Publikujemy  fragment książki „Komando śmierci” Janusza Szostaka, która ukazała się 24 kwietnia 2019 roku.

KSIĄŻKA TU DO KUPIENIA

Marcin S. „Mołek” co prawda nie zaliczał się nigdy do kierownictwa grupy mokotowskiej, czy choćby gangu obcinaczy palców, ma jednak niewątpliwie bogaty bandycki dorobek. O czym świadczą choćby liczne wyroki, jakich dorobił się w stosunkowo krótkim życiu. To niemal gangster celebryta, który lubi zwracać na siebie uwagę. Podobno wkrótce ma powstać film na kanwie wydarzeń opisanych w tym reportażu . Co zapewne umocni sławę i gangsterski prestiż „Mołka”.

 Na jednej z rozpraw „Mołek” pojawił się w koszulce z napisem „Tylko Bóg może mnie sądzić”. Jednak póki co musi zmagać się z ziemskim wymiarem sprawiedliwości.

Marcinowi S. bandycką sławę, duże pieniądze i spory wyrok przyniósł napad na konwojentów w Wólce Kosowskiej.

Żerowisko gangów

Czwartek 14 marca 2013 roku, w centrum handlu hurtowego w podwarszawskiej Wólce Kosowskiej, zapowiadał się spokojnie. Tak jak co dzień tragarze krążyli na swoich hulajnogach pomiędzy halami. Azjatyccy handlarze uwijali się w swoich boksach, a na parkingi podjeżdżały kolejne busy, do których pakowano towar – kosmetyki, buty, ubrania, galanterię skórzaną. Większość, to podróbki markowych towarów, sprzedawane za bezcen, bez paragonów i faktur. Wędrują stąd na bazary, do hurtowni i sklepów w całej Polsce i Środkowo-Wschodniej Europie. Azjaci prowadzący tu swoje biznesy przyzwyczaili się już do regularnych nalotów skarbówki, straży granicznej i policji. Na największym w Europie hurtowym targowisku podróbek nikogo nie dziwią takie akcje. Mimo konfiskaty towaru oraz wysokich kar, życie wraca tam do normy niekiedy po kilku godzinach. Handlarze mają to wliczone w koszty działalności, która przynosi im gigantyczne zyski. Żerują na tym od lat gangi, ściągając haracze oraz okradając tiry z towarem. Także mokotowscy mieli w tej dziedzinie swój znaczący wkład, choćby dzięki grupie Krzysztofa M. „Bajbusa”, rabującej tiry.

W Wólce Kosowskiej niemal wszyscy są przyzwyczajeni do wizyt gangsterów. Mimo wszystko wiadomo, czego można się po nich spodziewać. Także naloty skarbówki oraz policji nie zawsze są zaskoczeniem. Czasem ktoś życzliwy szepnie wcześniej na ten temat słowo. Wiadomo, że nie bezinteresownie. Życzliwość też ma swoją cenę, podobnie jak ochrona gangsterów, która i tak przed niczym nie chroni.

Tak jak zawsze, kwadrans przed południem na ulicy Nadrzecznej pojawiła się furgonetka firmy ochroniarskiej Konsalnet. Jechała od strony trasy krakowskiej, wioząc pieniądze do oddziału Banku Zachodniego WBK w Wólce Kosowskiej. W samochodzie oprócz kierowcy było dwoje konwojentów oraz grubo ponad 4 miliony złotych. Podobne kwoty przywożono tu niemal każdego dnia. Zawsze o tej samej porze. Nigdy nie zdarzyło się nic, co zaniepokoiłoby konwojentów. Tym razem również nikt nie spodziewał się kłopotów.

Strzelali bez ostrzeżenia

 Była godzina 11.47, gdy bankowóz zatrzymał sie przed halą numer 1 w Chińskim Centrum Handlowym. Z auta wysiada dwójka konwojentów – Katarzyna M. i Dariusz W. Oboje są uzbrojeni, mają na sobie hełmy i kamizelki kuloodporne. Niczego się nie spodziewając, idą w kierunku banku. W tym momencie zostali zaatakowali. Bez żadnego ostrzeżenia. Nikt nie krzyczał: To jest napad! Oddajcie pieniądze!

Nic z tych rzeczy. Bandyci od razu zaczęli strzelać im w plecy. Najpierw kule trafiają konwojenta, Dariusz W. dostał w udo i w bark. Tymczasem Katarzyna M. sięga po broń. Ledwie zdążyła ją odbezpieczyć, została postrzelona. Napastnicy pociągnęli za spust łącznie osiem razy. Planowali zabić. Mimo tego konwojenci przeżyli. Dariusz W. miał wyjątkowe szczęście, gdyż przed napadem wyjął ze swojej kamizelki tak zwaną płytę balistyczną, która ma chronić przed pociskami.

Jak ustalono na podstawie zeznań świadków i monitoringu, strzały oddało dwóch zamaskowanych mężczyzn. Natomiast worki z pieniędzmi, które upuścili konwojenci, zabrał trzeci z napastników. Jak wynika z zeznań świadków, bandyci porozumiewali się ze sobą po rosyjsku, zapewne w celu zmylenia tropu. Sprawcy nie zostawili odcisków palców ani żadnych śladów biologicznych.

Na parkingu przed halą w granatowym fordzie mondeo czekał na nich czwarty kompan. Nie zatrzymywani przez nikogo odjechali tym samochodem. Wkrótce okazało się, że był wynajęty na „słupa” w wypożyczalni aut w Tomaszowie Mazowieckim.

Niebawem ustalono, że był jeszcze jeden uczestnik napadu – Artur K. „Karpiu”, który ubezpieczał kolegów w toyocie rav4. Po czym w ustalonym wcześniej miejscu odebrał ich oraz zrabowane pieniądze. W workach było 4 215 000 złotych.

Ukryli miliony

Bandytów pogrążył GPS zainstalowany rutynowo w toyocie, która też była z wypożyczalni, z czego napastnicy powinni zdawać sobie sprawę. Nadajnik pozwolił policjantom szczegółowo prześledzić trasę, jaką poruszali się bandyci. Okazało się, że robili zakupy i tankowali na stacji benzynowej w Warszawie. Na zapisie z monitoringu zachowały się ich sylwetki. Ponadto logowania ich telefonów pokrywały się z przemieszczającym się nadajnikiem GPS. Na dodatek „Mołek” przyjechał do wypożyczalni, aby zwrócić toyotę, co także utrwalił monitoring. To wszystko precyzyjnie wskazało śledczym sprawców napadu.

Wkrótce policja ujęła czterech uczestników tego skoku: Marcina S. „Mołka”, Artura K. „Karpia”, Gawła G. oraz Edwarda P., który zdecydował się na współpracę z prokuraturą. Nie zdołano natomiast zatrzymać, ani też ustalić personaliów mężczyzny strzelającego do Katarzyny M. Był on w śledztwie określany jako „chłopak z Targówka”. Według śledczych do Dariusza W. strzelał „Mołek”.

Zatrzymanie „Mołka”

„Mołka” i „Karpia” oskarżono o usiłowanie zabójstwa i udział w napadzie. W listopadzie 2016 roku zapadł wyrok. „Mołek” został skazany na 15 lat, a „Karpiu” na 8 lat więzienia. Ponadto sąd nakazał zapłatę 162 tysięcy grzywny oraz 70 tysięcy złotych zadośćuczynienia dla postrzelonej konwojentki.

– Przebieg tego napadu był wyjątkowo bulwersujący, i wskazuje na bezwzględność jego sprawców – uzasadniała wyrok sędzia Anna Wierciszewska – Chojnowska.

Nie wyjaśniono jednak w śledztwie oraz w czasie procesu, co stało się ze zrabowanymi milionami. Wiadomo jedynie, że niewielka część gotówki została podzielona między uczestników napadu. Reszta łupu zapewne pozostaje ukryta.

Jeden z oskarżonych prawdopodobnie usiłował zalegalizować część pieniędzy jako spadek. Zgłosił się do urzędu skarbowego, oznajmiając, że po śmierci ojca znalazł w domu blisko 100 tysięcy złotych.

Dla Mołka był to trzeci w ciągu tylko jednego roku prawomocny wyrok więzienia. Także w listopadzie 2016 roku został skazany na 15 lat więzienia za udział w gangu, który dokonywał napadów na biznesmenów w latach 2011- 2013. Z kolei w lutym 2016 roku usłyszał wyrok 6 lat więzienia za udział w uprowadzeniach. W tym samym procesie Wojciecha S. „Wojtasa” skazano na karę 8, a Artura N. „Arcziego” na 7 lat pozbawienia wolności.

Podłamany kolejnym wyrokiem „Mołek” nie wytrzymał i krzyknął podczas jednej z rozpraw: – Czy jestem żółwiem, żeby tak długo siedzieć?!

Karinka i gangsterzy

Policjanci podejrzewają, że może on też mieć związek ze śmiercią Anny S. „Andzi” oraz Piotra Sz. „Świra”, i zaginięciem Rafała M. „Świętego” i 7-letniej Kariny Surmacz. Co miało miejsce w Boże Narodzenie 2002 roku. Sprawę tę opisałem szerzej w książce „Byłam dziewczyną mafii”.

„Andzia” przez pewien czas była w związku z Oskarem Z. Był on jednak chorobliwie zazdrosny o nią. Mimo tego Anna S., w czasie gdy „Oscar” przebywał w areszcie, zapałała uczuciem do „Świra”. Oboje zostali zastrzeleni w mieszkaniu przy ulicy Dąbrowskiego w Warszawie. Natomiast córka „Andzi” Karina i jej chrzestny „Święty”, przepadli bez śladu.

„Mołek” prawdopodobnie dostarczał „Andzi” narkotyki, telefonował też do niej 27 grudnia 2002 roku. Gangster twierdzi jednak, że nie wie nic na temat zabójstwa „Andzi” i „Świra”, a tym bardziej o losach Kariny i „Świętego”.

Można jednak przypuszczać, że „Mołek” wie znacznie więcej, niż mówi. Raczej tą wiedzą nie podzieli się ze śledczymi, którzy podejrzewają, że Marcin S. miał udział w zbrodni. Ponoć widziano go w tym czasie w pobliżu domu „Andzi”. Co zastanawiające, miał być w towarzystwie jej dawnego kochanka a swojego przyjaciela, „Oskara”. Jednak brakuje jakichkolwiek dowodów na udział w zbrodni tych dwóch członków gangu obcinaczy palców.

Na jednej z rozpraw gangu obcinaczy palców „Mołek pojawił się w koszulce z napisem „Homo sum” (Jestem człowiekiem). Może dlatego, że wielu zaczęło już w to wątpić.

Janusz Szostak

Fot. Tomasz Radzik

 

Zobacz również: