Żył jak Rockefeller, obracał grubymi milionami, bawił się w najdroższych hotelach w towarzystwie wielkiej finansjery i gwiazd sportu. Choć jest technikiem radiologii, synem milicjanta, zmysłu do interesów i siły perswazji może mu pozazdrościć niejeden biznesmen. W 2002 roku naciągnął na około 5 mln dolarów słynnego brazylijskiego piłkarza Romario. Poszedł siedzieć, ale to bynajmniej nie przeszkodziło mu nadal oszukiwać. Zza więziennych krat wyłudzał miliony. Biznesmeni  przychodzili do niego na widzenia wierząc, że pomnoży ich majątek.

O Piotrze O. zrobiło się głośno 11 lat temu. Miał wówczas 37 lat i rozległe znajomości wśród „grubych ryb”. Jeździł po całym świecie podając się za wybitnego specjalistę od finansów, lekarza czy też arystokratę. W swoich biznesowych podróżach używał podrobionych paszportów.

Obiecywał gigantyczne zyski, a w rzeczywistości oszukiwał. Milionerzy, skuszeni wizją pomnożenia swojego majątku wpadali w jego sieci niczym płotki. Na około 5 milionów dolarów naciągnął słynnego brazylijskiego piłkarza Romario de Souza Faria. Zarówno piłkarzowi, jak i innym inwestorom wysyłał sfałszowane wyciągi bankowe, z których wynikało, że ich pieniądze procentują.

 Policja na jego trop wpadła w 2003 roku. Wtedy też w jego skrytce bankowej znaleziono wykonany z białego złota i wysadzany brylantami luksusowy zegarek, jeden z 25 takich egzemplarzy na świecie, o wartości ponad 220 tysięcy złotych. W skrytce ponadto znajdowały się dwa kolejne zegarki, warte: jeden ponad 110 tysięcy, drugi ponad 90 tysięcy złotych.

Droga na szczyt

 Ale zanim Piotr O. zaczął pławić się w luksusach, mieszkał w Biłgoraju na Zamojszczyźnie (podobnie jak Janusz Palikot czy Tadeusz Chmiel, twórca Black Red White, obecnie jeden z najbogatszych Polaków). Tu ukończył szkołę podstawową i Liceum Ogólnokształcące. Nauka nie szła mu najlepiej. Nie podszedł nawet do matury. Później uczył się w policealnym studium dla elektroradiologów w Lublinie.

 Na początku lat 90. wyjechał z dziewczyną do Wielkiej Brytanii. Tam przez kilka lat miał zajmować się handlem preparatami odchudzającymi. Po powrocie do kraju, wrócił na stare śmieci. Razem z żoną zamieszkał u swoich rodziców w Biłgoraju przy ulicy Włosiankarskiej. Już wtedy ciągnęło go do wielkich pieniędzy i świata biznesu. Zaczął handlować papierami wartościowymi na światowych giełdach.

 W 1997 roku, posługując się sfałszowanymi czekami, wypłacił z konta Pierwszego Banku Komercyjnego w Lublinie ponad 22 tys. zł. Za oszustwo został skazany na 1,5 roku więzienia. Wykonanie kary zawieszono na 3 lata.

Polska okazała się krajem mu nieprzyjaznym. Dlatego Piotr  O. postanowił ponownie wyemigrować. Tym razem do Niemiec. Tam – posługując się fałszywym czekiem i paszportem – próbował wypłacić z banku 4 miliony marek. Wpadł. Po kilku miesiącach spędzonych w więzieniu, w 1999 roku wyszedł na wolność. Znowu ruszył na podbój Anglii. Na Wyspach nawiązał znajomość z Ianem Burnsem, byłym piłkarzem Evertonu. Futbolista miał firmę w Luksemburgu i grono współpracowników. Szukał ludzi z dużą kasą, którzy chcieliby z zyskiem zainwestować. I znajdował. Pieniądze krążyły na kontach firmy piłkarza, zarabiano na wielokrotnym oprocentowaniu lokat (znany u nas oscylator). Za pośrednictwem Burnsa, Piotr O. poznał innego piłkarza – Romario. Inna wersja mówi, że  Romario przyszedł do biłgorajanina z polecenia rosyjskiego magnata naftowego Romana Abramowicza. W 2002 roku brazylijski gwiazdor wpłacił na konto Piotra O. 4,8 mln dolarów, w nadziei na to, że ten będzie tak obracał jego pieniędzmi, że zyski przekroczą 50 procent. Romario zawarł z Piotrem O. umowę inwestycyjną i rzeczywiście przez jakiś czas zaliczki na poczet zysków wpływały na konto piłkarza.

Podobna historia spotkała pewnego finansistę z Australii, który powierzył O. również 5 mln dolarów. Ale Piotr O. oszukiwał nie tylko obcokrajowców. Nie miał sentymentów również dla swoich rodaków. Ale Polaków – pewnie ze względu na mniejszą zasobność portfeli – naciągnął na znacznie niższe sumy.

Pod koniec 2002 roku postanowił wrócić na Ojczyzny łono. Kupił działkę w Stasinie pod Lublinem, na której wybudował dwie wille (formalnie należały do jego ojca). Ale długo tam nie pomieszkał. W lutym 2003 roku został aresztowany. W jego domach policjanci znaleźli m.in. wysadzany 509 diamentami szwajcarski zegarek z limitowanej, liczącej 25 sztuk serii. W garażach zaparkowanych było kilka limuzyn. Poza tym zabezpieczono sterty dokumentów, m.in. kopie papierów wartościowych opiewających na miliony dolarów, a także korespondencję świadczącą o jego międzynarodowych kontaktach, jak chociażby list od arabskiej księżniczki.

Śledztwo wszczęto po zawiadomieniu głównego inspektora informacji finansowej, którego zainteresowały operacje finansowe na koncie Piotra O. – sięgające milionów dolarów. Jedna z transakcji dotyczyła przelania pieniędzy ze szwajcarskiego konta Romario. Wówczas na konto Piotra O. i jego wspólnika w Drezden Bank trafiło 4,8 mln dolarów. W listopadzie 2003 roku Romario przyjechał do prokuratury w Lublinie złożyć zeznania.

Sześć lat za kratkami

Prokuratura oskarżyła Piotra O. o wyłudzenie w Polsce i za granicą około 40 mln zł. Co robił z taką fortuną? Śledczy ustalili, że pieniądze inwestował w różne spółki i nieruchomości. Deponował je też w zagranicznych bankach (10 mln dolarów trzymał na Cyprze), a sztabki złota przechowywał w banku w Bośni i Hercegowinie.

Procesem interesowały się światowe media. Co było na rękę oskarżonemu. Oczywiście nie przyznawał się do zarzucanych mu oszustw. Przed sądem i kamerami tłumaczył, że nigdy by się do czegoś podobnego nie zniżył, ponieważ jest zbyt szanowanym finansistą. Gdyby tak nie było, prawnicy Romario czy rekinów światowej finansjery nie robiliby z nim interesów. Przekonywał, że zaprzestał wypłat swoim klientom, gdy zorientował się, że jego konta są prześwietlane. Mówił o sobie jako o człowieku z wielkim sercem, hojnym i wrażliwym na ludzką krzywdę. Gdy za granicą spotkał Polaków, którzy nie mieli na chleb, dał im 20 tys. zł. Poza tym, na sali rozpraw uskarżał się na zły stan zdrowia i brak należytej opieki ze strony personelu medycznego Zakładu Karnego w Chełmie. Podejrzewał, że może mieć raka i w związku z tym grzecznie sugerował, że powinien być leczony w warunkach wolnościowych. Udzielał też wywiadów. Dziennikarzom opowiadał o swojej przyjaźni z Johnem Korybutem Woronieckim (kuzynem Wiśniowieckich) mieszkającym w Anglii, o tym, jak u niego na przyjęciu poznał samego Micka Jaggera. Chwalił się swoją rozrzutnością. Na ubrania miał wydawać rocznie pół miliona dolarów. Jego słabością miały być buty z krokodylej skóry.

Lubelski sąd nie dał wiary wyjaśnieniom Piotra O. i w marcu 2006 roku skazał go na 14 lat więzienia i 1,5 mln zł grzywny oraz nakazał zwrot poszkodowanym ponad 40 milionów złotych. Był to najsurowszy wyrok za przestępstwo gospodarcze w historii wolnej Polski. Dla porównania, Bogusław Bagsik, szef firmy Art B, został w 2000 roku skazany na 9 lat więzienia. Po roku sąd drugiej instancji, po rozpatrzeniu apelacji złożonej przez adwokatów Piotra O., złagodził karę skazując go na 8 lat więzienia i 540 tys. zł grzywny.

Po 6 latach odsiadki, w marcu 2009 r. Piotr O. został warunkowo zwolniony za dobre zachowanie.

Gdy był już na wolności, w 2010 roku komornik sądowy przy Sądzie Rejonowym w Lublinie próbował sprzedać zegarki z kolekcji Piotra O. Chętnych nie było. Odstraszała bowiem ich wysoka cena. Zegarek marki Breitling, z bransoletą ze stopu białego złota, próbowano zlicytować za 220 tys. zł (cena wywoławcza 165 tys. zł). Dwa inne czasomierze rzeczoznawca wycenił na 92 tys. zł i 112 tys. zł. W końcu komornikowi udało się je sprzedać. Za ile? Tajemnica zawodowa.

 Oszukał swego adwokata

3 lata  temu, po 6 latach względnej ciszy, o Piotrze O. znowu zrobiło się głośno. We wrześniu 2013 roku słynny oszust został ponownie zatrzymany. Gdy do drzwi jednej z jego podlubelskich willi zapukali funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego, był lekko zdziwiony. Tym razem usłyszał zarzut wyłudzenia 5 milionów złotych od przedsiębiorców z województw: lubelskiego, mazowieckiego, wielkopolskiego i pomorskiego. Śledztwo prowadziła Prokuratura Apelacyjna w Lublinie. Piotra O. oskarżono, że w latach 2006 – 2009 (gdy siedział w ZK) wyłudził ponad 2 mln 700 tys. zł. Wysyłał z więzienia listy do znajomych biznesmenów, w których obiecywał załatwienie kredytu na preferencyjnych warunkach. W lipcu 2008 roku Piotr O. miał też doprowadzić do niekorzystnego rozporządzenia mieniem jeden z warszawskich banków, zobowiązując się do spłaty zaciągniętego dla niego przez inną osobę kredytu, w wysokości 2,5 mln zł.

Proces rozpoczął się we wrześniu przed Sądem Okręgowym w Lublinie.

Piotr O. nie przyznaje się do winy. W sprawie jest poszkodowanych  kilkanaście osób oraz bank. Piotr O. miał oszukać nawet własnego adwokata, który pożyczył mu ponad 7 tys. zł na ratę kredytu zaciągniętego na mercedesa. Pieniądze mecenas przelał na konto ówczesnej żony Piotra O.

Dwa miesiące temu do Sądu Okręgowego w Lublinie wpłynął kolejny akt oskarżenia przeciwko Piotrowi O. Tym razem śledczy postawili mu dwa zarzuty – wyłudzenia 40 tys. zł od jednego z polskich przedsiębiorców i wyłudzenia 2,5 mln euro od pewnej Rosjanki. Tej ostatniej, Piotr O. miał załatwić kredyt w wysokości 24 mln euro. Oczywiście niczego nie załatwił, ale wziął prowizję, po czym przepadł.

Dziś Piotr O. dobiega pięćdziesiątki, i znowu – zamiast pławić się w luksusach – musi tłumaczyć się przed sądem.

Tym razem może trafić za kratki nawet na 15 lat – przestępstw dopuszczał się w warunkach recydywy.

Aneta Urbanowicz

 

 

Zobacz również: