Czy prokuratura chroni policjantów przysłuchujących Adama Z.?Fot. Przemysław Graf

Od samego początku zaginięcie Ewy Tylman wywołało wielkie zainteresowanie. Sprawą zajęli się dziennikarze prawie wszystkich redakcji. Wokół niej pojawiło się wiele zagadek i niejasności. Niestety działania policji i prokuratury nie przyczyniły się do ich rozwiązania, a wręcz przeciwnie. Z każdym miesiącem pytań było coraz więcej. Prokurator Małgorzata Jarecka sprytnymi metodami sterowała informacjami na temat śledztwa. Media na tę pułapkę dały się nabrać i w zasadzie skazały już Adama Z. przed rozpoczęciem procesu.

Gdyby sąd przychylił się do wniosku o utajnienie procesu, to pewnie do dzisiaj opinia publiczna uważałaby Adama Z. za winnego. Każda kolejna rozprawa odsłaniała słabość aktu oskarżenia. Dziennikarze Reportera od samego początku wskazywali na wiele kłopotliwych dla prokuratury faktów.

W ostatnich dnach dotarliśmy do kolejnego świadka, który może wnieść wiele istotnych informacji dla sprawy, a przede wszystkim pokazać, jakie metody stosowała policja wobec zatrzymanego Adama Z.

Katowany podczas przesłuchania?

Tadeusz Sobolewski jest detektywem, właścicielem firmy ochroniarskiej, ale też na swojej internetowej stronie prezentuje reportaże z prowadzonych przez siebie śledztw.

Gdy zaginęła Ewa Tylman również zajął się tą sprawą. Zaczął zbierać informacje na temat Adam Z., Adama O. oraz rodziny Ewy Tylman. Już na samym początku spotkał się z bardzo nieprzyjaznym odzewem właśnie ze strony rodziny Ewy Tylman.

– Trafiłem na niejasne informacje o działalności finansowej Piotra Tylmana. Poszedłem tym tropem, by wyjaśnić czy mogą one mieć jakikolwiek związek z zaginięciem dziewczyny – tłumaczy Sobolewski.

I tu zaczęły się pierwsze kłopoty. Bardzo nerwowo zareagował Piotr Tylman. Zadzwonił do Sobolewskiego i żądał zaprzestania zajmowania się sprawą siostry. Rzekomo krzyczał i groził. Jak twierdzi detektyw, z pogróżkami zadzwonił również Andrzej Tylman, ojciec zaginionej. Było to w pierwszych dniach od zniknięcia dziewczyny. Takie zachowanie musiało wzbudzać podejrzenia. Obydwie rozmowy telefoniczne zostały nagrane.

Zbierając informacje na ten temat Tadeusz Sobolewski kilka razy usłyszał o nagraniach z policyjnego przesłuchania Adama Z. Twierdzi, że udało mu się dotrzeć do nagrania wykonanego telefonem komórkowym z przesłuchania. Było ono bardzo złej jakości, ale słychać na nim jak policjanci krzyczą, dochodziły też inne niepokojące hałasy. Mogły to być odgłosy uderzeń lub przewracanego krzesła, w tle słychać było głos innego mężczyzny. Niestety Sobolewski nie zdążył zrekonstruować nagrania oraz ustalić, czy rzeczywiście jest to głos Adama Z.

Wkrótce w siedzibie firmy Sobolewskiego pojawili się policjanci z żądaniem wydania wszystkich materiałów związanych ze sprawą Ewy Tylman.

– Policji nie mogłem ufać. Zapowiedziałem natomiast, że sam dostarczę te materiały do prokuratury, i odmówiłem ich wydania zasłaniając się tajemnicą dziennikarską – tłumaczy Sobolewski.

I tu dochodzimy do dwóch wersji, jednej przedstawionej przez prokuraturę, drugiej przez samego zainteresowanego.

Kret policyjny u detektywa

Tadeusz Sobolewski twierdzi, że po odmowie stał się ofiarą podstępu policji. W firmie zatrudnił Monikę C. dziewczynę posiadającą licencję detektywa. Miała pomóc przy pracy redakcyjnej.

– Dziewczyna od samego początku wykazywała dziwne zainteresowanie sprawą Ewy Tylman. Chciała przy niej pracować – tłumaczy.

Jednak Sobolewski ani razu nie dał jej żadnego zadania związanego z tym tematem, ale doszło do dziwnego incydentu. Kiedy dziewczyna została sama w siedzibie firmy, wówczas pojawili się policjanci i zostali wpuszczeniu do środka. Nie mieli nakazu przeszukania. Osoba posiadająca licencję detektywa doskonale wiedziała, że nie musi ich wpuszczać. Jednak pozwoliła im wejść oraz przeszukać biuro i przejrzeć zawartość komputerów.

– To naganne zachowanie. Nawet nie wiem co skopiowali, w firmie mam dane moich klientów, nazwiska, adresy, dokumentację zainstalowanych alarmów – tłumaczy wściekły Sobolewski.

Co ciekawe dziewczyna w dniu wizyty policji nie powiedziała nic szefowi, a kilka dni po tym zdarzeniu zwolniła się. Sobolewski przypadkowo, w zastawionym przez nią kalendarzu znalazł pismo od prokurator ze spisem zabezpieczonych nośników.

– Ona była kretem policji w mojej firmie – do takich wniosków doszedł Sobolewski.

Haki na Rutkowskiego

Druga wersja wydarzeń, przedstawiona przez prokuraturę jest zupełnie inna. W piśmie z dnia 23 września 2016 prokurator Łukasz Biela wyjaśnia, że wszystkie zabezpieczone materiały wydała pracownica Sobolewskiego dobrowolnie. Dodatkowo przypomina, że zgodnie z decyzją sądu został on zwolniony z tajemnicy dziennikarskiej. W tym samym piśmie, które jest odpowiedzią na skargę Sobolewskiego na działalność policji, prokurator informuje, że wydał nakaz przymusowego doprowadzenia Tadeusza Sobolewskiego na przesłuchanie. Powodem miało być ignorowane wezwań.

Co takiego było w materiałach zgromadzonych przez Tadeusza Sobolewskiego, że prokuratura zareagowała tak ostro?

Pogłoski o nagraniu przesłuchania Adam Z. przez policję pojawiały się od dawna. Czyżby do prokurator dotarły informacje, że prawdopodobnie są one w posiadaniu Sobolewskiego. To musiało niepokoić. Adam Z. – oskarżając policjantów o wymuszenie zeznań – nie miał żadnych dowodów. Do tej pory mieliśmy jego słowo przeciwko zeznaniom policjantów. Nagrania mogły ich pogrążyć, ale również obalić główny dowód w sprawie o morderstwo. To bardzo niewygodny wątek dla prokuratury. Stąd nasuwa się pytanie, czy rzeczywiście policja takie nagranie posiada?

Jest jeszcze drugi wątek w tej sprawie. Tadeusz Sobolewski w trakcie swojej pracy kontaktował się z Krzysztofem Rutkowskim. Jedna z ich rozmów telefonicznych została nagrana. Może prokuraturze zależało również na tym nagraniu. Może liczyli, że wykorzystają ją w sprawie przeciwko Rutkowskiemu.

– Policjanci podczas przesłuchania namawiali mnie bym dał im coś na Rutkowskiego. Zależało im na ostatnich wydarzeniach wokół Ewy Tylman, ale również pytali o przeszłość – potwierdza Sobolewski.

Jak donosi Gazeta Wyborcza prokuratura w Zielonej Górze rozpoczęła śledztwo przeciwko bratu Ewy Tylman o utrudnianie śledztwa. Każdy kolejny dzień przynosi nowe wątki w sprawie śmierci Ewy Tylman. Coraz wyraźniej widać, że Adam Z. nie jest winny jej śmierci, ale za to w kręgu podejrzeń pojawiają się inne osoby. Może czas, aby prokuratura zajęła się tymi wątkami wnikliwie.

Jednak największe obawy musi budzić sposób pracy policji i prokuratury. W wielu przypadkach prawo zostało złamane, a wiele niewygodnych faktów przemilczane.

Przemysław Graf

Fot. Przemysław Graf

Zobacz również: