To była miłość od pierwszego wejrzenia. Miała być taka na całe życie. Przetrwała zaledwie kilka miesięcy. Marzenia Kamili o szczęściu nie spełniły się. Przerwała je śmierć z rąk mężczyzny, który do niedawna był bliski jej sercu.
Była połowa lata 2017 roku, gdy poznali się na dyskotece w Lubaniu (woj. dolnośląskie). Przy jednym ze stolików siedziała 24-letnia wtedy Kamila K. Podszedł do niej 33-letni Artur K. i zapytał: – Czy mogę się przysiąść?
Drobna dziewczyna o subtelnym i pogodnym wyrazie twarzy zmierzyła wzrokiem wysokiego przystojnego mężczyznę i się uśmiechnęła do niego z lekka. Tak zaczął się związek tych dwojga, zakończony wkrótce tragedią.
Od miłości do zazdrości
– Po prostu zakochała się w nim na zabój, od pierwszego wejrzenia – mówili potem jej przyjaciele.
Kamila K. ukończyła politechnikę i wróciła do Lubania. Właśnie dostała pracę w tamtejszym sanepidzie i bardzo się z tego powodu cieszyła. Trudno było bowiem w Lubaniu dziewczynie, zaraz po studiach zdobyć dobrą pracę.
34-letni Artur wrócił z pracy w Niemczech i mieszkał u rodziców w Kościelniku, oddalonym o kilka kilometrów od Lubania. Nie miał wykształcenia. Pracował fizycznie w firmie budowlanej, w Lubaniu.
Matka bardzo kochała swoją córkę i dbała o nią. 24-latka miała jeszcze babcię. Ojciec Kamili zmarł. Dziewczyna posiadała własne mieszkanie w trzypiętrowej kamienicy przy ulicy Kopernika w Lubaniu. Postanowiła zamieszkać w nim wspólnie z Arturem. On tez wolał mieszkać mu niej, niż u swych rodziców na wsi.
Dokładnie nie było wiadomo, czy pomagał w domu dziewczynie.
– Wychodził w każdym razie z psem, odprowadzał ją do pracy – mówili potem świadkowie.
– Ale na pewno był o nią chorobliwie zazdrosny – przyznawali w lubańskiej prokuraturze.
Artur K. pił sporo. I nieraz upijał się na umór.
Gdy się poznawali, Kamila K. nie wiedziała o tej jego przypadłości.
– Zaczęła nas unikać, gdy go dobrze poznała – powtarzali jej przyjaciele. – W przeciągu kilku miesięcy zmieniła się nie do poznania. Wręcz stała się jakaś inną osobą.
Artur w mieszkaniu Kamili stawał się coraz bardziej napastliwy i agresywny w stosunku do niej. Z zazdrości o nią wpadał w furię. I zdawało się wszystkim wokół, że w tym czasie stawała się jakby jego własnością…
– Gdzie idziesz_! – wrzeszczał na nią, kiedy planowała wyjść sama do swoich znajomych, których przez Artura ubywało wyraźnie.
Denerwował się również, gdy odwiedzała matkę i babcię. A ona wstydziła się po prostu, by ją ktoś widział razem z nim a nim na ulicy.
Pił i bił
Często ubliżał wówczas Kamili K. Stosował wobec niej przemoc fizyczną. Psychicznie się również nad nią znęcał. Okradał ją też z pieniędzy. I ciągle pił. Ale ona nie tolerowała wokół siebie alkoholików. Nie chciała denerwować matki, choć ta przypuszczała, że z powodu Artura K. córce dzieje się krzywda. W końcu miarka się przebrała i o wszystkim opowiedziała swej babci.
Po trzech miesiącach tolerowania agresywnego zachowania Artura K. kobieta zdecydowała się na odwagę: – Wynoś się z mojego domu. – oświadczyła mu niespodziewanie.
Posłuchał i opuścił mieszkanie Kamili, choć nie znikł z jej życia. Zaczął ją prześladować albo brał na litość. Odwiedzał ją i prosił, żeby mu przebaczyła. Obiecywał, że się zmieni. Byle mógł do niej wrócić. Grał na jej emocjach.
– Nawet obsypywał ją kwiatami. – mówi znajoma Kamili.
Trudno dziś powiedzieć, ile razy spotykali się z sobą w tym czasie, i ile razy ponownie z sobą zrywali.
Zgwałcił i zabił
Kamila dowiedziała się, że Artur w przeszłości siedział w więzieniu. Wtedy postanowiła z nim zerwać definitywnie.
– Był karany za kradzieże, miał kryminalną przeszłość – potwierdza Kamila Wolańska Prokurator Rejonowy z Lubania.
Tego dnia, jak zawsze, Artur zadzwonił do Kamili. Świadkiem tej rozmowy miał być jego ojciec. Słyszał, jak przez telefon syn groził kobiecie. A potem wyszedł spotkać się z nią w jej mieszkaniu. Nie było świadków tego co tam zaszło.
– To było z 2 na 3 lutego 2018 roku – przypomina prokurator.
3 lutego w mieszkaniu Kamili pojawiła się jej matka. Przyszła zaniepokojona o córkę, gdyż ta nie odpowiadała na telefony matki. Nie otwierała też drzwi mieszkania. Zatem matka skorzystała z zapasowych kluczy, które miała przy sobie. Gdy weszła do pokoju, jej oczom przedstawiał się przerażający widok. 24-latka leżało nakryta poduszka i pościelą. Kobieta podniosła ja i zobaczyła zmasakrowane ciało swojej córki. Kamila nie żyła.
W pokoju wokół był ogromny bałagan, jak po jakiejś walce.
– Zginęła na skutek zaduszenia poduszką, była zakryta potem pościelą – potwierdza prokurator Wolańska. – Morderca przed zabójstwem jeszcze zgwałcił dziewczynę! Uciekając z mieszkania zabrał telefon komórkowy. Potem z kolegami pił w piwnicy piwo.
– Nie uciekał, dał się skuć kajdankami – powiedzieli policjanci. – Niektórzy tak mają: albo będziesz moją, albo niczyją! – usłyszałem od jednego z funkcjonariuszy. Na takiego właśnie trafiła Kamila K.
W czasie zeznań Artur K. żałował swego czynu i nie był w stanie wytłumaczyć, dlaczego zabił: – Kochałem ją przecież – powiedział tylko.
Napisał nawet list z przeprosinami do matki Kamili, a w nim wyznał, że bardzo żałuje.
– 21 września tego roku akt oskarżenia w tej sprawie skierowaliśmy do Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze – informuje prokurator Wolańska. – Za brutalna zbrodnię będę się domagała dla Artura K. dożywocia.
– Terminu rozprawy nie jest jeszcze ustalony – komunikuje sędzia Tomasz Skowron, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.
Kilka dni przed śmiercią poznała Norberta. Marzyła o szczęśliwym związku, o miłości, i o tym, że w białej sukni stanie przed ołtarzem. Ubrano ją w nią do trumny.
Roman Roessler