Rodzice Kamila Litwiniuka z Białej Podlaskiej płaczą codziennie. Ich syn, ich duma, odszedł. Tak wiele mieli planów. Tak wiele nadziei. Pozostał grób i wspomnienia. Walka o prawdę o jego śmierci.

O sprawie pisaliśmy w ubiegłorocznym, grudniowym numerze „Reportera”. Teraz do niej wracamy. Nie bez powodu. Na jaw wyszły nowe okoliczności. Zadziwiająco wiele nieprawidłowości, których podczas dochodzenia dopuścili się śledczy.

Feralna impreza

Do zdarzenia doszło drugiego lutego 2018 roku. Kamil Litwiniuk, razem z kolegami odwiedził wieczorem jeden z klubów muzycznych w Białej Podlaskiej. Wybiegł z niego do czekającego na niego samochodu. Monitoring na budynku wskazywał wtedy krótko przed godziną pierwszą. W aucie czekał na niego kolega i jeszcze jedna osoba. Razem pojechali na imprezę, która odbywała się na stancji przy ulicy Trebelskiej.

– Tej nocy rozmawiałam z nim przez telefon – wspomina matka chłopaka. – O godzinie drugiej nic nie wskazywało, że dzieje się z nim coś złego. Mówił, że niebawem wraca do domu. O godzinie 2:44 kontakt był utrudniony. Bełkotał, zachowywał się dziwnie. Około godziny 3:44 został wyniesiony z imprezy, jak martwy!

Co działo się podczas tej godziny? Rodzice twierdzą, że to właśnie wtedy ich syn przyjął niedozwolone środki psychoaktywne. W jego organizmie znaleziono śladowe ilości mefedronu. To dopalacz, który powoduje między innymi stan euforii. I tak właśnie zachowywał się Kamil. Świadkowie opowiadali, że nagle zrobiło mu się gorąco, zdjął ubranie. Stracił świadomość. W narkotycznej wizji symulował stosunek z krzesłem.

– Czy ktoś dolał mu czegoś do napoju lub drinka, żeby się z niego pośmiać, gdy zacznie zachowywać się dziwacznie? – pyta ojciec chłopaka.

Wersji tej nie wyklucza były oficer Centralnego Biura Śledczego Policji, który analizował sprawę.

– Kamil mógł być pod działaniem nie tylko mefedronu, ale i środka o nazwie GBL, czyli potocznie „kiebel”. Świadczą o tym symptomy i stan, w którym się znajdował. Sam mefedron nie powoduje na przykład depresji oddechowej – tłumaczy.

GBL bardzo szybko znika z organizmu. Jest nie do wykrycia. Człowiek zachowuje się po nim, jak po zażyciu tzw. „pigułki gwałtu”. Środek można dolać do napoju. Rodzice zmarłego podejrzewają, że ich syn przyjął go między drugą a drugą czterdzieści cztery.

Narkotyki na imprezie?

– Gdyby wziął coś w klubie, w którym wcześniej przebywał, albo w samochodzie, którym jechał, dużo wcześniej by „odleciał” – mówi ojciec chłopaka. – Pamiętajmy, że na imprezę dotarł około godziny pierwszej. Dlaczego zatem policjanci wyjaśniali wszystko tak, aby nie badać, czy faktycznie dopalacze były w pokoju?

Na drugi dzień po zdarzeniu funkcjonariusz był w miejscu imprezy, ale pomieszczenie, w którym odbywała się balanga, było zamknięte. Odszedł, nie starając się o jego otworzenie. Właściciele stancji mieszkają na tym samym podwórku, kilkanaście metrów dalej.

Przeprowadziliśmy rekonesans przy ulicy Terebelskiej. Rozmawialiśmy z sąsiadami. Między innymi z człowiekiem, który mieszka po przeciwnej stronie ulicy. Z okien jego domu widać posesję, w której doszło do tragedii. Mężczyzna stwierdził, że policjanci nie pofatygowali się do niego. Dotarliśmy też do świadków, którzy stwierdzili, że do przeszukania pokoju, w którym była impreza, doszło dopiero po kilku dniach. Pomieszczenie miało wtedy wyglądać już tak, jakby w ogóle nikt w nim nie mieszkał. Było dokładnie posprzątane.

Pełno nieprawidłowości

Zastanawia mnogość niedociągnięć, pomyłek i nieprawidłowości, do których dojść mogło podczas wyjaśniania sprawy. Rodzice wymieniają je jednym tchem.

– Nie wiadomo, czy próbka krwi, którą wysłano do badań, pobrana została z ciała naszego syna? – alarmują. – W dokumentacji widnieje zupełnie inne nazwisko. Badanie toksykologiczne przeprowadzone zostało po ponad dwóch tygodniach od śmierci. Po takim czasie wykrycie czegokolwiek jest niemożliwe. Dysponujemy informacją, że w czasie, gdy telefon Kamila został zabezpieczony przez policjantów, zniknęły z niego pliki. Nie sprawdzono bilingów uczestników imprezy, jak wnioskowaliśmy. Śledczy nie przyjęli również kluczowego dowodu, na którym widać, jak nasz syn, bezwładny jest wynoszony z budynku.

Dochodzenie w sprawie śmierci Kamila zostało prawomocnie umorzone. Na wniosek pełnomocnika rodziny prokurator z Prokuratury Okręgowej w Lublinie sprawdza jednak, czy podczas postępowania przygotowawczego nie doszło do zaniechań bądź nieprawidłowości.

Miasto narkotykami stoi

 Narkotyki i dopalacze to w Białej Podlaskiej duży problem. Można powiedzieć, że służby nie umieją sobie z nim poradzić od lat. Nie pomagają akcje profilaktyczne w szkołach, porozumienie między poszczególnymi służbami, wymiana informacji. Co jakiś czas zamykany jest kolejny punkt z dopalaczami, ale w miejscowym szpitalu nadal lądują zatruci. Nie wszystkich obejmują statystyki. Bywa bowiem tak, że odnotowuje się konkretne przyczyny zgonu, niewydolność jakiegoś narządu, a nie to, co niewydolność tę spowodowało.

Do ostatniego zatrzymania dilera narkotyków doszło w Białej Podlaskiej pod koniec lutego tego roku. Kierujący bmw posiadał mefedron i amfetaminę. Starczyłoby ich do wyprodukowania 450 działek. Pierwszego marca sąd zastosował w stosunku do mężczyzny środek zapobiegawczy w postaci dozoru policyjnego. Grozi mu kara dziesięciu lat więzienia.

Zbigniew Heliński

zdjęcia autora

Zobacz również: