Publikujemy fragment książki „Masa. Jak stałem się bestią.  Od pakera do gangstera”

KSIĄŻKĄ TU DO KUPIENIA

Był 1994 rok, czas gdy pruszkowska mafia była potęgą. Wybrałem się wtedy, jako dziennikarz Expresu Wieczornego,  do miasta nad Utratą, aby porozmawiać z miejscowymi policjantami, jak to się stało, że pod ich okiem wyrosła najpotężniejsza organizacja przestępcza w Polsce.

Gdy wyjaśniłem dyżurnemu oficerowi co mnie sprawdza, ten spojrzał na mnie złowrogo, i chyba niewiele brakowało a wypowiedziałby znaną już formułkę: – Panie, weź pan idź, bo  będziemy musieli pana na dołek zamknąć.      

Co prawda nie zwrócił się do mnie w ten sposób, ale sens jego wypowiedzi był zbliżony. Jednak tym razem nie trafił na oplutego przez Kiełbasę nieszczęśnika lecz na dziennikarza, na którym policyjne zagrywki nigdy nie robiły żadnego  wrażenia.

Chcąc nie chcąc dyżurny zadzwonił do zastępcy komendanta, który odpowiadał za kontakty z mediami.  Ten zaś  zaprosił mnie do siebie i od początku rozmowy narzekał, że policja jest  słabo dofinansowana i nie ma odpowiednich umocowań prawnych aby walczyć z gangami: – Gangi udoskonalają swoje  środki działania, przerzucają się na legalne formy, rozszerzają swoje wpływy – tłumaczył mi wówczas Henryk Plaskaty – Policja musi być wyposażona w odpowiednie środki prawne by walczyć z nimi skutecznie.

Gdy zapytałem, jak miejscowa policja radzi sobie z mafią pruszkowską, komendant prawie pochwalił gangsterów: – Ci ludzie z zasady nie popełniają przestępstw na naszym terenie. Nie mamy zatem z nimi problemów – i po chwili dodał – Mimo to nie narzekamy na brak pracy. W minionym kwartale popełniono u nas 951 przestępstw.  – komendant dodał jeszcze kilka liczb ze statystyk,  na potwierdzenie tezy, że pruszkowska  policja nie próżnuje. Ale wystarczy ta jedna aby uzmysłowić sobie skalę przestępczości w tym mieście. Zwłaszcza, że kilka dni później odwiedziłem Wołomin. I tam od komendanta Andrzeja Łopaty usłyszałem, że w ciągu roku w rejonie tego miasta odnotowano 691 przestępstw. Co wydaje się mizernym wynikiem wobec kwartalnych osiągnięć Pruszkowa.

Wołomiński komendant policji, z którym w tamtych czasach spotykałem się dość regularnie, zapewniał mnie za każdym razem, że na podległym mu terenie nie ma przestępczości zorganizowanej: – W każdym razie nie działa tu żadna mafia. – twierdził uparcie. Chociaż w tym samym czasie odwiedzałem Dziada w jego domu w Ząbkach. Na własne oczy widziałem gangsterów, rozmawiałem z nimi. Jednak miejscowa policja jakby ich nie dostrzegała.

Masa otwarcie twierdzi, że w Pruszkowie policja była opłacana przez gangsterów: – Myśmy kapuchy nie żałowali tym psom. Nie masz pojęcia ile tam pieniędzy szło.

– Wszyscy byli skorumpowani, cała komenda, komendant też? – trochę nie dowierzam

– Wszyscy od krawężników po naczelników.

– Komendant też?  – dopytuję.

– Nie mieliśmy do niego dojścia. – odpowiada świadek koronny i po chwili dodaje – Zresztą żaden policjant z Pruszkowa by się nam nie naraził. Wiedzieliśmy przecież gdzie mieszka każdy z nich, co robią ich bliscy. Kto by ryzykował?

– A jednak znalazł się jeden śmiałek i ukarał cię mandatem.

– Później raczej tego bardzo żałowała, bo chłopaki powiesili go za ręce skute w kajdankach na drzewie w parku. Wcześniej rozebrali go do naga.

Skala korupcji w  Pruszkowie miała być w tym czasie tak wielka, że chociażby z tego względu miasto zasłużyło na miano polskiego Palermo. Jarosław Sokołowski  o łapówkarstwie wśród policjantów mówił w czasie swoich zeznań w 2000 roku. Przytoczmy ich fragmenty: „W 1998 lub 1999 roku Pawlik opowiadał mi, że Parasol zgwałcił jakąś dziewczynę z Pruszkowa. Do gwałtu miało dojść w mieszkaniu Keysa i Parasol został zatrzymany przez Policję z Pruszkowa. Po zatrzymaniu Parasola przyjechał do niego Zygmunt R. i dał mu 60 milionów starych złotych (6 tys. zł. – przyp. aut.) na załatwienie sprawy. Pawlik mówił mi, że taką kwotę uzgodnił wcześniej z policjantem z Pruszkowa o nazwisku G. Pawlik dał te pieniądze G. i sprawa została zatuszowana a Parasol zwolniony. Podobna sytuacja była z pasierbem Pawlika synem jego żony o imieniu Adam. On również został zatrzymany przez policjantów z Pruszkowa, ale dokładnie nie wiem do jakiej sprawy i wtedy też Pawlik załatwił jego zwolnienie poprzez tego samego policjanta z Pruszkowa. Wiem od Pawlika, że za zwolnienie Adasia miał zapłacić 150 milionów starych złotych, ale przez pomyłkę dał 200milionów starych złotych (20 tys. zł. – przyp. aut.). Jeden z policjantów, ale nie pamiętam w tej chwili, który opowiadał mi, że po zatrzymaniu Adasia żona Pawlika awanturowała się w Komendzie w Pruszkowie. Krzyczała, że może w mordę rzucić pieniądze za zwolnienie Adasia, że daje miliard i Adaś ma natychmiast wyjść. Pawlik potem przepraszał G. za jej zachowanie a G. przepraszał innych policjantów. Było to również w 1998 lub 1999 roku. Ja tego policjanta o nazwisku G. znam od kilku lat. Jest to mężczyzna w wieku między 40 a 50 lat. Ma on ksywkę Miami. G. poznałem na początku 1997 lub pod koniec 1996 roku. Wtedy zadzwonił do mnie Andrzej, pseudonim Mustang. Był to mężczyzna, który był właścicielem sklepu firmowego Mustang w Pruszkowie. Zadzwonił do mnie i zaprosił mnie do tego sklepu i powiedział mi, że się szykuje jakaś akcja na mnie i wtedy przedstawił mi G. mówiąc, że jest to policjant. G. powiedział mi wtedy, że się szykuje jakaś akcja policyjna i żebym wyjechał. Potem G. wyszedł a Mustang powiedział mi żebym za tę informację zostawił 5 lub 10 milionów starych złotych (500-1000 zł. – przyp. aut.) dla G. Z G. od tego czasu spotykałem się dwa razy w miesiącu do chwili mojego aresztowania. Przekazywał mi informację dotyczące akcji policyjnych, dotyczące samochodów jakimi poruszają się policjanci z wydziału PZ po Pruszkowie z markami tych samochodów i ich rejestracjami. Często uprzedzał mnie przed akcjami policyjnymi kiedy mam wyjechać z domu. G. jest chyba rzecznikiem prasowym komendy w Pruszkowie ponieważ widziałem go raz w telewizji udzielającego wywiadu. Wszyscy szefowie grupy pruszkowskiej znali G. Jedną z takich list samochodów, którą dał mi G. przekazałem Bryńdziakom. I z tego co wiem Sankul został zatrzymany przez policjantów. Była to ekipa składająca się z tego dwóch policjantów z drogówki i dwóch antyterrorystów i znaleziono przy nim taką listę. I Sankul miał się z tego tłumaczyć. Za każdą taką informację dawałem osobiście G. 5 lub 10 milionów starych złotych. Raz dałem mu 500 dolarów. Przypomina sobie także, że w 1998 roku otrzymałem pieniądze od G. Była to kwota 500 lub 1000 dolarów. Pieniądze te pochodziły od złodzieja samochodów o pseudonimie Cytryn mieszkającego w Ursusie. Był to złodziej, który został opodatkowany przez grupę i nie wywiązywał się, to znaczy nie przekazywał pieniędzy grupie. Potem wyjechał do Stanów Zjednoczonych na dwa lub trzy lata. Kiedy wrócił G. ustalił gdzie on przebywa. Powiedział mi o tym i powiedział również, że wie iż grupa ma coś do niego i że Cytryn jest cieplutki to znaczy, że posiada pieniądze. Zapytał się mnie, czy może się zająć ściągnięciem pieniędzy od niego. Ja zgodziłem się na to i powiedziałem G., że może powiedzieć Cytrynowi, że działa w moim imieniu i może wziąć połowę sumy, którą odda Cytryn . Potem G. przez kilka miesięcy przynosił mi drobne raty od Cytryna. Z plotek wiem, że w czasie kiedy byłem aresztowany Chińczyk chciał ściągnąć dług od jakiegoś człowieka. Napadł go w Pruszkowie przystawił mu do głowy pistolet i domagał się zwrotu pieniędzy. Został wtedy zatrzymany przez policję a Szlachet wykupił go za pół miliarda starych złotych (50 tys. zł. – przyp. aut.). Szlachet zbierał na to pieniądze z Tomkiem z Komorowa. Tomek ten ma jakąś firmę i zajmuje się wyłudzaniem kredytów. Chińczyk żeby zwrócić pieniądze musiał potem sprzedać swój samochód marki BMW (…) Dla podgrupy którą kierowałem pracował także złodziej samochodów o pseudonimie Suchy. On w tej chwili siedzi w więzieniu. Kiedy był na wolności opowiadał mi, było to w roku 1998 , że przy okazji kradzieży jakiegoś samochodu był ścigany przez policjantów z Pruszkowa. Uciekał przez podwórko szkoły numer 8 i jakieś inne posesje, ale w końcu zatrzymali go. Za wypuszczenie musiał zapłacić 3 tysiące dolarów. Byli to policjanci z wydziału kryminalnego z Pruszkowa. Dowodził nimi policjant o nazwisku K. (…)”.

Janusz Szostak

Zobacz również: