Umorzeniem zakończyło się śledztwo dotyczące gniewianina, Łukasza Ł., który zaginął w 2006 r. Kiedy w 2010 roku znaleziono w Wiśle k. Gniewa samochód z jego szczątkami, brano pod uwagę, że mężczyznę ktoś zabił lub sam targnął się na swoje życie.

Poszlaki prowadziły do co najmniej trzech różnych podejrzewanych o morderstwo. Każdy miał alibi, ale wariograf mówił, ze wszyscy kłamią.

– Nie wierzę, że syn nie został zabity – mówi matka Łukasza, pani Ewa. – Łukasz miał prawie metr dziewięćdziesiąt. Wielki chłop. A jak jego w końcu odnaleźli, leżał na tylnym siedzeniu. Nawet gdyby jakimś cudem ciało przesunęło się między fotelami, to z przodu zostałaby ręka czy noga. A on leżał skulony. Do tego w okolicy mostka dziura jak po kuli… Ale patolog stwierdził, że po takim czasie niewiele może powiedzieć.

30 listopada 2006 r. 25-letni Łukasz wybrał się do baru Pik, gdzie grał na automatach, pił piwo i spotkał się ze znajomymi. Miedzy innymi Bartkiem, z którym tej nocy pojechali jeszcze do Tczewa.
Wrócili do Gniewu, odstawili samochód do garażu i poszli do knajpy.

Kwadrans po 23 Łukasz wrócił do domu.
– Był pijany, miał nienaturalnie powiększone źrenice – mówił później ojciec policjantom.

Łukasz wziął klucze od garażu i wyszedł. Wyjechał z garażu i kręcił się po okolicy? Spotkał się z kimś? Wersji będzie kilka. Co pewne, o 1.59 został zarejestrowany przez monitoring na stacji benzynowej w Gniewie. – Rozglądał się po regałach i wziął dwa piwa. Nie wyglądał na pijanego – opowiadał pracownik stacji.

Wracając ze stacji, Łukasz spotkał kolejnego kolegę, Błażeja, który siedział na przystanku PKS przy ul. Gniewskie Młyny. Jak później tłumaczył, szedł na stację benzynową po wódkę. W domu trwała impreza andrzejkowa i skończył się alkohol. Innym razem zeznał, że pokłócił się z matką i wyszedł na przystanek wypić piwo.

Gdy zauważył go jadący golfem Łukasz, zatrzymał się. W trakcie rozmowy pytał o numer telefonu swojej byłej dziewczyny, Nataszy. Błażej go nie miał, ale poprosił, by Łukasz podwiózł go na stację po alkohol. – Pytał też, czy Natasza jest szczęśliwa z Krzysztofem, swoim obecnym chłopakiem – mówił na przesłuchaniu. – Nie wiem, nie mieszkam z nimi, odpowiedziałem. Tego dnia Natasza miała imieniny.
Po podrzuceniu kolegi na stację Łukasz odjechał. Błażej był już mocno pijany. Do domu wracał piechotą przez las, gdzie, jak mówił, kilka razy się przewrócił. Jego matka potwierdziła, że po powrocie do domu zarówno buty, jak i spodnie były całe ubłocone. Monitoring z jego wizyty na stacji nie został zabezpieczony w śledztwie.

Z relacji świadków wynika, że mniej więcej do godz. 3 w nocy golf Łukasza jeździł po osiedlu, kręcił bączki, ruszał z piskiem opon. Głównie pod blokiem Krzysztofa, obecnego chłopaka Nataszy. Nie wiadomo, czy Łukasz wiedział, że Natasza była wtedy w mieszkaniu chłopaka.

O godz. 3.04 kamery monitoringu na stacji benzynowej ponownie rejestrują golfa Łukasza. Chłopak przyjechał zatankować. Teraz wyraźnie widać, że jest sam. Odjechał w kierunku miasta.

Policjanci ustalili, że w nocy golf Łukasza jeździł po placu przy przeprawie promowej na Wiśle. Zeznawali tak ludzie, których budziły ryki silnika. Warunki do jazdy były trudne, padał deszcz. Kryminalni sprowadzili wyspecjalizowanych płetwonurków, którzy sprawdzili dno lewego brzegu.
Nie znaleziono ani auta, ani ciała. Przy poszukiwaniach był ojciec i Tomasz. Kolega Łukasza opowiedział wtedy policjantom o Nataszy.

Łukasz i Natasza byli razem dwa lata. Wynajęli mieszkanie w Gniewie, a krótko potem Łukasz zaczął wyjeżdżać do pracy w Szwecji. Utrzymywał Nataszę, płacił za mieszkanie, kupił meble. Ale coraz częściej nie było go w domu i ludzie zaczęli plotkować, że podczas jego nieobecności dziewczyna spotyka się z Krzysztofem. Gdy informacja dotarła do Łukasza, na lewym ramieniu wyciął sobie literę N.
Do konfrontacji całej trójki doszło w 2005 r. W czasie kłótni Krzysiek pobił Łukasza, a sprawa trafiła do sądu. Krzysztof został ukarany grzywną.

Kilka miesięcy później wyszło na jaw, że Natasza jest w ciąży. Najpierw twierdziła, że ojcem jest Łukasz, później, że Krzysztof. Ta kwestia nigdy nie została wyjaśniona.

Dziecko przyszło na świat trzy miesiące przed zaginięciem Łukasza.

Kilka dni przed zaginięciem Łukasz spotykał się z Nataszą na ulicy, pytał o dziecko. Niedługo po zaginięciu na jednej z suto zakrapianych alkoholem imprez brat Krzysztofa miał powiedzieć do znajomych: „Oni go nigdy nie znajdą”. Miał się zmieszać, wstać i wyjść. Wezwany na przesłuchanie wszystkiemu zaprzeczył.

Akta przejął zespół śledczy „Z Archiwum X”. Przeanalizował dokumenty, zarządził ponowne przesłuchania, z wykorzystaniem wariografu. Z kręgu osób podejrzanych wypadła Natasza. Umarła nagle – pękł jej tętniak.

Błażej, Krzysztof i Bartek nie wzbudzają podejrzeń. W zeznaniach potwierdzają swoje wersje, złożone na początku śledztwa. Mają alibi, a policyjny psycholog ocenia ich zeznania jako wiarygodne.
Wariograf inaczej reaguje w czasie przesłuchania Hanny. Kobieta wykazała „ślady emocjonalne” w czasie pytań o zaginięcie i domniemane zabójstwo Łukasza. Śledczy zinterpretowali wyniki: Hanna może wiedzieć lub podejrzewać, kto jest sprawcą, ale sama nie brała udziału w zdarzeniu.
W trakcie śledztwa ustalono, że kilka lat temu, zanim Łukasz wyjeżdżał do Szwecji, pomagał Hannie, jej ówczesnemu chłopakowi Andrzejowi i jego synowi Grzegorzowi w przemycie papierosów do Niemiec. Wtedy Łukasz miał się podkochiwać w Hannie. Hanna wzbudziła podejrzenia, bo andrzejkowej nocy mężczyzną, który miał być zaczepiany przez Łukasza w barze PIK, był właśnie jej dawny partner, Andrzej. Ustalono, że w Gniewie miał przebywać także syn przemytnika z żoną, który przyjechał do rodziny. Przed wyjściem na zabawę 30 listopada Grzegorz miał nagle wyjść w pośpiechu, mówiąc, że „musi coś załatwić”. Na umówioną imprezę wrócił mocno spóźniony. Następnego dnia wyjechał w pośpiechu, choć miał zostać kilka dni. W trakcie weryfikacji tego tropu okazało się, że w barze wcale nie przebywał Andrzej, a jego syn Grzegorz w ogóle nie znał Łukasza.
Najgorzej na badaniu wariografem wypada Tomasz. Od początku śledztwa pomagał rodzinie w poszukiwaniach, rozwieszał plakaty. Tuż przed badaniem ze łzami w oczach mówi, że nie zabił. Przyznaje też, że był dłużny Łukaszowi pieniądze. Wcześniej o tym wątku nie było mowy. Odczyty z badania wskazywały, że Tomasz może być osobą, która dokonała przestępstwa.

27 sierpnia 2010 r. wznowione zostają poszukiwania w Wiśle. Już po godzinie sonar łodzi poszukiwawczej wykrył obiekt wielkości samochodu osobowego około 10 m od brzegu. Pojazd znajdował się niemal 4 m pod powierzchnią. Za samochodem zalegał kontener na śmieci.

Szczątki Łukasza leżały na tylnym siedzeniu auta.

31 grudnia 2010 r., po przepytaniu jeszcze kilku świadków, prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie zabójstwa. Za najbardziej prawdopodobną wersję śmierci Łukasza uznano nieszczęśliwy wypadek.

źródło: gazeta.pl

Zobacz również: