorza G. była inna. – To był akurat ewidentny i łatwy przypadek, ponieważ we krwi znajdowało się DNA dwóch osób – komentuje Ryszard Pawłowski. – Tutaj doszło do odradzania się komórek biorcy. Te zniszczone zaczęły się po prostu częściowo odradzać. To niekorzystne zjawisko, ponieważ bardzo często są to komórki nowotworowe. I wtedy nie tylko w cebulkach włosów, ale nawet we krwi mamy komórki dwóch różnych osób. Taka sytuacja miała miejsce właśnie w tej sprawie.

Biologiczne mieszanki

Trudno wyrokować, jakie przełożenie na inne kryminalne zagadki może mieć biologiczny chimeryzm. Z pewnością jednak nie wszędzie tak sprawnie by go zdefiniowano, jak w Katedrze Medycyny Sądowej w Gdańsku.

Wiele zależy też od rodzaju zostawionych śladów – jeśli jest to sama plama krwi osoby po prawidłowym przeszczepie, to na sprawcę mylnie może zostać wytypowany nie rzeczywisty zabójca, lecz niewinny dawca szpiku.

Na Pomorzu specjaliści są już wyczuleni, ponieważ trafiały im się nawet przypadki kobiet z chromosomami XY, czyli wskazującymi na płeć męską. – Bywają i mutacje, gdy pojawia się np. profil kobiety, a DNA wskazuje na mężczyznę, bo nie namnaża się jeden z segmentów pochodzących z chromosomu – dodaje Pawłowski A niedawno mieliśmy sytuację dotyczącą gwałtu, gdzie ustalono DNA innego mężczyzny, niż wskazywany przez ofiarę gwałciciel. Zrodziło się podejrzenie, że pokrzywdzona konfabuluje a domniemany sprawca jest niewinny. Prywatne laboratorium tego nie ustaliło, sąd nie wiedział co robić, więc wysłano to do nas. Zaś my ustaliliśmy, że to DNA „nieznanego mężczyzny” wynikało z błędu wewnątrzlaboratoryjnego, a w dodatku było zgodne z profilem pokrzywdzonej. U niej doszło do tzw. translokacji chromosomów. Szukaliśmy DNA mężczyzny, a okazało się, że to była plama pozostawiona przez tę kobietę. To dotyczyło wszystkich jej tkanek. To samo można wykryć w jej ślinie, pocie, krwi, czy wymazie z jamy ustnej. A przecież ma żeńską płeć. Dlatego zawsze kontrolujemy materiał porównawczy, badając płeć genetyczną i sprawdzamy, czy nie ma tam innego DNA.

Ojciec Kamili, jak wielu rodziców, którzy stracili w podobnych okolicznościach dziecko, najchętniej zabiłby mordercę. Ale wie, że nie może tego zrobić.

Mikołaj Podolski

W listopadzie 2015 roku sąd skazał 33-letniego Grzegorza G. za zabójstwo 23-letniej na  karę dożywotniego więzienia. Takiego wyroku domagała się prokuratura. Sam Grzegorz G. twierdził, że jest niewinny. Wyrok nie jest prawomocny. Obrońca zapowiedział odwołanie się.
Sąd uznał, że motywem zbrodni była zazdrość, wziął również pod uwagę fakt, że Grzegorz G. dokonał jej jako recydywista, gdyż już wcześniej był karany za przestępstwa związane z przemocą. Dlatego też sędzia Izabella Retyk zdecydowała się orzec względem niego najwyższy możliwy wymiar kary.

 

 

 

Zobacz również: