Od prostytutek w Berlinie wymaga się legitymacji, ale nie ma urzędów, które by im je wystawiły. Biurokracja ma nieoczekiwany efekt.
Od nowego roku prostytutki w Berlinie będą miały problem, bo pół roku po wejściu w życie przepisów o ochronie kobiet trudniących się nierządem wymaga się, aby miały one przy sobie odpowiednią legitymację jako dowód zarejestrowania swojej działalności gospodarczej i wizyty w poradni zdrowia. Bez takiego dokumentu nie wolno im pracować w domach publicznych.
Problemem jest jednak to, że stołeczne władze nie stworzyły jeszcze odpowiednich urzędowych placówek, które mogłyby wystawić takie dokumenty. Pozostaje więc szereg rozwiązań przejściowych.
– Jeżeli prostytutki do końca roku próbowały zgłosić się do urzędów dzielnicowych, wydane im tam zaświadczenia wystarczą jako dokument, w miejsce legitymacji – wyjaśnia Christoph Lang, rzecznik wydziału zdrowia w Senacie Berlina.
W placówce poradnictwa dla prostytutek „Hydra” telefon dzwoni bez przerwy. – Wiele kobiet dręczy niepewność – mówi szefowa placówki Simone Wiegratz. – Szczególnie imigrantki boją się, że od stycznia mogą mieć problemy z władzami albo właścicielami domów publicznych, ponieważ zamiast legitymacji będą mogły tylko przedłożyć zaświadczenie o meldunku. Niektórym ciężko było zdobyć nawet takie zaświadczenie: niektóre urzędy dzielnicowe odsyłały kobiety z kwitkiem, gdzie indziej wymagano od nich zdjęcia, nie udawało się robić takich zgłoszeń online, za to innym tylko przybijano pieczęć na papierze. – Panuje niezły chaos – mówi szefowa „Hydry”.
Wiele prostytutek z Berlina nie wie, czy ich tymczasowe zaświadczenia będą honorowane także w innych krajach związkowych. W całych Niemczech obowiązywać będzie bowiem wspomniana legitymacja. Cały ten biurokratyczny galimatias ma jeszcze jeden pozytywny tym razem efekt uboczny. Niektóre kobiety powiedziały jej, że mają już dosyć biurokracji i z końcem roku chcą zarzucić prostytucję.
źródło dw.com

Zobacz również: